Jasna i ta druga strona księży(ca) 372
- Jak była ta kiepska pogoda, pamiętasz, ze dwie niedziele temu, co tak strasznie wiało, to u nas na niedzielnych Mszach było tak mało ludzi, że chyba w najgorszych dniach pandemii tak źle nie było – zwierzył się Mateusz. - U ciebie też były takie pustki?
- No szału nie było, ale nie zauważyłem jakiegoś drastycznego spadku – stwierdził Maciej.
- A ja powiem ci szczerze, że się naprawdę podłamałem. Wiesz, czasami zbieżność takich rozczarowań z jakąś wzmożoną działalnością duszpasterską potrafi normalnie zwalić z nóg - kontynuował opowiadanie swoich odczuć Mateusz.
- Bardzo się staram nadążyć za twoim tokiem myślowym, ale w tym momencie to musisz do mnie, jak do krowy: jakie wzmożenia i jakie rozczarowania? - Maciej próbował uporządkować zwierzenia swojego przyjaciela.
- No przecież wiesz, co mam na myśli. Wzmożoną działalnością duszpasterską była kolęda, na którą zdecydowaliśmy się mimo wszystko właśnie po to, żeby zaprosić ludzi do powrotu do sakramentów, pamiętasz, rozmawialiśmy o tym, zdaje się, że to było też twoim celem.
- Aha, i myślałeś że po kolędzie ludzie wzruszeni waszym zaproszeniem rzucą się do kościoła drzwiami i oknami – wtrącił mu się Maciej.
- Nie wydurniaj się, przecież wiesz, że nie o to mi chodziło – ofuknął go Mateusz. - Spróbuj się skupić, zamiast mi przerywać. Więc była ta wzmożona akcja kolędowa, a potem jeszcze w sobotę zrobiliśmy także zabawę karnawałową dla dzieci, tych zaangażowanych w scholkę i ministrantów niby, tych co chodzili na Roraty, ale potem zgadzaliśmy się też na inne dzieci. I mówię ci, była przednia zabawa, dzieciaki zachwycone, rodzice jeszcze bardziej, wdzięczni i w ogóle, nawet niespodziewanie i wcale nie proszeni dorzucili się finansowo do tej imprezy, więc wszystko super. I to wszystko mam na myśli mówiąc o wzmożonej działalności duszpasterskiej. Nadążasz? - Mateusz uważnie przyjrzał się Maciejowi.
- Powiedzmy, że tak – uśmiechnął się Maciej wygodniej rozpierając się w fotelu.
- No i potem od razu po tej sobocie jest niedziela z tą tragiczną frekwencją. I kiedy mówię tragiczną, to znaczy, że była może połowa tych, co zwykle przychodzą na Msze. I mówiąc o tych, co zwykle, mam na myśli już tę znacznie mniej liczną grupę osób po przetrzebieniu przez pandemię i namawianiu przez biskupów: „nie przychodźcie do kościoła, błagamy was”. I to jest ta zbieżność czasowa rozczarowań ze wzmożoną pracą. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale ja bym tak nie dramatyzował – spokojnie odparł Maciej. - Czy to nie ty czasem mi opowiadałeś kiedyś, jak to pracowałeś na parafii w Italii i miałeś takie fajne rodzinki z dziećmi, co to co niedzielę byli na Mszy, a potem zniknęli w lipcu, aby się ponownie pojawić w październiku? A na twoje zatroskanie, że się o nich martwiłeś, co się z nimi stało, odpowiedzieli ci z największym zdumieniem, że jak się mogłeś martwić, przecież było lato, a latem w niedzielę to oni chodzą nad morze. Skończyło się lato, to zaczęli chodzić do kościoła. Tak było? - dociskał Maciej.
- No tak. Tak było – odparł Mateusz.
