Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CLXIX
Mateusz zamyślił się nad kłopotami, jakie sprawiły Tadkowi Rogoźniakowi i jego żonie Małgosi wpisy na fejsbuku dawnej szkolnej znajomej. I o ich konsekwencjach. Niby z żoną wszystko wyjaśnione, wszystko przebaczone, choć za wiele do przebaczania nie było, ale pani Małgosia ciągle musi sobie radzić ze współczującymi i „pełnymi zrozumienia” spojrzeniami sąsiadek i generalnie połowy wsi. Bo oczywiście cała wieś huczy o rzekomych trudnościach w małżeństwie Rogoźniaków, rzekomym romansie Tadeusza i rzekomym poszukiwaniu specjalisty od „kościelnych rozwodów”. Mateusz miał wreszcie pełną jasność odnośnie plotek dotyczących rzekomej wymiany między nim a Rogoźniakiem: Rogoźniak dał mu beemkę za darmo, a teraz on Mateusz ma mu załatwić „rozwód kościelny”, żeby Rogoźniak mógł wrócić do swojej starej miłości. I tak to sobie krąży po wsi.
- I wie ksiądz co? Im więcej próbujemy przekonać ludzi, że to wszystko bzdury, tym bardziej są przekonani, że coś w tym musi być, bo Rogoźniakowa taka smutna, a Rogoźniak nerwowy. A i ksiądz potwierdził, że jeszcze mi grosza za auto nie dał, więc im się wszystko zgadza. Dlatego my z Gosią już nic nie mówimy. Czekamy aż się to skończy – tłumaczył mu Tadek.
- Rzeczywiście patrząc na pana żonę, to widać, że ona się przejmuje – zauważył Mateusz.
- Aha! Bo jest jeszcze jedna sprawa, nie powiedziałem księdzu – przypomniał sobie Rogoźniak. - Nasz starszy syn Michał ma sympatię poznaną, no niech ksiądz zgadnie gdzie?
- Na fejsbuku? - nie miał wątpliwości Mateusz.
- Bingo! - potwierdził smutnym głosem Rogoźniak. - I powiem księdzu, że myśmy jeszcze jej na żywo nie widzieli, ale ponieważ oni się codziennie widują przez ten Internet, wie ksiądz, przez kamerki, to ona się wydaje nawet całkiem porządna. Wydaje się, bo pewności żadnej nie ma, ale troszczy się o Michała bardziej niż moja żona i co najważniejsze, on jej nawet słucha bardziej niż swojej matki, co nie zaszkodzi. Ale mamy taki uraz do tego całego Internetu, że moja Gosia zamartwia się ciągle, że z tą dziewczyną to też może być jakiś problem. Bo skąd możemy wiedzieć, czy ona nie jakaś panna z dzieckiem albo rozwiedziona? - rozłożył ręce Rogoźniak.
- Wie pan, panie Tadku, nawet jakby tak było, to przecież nie jest jakiś dramat, a poza tym po co sobie bandażować głowę zanim sobie ją człowiek rozbije – powiedział Mateusz cytując stare włoskie powiedzenie. - Mnie się wydaje, że dzieci porządnie wychowaliście, swoje zrobiliście. Teraz możecie ostrzec, upomnieć, ale chłopaki sami muszą decydować o swojej przyszłości.
- Ma ksiądz rację, tak właśnie jest, ale to nie umniejsza zmartwień mojej żonie, która jest bardzo wrażliwa. A mnie z kolei serce się kraje, jak ją widzę smutną - tłumaczył Tadek.
- Panie Tadku! Najważniejsze, że między wami wszystko w porządku, a ludzie pogadają, pogadają i przestaną. Niech pan się nie zamartwia i proszę serdecznie pozdrowić małżonkę – powiedział Mateusz wstając. - Ja już muszę uciekać. Zostańcie z Bogiem!
Pieszo poszedł na plebanię, bo ustalili, że Rogoźniak zajmie się uszkodzonym zderzakiem jego nowego samochodu. Kiedy już był blisko kościoła tuż za nim z piskiem opon zahamował jakiś samochód.
„Czyżby ten stary esbek tym razem chciał mnie definitywnie załatwić?” - Mateusz natychmiast pomyślał o Skalnickim, który celowo spowodował stłuczkę. Oglądając się za siebie zobaczył swoją starą pandę, choć musiał przyznać, że z trudem ją rozpoznał. Auto lśniło czystością, jak chyba nigdy, kiedy jego właścicielem był Mateusz. Z auta wyskoczył rozpromieniony Konrad, lektor, któremu podarował swoje stare auto.
- A co to, beemwica księdzu nawaliła? - śmiał się Konrad.
- Miałem drobną stłuczkę – uśmiechnął się Mateusz. - Aleś Konrad to auto wypucował, chyba od nowości takie nie było.
- Niech ksiądz wsiada! - powiedział Konrad. - Nie z tej strony, od strony kierowcy.
- Ale po co? - dziwił się Mateusz.
- Proszę wsiąść – nalegał chłopak.
- No dobra – powiedział Mateusz wsiadając do pandy. - I co teraz?
- Niech ksiądz włączy rozrusznik! - polecił Konrad. Mateusz przekręcił kluczyk i silnik natychmiast cicho zawarczał.
- Teraz niech ksiądz zgasi i spróbuje jeszcze raz! I jeszcze raz. I jeszcze raz... Widzi ksiądz? Chodzi jak szwajcarski zegarek – cieszył się Konrad patrząc na zdumionego Mateusza.
