TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 02 Września 2025, 00:00
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część 190

Jasna i ta druga strona księży(ca) - część 190

- Tak właśnie to wszystko powinno wyglądać - powiedział rozmarzonym głosem Maciej nieruchomo patrząc w iskry unoszące się nad płomieniem w mocno rozpalonym kominku. - Najpierw żeśmy się spalali dla parafian, potem rodzinka, a na koniec przyjacielski Sylwester... Nie uwierzysz, ale ja w tym roku to chyba rekord pobiłem. W poniedziałek i wtorek przed świętami spowiadałem po osiem godzin dziennie! I jak tu nie skopać tyłków tym, co gadają, że spowiedź wymiera... Wymiera? Tam gdzie nikt w konfesjonale nie siedzi! Ja z czystym sercem mogę powiedzieć, że chyba jeszcze nigdy nie spowiadałem tyle, co w tym roku - Maciej jeszcze kręcił głową z niedowierzaniem.

- Ja też w tym roku do brewiarza w konfesjonale nie zajrzałem. Ale wiesz, wydaje mi się, że może rzeczywiście ilościowo ludzi jednak jest trochę mniej niż, dajmy na to, piętnaście lat temu, ale dłużej siedzimy w konfesjonałach, bo znacznie więcej ludzi niż kiedyś potrzebuje rozmowy, porady... Widać, że nie przyszli po magiczną pigułkę, albo żeby odwalić obowiązek, ale że autentycznie szukają ukojenia. Myślę, że ludzie coraz bardziej widzą, że te wszystkie obietnice raju na ziemi, ani z lewa ani z prawa się nie sprawdzają, no a kredyty trzeba spłacać i żadnych sentymentów z tamtej strony nie ma. A te plazmy na ścianach, czasami właśnie na raty kupione, mogą ducha i duszę zagłuszyć, ale tylko do pewnego momentu. No i szukają w kościele. I dobrze, że szukają - powiedział Mateusz również nie odrywając wzroku od ognia.

- Może i masz rację... Ja też zauważyłem, że już raczej nie ma tego wpadania do kościoła, rzut okiem gdzie najkrótsza kolejka, pach do konfesjonału, regułka, rozgrzeszenie i prosto do wyjścia. Nieraz ludzie jeszcze długo po spowiedzi zostają i się modlą. We wtorek to nawet było tak, że siedziało nas czterech księży w konfesjonałach, kilkadziesiąt osób w ławkach, ale już nikt nie podchodził do księdza, bo wszyscy byli wyspowiadani. A mój kościelny, Andrzejek, wylazł na środek i kluczami dzwoni. A my nic. Ani księża, ani ludzie. Siedzimy sobie. Pan Jezus był wystawiony w Najświętszym Sakramencie, zimno nie było, mówię ci, aż gęsto od Pana Boga. Pięknie! A ten pieron dzwoni i dzwoni! Już myślałem, że wstanę i mu walnę!

- Wiesz co Maciej? Nie wiem, jak ty to widzisz, ale prawda jest też taka, że myśmy tych naszych ludzi trochę tak nauczyli. Ja akurat nie mam kościelnego, czasami mi pomoże organista, ale ile razy widzę różne scenki rodzajowe... Raz zastępowałem Zbyszka, no i już ubrany stoję w zakrystii. A jego kościelny z ręką na włączniku od światła. A w kościele ciemno, aż dziw, że nikt sobie tam jeszcze giry nie połamał. No i ja czekam, aż on zapali światło, a on czeka, aż wyjdę. Ja krok do przodu, on już prawie przełączył... Ale jeszcze nie! No to mówię: „Wspomożenie nasze w Imieniu Pana”, on odpowiada: „Który stworzył niebo i ziemię”, ale światła nie zapalił. No to ja idę. Dokładnie jak minąłem próg kościelny zapalił światło. No, ale ponieważ mają te żarówki energooszczędne, to zanim się rozgrzały to prawie musiałem sobie kolektę do Mszy wymyślać, bo za żadne skarby nie mogłem nic odczytać. A po Mszy identycznie. Pierwsza stopa w zakrystii i pac! Światło zgaszone. Mówię mu, że można trochę jednak ludziom to światło zostawić. A on do mnie, że jak będę tam proboszczem, to on będzie zapalał i gasił tak, jak mu powiem. A póki co, wypełnia polecenia swojego proboszcza. Nie będę ci innych przykładów opowiadał, bo sam wiesz, o czym mówię. Więc, wiesz, zanim swojego kościelnego walniesz to pomyśl, czy żeś czasem kiedyś mu nie kazał się streszczać z zamykaniem kościoła i on to sobie wokół palca owinął - zakończył Mateusz.

