TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 20:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odc. 375

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 375

- A mnie się wydaje, że ksiądz jest troszeczkę przewrażliwiony na swoim punkcie – ksiądz biskup wcale nie sprawiał wrażenia poruszonego dyskursem Mateusza o prawie kanonicznym, które solidnie umocowuje proboszcza na jego stanowisku, ani tym bardziej jego nastawieniem na długofalową pracę duszpasterską w parafii.

- To co ksiądz rozpoczął w obecnej placówce spokojnie może być kontynuowane przez innego księdza, świat się nie kończy na tobie, bracie. Myślałem, że wyjdziemy również naprzeciw twoim oczekiwaniom i będziesz mógł lepiej wykorzystać swoje niewątpliwe talenty i możliwości.
- To po co ta cała maskarada z listem od parafianina, oczywiście anonimowym. Ja zawsze myślałem, że w kurii wiedzą na co stać konkretnego księdza i nie potrzeba do tego listów anonimowych. Choć oczywiście pamiętam czasy, kiedy kilka krytycznych anonimów było podstawą jeśli nie do niemal karnego przesunięcia księdza gdzie indziej, to do klepania go po plecach ze słowami, wiesz, tam cię i tak nie lubią, sam widzisz, więc cię przeniesiemy. Ale przecież mamy inną epokę, tak? Więc jeśli ksiądz biskup ma dla mnie jakąś konkretną propozycję, to proszę ją przedstawić, a jeśli nie, to ja nadal pracuję najlepiej jak potrafię w swojej dotychczasowej parafii – powiedział Mateusz.
- Ksiądz nie rozumie, że mamy trudności na kilku frontach i po prostu szukamy wyjścia, jak to wszystko poukładać. Dlatego nie chcę mówić o konkretnej parafii, bo potem się okaże, że jednak ma być inna i ksiądz będzie niezadowolony i wrócimy do punktu wyjścia tej rozmowy – ksiądz biskup nadal nie był skłonny do przedstawienia konkretów.
- To myślę, że już udzieliłem odpowiedzi – Mateusz nie miał nic więcej do dodania.
- W takim razie dziękuję księdzu za poświęcony czas. Być może kiedy sytuacja stanie się również dla mnie bardziej klarowna zaproszę księdza na kolejne spotkanie i może to nastąpić nawet w ciągu kilku najbliższych dni. Ale skoro ksiądz woli pozostać w dotychczasowej parafii to spróbujemy zaradzić w jakiś inny sposób – biskup zamknął leżący przed nim laptop i w ten sposób dał do zrozumienia, że spotkanie uważa za zakończone. Mateuszowi przez chwilę zrobiło się markotno, bo przecież nigdy w życiu nie prosił o żadną parafię, o żadną zmianę, ale też i nigdy nie odmówił biskupowi. W sumie teraz też nie odmówił, bo przecież żadna konkretna propozycja nie padła, a mimo wszystko czuł pewien dyskomfort. Uściskiem dłoni pożegnali się z biskupem i Mateusz wyszedł z gabinetu swojego pryncypała i skierował się prosto do kurialnej kaplicy. Ale jakoś nie udało mu się wejść w modlitwę, nawet próbę odmówienia brewiarzowej godziny w ciągu dnia zarzucił po kilku minutach, bo zupełnie nie potrafił się skupić. Kiedy wychodził z kaplicy minął się na korytarzu z księdzem Sławkiem, o którym już od jakiegoś czasu mówiło się, że boryka się z jakimiś problemami w swojej parafii.
- Cześć Sławek – Mateusz uścisnął rękę koledze.
- No cześć Mateusz, co ciebie też wezwali? - zapytał Sławek z nietęgą miną.
- Mi mówili, że to zaproszenie, a nie wezwanie – uśmiechnął się Mateusz.
