TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 23 Sierpnia 2025, 12:12
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CIV

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część CIV

Rzeczywiście, tak jak Mateusz przypuszczał, kapelan Księdza Biskupa zaprosił go na sobotę rano. Przez chwilę zastanawiał się do kogo teraz zadzwonić. Obiecał swojemu przyjacielowi Maciejowi, że jeśli zostanie proboszczem, to właśnie on pierwszy o tym się dowie. Z drugiej strony dosłownie dwie minuty wcześniej obiecał Ani, że zaraz oddzwoni. Innych opcji w temacie z kim podzielić się informacją o zaproszeniu do Księdza Biskupa nie było. 

„Ale w sumie Maciejowi powiedziałem, że on pierwszy się dowie jak zostanę proboszczem, a przecież nie wiadomo po co Ksiądz Biskup mnie zaprasza” - pomyślał Maciej i od razu zadzwonił do Ani.

- No i co mój ty wieczny wikariuszu, - powiedziała Ania, a Mateusz poczuł dziwne ukłucie w sercu na słowo „mój”, choć nie potrafił określić, czy było to uczucie zniecierpliwienia, które zawsze go ogarniało, kiedy ktoś go sobie zawłaszczał, czy jednak jakaś forma satysfakcji, że kobieta piękna i mądra, którą od lat podziwiał, nazwała go swoim. - Znaleźli wreszcie jakąś parafię, którą chcą tobą ukarać? - zapytała ze śmiechem Ania.

- To się okaże w sobotę, podczas rozmowy z Księdzem Biskupem - odpowiedział Mateusz i zamilkł, bo dzwoneczki, które usłyszał w Ani śmiechu sprawiły, że bardzo zapragnął się z nią spotkać. W tym samym momencie ogarnął go jednak niepokój. Całe życie kapłańskie było wokół niego wiele dobrych i pobożnych kobiet, które sprawiały, że nigdy nie brakowało mu tego pierwiastka kobiecego w codzienności. Ale w ostatnich latach, kiedy Proboszcz słabował na zdrowiu, Mateusz spędzał z nim niemal cały czas i kontakt z innymi był mocno ograniczony. Rozmawiając z Anią zdał sobie sprawę nie tylko z tego, że jej obecność czasami bardzo konkretna, a czasami daleka i dyskretna, była najmilszą cząstką tego pierwiastka kobiecego, ale również z tego, że przez ostatnie lata zamknięcia na świat jakoś zdziczał. Nawet teraz powiedział dwa słowa i zamilkł. Próbował zrozumieć ten niepokój związany z pragnieniem zobaczenia się z Anią. Czy chciał się po prostu spotkać z dawno nie widzianą osobą, z którą łączyła go przyjaźń czysta jak łza, czy może prowadziły go jakieś mniej czyste pragnienia?

- Hej! - odezwała się wesoło Ania. - Co tak cię zamurowało?

- A nic Aniu, przepraszam, po prostu zastanawiałem się, od jak dawna się nie widzieliśmy - powiedział nieco zmieszany. - Będzie pewnie z pięć miesięcy...

- Rok i siedem dni - powiedziała Ania z precyzją, która zadziwiła Mateusza, a nawet lekko wystraszyła.

- Nie wiedziałem, że tak dokładnie odliczasz dni od naszego ostatniego spotkania - powiedział Mateusz i choć chciał, by zabrzmiało to żartobliwie, nie udało mu się ukryć nutki niepokoju.

- Spokojnie Mateusz - zupełnie swobodnie roześmiała się Ania. - Nie usycham z tęsknoty za tobą, choć nie ukrywam, że brakuje mi naszych pogaduszek na tematy rozproszone. Po prostu ostatnio widzieliśmy się w zeszłym roku w urodziny mojej mamy, od których w tym roku minął dokładnie tydzień. Prosty rachunek.

- Jasna Anielka, to już ponad rok! - Mateusz już bez niepokoju autentycznie się zadziwił. - Chyba czas cię trochę poprześladować, nie sądzisz?

- Gotowa na męczeństwo! - roześmiała się Ania. - Mama trochę była smutna, że nie pamiętałeś o jej urodzinach - powiedziała z lekkim wyrzutem. - Ale możesz to naprawić. W niedzielę zapraszam na kolację do mamy, pamiętaj, że nie lubi goździków, przy okazji opowiesz nam o nowej parafii, którą biskup zechce zrujnować twoją nominacją. I nie mów mi nie, bo wykasuję twój numer z mojej komórki na zawsze - roześmiała się.

- Nie mówię nie - odparł szybko Mateusz, może za szybko.

- Masz szczęście, uratowałeś się rzutem na taśmę. Muszę kończyć, prześlę ci mailem nasz nowy adres. Z Panem Bogiem!

-  Z Panem Bogiem - zdążył jeszcze odpowiedzieć Mateusz, choć w słuchawce słyszał już tylko sygnał przerwanego połączenia. Ania nie bez przyczyny przypomniała mu o braku sentymentu swojej mamy do goździków, które kojarzyły jej się z minionym systemem, który zniszczył jej męża, a tatę Ani. Mateusz, który lubił obdarowywać kobiety kwiatami, popełnił już raz gafę, co prawda nieświadomie, niemniej jednak przyniósł mamie Ani piękny bukiet, w którym było między innymi kilka czerwonych goździków. Mama Ani wyciągnęła je natychmiast z kompozycji i wyrzuciła prosto do kosza na śmieci.

