Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 366
To były naprawdę dobre dni, które spędzili wraz z Maciejem w parafii Piotra. Ich decyzja okazała się słuszna również w tym znaczeniu, że ojciec Piotra zmarł, a właściwie dzięki nim, Piotr mógł być blisko taty w momencie przejścia. Udzielił mu sakramentu chorych, wyspowiadał, jak się okazało pierwszy i ostatni raz w życiu jego tata wyspowiadał się u syna księdza. Być może ten fakt pomoże Piotrowi przebaczyć sobie nieobecność w momencie, w którym umierała jego mama. Maciej i Mateusz chcieli zostać u Piotra aż do pogrzebu taty, ale Piotr odmówił, bo chciał z jednej strony pozwolić rodzeństwu, aby spokojnie dopełnili formalności, a z drugiej chciał w tych dniach być wśród swoich parafian, a potem razem z nimi pojechać na ceremonię żałobną.
Mateusz ostatecznie nie ugiął się presji pana Tarczyńskiego i pogrzeb jego brata poprowadził ks. Szymon i z tego co mu później opowiedział radny parafialny i szafarz Robert Wiata, ceremonia była bardzo godna i bez zarzutu. Pierwszy dzień Mateusza w parafii po powrocie z pięciodniowego urlopu zapowiadał się spokojnie. Ale tylko się zapowiadał, bo od samego rana ciągle coś się działo. Na początek przeraziła go faktura wystawiona przez dostarczyciela gazu, którym ogrzewali plebanię i budynki parafialne. Faktura opiewała na ponad pięć tysięcy złotych! Nie była to oczywiście pierwsza tak wysoka faktura, ale dotychczas takie kwoty płacili za najzimniejsze zimowe miesiące, gdzie zużywali dwukrotnie więcej gazu. Strach było pomyśleć ile będą musieli zapłacić kiedy zaczną się mrozy… Mateusz sięgnął po brewiarz, żeby w Psalmach poszukać trochę uspokojenia, ale ledwie odmówił hymn Godziny Przedpołudniowej, kiedy rozległ się dzwonek od drzwi wejściowych. Była dopiero jedenasta i zwykle o tej porze nikt się u niego nie pojawiał i rzeczywiście twarz młodej kobiety, właściwie dziewczyny, którą zobaczył, nie była mu znana.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - powiedziała spuszczając oczy w dół.
- Na wieki wieków. Amen - odpowiedział Mateusz gestem dłoni zapraszając dziewczynę do środka. - W czym mogę pomóc?
- Proszę księdza, ja nie jestem z księdza parafii - powiedziała przepraszająco i Mateusz wyczuł, że kobieta potrzebuje otwartości z jego strony.
- Uff, co za ulga - powiedział z uśmiechem. - A już się przestraszyłem, że nie znam swoich parafian… A poważnie mówiąc to proszę się absolutnie nie przejmować, bo w naszej parafii naprawdę nie dzielimy ludzi na swoich i obcych i jeśli możemy pomóc, to robimy to z radością.
- W sumie to mógł mnie ksiądz już widzieć, bo przez kilka dni był ksiądz w naszej parafii…
- Aha, czyli parafianka mojego serdecznego przyjaciela Piotra! Naprawdę fantastycznie czuliśmy się razem z Maciejem, to też mój przyjaciel, w waszej parafii. Piotr musi tam robić znakomitą robotę - powiedział Mateusz, ale zauważył, że na wspomnienie ks. Piotra dziewczyna poprawiła się na krześle. - Proszę powiedzieć, co panią do mnie sprowadza?
- Proszę księdza, nie mam za bardzo do kogo pójść, a naprawdę nie wiem co zrobić. Nie będę dłużej owijać w bawełnę, jestem w ciąży, a mój chłopak i sprawca tej ciąży to jest bęcwał i tak naprawdę szukałam tylko powodu, żeby z nim zerwać, a potem się okazało, że jestem w ciąży i teraz zupełnie nie wiem co zrobić - wyrzuciła z siebie.
- Rozumiem, że pojawiło się w pani życiu dziecko, w momencie, w którym absolutnie nie jest pani na to przygotowana, którego nie oczekiwała, i którego ojca pani nie kocha i nie chce z nim być - spróbował poustawiać wszystko w jakiejś perspektywie Mateusz.
