TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 22:52
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część 209

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część 209

ateusz wsiadł w swojego volkswagena multivana i rozpoczął objazd pobliskich parafii zbierając kolegów księży, którzy wraz z nim mieli się udać na spowiedź do parafii Matki Boskiej Różańcowej. Tamtejszy proboszcz, poczciwy ks. kanonik Gałązka, zorganizował specjalne triduum przed pierwszą niedzielą października i przypadającym wówczas odpustem parafialnym i na dzisiejsze popołudnie ogłosił dzień spowiedzi. Wszyscy księża z dekanatu mieli przyjechać z pomocą i Mateusz postanowił od razu wprowadzić w czyn swoje postanowienie związane z zakupem siedmioletniego volkswagena, którego zaletą było właśnie dziewięć foteli. Właściwie nie było to jakieś nowe postanowienie, ale raczej powrót do młodzieńczych ideałów w pewnym sensie. Zawsze chciał mieć taki samochód, z którego mógłby być jak największy pożytek dla parafii.

- Albo sobie musisz kupić autobus i wtedy będziesz organizował pielgrzymki, albo śmieciarkę i wówczas zaoszczędzisz na strasznych kwotach, jakie dzisiaj trzeba płacić za wywóz śmieci z cmentarza - śmiał się z niego zawsze przyjaciel Maciej. - Wtedy na pewno nikt z parafian nie będzie miał do ciebie pretensji, zwłaszcza jeśli w ramach wolnego czasu, albo pokuty oblecisz tą śmieciarką również wszystkie posesje parafian.

- No, nie musi być AŻ TAK użyteczny ten mój samochód - śmiał się Mateusz. - Poza tym wiesz, że księżom raczej nie wolno prowadzić prywatnych biznesów, a ponoć śmieci to teraz biznes najlepszy. Mnie wystarczy taki samochód, który będę mógł prowadzić z prawem jazdy, które posiadam, czyli taki na osiem osób plus kierowca - tłumaczył Mateusz.

Miał już kiedyś, jeszcze jako wikariusz, takiego vana przywiezionego z Włoch, ale potem dał go bratu. Później była stara wiecznie psująca się panda, potem dość ekstrawaganckie BMW, kupione za tak śmieszne pieniądze, że - jak mówili koledzy - grzechem było nie wziąć, którym się rozbił, no i teraz znowu miał właściwie małego busa, volkswagena multivana, używanego, ale w znakomitym stanie, którego jakimś cudem wyszperał dla niego Maciej. No i postanowił obdzwonić kilku kolegów z dekanatu i zaprosić ich, aby wspólnie pojechali na spowiedź do Poniecka, rozpoczynając w ten sposób używanie auta pro publico bono. Ku jego rozczarowaniu wielu kolegów nie przyjęło propozycji tłumacząc, że prosto po spowiedzi musieli gdzieś się udać, albo musieli wyjechać wcześniej, albo w ogóle mieli dojechać później. Z jednej strony rozumiał ich, bo przecież sam nie raz tak sobie ustawiał spotkania i obowiązki, by w miarę możliwości nie jeździć kilka razy w to samo miejsce i nie mieć pustych przebiegów, ale z drugiej trochę żałował. Mogła to być okazja do spędzenia kilku chwil razem, do rozmowy, a jakoś tak to wyglądało, że zawsze mniej więcej ci sami koledzy nie mieli czasu dla innych księży i chodzili swoimi drogami. Ale nie chciał nikogo osądzać, bo przecież sam przez wielu mógł być postrzegany jako indywidualista. Ostatecznie dwóch kolegów skorzystało z jego zaproszenia i właśnie zbierał ich po drodze. 

- No, no! Całkiem komfortowa ta taksówka - cmokał z zadowoleniem ks. Zdzisław z Niemojewa, który jako jedyny w dekanacie nigdy nie posiadał samochodu. - A jak twoi parafianie się na to zapatrują, bo ta bryczka warta pewnie z pięćdziesiąt tysięcy? - zapytał.

- Widać, że nie masz auta, bo nawet nie potrafisz oszacować wartości samochodu - śmiał się Mateusz. - Zapłaciłem za auto równe trzy dyszki. To znaczy, jeszcze nie zapłaciłem wszystkiego, ale tyle będzie kosztować.

- Hola, hola, auta nie mam co prawda, ale się znam. Taki samochód jak nic kosztuje z pięć dych. Ile ma lat? - zapytał Zdzisław.

- Siedem lat, ale kupiłem je od jakiejś rodziny zaprzyjaźnionej z Maciejem i dokładnie tyle zapłaciłem, ile powiedziałem - odpowiedział Mateusz.

- Taaa, my księża zawsze mamy bogatych znajomych, którzy odstępują nam wszystko za bezcen - powiedział z nieukrywanym sarkazmem Zdzisiu i Mateusz, choć w pierwszej chwili poczuł się urażony, to jednak przez chwilę nic nie powiedział, bo przypomniało mu się, jak pewna kobieta opowiedziała mu o księdzu przyjacielu rodziny, który szybko się ulotnił, kiedy rodzina popadła w finansowe tarapaty, więc przynajmniej w tamtym przypadku sarkazm Zdzisia był uzasadniony.