- Mnie raczej zdecydowanie wezwali. Nawet się nie pytali, czy nie mam innych planów – ponuro wyjaśnił Sławek. - Byłeś już u szefa?
- Byłem – odparł Mateusz.
- I co? - Zapytał Sławek.
- Nic w sumie. Jakieś niejasne propozycje, ale myślę, że zostanę tam gdzie jestem. O nic nie prosiłem i nigdzie się nie wybieram – Mateusz mówił do kolegi, ale miał wrażenie, jakby tak naprawdę chciał utwierdzić siebie w przekonaniu, że właściwie przedstawił swoje racje biskupowi.
- Ja mam wejść za pięć minut – Sławek patrzył na Mateusza, jakby po słowach tego ostatniego wstąpiła w niego jakaś nowa nadzieja.
- No to powodzenia Sławek – powiedział Mateusz i pożegnał się z kolegą. Wyszedł z kurii i postanowił natychmiast pojechać do Macieja, w końcu jeśli miał się z kimś podzielić swoimi przeżyciami, to właśnie z najbardziej zaufanym przyjacielem. Przez całą drogę różne myśli krążyły mu po głowie. Zastanawiał się, kto był autorem tego listu do kurii i dlaczego w ogóle napisał takie słowa, niby pochwały, ale z życzeniem, aby Mateusza przenieść na inną parafię. Myślał też o parafii, którą biskup miał ma myśli. Czy chodziło o Jaroszyn, gdzie proboszczem był Sławek? To była typowo miejska parafia, położona w centrum, duża i prestiżowa. A przede wszystkim zastanawiał się, czy dobrze zrobił wywlekając biskupowi również te żale, które go nie dotyczyły. I wcale nie potrafił sobie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Sięgnął więc po Różaniec i odmawiał go aż do momentu wjazdu na podwórko plebanii Macieja, ale kiedy go odkładał nie miał najmniejszego pojęcia, jakie tajemnice odmówił.
- Jestem zaszczycony, brachu, od biskupa prosto do mnie? - Maciej otworzył mu drzwi, zanim jeszcze zdążył zadzwonić.
- Cześć – powiedział zdumiony Mateusz. - A skąd ty wiesz, że byłem u biskupa?
- Nie zapominaj mój drogi, że jesteś częścią korporacji, w której informacje nie potrzebują światłowodów, żeby się przemieszczać z prędkością światła – uśmiechnął się Maciej prowadząc Mateusza do salonu. - A tak poważnie, to dzwonił do mnie Sławek z prośbą o radę, bo go biskup wezwał i właśnie on mi powiedział, że ty byłeś przed nim. W sumie to nawet byłem zdziwiony, że nic mi nie powiedziałeś.
- Wiesz co? W sumie miałem nawet zadzwonić, ale stwierdziłem, że mam przecież ponad pięćdziesiąt lat i chyba już najwyższy czas, aby przestać traktować zaproszenie do biskupa jako powód do niepokoju, którym trzeba się z kimś podzielić – powiedział Mateusz wzdychając głęboko.
- I powiem ci bracie, że masz absolutną rację, a właściwie miałbyś rację, gdyby nie to, że jednak najczęściej jak cię biskup zaprasza, to wiąże się to albo z jakąś przyganą albo z propozycją zmiany, a więc zdecydowania sytuacje, które mogą się wiązać z pewnym niepokojem. Byłeś kiedyś u biskupa z innej okazji niż wymienione?
- Nie – odparł szczerze Mateusz.
- A widzisz? I dlatego jednak zawsze trochę się człowiek niepokoi i nieraz do kumpla zadzwoni – Maciej jeszcze pielęgnował w sobie lekki żal. - Ale schlebia mi, że prosto od biskupa przyjechałeś do mnie.
- Wiesz, do poprzedniego biskupa niektórzy koledzy jeździli również w innych celach niż te, które wymieniłeś, ale jakoś im nie zazdrościłem – dodał jeszcze Mateusz. - Zrób mi kawę może, co? Potrzebują jakiegoś „bustera”, a wina nie mogę, bo raz, że Wielki Post, a dwa że muszę wrócić do siebie.