- W sumie, jakby to chcieć tak ładnie nazwać, to można to i tak wyrazić, ale ja proszę księdza, nie daję rady, aby w tym wszystkim zobaczyć coś ładnego - odpowiedziała po chwili dziewczyna. - A w ogóle, to mam na imię Wiktoria, i wolałabym, żeby nie mówił ksiądz do mnie na pani.
- Dobrze Wiktorio, rozumiem, że jest ci bardzo ciężko i nie widzisz w twojej sytuacji nic pięknego. Ale jeśli chcesz, to możemy o tym porozmawiać. Możemy zacząć od twojego chłopaka, czy bęcwała, jak go nazwałaś. Czemu go tak nazywasz?
- I tak byłam łagodna - powiedziała.
- Opowiesz mi więcej? - poprosił Mateusz.
- Nie ma za dużo do opowiadania, proszę księdza. Michała interesują tylko gry komputerowe i coraz bardziej się obawiałam, że również pornografia. Co do tego drugiego nie mam pewności, ale zbyt często chowa przede mną komputer i telefon, zamyka się, a kiedy wejdę szybko zamyka otwarte strony i regularnie kasuje historię wyszukiwań w przeglądarce. Jeśli do tego dodamy fakt, że ja właściwie przestałam go w tym sensie interesować, to wydaje mi się dość oczywiste. Do tego zdarza mu się coś tam obstawiać, jakieś zakłady, nie wiem, może jakiś poker albo coś w tym stylu, bo ostatnio wygrał jakąś większą sumę i powiedział mi, że co prawda mógłby spłacić długi, a nie wątpię, że je ma, bo wygrał pierwszy raz, a gra często, albo, jak powiedział, dla ratowania naszej miłości, może te pieniądze przeznaczyć na rozwiązanie naszego problemu - zakończyła Wiktoria.
- Czyli wie, że oczekujesz dziecka… - skonstatował Mateusz. - I to jest jego jedyna reakcja?
- Nie. Byłabym niesprawiedliwa, bo mówił, że jeśli ja chcę, to mogę je urodzić i może nawet kiedyś ożeni się ze mną, ale na razie nie będzie mi mógł pomagać, bo on się chce rozwijać. Nie wiem w czym, ale tak powiedział. Nie bardzo wierzę w ten przyszły ślub, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo ja na pewno nie zwiążę się z tym człowiekiem. Pewnie nikomu nie można odbierać nadziei na jakąś zmianę, ale ja niestety nie wierzę, że Michał może być innym człowiekiem.
- A jaki był ten Michał, kiedy się w nim zakochałaś? - zapytał Mateusz.
- Pewnie taki sam, tylko trochę lepiej udawał. Proszę księdza, mam 20 lat, jak go poznałam miałam 17. Głupia byłam i tyle - skwitowała Wiktoria.
- A teraz?
- Mam nadzieję, że trochę mądrzejsza. Przynajmniej już się nie nabieram na jego sztuczki - powiedziała.
- To chyba nadszedł czas, abyśmy porozmawiali o tym małym wielkim cudzie, który masz pod sercem - powiedział Mateusz.
- Cud mówi ksiądz - po dłuższej chwili milczenia powiedziała Wiktoria. - Ja nie jestem o tym przekonana. Na chłopaka nie mam co liczyć, tak naprawdę prosto od księdza pójdę do niego i powiem mu, że daję mu wolność, nic od niego nie chcę. Rodzice są mną tak rozczarowani, że nie potrafią tego przeskoczyć i nie mogę na nich liczyć. Rodzeństwa nie mam. Przyjaciółki nagle stały się tak zajęte, że nawet na socjalach nie odpowiadają. Niech mi ksiądz powie, kto mi pomoże przetrwać?
- Ja! - Mateusz nie zastanawiał się ani jednej sekundy, a dopiero po chwili zaczął się zastanawiać nad tym co powiedział.
- Ksiądz? Nawet ksiądz mnie nie zna, nie jest moim proboszczem. Ja księdza nie znam - wyliczała Wiktoria.
