Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 354
Mateusz nerwowo chodził wokół swojego pozbawionego paliwa busa i wpatrywał się w każdy przejeżdżający samochód. Co prawda nie wiedział czym jeździ ks. Zbyszek, więc i tak by go nie rozpoznał, ale w ten sposób mógł choć trochę oderwać się od czarnych myśli.
Zastanawiał się też, jak w ogóle rozpocząć rozmowę z proboszczem z Pliszkowa, bo przecież nie może wypalić prosto z mostu: „Słuchaj, czy ty mi czasami nie wcisnąłeś pedofila?”. Z drugiej strony nigdy nie lubił przygotowywać sobie tego, co miał powiedzieć, bo wydawało mu się, że tak może robić tylko ktoś kto narozrabiał i musi się tłumaczyć. Jak ten marnotrawny syn z ewangelicznej przypowieści, co to chciał wrócić do ojca i wreszcie się najeść, więc sobie ułożył dyskursik. Ale on przecież nie zrobił nic złego i nic nikomu nie musi tłumaczyć. Wreszcie zauważył, że jeden z nadjeżdżających samochodów, zdaje się toyota, ma włączony kierunkowskaz i wyraźnie zwalnia. To musiał być ks. Zbyszek z Pliszkowa. Mateusz spojrzał na ekran swojego telefonu i szybko policzył, że czekał niemal 45 minut. Trochę go to zdziwiło, bo do Pliszkowa było z tego miejsca zaledwie kilka kilometrów, a Zbyszek powiedział mu, że wyjeżdża natychmiast. Jak zawsze w takich chwilach jego analityczny umysł podsuwał mu same czarne myśli. Może Zbyszek domyślił się, o czym Mateusz chce rozmawiać i to on potrzebował czasu, żeby znaleźć jakieś wytłumaczenie? Na dalsze hipotezy już nie było czasu, bo Zbyszek w czarnej koszuli z koloratką i w ciemnych dżinsach już wysiadł z samochodu i zbliżał się do niego.
- Szczęść Boże – Zbyszek uśmiechnął się i wyciągnął rękę na powitanie, – przepraszam, że trochę to potrwało, ale jak zawsze kiedy się gdzieś spieszę, ktoś musi akurat potrzebować mnie w kancelarii. Tym razem przyszli pogrzeb załatwiać, więc rozumiesz, że nie mogłem ich odesłać.
- Nie, no oczywista sprawa, w ogóle przepraszam za kłopot – Mateusz odwzajemnił uśmiech i silny uścisk dłoni.
- W sumie to szkoda, że mi nie powiedziałeś gdzie dokładnie stoisz, bo od razu bym ci powiedział o tej stacji benzynowej, to mniej niż 200 metrów stąd – powiedział Zbyszek wskazując dłonią rzeczywiście nieodległą stację z wielkim słupem z logo Orlenu. Mateusz najpierw zdębiał, a potem grzmotnął się porządnie w czoło prawą dłonią.
- Ja nie mogę, no co za bałwan ze mnie... Nawet mi do głowy nie przyszło, że może być tak blisko stacja benzynowa, w ogóle się nie rozglądałem – tłumaczył się, a Zbyszek zaczął mu się podejrzliwie przyglądać.
- Mateusz, wszystko w porządku? - zapytał od razu.
- Jasne, po prostu tak się, wiesz, zamotałem w swoich myślach, że zupełnie nie zwracałam uwagi na rzeczywistość. Najpierw nie zauważyłem kontrolki w samochodzie informującej, że kończy mi się paliwo, a potem nie dostrzegłem stacji benzynowej tuż pod nosem. Wiem, wiem, to nie wygląda dobrze, ale naprawdę nic mi się nie stało – tłumaczył bez ładu i składu Mateusz.
- Dobra! To co robimy? Zatankujemy jakoś twój wóz i potem jedziemy do mnie? - zaproponował Zbyszek.
- Myślę, że tak – zgodził się Mateusz po czym wsiedli razem do Toyoty Zbyszka i podjechali do stacji benzynowej. Mateusz zakupił tam dziesięciolitrowy kanister napełnił go ropą i wrócili do jego busa.