- No to bracie, widzisz, teraz mamy Zachód! - tryumfalnie zagrzmiał Maciej. - Gdy na dworze wiatr i ulewa ludziska siedzą w domu, przecież tylko wariaci włóczą się w taką pogodę. Ludzi stali się wygodni, wygoda to teraz ich najwyższa wartość. Ostatnio wpadłem na jakiś film w telewizorni, nawet nie wiem jaki tytuł i o czym on był, ale była w nim taka scena, że jakaś kobietka jedzie taksówką, a ten taksówkarz taki filozofek, co to wiele widział i słyszał i w pewnym momencie on się z nią dzieli taką swoją najważniejszą mądrością życiową: w życiu tak naprawdę masz się starać tylko o to, żeby tobie było fajnie! Po tej sentencji „przepilotowałem” się na jakiś inny kanał, więc nie wiem, co tam się dalej działo, ale musisz bracie zrozumieć, że dzisiaj większość ludzi, w tym twoich parafian, by się z nim zgodziło. Chodzi o to, aby tobie było fajnie i miło. A czy jest fajnie i miło iść do kościoła w taką zawieruchę? No nie. Więc siedzą w domu i modlą się, żeby nie było przerw w dostawie prądu, bo przestanie być miło w zimnym domu i bez telewizora. Musimy się z tym mierzyć – zakończył wywód Maciej.
- Chyba masz rację. A nawet na pewno, bo kilka dni temu sam miałem sytuację, która to potwierdza, no i jest kolejnym kamyszkiem do ogródka rozczarowań. Zgłosiła się do mnie para z prośbą, abyśmy ochrzcili ich dziecko, na co oczywiście od razu się zgodziłem, ale potem przy spisywaniu danych pojawiła się kwestia ślubu i okazało się, że nie mają żadnych przeszkód i nie zamierzają wziąć ślubu. Więc ja spokojnie, jeszcze raz podkreślam, że dziecko im ochrzcimy, ale pytam też, dlaczego chcą ochrzcić, czy im zależy na zbawieniu dziecka, oni mi mówią, że właśnie dlatego, bo im zależy na zbawieniu dziecka, ale kiedy ich pytam, dlaczego w takim razie nie zależy im na własnym zbawieniu, skoro żyją w grzechu, to się najeżają straszliwie. I dziewczyna pyta mnie z wyrzutem, dlaczego ja tego nie rozumiem, przecież oni nie chcą ślubu, bo jest im tak dobrze, są szczęśliwi. I potem mnie przypiera do muru, pytając, czy Bóg nie chce, żeby oni byli szczęśliwi? No przecież właśnie są! Po co mają coś zmieniać? Ślub nie jest im do niczego potrzebny. Ale zależy im na dobrym wychowaniu dziecka i dlatego przychodzą żeby je ochrzcić i po co ja im to wszystko tak straszliwie utrudniam. Powiem ci, że po ich wyjściu czułem się, jakby mnie ktoś przeciągnął przez wyżymaczkę – opowiadał Mateusz.
- Nie chcę tu się z tobą licytować, ale powiem ci, że ja też miewam ciekawe sytuacje. Chodzę po kolędzie, wiesz bez ministrantów, w sumie od drzwi do drzwi, aż w pewnym domu gospodarz wystawia delikatnie nos zza uchylonych drzwi i wyraźnie widać, że nie chce ich mocniej uchylać, nie wspominając nawet o chęci wpuszczenia mnie do środka. Ale twarz mi jest znajoma, czyli gościu do kościoła chodzi, więc ja od razu próbuję go wybawić z problemu i mówię, że na pewno są chorzy albo na kwarantannie, że ja to rozumiem i nie ma żadnego problemu. Ale gość mi przerywa i mówi, że absolutnie nie, wszyscy zdrowi, ale w tamtym roku po kolędzie nie chodziłem i to był w sumie najlepszy rok w ich gospodarce, dobrze zarobili no i nie chcą teraz zapeszać... Ja zdębiałem, w pierwszej chwili pomyślałem, że on tak sobie żartuje, ale widzę, że wcale tych drzwi nie uchyla, więc ja rżnę głupa i mówię: „Aha, czyli w tym roku lepiej żebym nie wchodził z kolędą i błogosławieństwem, żeby nie przerwać tej prosperity, żeby nie zapeszyć, tak?”. No i wtedy pan z takim wielkim uśmiechem na twarzy mówi mi z ulgą: „No wspaniale, że ksiądz to rozumie” i zatrzasnął szybko drzwi, jakby myślał, że jeszcze jakiś tam pech może się ode mnie przecisnąć do środka drogą kropelkową – zakończył Maciej.