- Zawsze możesz zostać na noc, nie zapominaj, że masz wikariuszy. No i nie wiedziałem, że zrobiłeś wyrzeczenie wielkopostne z wina – krzyknął Maciej z kuchni, starając się przekrzyczeć hałas powodowany prze ekspres do kawy.
- Nie podjąłem akurat tego wyrzeczenia, ale Post jest, tak czy inaczej – skwitował Mateusz ciągle pogrążony w swoich myślach.
- Masz tu kawę i opowiadaj... daj mi zgadnąć! Dostałeś propozycję Jaroszyna na miejsce Sławka! - Maciej był wyraźnie podekscytowany.
- Rozumiem, że zakładasz taki scenariusz, bo dzwonił do ciebie Sławek, że go biskup wezwał – powiedział Mateusz.
- Że Sławek tam sobie nagrabił u ludzi wiemy nie od dziś i nie potrzebuję wiedzy, że biskup go wezwał, bo prędzej czy później musiało się to zdarzyć. Ale to akurat jest mniej istotne, Mateusz, powiedzmy sobie szczerze: ile razy narzekałeś, że różne rzeczy, które proponujecie w parafii nie spotykają się z jakimś odzewem od ludzi? No ile razy? Ty niby jesteś w mieście, ale tam jest taka sama mentalność jak u mnie i tak naprawdę ty o tym doskonale wiesz, a to że jest garstka dobrych i zaangażowanych parafian wcale nie znaczy, że wkrótce większość stanie się taka sama. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o Zbyszku, że u niego w parafii cokolwiek zaproponuje od razu ma odzew 100 czy nawet 200 osób? A u mnie cokolwiek zaproponuję mam 3-4 osoby, a u ciebie 9-10, no powiedz szczerze, tak czy nie?
- No tak, ale to nie znaczy, że w związku z tym mamy sobie wszystko odpuścić – oponował Mateusz.
- Nie, ja wcale nie mówię, że mamy sobie odpuścić, jak widzisz, ja wcale nie odpuszczam. Ale zasoby ludzkie trzeba używać z kryterium... Wiesz, ja lubię Sławka, choć trochę mnie zaskoczył tym telefonem, ale obaj wiemy, a jego parafianie jeszcze lepiej od nas, że on tam wszystko co się dało uśpił i z wszystkimi się skłócił, a to jest parafia o podobnym profilu jak ta Zbyszka. Niech tam zostawią Sławka jeszcze z pięć lat i nie będzie co zbierać – tłumaczył Maciej.
- A co w ogóle Sławek od ciebie chciał? - zapytał Mateusz.
- Ha! - uśmiechnął się Maciej. - Czuł pismo nosem i pytał mnie, czy ma walczyć o pozostanie w Jaroszynie, czy negocjować jakieś miękkie lądowanie.
- I co mu poradziłeś? - zapytał Mateusz.
- Nic. Znasz Sławka, jeszcze by powiedział biskupowi, że ja mu kazałem coś powiedzieć, a poza tym to jakbym miał być szczery, to powinienem mu powiedzieć, że by poprosił o powrót na jakiś wikariat, gdzie ktoś go poprowadzi za rękę i palcem wskaże co ma robić. Ale co tam będziemy gadać o Sławku, lepiej ty mi powiedz, co ci biskup zaproponował – Maciej rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- W sumie to nic konkretnego – powiedział Mateusz, po czym opowiedział koledze swoją rozmowę z biskupem.
- Widziałeś ten niby anonim? - zapytał Maciej kiedy Mateusz zakończył swoją odpowiedź.
- Nie. Nigdy nie chciałem czytać żadnych anonimów na swój temat – kategorycznie stwierdził Mateusz.
- Szkoda – uśmiechnął się Maciej. - Bo z tego, co mówisz, to ja bym się pod nim podpisał obiema rękami.

 

Jeremiasz Uwiedziony

Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!