Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 377
Bardzo lubił tę poranną Mszę w katedrze w Wielki Czwartek, kiedy to odnawiali swoje przyrzeczenia kapłańskie wobec Księdza Biskupa, a przede wszystkim, oczywiście wobec Pana Jezusa. Nawet, kiedy przebywał akurat za granicą i nie miał szczególnego związku z miejscowym biskupem, to jednak zawsze starał się być na Mszy Krzyżma.
Inna sprawa, że nieraz tamtejszy biskup robił na nim lepsze wrażenie, niż jego własny, ale jak wiadomo, wrażenia bywają złudne i w sumie zawsze chętnie powracał do swojej diecezji. Podczas tej Mszy, a właściwie przed nią i po niej, jeśli było wystarczająco czasu, spotykało się różnych kapłanów, których czasami nie widziało się od wielu lat. A zdarzało się i tak, że w ferworze przedświątecznych zajęć budził się człowiek w Wielki Czwartek rano ze świadomością, że jeszcze nie przystąpił do spowiedzi i wtedy w katedrze można było znaleźć mnóstwo gotowych do posługi księży. Akurat w tym roku nie musiał nikogo szukać, bo skorzystał z sakramentu pokuty podczas rekolekcji, które głosił zaledwie kilka dni wcześniej, więc mógł spokojnie przed Mszą porozglądać się w poszukiwaniu dawno nie widzianych kolegów.
- Cześć Mateusz! - głosu Macieja nie dało się nie poznać.
- Cześć Maciek, czyli jednak się wybrałeś – Mateusz przywitał się z przyjacielem, którego akurat chyba widywał najczęściej ze wszystkich księży.
- Dziekan nam się pochorował i mnie wyznaczył, żebym pobrał oleje dla dekanatu... Kurka! Zapomniałem z samochodu pojemniczki, muszę lecieć z powrotem, ale pała ze mnie! Zdążę przed Mszą? - denerwował się Maciej.
- Spokojnie, jeszcze dobrych piętnaście minut, leć – uspokoił go Mateusz i nadal z ciekawością rozglądał się po przykatedralnym placu.
- Mateusz! Miło cię widzieć! - znajomo brzmiący głos zza pleców wyrwał go z rozmyślań.
- Zbyszek! Wiesz, że nie od razu rozpoznałem cię po głosie? - przyznał się Mateusz, kiedy ujrzał twarz kolegi. - To ty już nie w Kazachstanie?
- No co ty chłopie, od trzech lat jestem już w kraju – odparł nieco zdumiony Zbyszek.
- Popatrz, starzeję się najwyraźniej, bo jakoś mi umknęła ta wiadomość – tłumaczył się Mateusz, który nie miał pojęcia, że kolega powrócił z misji.
- Wróciłeś na dobre?
- Początkowo miał być tylko urlop, potem zaczęła się ta przeklęta zaraza, a ja za bardzo nie chciałem się szczepić, więc zostałem uziemiony, no a potem się okazało, że u nas w diecezji już nie takie „eldorado” jeśli chodzi o ilość księży, trzeba było pomóc połatać niedobory personalne i tak mimochodem zostałem na dobre. Naprawdę nie wiedziałeś?
- Wiesz co, powiem ci tak. Kiedyś za bardzo nie wiedzieliśmy co się dzieje w diecezji, bo przepływ informacji był słaby. Teraz z kolei dostajemy tyle tych maili i wiadomości, że czasami po prostu coś się przeoczy. Gdzieś mi się obiło o uszy, że byłeś w jednej czy drugiej parafii w niedzielę, no ale w sumie wcześniej też organizowałeś jakieś akcje pomocy dla swoich wiernych w Kazachstanie i pewnie byłem przekonany, że to właśnie tego typu działalność. A tymczasem ty już na stałe... I co? Jak się odnajdujesz? - zapytał Mateusz sam jeszcze pamiętający swoje problemy z aklimatyzacją po latach spędzonych we Włoszech.
- Dobre pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi – uśmiechnął się Zbyszek.
- Wiele rzeczy jest znacznie łatwiejszych i w sumie bardzo się cieszę, że jestem w swojej diecezji. Pamiętasz, że jak tak trochę zostałem hmmm... zachęcony do wyjazdu na misje. I nawet jeśli po kilku latach poczułem się tam w Kazachstanie na swoim miejscu, to jednak fajnie jest być znowu u siebie, wszystko rozumieć i nie odszyfrowywać kodów kulturowych. Ale z drugiej strony trochę mi brakuje tego szaleństwa, wielogodzinnych dojazdów, improwizacji... W każdym razie wszystko wskazuje na to, że w lipcu w kolejnym rozdaniu dostanę jakąś parafię, już jako proboszcz, więc czekam z niecierpliwością i zastanawiam się na ile doświadczenia proboszczowania w Kazachstanie przełożą się na polskie warunki. Ale słyszałem, że ty też masz awansować – Zbyszek z uśmiechem klepnął Mateusza w plecy.
- Ja? No co ty, przecież minęło zaledwie kilka lat i nie wydaje mi się, że to dobry moment – odparł Mateusz.
- A ja słyszałem, że masz mieć zmianę, ale to może jakieś plotki – zdziwił się Zbyszek.
- Może nie do końca plotki, bo rozmawiałem z szefem, ale to był taki raczej sondaż i nie sądzę, żeby wypadł pozytywnie, w sensie, że na konkretne pytanie, czy chcę zmiany powiedziałem, że nie. A też żadna konkretna propozycja nie padła – wyjaśnił Mateusz.
- A to ciekawe, bo ja słyszałem, że to już pewne.