- Wiesz Zdzichu? Ja ci powiem, że prawie zawsze, choć tego nie szukam, trafiam na ludzi, którzy mi pomagają również finansowo i to jest drugi z rzędu samochód, który kupuję po cenach absolutnie dumpingowych... Ja widzę w tym wszystkim błogosławieństwo, nie wiem, jak inaczej to nazwać. Nie mówię za innych, mówię tylko za siebie. Z ręką na sercu. Kupiłem dwa samochody jeden po drugim, po bardzo okazyjnych cenach, choć o to nie prosiłem, ani tego nie szukałem. I, uwaga, nie dając nic w zamian! - zaznaczył z mocą Mateusz.

- Wiesz, pewnie dałeś wiele w zamian swoją pracą i oddaniem dla parafian, z tego co słyszę, to generalnie wszyscy cię chwalą - powiedział już całkiem poważnie Zdzisław. - No i ja się cieszę, bo nigdy mi nie powiesz, że nie masz dla mnie miejsca w samochodzie.

- Zdzichu, kiedy tylko potrzebujesz, dzwoń śmiało - Mateusz naprawdę wierzył, że z tego auta będzie dużo pożytku dla wielu i aż przycisnął pedał gazu z radości. Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że kościół jest pełen chętnych do spowiedzi, a dwóch kolegów w ogóle nie dojechało, podczas gdy oni byli kilka minut spóźnieni.

- Chodźcie chłopaki szybko, bo mam ludzi jak w Wielkim Poście - gorączkował się miejscowy proboszcz ks. kanonik Roman Gałązka rozprowadzając ich po kościele i umieszczając w odpowiednich konfesjonałach.

- Nie ma tutaj stuły - zauważył Mateusz siadając w wyznaczonym miejscu.

- Ty już zaczynaj, spowiedź będzie ważna, a ja ci stułę zaraz doniosę, patrz jaka kolejka od razu się ustawiła - kręcił głową poczciwy Kanonik.

- Niech Pan będzie w twoim sercu i na ustach twoich, abyś szczerze i ze skruchą wyznał swoje grzechy - zwrócił się Mateusz do pierwszego penitenta obiecując sobie w duchu, że będzie się starał nie przedłużać spowiedzi, bo kolejka była rzeczywiście imponująca.

- Proszę księdza... Nie wiem, jak to się mówi tę całą formułkę, więc może przejdę od razu do rzeczy - powiedziała kobieta po drugiej stronie konfesjonałowych kratek i Mateusz mimo woli aż westchnął głęboko, bo raczej łatwa się ta spowiedź nie zapowiadała.

- Oczywiście, jeżeli jest w pani żal za popełnione grzechy i zrobiła pani rachunek sumienia, to może pani przejść do wyznania grzechów, chociaż serdecznie zachęcam, żeby jednak przed następną spowiedzią zajrzeć do książeczki do nabożeństwa, albo choćby i do internetu i znaleźć te, jak pani je nazwała, formułki - powiedział Mateusz starając się, aby w jego słowach, czy tonie głosu nie było nic zniechęcającego, czy potępiającego. Przez dłuższą chwilę zapadła cisza. Mateusz przystawił ucho bliżej kratki, bo już wiele razy mu się zdarzyło, że penitent zaczynał spowiedź stosunkowo głośno, ale kiedy przychodziło wymienić grzechy, nagle ściszał głos do ledwie słyszalnego szeptu. W dalszym jednak ciągu nic nie było słychać.

- Jest tam pani? - zapytał cicho.

- Jestem - odpowiedział głos z drugiej strony.

- To proszę bardzo, słucham - powiedział Mateusz.

- No, ale robię ten rachunek sumienia, przecież ksiądz powiedział... - odpowiedziała kobieta - wie ksiądz, to może trochę potrwać, bo ja już dawno nie byłam u spowiedzi. Jakieś piętnaście lat.

- To rzeczywiście dość długi czas - odpowiedział Mateusz starając się zachować spokój. - Ale rachunek sumienia to trzeba zrobić wcześniej, zanim się uklęknie w konfesjonale...

- No niby tak, ale teraz jak wyjdę, to będę musiała znowu stanąć na końcu kolejki, a ja się trochę spieszę - odpowiedziała kobieta.

- To może ja pani pomogę... - Mateusz sam nie wiedział, co zrobić.

- No może tak, bo ja sobie nic nie mogę przypomnieć, poza tym, że mam taką złość na księży, a nawet nie ja, ale moja siostra i często o tym rozmawiamy. I ona jest taka wkurzona na swojego proboszcza...

- Ale wie pani, ta siostra, to niech się sama ze swoich grzechów spowiada, zresztą na pewno to robi, a pani proszę, żeby się spowiadała ze swoich - przerwał jej delikatnie Mateusz.

- No, ale to jest chyba też i mój grzech, bo ja od tych rozmów, to się też na tego księdza wkurzam, choć go nie znam. No bo kościoła nie może wybudować, a tylko co i rusz zmienia auta... moja siostra to nawet chciała się do innej parafii przepisać, no ale tam w Strzywążu jest tylko jedna... 

Tekst Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

 

Książka "Jasna i ta druga strona księży(ca)" - zamów

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!