Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 379
- Księże Mateuszu, wy sobie chyba nie zdajecie sprawy, ile my o was wiemy – powiedział biskup, a siedzący za nim w jednym rzędzie urzędnicy kurialni ponuro kiwali głowami na znak aprobaty.
- A czy my nie możemy, księże biskupie, porozmawiać na osobności, tak jak to się zwykle odbywało? - zapytał Mateusz, który zupełnie nie rozumiał postawy swojego zwierzchnika, bo zachowywał się on w tym momencie jak jakiś urzędnik partyjny, a nie biskup. No chyba, że zdecydował się nagle na używanie pluralis maiestatis zarówno w odniesieniu do siebie, jak i do swego rozmówcy, czyli Mateusza, ale to też wcale nie byłoby normalne. Do tego ci kurialiści siedzący za biskupem jak jakaś ława przysięgłych.
- Księże Mateuszu, my nie mamy nic do ukrycia przed naszymi współpracownikami, natomiast wy jesteście człowiekiem niebezpiecznym, z którym nie chciałbym pozostawać sam na sam ze względu na ostrożność procesową. Lepiej mieć świadków, żebyście później wszystkiego, co tu zostanie powiedziane nie przekręcili na swoją modłę – powiedział biskup i Mateusz nabrał pewności, że właśnie znalazł się przed jakimś dziwnym trybunałem i wcale nie chodzi o zmianę parafii. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że jego ostatnie postanowienie, aby nie dyskutować z ewentualną propozycją biskupa, tylko ją przyjąć w duchu posłuszeństwa, nie jest już do niczego potrzebne, bo tutaj nikt się go nie będzie pytał o zgodę.
- Nigdy mi się nie zdarzyło przekręcać słów księdza biskupa, ale też nie mam nic do ukrycia, a może i ja będę potrzebował świadków tego spotkania – zdobył się na odwagę Mateusz.
- Słuchajcie, sprawy wyglądają następująco – biskup perorował w taki sposób, że Mateusz wcale by się nie zdziwił, gdyby w pewnym momencie wyciągnął nogi na biurku. - Jest taka parafia, gdzie żaden wikariusz nie chce iść, bo proboszcz mało kontaktowy. Wiemy, że wam za bardzo praca w zespole nie pasuje, podobno niejednokrotnie wyrażaliście wolę objęcia samodzielnej placówki, więc wziąwszy pod uwagę również liczne głosy niezadowolenia ludzi z waszej pracy w obecnej parafii, postanowiliśmy skierować was właśnie do tego księdza proboszcza, co jest mało kontaktowy. Co prawda będziecie znowu wikariuszem, ale trochę pokory wam nie zaszkodzi. A ponieważ tamten jest mało kontaktowy, to się będziecie czuli, jakbyście byli sami. I co? Prawda, że Salomon by tego lepiej nie wymyślił? - biskup pochylił się ku Mateuszowi patrząc mu prosto w oczy.
- Powiem szczerze, że przyszedłem tu z zamiarem przyjęcia każdej woli księdza biskupa – powiedział Mateusz, a w myślach dodał: „ale nie wiedziałem, że ksiądz biskup oszalał”. - Cóż, nie ukrywam, że jestem trochę zaskoczony...
- Przejdzie wam. Wasz nowy proboszcz już się zgodził. To tyle. Jesteście wolni – powiedział ksiądz biskup, po czym dziwnie machnął sutanną i nagle okazało się, że to nie sutanna, ale cudowny płaszcz, a biskup nie był biskupem, tylko doktorem Strangem, który właśnie uniósł się w powietrze i spojrzał na przerażonego Mateusza z góry. Ponieważ Mateusz wytrzymywał jego świdrujące spojrzenie przez dłuższą chwilę, na czole doktora Strange’a pojawiło się trzecie oko, które świdrowało z taką mocą, że Mateusz nie dał rady i... z krzykiem się obudził.