- Ach tak? To może mi od razu powiesz na jaką parafię, bo ja nic nie wiem – nie bez lekkiej irytacji stwierdził Mateusz.
- Co ci będę mówił – zaśmiał się Zbyszek. - Zresztą to co słyszałem, to raczej mało prawdopodobne, bo przecież masz parafię z dwoma wikariuszami, a mi się obiło o uszy, że masz pójść do parafii, gdzie był tylko jeden wikariusz i właściwie na bank kolejnego tam nie dadzą - dodał...
- Jak na gościa, który był długo za granicą, to widzę że jesteś świetnie zorientowany w realiach naszej diecezji – lekko uśmiechnął się Mateusz.
- Wiesz, jak człowiek wraca po latach, to go wszystko interesuje – uśmiechnął się Zbyszek, a potem pobiegł przywitać się z innym kolegą. Mateusz został sam i z poczuciem poddenerwowania, bo przyjechał na tę Mszę z najlepszymi intencjami, a teraz znowu się rozproszył w jakieś niepotrzebne kalkulacje. Kilka metrów od siebie dojrzał prałata Władysława i postanowił się z nim przywitać, bo kto jak kto, ale Władysław na pewno się nie będzie bawił w spekulacje o zmianach parafii.
- Szczęść Boże księże prałacie! A co prałat tu jeszcze robi? Przecież jest jednym z jubilatów, nie powinien ksiądz pójść do zakrystii po ornat i potem wyjść w procesji? - zdziwił się Mateusz, który właśnie sobie przypomniał, że przecież prałat Władysław miał w tym roku złoty jubileusz kapłaństwa.
- Ano też się zdziwiłem, ale w tym roku nie poproszono nas do prezbiterium, mamy normalnie usiąść w ławkach – nie bez żalu w głosie stwierdził wiekowy kapłan.
- A to rzeczywiście dziwne – zamyślił się Mateusz. - Myślałem, że tylko mój rocznik i następny miał takiego pecha, że przez covida w ogóle ograniczono ilość księży na Mszy Krzyżma dwa lata z rzędu więc nikt nas i naszych 25 lat nie fetował, no ale przecież odtrąbili koniec pandemii, więc w tym roku wszystko powinno powrócić do normy.
- Chyba, że teraz są jakieś nowe normy – westchnął ksiądz prałat Władysław. - A słyszałem, że ty masz zmianę. Sam poprosiłeś?
- Nawet ksiądz prałat się bawi w te spekulacje? - Mateusz nie miał ochoty komentować. - W każdym razie ja o nic nie prosiłem i nigdzie się nie wybieram - dodał..
- A to już chyba nie od ciebie zależy – prałat spojrzał mu prosto w oczy. - Za chwilę podczas Mszy odnowisz przyrzeczenie posłuszeństwa biskupowi, a ten jak uzna za stosowne, to pośle cię tam, gdzie będziesz potrzebny. Tak jak może uznał, że nie musi pięćdziesięciolatków dzisiaj w prezbiterium pokazywać... I tak nas wszyscy znają... - prałat Władysław poklepał Mateusza po policzku, po czym spuścił wzrok i poszedł w kierunku katedry. Mateusz postanowił już nikogo nie zaczepiać i wszedł do świątyni. Wydawało mu się, że księży było nieco mniej niż w ostatnich latach przed pandemią i pomyślał, że trochę narzekają kapłani na wiernych, którzy nie powrócili do kościołów, ale i oni sami nie do końca skwapliwie podejmują przedpandemiczne zwyczaje i obowiązki. Jeszcze przez dłuższą chwilę obserwował wchodzących do katedry księży. Niektóre twarze nic mu nie mówiły. Inne należały do kapłanów, którzy kiedyś – jeśli można tak powiedzieć – byli w awangardzie, a teraz przemykali się skurczeni, jakby nie chcieli, by ktokolwiek zwrócił na nich uwagę. Było też kilku, którzy wręcz przeciwnie, wszystkim - począwszy od włoskiej alby i cingulum skończywszy na uczesaniu i doborze perfum, - dawali do zrozumienia, że chcą być w centrum zainteresowania. Albo przynajmniej, że są mocno w swoim centrum zainteresowania. Niejeden brat w kapłaństwie nosił oznaki niedawnego cierpienia i choroby – dobrze było ich widzieć wracających do zdrowia i do formy. Wreszcie byli i ci bracia, o których nawet mało interesujący się plotkami Mateusz wiedział, że przeżywają różne tarapaty, czasami nawet zawinione. I tu też nie wszyscy jednakowo się zachowywali, niektórzy szli, jakby dźwigali jakiś ciężar, inni z bezczelnym uśmieszkiem. W pewnym momencie tych swoich refleksji Mateusz zdał sobie sprawę, że wielu księży tak samo patrzy na niego, jako tego który poprosił o zmianę, czy też ma mieć zmianę. Jedni widzą w nim kogoś, kto bierze sprawy w swoje ręce, inni być może „podpadziochę”, który z bardzo dobrej parafii będzie musiał odejść. I najlepsze w tym wszystkim było to, że on widział siebie nadal w swojej parafii. Ale jednak dźwięczały mu w uszach słowa prałata o posłuszeństwie wobec biskupa, które za chwilę odnowi. I pamiętał również swoje dylematy, czy podczas rozmowy z biskupem nie był zbyt przewrażliwiony na swoim punkcie. Ale jedno wiedział na pewno. Że odnowi swoje przyrzeczenia z pełnym przekonaniem i szczerze. I będzie posłuszny biskupowi, tak jak był posłuszny jego poprzednikom.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!