TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 03 Września 2025, 20:35
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 364

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 364

Cisza jaka panowała w kościele była wręcz nierealna przy tej ilości osób. Mateusz widząc, że nikt nie podchodzi do konfesjonału postanowił wyciągnąć z kieszeni telefon i odmówić Nieszpory. Odczuwał zawsze lekki dyskomfort sięgając po komórkę w kościele, ale z drugiej strony możliwość pomodlenia się kolejną godziną liturgii brewiarzowej bez zabierania ze sobą tej cegły, jaką była tradycyjna książkowa wersja Brewiarza, uważał za błogosławieństwo. Ale dziwnego uczucia, że ludzie będący w kościele mogli pomyśleć, że bawi się telefonem, albo buszuje w Internecie, nigdy się nie pozbył. Miał kolegę, który zawsze jak modlił się psalmami przy użyciu smartfona w kościele średnio co 30 sekund robił znak krzyża, aby wszyscy ewentualni obserwatorzy nie mieli wątpliwości, że się modli, ale Mateusz uważał to za przesadę. W każdym razie podczas próby sięgnięcia do tylnej kieszeni spodni po telefon poczuł, że coś go uwiera w biodro i szybko odkrył, że Piotr po prostu ma dodatkowy Brewiarz w konfesjonale i miał pewność, że to był dodatkowy egzemplarz, bo widział jak przed wyjazdem ich kolega kładł jeden na fotelu pasażera. Po chwili poszukiwania znalazł też włącznik do dyskretnej lampki, która świeciła prosto na trzymaną w dłoniach książkę, a nie – jak to często bywało – w głowę i już miał rozpocząć modlitwę, kiedy jednak ktoś uklęknął przy kratce konfesjonału. Zgasił więc lampkę, odłożył brewiarz i uczynił znak krzyża nad penitentem. Kiedy skończył spowiadać zorientował się, że jest już osiemnasta więc stanowczym krokiem ruszył na powrót do zakrystii, w której czekał na niego Maciej już gotowy do Eucharystii.
- Wszystko ci się wydawało normalne? - zapytał Maciej kiedy wracali na plebanię.
- Co masz na myśli?
- No wiesz, pan kościelny, ministranci, ludzie w kościele, ich zachowanie podczas liturgii – wymieniał Maciej.
- Zależy, co uważamy za normalne. Jeśli to, co jest u mnie w parafii jest normalne, to tutaj wszystko było nienormalne. A szczerze mówiąc, to wszystko było szokująco doskonałe. Jakbyś chciał opisać ideał, to właśnie miałeś z nim do czynienia – odpowiedział Mateusz
- Jak długo Piotr jest tutaj proboszczem?
- Jeśli dobrze pamiętam, to będzie już ponad 10 lat – Mateusz zmarszczył czoło usiłując sobie przypomnieć. - Na pewno to jego pierwsza samodzielna placówka.
- Wiesz co mnie najbardziej zszokowało? Ośmiu ministrantów na Mszy w dzień powszedni – zauważył Maciej.
- I po Mszy, jak już pozawieszali komże na wieszakach, każdy poszedł do kościoła i tam się jeszcze modlił – dodał Mateusz.
- U mnie Dawid zrobił całkiem niezłą robotę z ministrantami i byłem przekonany, że na dzisiejsze czasy, mamy sytuację prawie wzorcową, ale u nas w dni powszednie nie uświadczysz ministranta, nawet jakbyś mu chciał zapłacić. A w niedzielę jak tylko się skończy Msza to błyskawicznie się ulatniają i kościelny pomstuje, że musi po nich robić porządek w szafie.
- To się ciesz, bo u mnie to kościelny robi największy bałagan – uśmiechnął się Maciej. - Ale z drugiej strony Mateusz, czy ty osobiście robisz po Mszy dziękczynienie?
- No co ty? Jeszcze dobrze nie wejdę do zakrystii po Mszy i już mam gromadkę osób, które cmokają ze zniecierpliwieniem, że zamiast się natychmiast nimi zająć odmawiam modlitwę z ministrantami. A gdybym jeszcze przed rozmową z nimi chciał zdjąć szaty liturgiczne, to już prawie jakbym ich jawnie lekceważył – Mateusz wymieniał codzienne sytuacje z zakrystii.
