TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 05 Września 2025, 20:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 350

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 350

- To był naprawdę interesujący a nawet wielki dzień – Mateusz opowiadając wszystko przyjacielowi ciągle jeszcze rozmyślał o tym, co się wydarzyło poprzedniego dnia.
- Nie, no nie przesadzaj, jak można przeżyć wielki dzień w kurii? - uśmiechnął się Maciej, którego zasadą było trzymanie się z dala od wszystkich urzędów, włącznie z tym, gdzie zawiaduje się diecezją.
- E tam, trzymasz się stereotypów – zlekceważył jego uwagę Mateusz.
- To żaden stereotyp, całkiem niedawno przechodząc korytarzem w kurii, można się było „nadziać” na niespodziewaną propozycję zmiany parafii i to niekoniecznie na lepszą – bronił swojej tezy Maciej.
- To musiało być dawno temu i nieprawda. A poza tym ciągle czekam na twoje wyjaśnienie, która parafia jest lepsza a która gorsza – skwitował Mateusz wspominając spór, który z Maciejem i jeszcze paroma kolegami toczył od dawna w poszukiwaniu kryteriów decydujących o atrakcyjności parafii.
- Ja tam wiem swoje. Jak mówi stare przysłowie: „Strzeżonego Pan Bóg strzeże” - Maciej uwielbiał przysłowia, które często gęsto cytował zupełnie nie a propos.
- Przed kurią cię Pan Bóg nie ustrzeże. Możesz omijać ją z daleka, ale są telefony i maile. A także wysyłki z potwierdzeniem odbioru. Jak będą mieli dla ciebie propozycję, znajdą cię, bądź spokojny – odpowiedział Mateusz, który ciągle jeszcze pamiętał, jak chętnie wpadali do kurii księża we włoskiej diecezji, w której jakiś czas pracował. Może dlatego, że dzwoniąc godzinę wcześniej można się było też załapać na obiad, a może dlatego, że wszyscy pracujący w kurii księża byli jednocześnie zwykłymi proboszczami, a więc po prostu kolegami z terenu i nikt na nikogo nie patrzył z góry. Ani z dołu.
- Wiem o tym, ale jak się nie naprzykrzasz, to nie od razu sobie o tobie przypomną - obstawał przy swoim Maciej. - No i na odwrót, jak się tam ciągle pokazujesz, to też chcesz coś powiedzieć. Wiesz, pamiętam, jak kiedyś jeszcze zawoziłem osobiście wszelkie tace i daniny do kasy w kurii i jeździłem zawsze w pierwszy poniedziałek miesiąca. Starałem się być tuż po ósmej i pamiętam, że o tej samej porze przyjeżdżał też jeden ksiądz, nieco młodszy ode mnie i zawsze wieszał kurtkę na wieszaku na dole no i gdzieś tam szedł. Ja byłem przekonany, że on pracuje w kurii, a tymczasem się okazało, że był takim samym interesantem jak ja, proboszczem ze wsi, tylko że przyjeżdżał tam prawie co tydzień, z każdą pierdołą i łaził pół dnia po biurach. No powiedz mi, że nie chciał pokazać, jaki to on kompatybilny z urzędami i gotów do każdego zadania - Maciej charakterystycznie przechylił głowę w wyrazie niedowierzania.
- Nie wiem o kim mówisz i nie sądzę, żeby był on dzisiaj pracownikiem kurii – odparł Mateusz.
- No ale, jak w roczniku prześledzisz jego ścieżkę proboszczowską to na pewno zauważysz pewną prawidłowość
i właściwy kierunek, w górę oczywiście – z przekąsem skomentował Maciej.
- Bardzo możliwe. Skoro okazał się wierny w małych sprawach powierzali mu większe – uśmiechnął się Mateusz, bo bardzo lubił się droczyć w tych tematach z Maciejem, który posługiwał w niewielkiej parafijce i absolutnie nie chciał z niej odejść, o czym świadczyło choćby jego omijanie kurii szerokim łukiem, a z drugiej się zżymał, że inni księża, nawet sporo od niego młodsi, szybko przeskakują na coraz większe parafie.
