Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 370
Pięciu zaufanych kolegów, każdy o nieco innym temperamencie, ale na pewno wszyscy mocno zaangażowani w duszpasterstwo, kochający Pana Jezusa i ludzi, do których Kościół ich posłał. Księża z powołania, chociaż kto wie, być może niektórzy z ich parafian nie byliby zgodni z tym określeniem, bo jednak nawet co do tego przyjmuje się różne kryteria. Na przykład, czy można nazwać księdzem z powołania kogoś, kto synowi tej pobożnej parafianki odmówił zaświadczenia, że może być ojcem chrzestnym tylko dlatego, że on chce poczekać ze ślubem kościelnym? Absolutnie to nie może być ksiądz z powołania, tylko jakiś służbista, co porządnym i rozsądnym ludziom rzuca kłody pod nogi! Prawda? No właśnie... Ale nie w tej sprawie kapłani zebrali się u ks. Włodka.
- Zaprosiłem was w sumie, żeby się trochę poradzić - zagaił Włodek. - Co prawda kolęda już się rozpoczęła...
- U mnie jeszcze nie - wtrącił się z uśmiechem Maciej.
- No ok, ale u innych, w tym u mnie już tak - podjął wątek Włodek. - Co nie znaczy, że jeszcze nie można czegoś skorygować. Bo nawet jeśli ktoś postanowił pójść tradycyjnie od drzwi do drzwi, a rząd wprowadzi jakiś totalny lockdown, to przecież będzie musiał przerwać. Więc myślę, że jeśli ktoś rozpoczął w jakiejś innej formule, to też jeszcze może zmienić. Niestety, chciałem żebyśmy się spotkali wcześniej, ale sami wiecie jak wypadły sondaże na temat wolnego terminu, więc się nam to przeciągnęło aż do dzisiaj. Jak często bywa, również tym razem, biskupi nam nie pomogli, bo nie zdołali wypracować wspólnego stanowiska i ja na przykład mam problem, bo u nas jest niby pełna wolność wyboru i decyduje każdy proboszcz, ale graniczę z archidiecezją, a tam zaleca się, żeby raczej nie iść na kolędę. Więc kiedy wstępnie sondowałem sytuację pośród parafian, to się dziwili, że w ogóle o to pytam, bo dookoła nikt nie chodzi.
- Nie do końca tak u nas z tą pełną wolnością, bo ja chciałem iść, ale koledzy z dekanatu prawie nazwali mnie łamistrajkiem - poskarżył się Piotr.
- Czyli ty też nie chodzisz? - zapytał od razu Maciej.
- Wiesz, z jednej strony mam więcej luzu, bo nie powiem, ale zeszły rok z tą kolędą odwróconą, trochę mnie rozleniwił, ale potem do lata nie mogłem sobie dać rady z rachunkami, zwłaszcza za ogrzewanie. Zwykle z ofiar kolędowych wystarczało i na ogrzewanie, i na ubezpieczenie kościoła, i te roczne stałe opłaty do kurii. W tamtym roku nie wystarczyło, bo jednak do kościoła na kolędę przyszło około 50 % wszystkich rodzin, więc jak sobie pomyślę, że w tym roku gaz i prąd poszły tak bardzo do góry, to nie mam pojęcia, z czego popłacę te rachunki - zwierzył się Piotrek.
- Czyli głównie z powodów ekonomicznych chciałeś pójść normalnie? - dopytywał Maciej.