- Jasna cholera! - wrzasnął cały zalany potem. - Nigdy więcej nie dam się namówić młodzieży na te durne filmy od Marvella – wysapał i spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma, za chwilę rozlegnie się dźwięk budzika. Mateusz opadł jeszcze na chwilę na poduszkę i zdał sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu miał nocny koszmar, w którym wystąpił jego biskup. Poprzedni też mu się śnił kilka razy, raz nawet go pobił we śnie, znaczy się biskup Mateusza, ale nigdy nie zamieniał się w jakiegoś stwora i nie sprawiał, że budził się z krzykiem. Paradoksalnie obecny biskup był uosobieniem spokoju i chyba tylko wizyta w kinie na nielubianym gatunku filmowym mogła poprowadzić jego podświadomość do tak dziwnych projekcji. A dzisiaj właśnie miał o 9.00 spotkać się z biskupem, który osobiście, a nie przez sekretarza, zaprosił go do kurii. W sumie cieszył się na to spotkanie, bo sytuacja stawała się coraz bardziej groteskowa. W najmniej spodziewanych sytuacjach, czasami nawet od obcych sobie ludzi ciągle słyszał, że będzie przeniesiony na inną parafię. Jedni trochę go żałowali, inni się dyskretnie cieszyli, a niektórzy wręcz nie mogli się doczekać. Nawet wikariusze zachowywali się wobec niego tak, jakby o czymś widzieli, ale nie chcieli tego tematu poruszać, a sam Mateusz nie pytał. Może zaczynał być na tym punkcie paranoiczny, ale kilka razy zdarzyło się, że widział zaparkowane samochody w pobliżu plebanii i księży, którzy się przechadzali wokół kościoła i plebanii. Jakby oglądali miejsce swojej przyszłej pracy. Jeden kolega nawet przyjechał pod pozorem pobrania zaświadczenia o chrzcie świętym dla jednej dziewczynki, która miała przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej w jego parafii, a był ochrzczona w parafii Mateusza.
- Pierwszy raz mi się zdarza, że jakiś ksiądz osobiście się pofatygował po to zaświadczenie. Zwykle wysyłają rodziców, zresztą ja sam też zawsze proszę rodziców, aby się o nie postarali – powiedział Mateusz, kiedy ks. Piotr zjawił się osobiście pod drzwiami plebanii.
- A wiesz, wiedziałem, że będę przejeżdżał, więc pomyślałem, że nie będę ich specjalnie wysyłał, bo ludzie ciężko pracują, a to było nie było, wyprawa na pół dnia z naszej miejscowości – tłumaczył ks. Piotr dyskretnie rozglądając się po korytarzu i kancelarii. Mateusz szybko wypisał zaświadczenie.
- Może wejdziesz do mnie na kawę? - zapytał.
- Trochę się spieszę, ale jasne – ks. Piotr aż się rozjaśnił na twarzy i jego słowa o tym, że się spieszy zupełnie nie pasowały do mowy ciała.
- Ale nie masz tu za dużo miejsca dla siebie – skomentował, kiedy już siedzieli w małym saloniku Mateusza.
- W zupełności wystarczy. Tu odpoczywam i pracuję, a tam mam sypialnię. Mało sprzątania, a większy salon z kominkiem, jak widziałeś, mamy wspólny na dole – odpowiedział Mateusz.
- Nie, no jasne, spoko, tylko tak patrząc z zewnątrz to plebania wydaje się duża i myślałem, że masz całe piętro – wyznał Piotr, który chyba troszkę zapomniał, że miał się spieszyć.
- Mój poprzednik zaplanował tutaj również pokoje gościnne, ale ewentualnie mój następca może sobie to inaczej poukładać – troszkę podpuszczał Mateusz. Piotr spojrzał na niego podejrzliwie, ale Mateusz jakby nigdy nic zajął się swoją kawą, więc i on szybko dopił swoją i się pożegnał, a Mateusz był właściwie pewien, że to był rekonesans.