- Wiesz co? To ja jadę już do siebie, a Ty może dotankuj jeszcze jak chcesz i przyjedź do mnie, dobra? - powiedział Zbyszek i już nawet nie wysiadał z samochodu. Mateusz skinął głową i toyota włączyła się do ruchu. Zgodnie z sugestią Mateusz podjechał jeszcze raz na stację benzynową i zatankował samochód do pełna. Odrzucił propozycję pracownika stacji, który zaproponował mu prywatnie, że może od niego odkupić „używany” kanister za połowę ceny i ruszył w kierunku Pliszkowa, do którego w rzeczywistości było jeszcze bliżej niż się Mateuszowi wydawało. Zbyszek czekał na ganku plebanii, więc Mateusz zaparkował swojego volkswagena, ciężko westchnął i wysiadł.
- Nie wiem czy lubisz, ale zamówiłem pizzę, bo to już pora kolacji prawie – powiedział Zbyszek puszczając go przodem.
- W sumie nie planowałem zatrzymać się na kolację i w tym momencie wcale nie jestem głodny, ale pizzę bardzo lubię – powiedział Mateusz.
- No właśnie, może mi w końcu powiesz, skąd ta tajemnicza wizyta? - zapytał Zbyszek kiedy już usiedli w wygodnych holenderskich fotelach. - Mamy tu w parafii takiego handlarza meblami używanymi, jakbyś był zainteresowany – dodał widząc, że Mateusz uważnie się przyglądał masywnemu zestawowi wypoczynkowemu.
- Dzięki za informację, ale mój poprzednik zostawił plebanię pięknie umeblowaną, więc na razie nic nie potrzebuję – powiedział Mateusz po czym głośno westchnął, jakby chciał sobie dodać odwagi. - Wiesz Zbyszek, chodzi o organistę.
- Błażej coś narozrabiał? - zapytał Zbyszek, a na jego twarzy pojawiło się tak autentyczne zdziwienie, jakby usłyszał, że św. Stanisław Kostka był handlarzem niewolników. Było to na tyle przekonujące, że Mateusz od razu poczuł ulgę, ale wiedział, że musi jednak podzielić się swoimi obawami.
- Nie, nie, wręcz przeciwnie, jest świetny i wszyscy go chwalą – powiedział uspokajająco.
- Nawet nie wiesz, co ja bym dał, żeby mieć go znowu u siebie – tym razem to Zbyszek ciężko westchnął.
- A twój bratanek? - zapytał Mateusz.
- A daj mi spokój, człowieku, jaki ja byłem durny, że się w to dałem wpakować. Ty masz jeszcze rodziców? - zapytał.
- Mam, ale oboje już w niebie, mam nadzieję – uśmiechnął się Mateusz.
- No to nie muszę ci udzielać dobrej rady, żeby nigdy nie pozwalać krewnym wtrącać się w sprawy duszpasterskie. Cała rodzina mnie naciskała, żebym go zatrudnił, bo bliższa koszula ciału, ale chłopak gra nawet nieźle, śpiewa tak sobie, ale ma tak wkurzający charakter, że głowa mała. Myślałem, że mi trochę pomoże ogarnąć scholkę, czy przy ministrantach, co Błażej robił znakomicie, ale ten jest do wyższych celów stworzony! A ludzi też traktuje z góry, ty nie masz pojęcia ile mi tutaj pomyj na łeb wylali parafianie za tę zmianę... Ale już jakoś powoli się wszystko uspokoiło, chociaż i tak uważam to za swój największy błąd duszpasterski. To co z tym Błażejem?
- Wiesz co, w sumie to nic chyba, może pomyślisz, że mam paranoje, ale tak naprawdę to po prostu się przestraszyłem, jak Błażej mi powiedział, że chętnie mi pomoże przy ministrantach. Tyle dzisiaj w mediach o tej pedofilii, że mi się jakiś dzwonek z tyłu głowy odezwał. Nagle to wszystko wydało mi się zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Sam pomyśl jakbyś zareagował, gdybym ja miał takiego super organistę jak Błażej i nagle bym go zaczął tobie wciskać, bo ja muszę zatrudnić bratanka?