- Nie tylko dlatego, ale nie ukrywam, że w takiej parafii jak moja, gdzie nie mamy żadnych dzierżaw, żadnych stałych wpływów i wszystko, dokładnie wszystko, płacimy z ofiar ludzi, to kolęda jest w tym budżecie ważna. Ale oczywiście nie chodzi tylko o to. Jak nie będę miał czym zapłacić za ogrzewanie kościoła, to się zwrócę do parafian, choć wolałbym tego nie robić, a na pewno pomogą. Ale myślę, że jeśli drugi rok z rzędu nie pójdziemy, to o tradycyjnej kolędzie możemy w ogóle zapomnieć. A u mnie do kościoła chodzi mniej niż 20% wiernych. Jak nie na kolędzie, to z pozostałymi nie będę miał już żadnego kontaktu. Bo Pan Jezus za jedną zagubioną owieczką w przypowieści kazał iść i szukać, to myślę, że na 80% wspólnoty nie można machnąć ręką. Wiem, że pewnie są inne sposoby, ale ten jeden mieliśmy i szkoda z niego rezygnować. Przynajmniej moim zdaniem. Już raz żeśmy takiego babola zrobili, pamiętacie? Jak mieliśmy wygaszać tradycyjne kursy przedmałżeńskie na rzecz katechezy przedmałżeńskiej dla gimnazjalistów. Trzeba uważać zanim sobie coś lekką ręką odpuścimy.
- No ale to nie my sobie odpuszczamy, tylko pandemia jest - zauważał milczący do tej pory Lucek.
- Ja to wszystko rozumiem, ale i tak uważam, że trochę za bardzo się zaczęliśmy troszczyć o ciało i życie doczesne, a za mało o duszę i życie wieczne - ostro pojechał Piotrek, który był wyraźnie rozgoryczony, że nie mógł zrobić kolędy tak, jak chciał.
- Ty Piotruś, a w tym waszym dekanacie to wy tak wszystko wspólnie ustalacie? - zapytał Mateusz.
- A skąd! Jak kiedyś prosiliśmy, żeby ujednolicić choćby kwestie cmentarzy, to nie było mowy. Albo wymagania przed bierzmowaniem. Nawet się nie udało doprowadzić do jakiejś dyskusji na ten temat. Zresztą podobnie jak teraz żadnej dyskusji nie było, tylko stwierdzenie, że musimy być solidarni i solidarnie robimy kolędę w formie Mszy, na które zapraszamy kolejne ulice czy wioski. Prawda jest taka, że niektórzy tak zasmakowali w tej formie w tamtym roku, że moim zdaniem będą dążyć do tego, żeby tak już zostało. I jeszcze uchodzą za tych, co im nie zależy na pieniądzach, a ja który chciałem iść, jestem tym co myśli tylko o kasie. Cóż, może jakbym miał 50 hektarów w dzierżawie i kilka lokali wynajętych, to też bym tak myślał. No, ale nie mam, a rachunki muszę płacić. I to za trzy kościoły. Ale dajmy już spokój. Moje zdanie znacie, a kolędę - jak cały dekanat - mamy w formie odwróconej. Ludzie przychodzą na Msze.
- Ale mogą też zapraszać indywidualnie? - dopytywał się Włodek.
- Oczywiście. Ale zapraszają ci, którzy i tak są zaangażowani i u wielu z nich bywam i przy innych okazjach - odrzekł Piotr.
- Piotrek, sorry, że ciągnę jeszcze ten temat, ale powiedziałeś, że wolałbyś nie prosić ludzi o pomoc w pokryciu kosztów ogrzewania kościoła, a dlaczegóż to? Pytam, bo ja właśnie zamierzam tak zrobić - interesował się Maciej.
- Wiesz, przede mną był kolega, pominę nazwisko, i tak wiecie o kogo chodzi, który zimą ponoć prawie co niedzielę zbierał dodatkową ofiarę na ogrzewanie kościoła, który i tak był zawsze raczej mocno chłodny i wiem, że ludziom się to źle kojarzy, dlatego wolałbym tego uniknąć. Ale oczywiście jeśli będzie trzeba, to poproszę. Na pewno nie chciałbym oszczędzać na ogrzewaniu, bo akurat to sobie u nas ludzie cenią. Szczerze mówiąc, w wyjątkowo zimne niedziele, to z dziesięć procent obecnych mam z innych parafii, gdzie się kościołów nie ogrzewa - wyjaśnił Piotr.