- No ale czasami się zdarzy, że nikt nie przyjdzie. Modlisz się wtedy w zakrystii, czy na kościele? - nie poddawał się Maciej.
- No nie – przyznał Mateusz i chciał natychmiast zapytać przyjaciela, jak to jest u niego, ale się ugryzł w język, bo przecież wiedział, że Maciej bynajmniej nie chce go oskarżać o brak pobożności.
- No właśnie, ja też nie – dodał niepytany Maciej. - I potem się dziwimy, że nasi ministranci, jak się już pojawią, to na pewno nie pomodlą się po Mszy.
- Chyba się zapędziliśmy w narożnik, z którego - wydaje się - nie ma wyjścia. To nastawienie, że trzeba spełniać wszystkie oczekiwania i żądania ludzi i przekonanie, że jeśli nie rzucę wszystkiego i się nimi nie zajmę, to więcej nie wrócą. I wiesz co? Człowiek jest święcie przekonany, że dzisiaj się inaczej nie da, i że jeśli ktoś tak nie robi, to jest chamem i gburem, od którego ludzie się odwrócą...
- ...a potem wpadasz przypadkiem do parafii Piotrka i się okazuje, że jednak można inaczej – wszedł mu w słowo Maciej.
- No właśnie. Piotrek na pewno tak jak się modli przed Mszą, tak samo robi po Mszy i ludzie to wiedzą i szanują. Ba! Sami się też modlą i tak samo ministranci. Ciekawe, czy taką sytuację zastał, czy sam sobie to wypracował? - zastanawiał się Mateusz.
- Nie pamiętam, kto tu był wcześniej, ale jakby nie było, Piotr na pewno coś dołożył swoją osobowością – zauważył Maciej. - Nie wiem jak ty, ale ja cały czas miałem wrażenie, jakbym wokół siebie widział takie różne wersje Piotrka, nie sądzisz?
- Coś w tym jest – odparł Mateusz. - To tak jak z lektorami, którzy w kościele wpadają w manierę „kościołowego” czytania na modłę swoich proboszczów. Tylko że u Piotrka mamy do czynienia z czymś naprawdę pozytywnym. Można powiedzieć, że „pozrażał” ich swoją duchowością.
- I tu chyba jest cały pies pogrzebany, że Piotr ma duchowość, a my żeśmy się zeświecczyli - powiedział Maciej, a Mateusz zastanawiał się, czy mówił serio czy może żartował, ale jego rozważania przerwał wibrujący telefon. Mateusz sięgnął po komórkę i kiedy zobaczył wyświetlające się nazwisko jęknął z niezadowolenia.
- Coś niepokojącego? - zapytał Maciej.
- Nie, to znowu ten gość co mi chce zafundować konfesjonały – wyjaśnił Mateusz.
- Zwykle nie udzielam takich rad, ale wiesz co? Nie odbieraj – doradził Maciej.
- Tak zrobię. Przecież gdyby miał jakąś sprawę parafialną zadzwoniłby na numer parafialny, a nie na moją komórkę. Pewnie znowu coś wymyślił, żeby jednak tych konfesjonałów nie kupować – skwitował Mateusz i schował telefon do kieszeni. Kiedy jednak byli już na plebanii ponownie poczuł wibrowanie. Tym razem dzwonił wikariusz Szymon.
- No co tam Szymon? - zapytał od razu.
- Proboszczu, zmarł starszy brat tego gościa od konfesjonałów i on nic ze mną nie chce załatwiać, tylko się domaga rozmowy z proboszczem. Mówiłem mu, że ksiądz jest na urlopie i że ja mam pełnomocnictwo do wszelkich spraw, ale nie idzie mu przetłumaczyć. Sam już nie wiem co mam robić – wyjaśnił sytuację Szymon. - Może ksiądz z nim pogadać?
- Jak nie ma innego wyjścia – westchnął od razu Mateusz.