- Nie ma co! Pięknieśmy naszych wiernych zewangelizowali – Mateusz uśmiechnął się po raz pierwszy podczas tej rozmowy.
- Ale żeby nie było, że tylko narzekam, to powiem ci, że po kolędzie, w przeciwieństwie do twojego przypadku, ja mam już wpisane w księgę dwa śluby, na które pewnie by się nie zdecydowali narzeczeni, którzy od lat żyją razem, gdybym podczas wizyty umiejętnie z nimi tematu nie poruszył – pochwalił się Maciej.
- Czy sugerujesz, że ja rozmawiałem nieumiejętnie? - Mateusz spojrzał na kolegę podejrzliwie.
- Broń Boże, pewnie ich tylko trochę postraszyłeś piekłem – zażartował Maciej.
- To może ty mi powiedz, jak ty to robisz umiejętnie, co?
- No w jednym przypadku to po prostu zacząłem sobie żartować, że nie rozumiem czemu facet mając tak piękną i atrakcyjną kobietę ryzykuje, że w każdej chwili ktoś może mu ją podebrać. A on na to, że jest fajny, wysportowany, dobrze zarabia i ona na pewno nie znajdzie nikogo lepszego. Więc ja odpowiadam, że być może, ale on nie jest jej mężem, więc gdyby jednak kogoś podobnego, a może lepszego znalazła, to niby dlaczego miałaby siedzieć z nim? I tak się przekomarzaliśmy z pół godziny i potem poszedłem dalej, a po dwóch dniach pojawiali mi się w kancelarii z pytaniem, czy dużo jest tych formalności, a potem to już poszło gładko. A druga para to już tyle lat byli razem, że już nikt nawet nie myślał o ślubie, wystarczyło im powiedzieć, że wcale nie jest za późno, i znowu – że formalności są naprawdę prościutkie i voila! - Maciej z właściwym sobie poczuciem humoru wystawił pierś jak do orderu.
- Fajnie. U nas też parę takich dobrych rozmów na kolędzie się odbyło, ale jeszcze czekamy na rezultaty – powiedział Mateusz.
- Byle znowu nie było zbieżności, jak to było? Wzmożonej pracy duszpasterskiej z rozczarowaniem, tak? I zamiast ślubu spadnie nam na głowę parę niespodziewanych rozstań – skwitował Maciej. - Ale może ty mi też powiesz coś pozytywnego, Mati, chyba nie stałeś się nagle pesymistą, co?
- Pozytywnych rzeczy jest pewnie dużo, jak się dobrze przyjrzeć, tyle że nieraz strach szerzej otworzyć oczy – Mateusz błysnął sentencją.
- No to może wymień choćby z jedną, żeby pozytywnym akcentem przejść do mniej poważnych tematów – powiedział Maciej, który miał zostać na kolację, a potem przenocować w pokoju gościnnym.
- Ok, to na kolędzie zapisaliśmy ponad 20 starszych i chorych osób na comiesięczne odwiedziny kapłana w pierwsze soboty - powiedział Mateusz. - Co prawda jedna już dzwoniła, żeby nie przychodzić, bo jest chora, a ja na to, że przecież właśnie do chorych...
- Przestań! - przerwał mu Maciej. - Miały być dobre wieści, bez żadnego ale!
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!