- No to może teraz ja powiem, jaki mam system - ponownie zabrał głos Włodek. - Normalnie wyznaczyłem trasy na każdy dzień, ale poprosiłem ludzi, żeby zgłaszali kto chce mnie przyjąć i jakieś 30% się odezwało. Dla pozostałych będą Msze w kościele. Czyli tak hybrydowo. Zobaczymy jak to wyjdzie.
- My z kolei - Mateusz był jedynym z towarzystwa, który miał wikariuszy - idziemy normalnie. Zgadzam się z Piotrkiem, że jak teraz odpuścimy sobie to będzie pozamiatane. Ostatnio jak chodziliśmy dwa lata temu wielokrotnie zdarzało się, że ludzie mówili, o mamy nowego proboszcza, a przecież to już cztery lata. Wyobrażam sobie, że teraz po rocznej przerwie, takich co mnie zobaczą po raz pierwszy będzie jeszcze więcej. Jak mnie nie zobaczą na kolędzie, to gdzie? Ale oczywiście bierzemy pod uwagę, że jest pandemia, więc prosimy, aby wszyscy, którzy z różnych przyczyn nie chcą w tym roku przyjąć kapłana, co oczywiście rozumiemy, zgłosili to wcześniej i po tych kilku dniach widać, że to funkcjonuje. Dwie, trzy rodziny na trasę zgłaszają, a wszyscy pozostali przyjmują. I wiecie co? Nie możemy się wyrobić w czasie, ludzie po prostu chcą pogadać. Mają taką potrzebę. Ja sobie zdaję sprawę, że pewnie niektórzy gdzieś za plecami klną na mnie, „że roznoszę zarazę”, ale zachowujemy ostrożność i widzę, że ludzie, wielu ludzi naprawdę tego potrzebuje – zakończył Mateusz.
- To w sumie podobnie jak u mnie na wsi - zagaił Maciej, - tylko, że u mnie jest jeszcze łatwiej, bo nikt nie musi nic zgłaszać. Sołtysi wyznaczają kto ma wozić księdza, a ci kierowcy są doskonale poinformowani, kto chory, kto na kwarantannie itd. I zgadzam się z Mateuszem, że ludzie mają potrzebę pogadania i takiego podniesienia na duchu, że jest życie po pandemii, a nawet że można żyć podczas pandemii. Więc w tym roku naprawdę jest sympatycznie, ludzie czekają. No a ja robię wszystko, żeby ich namówić do rewizyty, najlepiej raz w tygodniu w niedzielę. I powiem wam, że w Trzech Króli już odczułem różnicę w kościele.
- Na wsi to jednak zawsze jest trochę inaczej - zauważył Lucek. - Ja zrobiłem kolędę na zaproszenie. W mieście by mnie zjedli, jakbym poszedł normalnie. Podziwiam cię Mateusz, że się odważyłeś.
- Zobaczymy, jak się to zakończy - uśmiechnął się Mateusz. - Ale rozumiem, że ty masz na zaproszenie, a dla pozostałych Mszę w kościele, tak?
- Nie. Nie będę robił żadnych Mszy. Od razu to zapowiedziałem, bo nie ukrywam, że miałem jeszcze przed świętami takie telefony i maile, żeby „mi czasem nie przyszło do głowy chodzić po kolędzie”. Więc powiedziałem ok. W tym roku kolęda tylko dla tych, którzy chcą i zaproszą. Chcieli mieć jak na Zachodzie, więc proszę bardzo.
- I dużo masz tych zaproszeń? - zapytał Piotr.
- Myślę, że mniej niż 10% rodzin, ale może jeszcze trochę się obudzi – odparł Lucek.
- Czyli w sumie każdy z nas ma trochę inną kolędę - podsumował Włodek.
- Koniecznie musimy się spotkać gdzieś w lutym i obgadać jak to poszło.
- Fajnie. Ja właśnie wrócę z nart. W tym roku wyjątkowo długo będę mógł pojeździć - Lucek już wiedział na co wykorzysta czas, którego wcześniej nigdy o tej porze roku nie miał. - Ale wcale mnie to nie cieszy.
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!