- Ale przyszłaś do mnie. Więc ja ci przyrzekam, że zrobię wszystko co będzie możliwe i tak długo jak to będzie potrzebne, może nawet aż do czasu, kiedy to dziecko będzie pełnoletnie, albo i jeszcze dłużej. Nigdy ci nie powiem, że nie mam czasu. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dlaczego ksiądz tak mówi? Żebym tylko nie usunęła tej ciąży? Bo księża tak muszą? Jaką mam gwarancję, że jak urodzę, ksiądz się gdzieś nie przeniesie i zacznie mnie unikać?
- Wiktorio, jak wiesz, nie byłem na to przygotowany, ale przyszłaś do mnie. Gwarancji nie dam ci żadnej, poza moim słowem. I wiesz co? Jako kleryk napisałem magisterkę o ochronie życia poczętego. Było tam mnóstwo teorii: teologia, filozofia, medycyna, nauczanie Kościoła… ale nie było żadnej praktyki. Pierwszy raz w życiu mam konkretną okazję do sprawdzenia się w praktyce, w życiu. Mam okazję pomóc ochronić jedno konkretne życie poczęte. Ono akurat jest w tobie, a ty przyszłaś do mnie. Więc tak, zrobię wszystko, aby ci pomóc. Nigdy nie będziesz w tym sama. A kto wie, może kiedyś i Michał dojrzeje… - zakończył.
- Wierzę księdzu - po dłuższej chwili powiedziała Wiktoria. - Będzie miał ksiądz ze mną przerąbane.
- Już się cieszę - uśmiechnął się Mateusz. - Mam tylko jedno pytanie, oczywiście jeśli chcesz odpowiedzieć. Czemu nie porozmawiałaś z waszym proboszczem, ks. Piotrem? To naprawdę dobry kapłan… A może rozmawiałaś z nim?
- Oczywiście, że odpowiem. Proszę księdza, nasz proboszcz jest tak świętym księdzem, tak dobrym, że nie miałam odwagi, aby go tak rozczarować. Moi rodzice są w Radzie parafialnej, mama czyta w kościele, nie chciałam im tego robić. Nie chciałam pójść i powiedzieć, że poważnie zastanawiam się nad usunięciem dziecka… Bo nie ukrywam, że myślałam o tym. I coś jeszcze księdzu powiem. Kiedyś wkurzało mnie to prawne zakazywanie przerywania ciąży, bo uważałam, że kobieta powinna sama o tym decydować. A teraz dziękuję Bogu, że mamy takie prawo, bo gdyby to było łatwiejsze, to być może tego małego cudu by już we mnie nie było - zakończyła Wiktoria, a Mateusz przez chwilę odczuwał pokusę, aby zapytać dlaczego przyjechała do niego, a nie choćby do Macieja, który też przecież był z nim w parafii Piotra, ale na szczęście się powstrzymał, bo by to wyglądało, jakby prosił się o jakieś komplementy.
- Jestem przekonany, że ks. Piotr by cię zrozumiał i pomógł - powiedział.
- Może. Ale niech mi ksiądz wierzy, nie jest łatwo zwierzać się ze strasznych myśli komuś kto jest tak dobry i… no po prostu święty! - Wiktoria nie wydawała się przekonana. - Ale teraz to już mu powiem, że będę mieć dziecko, bo niedługo i tak zauważy. To ja już pójdę. Na pewno szybko się u księdza pojawię ponownie.
- Zostaw mi jeszcze swój numer telefonu, to będziemy w kontakcie. I oczywiście zapraszam zawsze kiedy będziesz miała potrzebę albo po prostu chciała się wygadać - powiedział Mateusz wpisując sobie numer komórki Wiktorii do swojego telefonu. Podczas tej czynności telefon zaczął wibrować, co zauważyła Wiktoria, która szybko wstała i gestami pokazała, że się odezwie i natychmiast wyszła, choć Mateusz nie zamierzał odbierać, bo wyświetliło się nazwisko pana Tarczyńskiego, a on zupełnie nie miał w tym momencie, aby z nim rozmawiać. I mimo, że dziewczyna już wyszła, odrzucił połączenie. Dosłownie 10 sekund później przyszedł SMS: „Ksiądz nie zasługuje na te konfesjonały!”
Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!