I takich sytuacji było więcej, więc czas najwyższy, aby i on wreszcie poczuł jakiś grunt pod nogami. Nocny koszmar w niczym nie zmienił jego ostatniego postanowienia, aby w duchu posłuszeństwa wysłuchać ewentualnej propozycji biskupa. Chociaż jego niewyparzona natura upierała się przy potrzebie przekazania hierarsze w cywilizowany sposób uwagi, że za dużo z kurii wycieka, ale stwierdził, że już poprzednim razem dość sporo gorzkich słów padło, więc tym razem chciał być znacznie bardziej pokorny. Choć z drugiej strony pokora to stanięcie w prawdzie...
- Jadę do szefa – już w samochodzie zadzwonił do swojego przyjaciela i powiernika Macieja.
- Jak będziesz potrzebował pomocy w przeprowadzce to daj znać – uśmiechnął się Maciej.
- Czyli już wszystko wiadomo – zadumał się Mateusz.
- Stary, dedukcja: jak cię po raz drugi wezwał, to znaczy, że sprawa leży na stole. A jak ciebie znam dwa razy pod rząd nie powiesz biskupowi „nie”. Więc jeśli dwa plus dwa ciągle jest cztery, to tak, sprawa przesądzona. Właśnie się zastanawiam, gdzie by było najkorzystniej dla mnie.
- A może się zastanów, gdzie by było najkorzystniej dla mnie, w końcu to ja mam mieć jakoby zmianę – żachnął się Mateusz.
- Dla ciebie to naprawdę wszystko jedno. Wszędzie będziesz przeżywał swoje rozterki młodego Wertera, ale znajdziesz na pewno dobre strony i dobrych ludzi, z którymi to pociągniesz. Tak jak zawsze robiłeś. I tak jak zawsze będziesz miał trochę wrogów, bo tylko ten, kto nic nie robi nie natrafia na opór. A ciebie zawsze za przeproszeniem w tyłku świerzbi, spokojnie nie usiedzisz, ciągle musisz coś wymyślać. Więc jedna parafia warta drugiej. Co innego dla mnie. 20 kilometrów dystansu brzmi zupełnie inaczej niż 120. A jak wiesz starzeję się i coraz mniej lubię jeździć po nocach – podsumował Maciej.
- To będziesz przyjeżdżał w dzień – skwitował Mateusz.
- A kiedy ty byłeś wolny w dzień? No kiedy?
- Dobra, dość tych bzdur, jestem pod kurią. Usłyszymy się później – Mateusz zakończył rozmowę i powoli ruszył w kierunku drzwi kurii, a potem na piętro pod gabinet biskupa.
- Księże Mateuszu, bardzo się cieszę, że jesteś i wierz mi, jestem naprawdę wdzięczny za wszystko co robisz – biskup przywitał go niezwykle serdecznie, a Mateusz z wielką przyjemnością słuchał purpurata, który przemawiał jak brat, a nie jak towarzysz partyjny. No i był sam. Sekretarz przyniósł kawę i wyszedł.
- Księże Mateuszu, jak już mówiłem kilka tygodni temu, mamy trochę kłopotów personalnych i wierz mi, że staramy się tak te puzzle poukładać, żeby optymalnie wykorzystać kompetencje księży, ale też i nie eksponować ich ewentualnych mankamentów. I jeśli proszę cię o przysługę, bo w takich kategoriach chcę, żebyś spojrzał na tę propozycję, to mam przekonanie, że twoje możliwości będą dobrze wykorzystane. A nie ukrywam, że jest sytuacja trudna o tyle, że na księdzu, którego musimy przenieść ciążą różne zarzuty. Na razie wcale nie potwierdzone, ale w parafii wrze i trzeba to rozwiązać, a zarzutami zajmą się oczywiście kompetentne służby. I tam potrzebuję właśnie ciebie księże Mateuszu – powiedział ksiądz biskup.
- Dobrze, zgadzam się – powiedział od razu Mateusz.
- Nie chce ksiądz najpierw wiedzieć gdzie? - zdziwił się biskup.
- Na miejscu księdza biskupa bym nie mówił, bo wtedy mogę się rozmyślić – uśmiechnął się Mateusz i odetchnął z ulgą. Wydawało mu się, że biskup też.
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!