- Nie, akurat pod tym względem to ja nie mam sobie nic do zarzucenia. To mój Andrzejek zawsze się spieszy. Wiesz on ma taką metodę pracy, a właściwie udawania pracy, że on zawsze jest w pośpiechu. Jak do mnie do zakrystii wejdziesz, to zaraz myślisz: „ale ten kościelny zarobiony”. Ciągle biegnie, lata, gestykuluje... Ale jak się przyjrzysz, to zobaczysz, że on jak w tym kawale o pegeerze: lata z pustą taczką, bo taki zachrzan, że nie ma czasu załadować. Poważnie ci mówię! No bo lata, lata, a potem wychodzisz do ołtarza i widzisz, że nie ma ani kielicha, ani ampułek. I ty mi powiedz z czym on tak latał, że tego co najważniejsze nie przygotował? No i w ten dzień spowiedzi łaził z tymi kluczami i dzwonił, aż nagle Piotruś się wychylił z konfesjonału i mówi: „Panie Andrzeju, a pan to już się wyspowiadał przed Świętami?” A mój Andrzejek: „A z czego?” No to Piotruś mu mówi, że z grzechów i że jak się dzisiaj nie wyspowiada, to jutro mu już tylko proboszcz zostanie, „a z proboszczem to wie pan, panie Andrzeju...” I wyobraź sobie, że Andrzejek jak niepyszny poszedł do Piotrka, a Piotrek go trzymał chyba z pół godziny! Myśmy już wszyscy wyszli, a oni jeszcze siedzieli w kościele. Teraz pewnie Andrzejek jest przekonany, że ma immunitet od spowiedzi przynajmniej na pięć lat, ale jedno jest pewne. Więcej mi na kościół nie wyjdzie, jak księża będą mieli pustki w konfesjonale. Ze strachu! - śmiał się Maciej.

- Nie da się ukryć, że ci ludzie, którzy z nami pracują, blisko księży, to muszą mieć silną wiarę i jako pierwsi są narażeni na popadnięcie w rutynę, bo mistrzów widzą na co dzień - westchnął Mateusz. - Wiesz Maciej, strasznie się cieszę, że mnie na tego Sylwestra zaprosiłeś. Trochę się wahałem, bo ja to mam takiego pecha, czy może raczej takie szczęście, że zawsze, jak jestem sobie sam na plebanii z postanowieniem, że pozamykam wszystko i powyłączam telefony, aby wreszcie się trochę wyluzować i odpocząć, to mi ktoś zawsze przyjdzie. Poważnie! Zwłaszcza w święta. I wiesz, nieraz to są naprawdę trudne, a nawet tragiczne sytuacje życiowe, z którymi przychodzą. Najpierw się wkurzam, że nie mogę nawet chwili odpocząć, ale potem, jak się ich wysłucha i może trochę spokojniejszymi odeśle do domu, to jest wielka radość. I ja to mam zawsze dylemat, zwłaszcza w te świąteczne dni, czy ja w ogóle powinienem gdzieś wyjeżdżać. Że może ktoś tam teraz do mnie puka... A mnie nie ma! Nie wiem, czy mnie rozumiesz... To jest dylemat pod tytułem: czy my mamy prawo do prywatności, do rozdzielenia: tu są moje obowiązki, a teraz mam prywatne spotkanie z przyjaciółmi. I tak jak mówię, cieszę się, że przyjechałem do ciebie, ale ten dyskomfort też odczuwam - zwierzał się Mateusz przyjacielowi.