- Księże Mateuszu, proszę mi wybaczyć, to nie księdza wina, ale je nie mogę się powstrzymać - tłumaczyła. Dopiero później Ania wytłumaczyła mu o co chodziło i od tego roku, zawsze przed urodzinami mamy, przypominała mu o tym.

Mateusz wysłał jeszcze esemesa do Macieja, w którym powiadomił go o zaproszeniu do Księdza Biskupa i poszedł spać.

***

Oprócz Mateusza jeszcze dwóch księży zostało zaproszonych na sobotę. Jeden o wiele młodszy, którego imienia nie pamiętał, wszedł razem z nim do kurii. Natomiast drugiego zobaczył w kaplicy. Księdza Jacka znał, ponieważ pracowali niegdyś w tym samym dekanacie. Mateusz wszedł do kaplicy dosłownie na kilkadziesiąt sekund, aby uklęknąć przed tabernakulum i zaraz wyjść. Jacek zaś wydawał się być pogrążony w modlitwie już od dłuższego czasu. Mateusz poszedł pod drzwi gabinetu Księdza Biskupa i usiadł obok młodego księdza, którego wcześniej widział przy wejściu. Ponieważ młodzieniec był pogrążony w myślach, Mateusz pierwszy wyciągnął rękę.

- Mateusz – przedstawił się.

- Robert – odpowiedział kapłan obdarzając Mateusza krótkim spojrzeniem.

Po dziesięciu minutach dołączył do nich ksiądz Jacek z brewiarzem w ręku.

- Witaj Mateusz! Ty też zostałeś wezwany? - powiedział Jacek wyciągając rękę.

- Tak, wiatr zmian – odpowiedział Mateusz ściskając dłoń dawno nie widzianego kolegi. - Widziałem cię wcześniej w kaplicy.

- Naprawdę? - Jacek mocno przerysował zdziwienie. - Wiesz, tak się pogrążyłem w modlitwie, że nic nie zauważyłem. Oddałem wszystko w ręce Pana Boga. Czasami słyszę, że księża przychodzą do Biskupa z gotowym planem, ale ja myślę, że trzeba po prostu w pokorze przyjąć to, co Duch Święty przez Księdza Biskupa wskaże. Oto ja, poślij mnie. Zawsze tak myślałem – trajkotał Jacek, a Mateusz pomyślał, że facet zupełnie się nie zmienił od czasów, kiedy pracowali w sąsiednich parafiach. Pewnie mógłby tak jeszcze długo, ale nadszedł Ksiądz Biskup.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - powiedział.

- Na wieki wieków, amen – odpowiedzieli niemal jednym głosem, a Ksiądz Biskup każdemu podał rękę.

- Widzę, że jesteście wszyscy punktualni, nawet ksiądz Robert – powiedział Ksiądz Biskup znacząco spoglądając na najmłodszego z nich.

- Jak zawsze, Księże Biskupie – odpowiedział z grzeczną miną chłopak.

- No, wie ksiądz, księdza Proboszcz i parafianie nie są tego samego zdania. Wejdzie ksiądz jako ostatni. A na początek może ksiądz Jacek, zapraszam – powiedział Ksiądz Biskup przepuszczając Jacka przodem i zamykając drzwi za sobą. Mateusz i Robert usiedli i młodszy kapłan ponownie pogrążył się w swoich przemyśleniach.

„Młody chyba musiał nieźle podpaść. Dobrze, że nie wchodzi przede mną, bo jeszcze zdenerwuje biskupa i potem jeszcze by się to na mnie odbiło” - pomyślał Mateusz przypominając sobie, że chodzą po diecezji głosy o legendarnym spóźnialstwie jednego z młodych księży i ani chybi musiał to być siedzący obok niego Robert. Po około dziesięciu minutach ksiądz Jacek wyszedł, a właściwie wybiegł z gabinetu Księdza Biskupa, wyraźnie podenerwowany. Nawet słowem nie odezwał się do siedzących przed drzwiami kolegów i szybkim krokiem pomaszerował w kierunku schodów.

- Proszę księże Mateuszu – powiedział Ksiądz Biskup też wyraźnie poirytowany.

- Ksiądz też ma już przygotowaną listę parafii, na które łaskawie zgodziłby się pójść? - powiedział dość ostro Ksiądz Biskup zanim jeszcze Mateusz zdążył usiąść. 

- Nie, Księże Biskupie – odpowiedział z uśmiechem. - Moją dewizą są słowa „oto ja, poślij mnie”, więc cokolwiek Ksiądz Biskup zdecyduje, przyjmę to z pokorą.

Ksiądz Biskup spojrzał na niego podejrzliwie, ale po chwili napięte rysy jego twarzy zmiękły i się uśmiechnął.

- Właśnie taki jeden wyszedł, co niby miał podobną dewizę... - powiedział Hierarcha. - Księże Mateuszu, przejdźmy do rzeczy. Ja mam wobec księdza swoje plany, bardzo konkretne. Ale nie ukrywam, że dzwonił też ten księdza biskup z Włoch... Chyba Giuseppe, tak? No właśnie. Brakuje im księży. Więc pytam księdza bez ogródek: chciałby ksiądz wrócić do Włoch?

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!