- Jak ja się cieszę, że udało się księdza znaleźć – głos pana Jana Tarczyńskiego w słuchawce zabrzmiał wręcz radośnie, co zważywszy na sytuację wydawało się dziwne. - Zmarł mój braciszek, Zygmunt, księże proboszczu. Nie będę ukrywał, że nie szanował swego zdrowia i już teraz współczuję tym, co będą nieśli trumnę, bo okropnie przytył, ale dobry chłop z niego był, mąż i ojciec, i chcę mu urządzić piękny pogrzeb. Jaka szkoda, że nie zdążyliśmy jeszcze sfinalizować sprawy tych konfesjonałów, pięknie by wyglądały, no ale to nie jest teraz istotne.
- Panie Janie, przede wszystkim proszę przyjąć wyrazy współczucia. Ja też chowałem rodzonego brata, więc wiem, jak trudne jest to przeżycie. Szczere kondolencje! Natomiast jeśli chodzi o pogrzeb, to zapewniam pana, że w naszej parafii zawsze robimy to w sposób godny. Ksiądz Szymon, który na czas mojej nieobecności pełni obowiązki proboszcza, wszystko panu wyjaśni i proszę podjąć z nim wszelkie ustalenia, dobrze? - Mateusz zawiesił na chwilę głos.
- Jaka szkoda, że nie możemy jednak tego ustalić z księdzem proboszczem – w głosie pana Jana nie było słychać smutku, ale wręcz natrętny nacisk, aby Mateusz przemyślał sprawę.
- No cóż, nie ma mnie na miejscu, a ks. Szymon zrobi wszystko dokładnie to samo, co ja bym zrobił. Proszę mi zaufać i księdzu Szymonowi też – powiedział Mateusz.
- No dobrze... No dobrze... Ale ks. Szymon jest poinformowany, kiedy ksiądz wróci? Bo o ile rozumiem, że formalności załatwimy z wikariuszem, to jednak sobie nie wyobrażam, żeby ceremonii nie poprowadził ksiądz proboszcz – powiedział stanowczo pan Tarczyński.
- Panie Janie, ja dopiero wyjechałem, chyba nie chce pan czekać z pogrzebem brata tak długo... - Mateusz był mocno poirytowany, ale starał się zachować spokojny i rzeczowy ton.
- Wszystko rozumiem, ale chyba dla szczególnie zasłużonych parafian warto skrócić urlop, aby im towarzyszyć w ostatniej drodze. Możemy poczekać nawet do środy - odpowiedział pan Tarczyński.
- Panie Janie. Bardzo pana proszę o ustalenie wszystkiego z księdzem Szymonem. Zapewniam pana, że pogrzeb będzie godną ceremonią, choć w tej chwili nie potrafię panu powiedzieć, kto będzie przewodniczył liturgii – powiedział wreszcie Mateusz. - Proszę mi jeszcze dać na chwilę księdza Szymona.
- Rozumiem, że ksiądz proboszcz się postara – z przesadną radością powiedział Tarczyński, po czym w słuchawce rozległ się znowu głos księdza Szymona. - Tak proboszczu?
- Jasne. Z Panem Bogiem – Szymon przerwał połączenie.
- Tylko mi nie mów, że masz zamiar wrócić na ten pogrzeb – Maciej, który przysłuchiwał się rozmowie wlepił oczy w Mateusza.
- Nie zamierzam – odparł Mateusz.
- A czym ten jego brat się tak zasłużył dla parafii? - Maciej nawiązał do słów Tarczyńskiego.
- Zupełnie człowieka nie kojarzę, więc chyba raczej niczym szczególnym. Myślę, że pan Jan mówiąc o zasłużonych dla parafii miał na myśli siebie i swój potencjalny dar dla parafii w postaci mitycznych konfesjonałów - wyjaśnił Mateusz, który przed przyjacielem demonstrował pewną twardość, ale w duchu ciągle się zastanawiał, czy jednak nie powinien na ten pogrzeb wrócić. W tym dokładnie momencie znowu zawibrował telefon leżący na stole. To był ponownie Szymon.
- Słucham – powiedział Mateusz.
- Sorry, że ciągle przeszkadzam, ale ten Tarczyński to przegina pałę – powiedział bez ogródek Szymon.
- Mam nadzieję, że on ciebie teraz nie słyszy - stwierdził Mateusz.
- Nie, spokojnie. Wyszedł zapalić. Ale zaczyna stawiać takie wymagania, że na przykład jak będzie trumna wynoszona z kościoła to będzie odtwarzana jakaś piosenka Andrei Boccellego.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!