- Mati, przerabialiśmy to już tyle razy... - tłumaczył Maciej przesuwając pogrzebaczem szczapy drewna. - Nie jesteśmy cyborgami, jesteśmy słabi, wrażliwi, po prostu ludzcy. Dla mnie to jest oczywiste, że kiedy siedzę w domu, a ktoś zadzwoni, to nie patrzę na zegarek, żeby zdecydować, czy otworzyć, czy nie. To znaczy na zegarek patrzę, nieraz pomstuję w duchu, a nieraz na głos, ale zawsze otwieram i staram się uśmiechnąć do gościa, bez względu na porę. Nawet jeśli teraz ktoś by zapukał, to też bym poszedł i w razie potrzeby wyspowiadał, czy poświęcił pół godziny na rozmowę. No przecież wiesz, znasz mnie... - Maciej spojrzał pytająco.

- No jasne, że wiem - odparł z przekonaniem Mateusz.

- Właśnie. Ale jak wyjeżdżam, albo jak jestem u ciebie, czy u rodziny, to nie myślę, czy tam ktoś do plebanii nie puka, bo bym zwariował. Potrzebuję odpoczynku, dystansu, co nie znaczy, że wyłączam komórkę. I w razie sytuacji krytycznych, na pewno mnie znajdą. Ile razy czytamy w Ewangelii, że Jezus jest u Marii i Marty, bo się z nimi przyjaźnił. Stary, przyjaźń to jest obok sakramentów i słowa Bożego jedno z najważniejszych paliw, jakiego potrzebujemy. Idę do komórki po drewno, a ty sobie pomyśl, czy jest chociaż jeden ze znanych ci księży, który normalnie z pożytkiem dla Kościoła funkcjonuje, żyjąc w całkowitym oddzieleniu od przyjaciół i świata. Bo ja ci mogę wymienić paru takich „zamkniętych”, ale z nimi to nawet sam biskup nie wie, co zrobić. Czy zostawić ich, żeby dalej szkodzili tam gdzie są, czy przenieść ich, aby szkodzili gdzie indziej... No, to ty myśl, a ja idę po drewno - powiedział Maciej i wyszedł, a Mateusz uśmiechnął się do ognia.

- Dzięki Ci Jezu za moich przyjaciół - westchnął cicho. - Ja to wszystko wiem, ale czasem dobrze jest usłyszeć to od kogoś mądrzejszego. Tyle razy się zastanawiałem, jaki jest ten największy talent, dar, jaki mi Jezu dałeś... Prawie wszyscy myślą, że jestem dobry w słowie, że to mój atut... A ja wiem, że największym darem, jakim zostałem obdarzony, są moi przyjaciele. Dzięki Ci za nich... Za Macieja, Anię... Za Księdza Kanonika...

- Co tam? Modlisz się o tytuł kanonika w przyszłym roku? - zapytał Maciej sapiąc z wysiłku wnosząc kosz pełen drewna.

- Nie żartuj - uśmiechnął się Mateusz. - Oho, nasiliło się bombardowanie za oknem, czyżby już wybiła dwunasta?

- A tak bracie, stuknął nam 2015! - powiedział wesoło Maciej.

- To czego sobie życzymy? - zapytał Mateusz.

- Ja znowu pierwszy, tak? Ok! Mati, co tu dużo gadać, Pan Bóg dał ci wiele, nie zmarnuj nic z tego, co otrzymałeś! Chodź tu, dostaniesz jeszcze darmowy uścisk w pakiecie!   

Tekst Jeremiasz Uwiedziony

ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!