- Co ty mu zrobiłeś? - Mateusz pamiętał swoje stare auto i jego charakterystyczny kaszel i coraz słabiej kręcący rozrusznik. Bóg jeden wie, ile razy panda zostawiła go na nogach.
- Wymieniłem wszystkie kable od elektryki i świece. I wie ksiądz co? To auto jest świetne, bo w nim nie ma żadnej elektroniki, tu się nie ma co zepsuć, jeśli kontroluje się na bieżąco to, co trzeba. I ja jestem naprawdę księdzu bardzo wdzięczny. I tak jak obiecałem, jestem na każde zawołanie babci i mamy. Nawet księdzu powiem, że one już się zbyt dobrze przyzwyczaiły. Mama sobie wczoraj zażyczyła wyjazdu do kina!!! A ostatni raz była w kinie, jak się zaręczyła ze świętej pamięci tatą! - entuzjazmował się.
- Popatrz, ile radości może przynieść taki stary grat – powiedział z uśmiechem Mateusz.
- No, no! Niech ksiądz nie obraża mojego auta! – żartobliwie odgrażał się Konrad. - Za karę księdza nie podwiozę, niech se ksiądz idzie piechotą do samej plebanii – krzyczał ze śmiechem Konrad odjeżdżając.
- Jakoś się doczłapię – powiedział Mateusz przyglądając się dwójce osób, które czekały przed drzwiami plebanii. - Chyba mam interesantów.
- Szczęść Boże, księże proboszczu – powiedziała ubrana na czarno kobieta i Mateusz był prawie pewien, że chodzi o pogrzeb.
- Szczęść Boże, witam państwa. Proszę bardzo, już otwieram, zapraszam. Co państwa do mnie sprowadza? - zapytał Mateusz przepuszczając gości przodem i prowadząc ich do ciągle niemal pustego salonu umeblowanego jedynie stołem z krzesłami.
- Ojciec zmarł, proszę księdza – odpowiedział mężczyzna ubrany w jaskrawozieloną kurtkę i beżowe spodnie. W sumie, styl nastolatka, choć mężczyzna musiał mieć grubo po pięćdziesiątce.
- Ksiądz nas nie zna – powiedziała kobieta. - Moje nazwisko Elżbieta Kowalska, a to jest mój mąż, znaczy się... partner – powiedziała kobieta czerwieniąc się.
- Kochanie, księdza nie interesuje nasz status cywilny, nie musisz się tłumaczyć. W końcu mamy chować naszego ojca, a my jeszcze żyjemy. Nasze dzieci będą się kiedyś tłumaczyć, dlaczego nie mamy ślubu, my nie musimy – powiedział mężczyzna, a kobieta zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- No chyba jakoś musiałam się przedstawić – kobieta była wyraźnie zdegustowana postawą swojego mężczyzny. - No więc proszę księdza, zmarł teść..., znaczy się ojciec mojego... męża. I ponieważ on tutaj mieszkał przez 40 lat zanim się wyprowadził do Niemiec, to chciał na miejscowym cmentarzu spocząć po śmierci. No więc chcielibyśmy załatwić wszystkie formalności pogrzebowe. Chciałam też powiedzieć, że tato..., znaczy się teść został skremowany i przywiozą go do kościoła w urnie, mam nadzieję, że to nie stanowi żadnego problemu.
- Kochanie, ale po co ty to w ogóle księdzu mówisz, przecież ksiądz wie, jak się robi pogrzeb z urną zamiast trumny, prawda? - spojrzał na Mateusza, ale nie czekając choćby na gest odpowiedzi kontynuował. - Pozwól księdzu, niech zapyta o to, co chce wiedzieć, a nie wyrywasz się, jak na lekcji religii – zniecierpliwiony strofował swoją kobietę. Mateusz miał dziwne uczucie, jakby mężczyzna coś chciał ukryć i bał się, że kobieta powie za dużo.
- Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że bardzo mi przykro, że stracił pan ojca - Mateuszowi udało się wreszcie dojść do głosu. - I z mojej strony zrobię wszystko, aby jego wola została spełniona. W sumie nie potrzebuję aż tak dużo informacji. Będzie potrzebny akt zgonu, trzeba ustalić datę pogrzebu i...
- Mam nadzieję - wszedł mu w słowo mężczyzna - że nie ma zamiaru ksiądz teraz mówić o pieniądzach, bo Kościół się zmienił, prawda? Teraz mamy papieża Franciszka, który wyraźnie powiedział, że księża nie powinni brać opłat za sakramenty i pogrzeby. Ksiądz chyba sobie wyobraża, że my już ponieśliśmy spore koszty związane z kremacją za granicą, transportem...
- Wstydziłbyś się! - nie wytrzymała kobieta. Przywiozłeś ojca w walizce, pomiędzy ubraniami! I nic cię to nie kosztowało! Proszę księdza, chcę żeby ksiądz widział, że co prawda nie mamy ślubu kościelnego, ale ja sobie moją wiarę cenię i nie zamierzam księdza okłamywać. Teść był dobrym człowiekiem, ale w Niemczech wypisał się z wiary, żeby nie płacić podatku. No i co się tak gapisz? - powiedziała w kierunku ,,męża”. - Myślisz, że to nie jest odnotowane w księgach parafialnych? A poza tym, to ty go zmusiłeś, choć ojciec błagał cię z płaczem, żeby tego nie robić. Więc jak go teraz będą musieli gdzieś pod płotem pochować i bez Mszy, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. A ojciec nie będzie się mógł nawet w grobie przewrócić, bo go kazałeś skremować, wbrew jego woli, żeby oszczędzić na pogrzebie!
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!