- Masz rację, też bym się zaczął zastanawiać, gdzie tu jest jakiś ukryty haczyk – szczerze odparł Zbyszek.
- A ja początkowo nie szukałem żadnego haczyka, no ale jak mi dzisiaj powiedział, że ma jakieś problemy z dziewczyną, no i że chętnie pomoże mi przy ministrantach, to nagle zwątpiłem i od razu postanowiłem przyjechać do ciebie. Bo ja muszę mieć pewność, że dzieciaki u mnie są bezpieczne. No to teraz już wiesz wszystko i chciałbym żebyś mi szczerze powiedział, czy z Błażejem może być coś nie tak.
- Teraz rozumiem. Mateusz, gdybym tylko mógł cofnąć czas, to nigdy bym Błażeja nie wypuścił z rąk. Przez te dwa lata, co grał u mnie nigdy nie było choćby cienia podejrzeń. Mało tego, nie masz pojęcia, jaki on jest cięty na tych różnych przestępców seksualnych, zresztą nie tylko na przestępców, ale generalnie jest bardzo katolicki w moralności i otwarcie mówi choćby, że homoseksualizm to nie jest coś normalnego. A z tą jego narzeczoną, notabene bardzo ładna dziewczyna, to on naprawdę za nią szaleje. Na moje obserwacje chłopak jest bardzo zdrowy i naturalny pod tym względem. Relacje z ministrantami ma świetne, ale nigdy nie było choćby cienia dwuznaczności. Moim zdaniem on bardzo szybko założy rodzinę i będzie miał swoje dzieci i świetnie je wychowa. Nie ma żadnych powodów do obaw, naprawdę nie podrzuciłem ci kukułczego jaja, ba! Chętnie bym je wziął z powrotem, gdybym tylko mógł. Ja wiem, że to ci się może wydawać zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale jest prawdziwe. A jeszcze jak się ta jego dziewczyna przeprowadzi do Jaroszyna, to znowu przyjedziesz do mnie, aby mi podziękować – uśmiechnął się Zbyszek.
- No to kamień mi spadł z serca, ufff... od razu mi powrócił apetyt. Co z tą pizzą? - Mateusz aż zatarł dłonie z radości, bo wszystko co powiedział Zbyszek brzmiało naprawdę przekonująco. - Dobrze, że od razu przyjechałem do ciebie, bo bym się bił z tymi myślami i może bym zaczął węszyć wokół Błażeja, a przecież bez zaufana to żadna współpraca nie ma sensu.
- Co do pizzy, to lada chwila powinna być. A jeśli chodzi o zaufanie, to w pełni się z tobą zgadzam. Powiem ci, że ja też od razu wolę pogadać jeśli mam jakieś wątpliwości, ale nauczyłem się tego dopiero całkiem niedawno. Wcześniej potrafiłem miesiącami się zamartwiać i nic nikomu nie mówić, przypłaciłem to stanem przedzawałowym i myślami, że nie nadaję się do kapłaństwa – wyznał szczerze Zbyszek.
- A powiedz mi, czy swojej mamie i bratu powiedziałeś już o swoich przemyśleniach dotyczących zmiany organisty? - zapytał z uśmiechem Mateusz.
- No akurat ten etap asertywności jest najtrudniejszy – Zbyszek pokręcił głową. - Ale powiem ci, że mama jak była u mnie ostatnio na Mszy, to sama stwierdziła, że chyba jej ukochany wnusio miał gorszy dzień, bo nie mogła się tak dobrze pomodlić, jak za poprzedniego organisty. Więc może powoli temat dojrzewa i będę mógł wreszcie powyrzucać kamyczki z butów. Ale, niestety, jeszcze się na to nie zdobyłem. O! Przyjechała pizza! - Zbyszek nawet nie ukrywał, że z chęcią kończy temat.
Jeremiasz Uwiedziony
Książka: JASNA I TA DRUGA STRONA KSIĘŻY(CA)
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!