- Rozumiem więc, że ja nie okazałem się wierny w małych sprawach i ciągle mam w nich siedzieć? - Maciej spojrzał na niego pytająco.
- Nie. Ty się okazałeś tak wierny w małych sprawach i tak je polubiłeś, że nawet dźwig caterpillara by cię z tej parafii nie wyciągnął, a co dopiero wątły biskup. Więc skończ już z tymi pierdołami – Mateusz uznał, że na dzisiaj wystarczy tego droczenia się.
- Ale mogliby chociaż coś zaproponować – żachnął się Maciej. - Oczywiście bym nie przyjął, ale przynajmniej bym czuł, że diecezja mnie ceni.
- To dlaczego odmówiłeś przyjęcia godności kanonika? - Mateusz przypomniał stare dzieje, kiedy Maciej nieoficjalną drogą dowiedział się, że podczas pewnej uroczystości zostanie włączony do grona kanoników honorowych kapituły katedralnej i poszedł do księdza biskupa, aby go ubłagać, by tego nie robił. Ksiądz biskup nie był szczególnie szczęśliwy, ale pozostało mu zapewnienie, że wcale nie miał takiego zamiaru, więc ks. Maciej nie miał się czym martwić.
- Nic takiego sobie nie przypominam – udawał, że nie pamięta Maciej, który nigdy nie był łasy na tytuły, wręcz przeciwnie. - Dobra! Opowiadaj ten twój wielki dzień w kurii - dodał od razu.
- Najpierw muszę ci powiedzieć, że dzień wcześniej był u mnie jeden człowiek, z trochę skomplikowaną sytuacją małżeńską, po rozwodzie, no i był przekonany, że dostał znak od Świętego Józefa, że ma się pojednać z żoną. Nie będę ci opowiadał szczegółów, ale facet z uporem maniaka kilka razy dopytywał mnie, czy ja wierzę w takie znaki od Pana Boga. I ja oczywiście potwierdziłem, zresztą znasz mnie i wiesz, jak często te znaki popychały mnie ku takiej czy innej decyzji – tłumaczył Mateusz.
- No jasne, że wiem. Pamiętam, jak raz... zaraz, zaraz... jak to było... Już wiem! Ptak nasrał ci na głowę i to był znak żeby kupić dom! - powiedział Maciej.
- Maciek, nie wkurzaj mnie, nie mam żadnego domu, a scena, którą opowiadasz jest z filmu „Pod słońcem Toskanii”. - Mateusz czasami tracił cierpliwość do kolegi.
- No ale lubisz ten film, nie? - Maciek dalej rżnął głupa. – Więc przykład trafiony.
- Dobra. W każdym razie kiedy na drugi dzień wchodziłem do kurii, to ciągle miałem te „znaki” w głowie i wyobraź sobie, że tuż za progiem znajduję na posadzce piuskę biskupią – uśmiechnął się na samo wspomnienie Mateusz.
- Łomatko, to już lepiej żeby ci naprawdę jakiś ptak na głowę nasrał. Biskupi mają teraz przerąbane – skomentował Maciej z bardzo poważną miną.
- Jasne! - Mateusz postanowił już nie reagować na komentarze kolegi i kontynuował swoją opowieść. - Po chwili na piętrze spotykam biskupa pomocniczego, bez piuski, no i pytam go, czy on wierzy w znaki. Biskup odpowiedział, że zależy jakie to znaki, no więc oddałem mu piuskę, a on tylko coś tam mruknął pod nosem i poszedł. Więc chyba raczej nie odczytał faktu za znak dla mnie
i bynajmniej nie widzi mnie z tym nakryciem głowy, możemy więc odetchnąć z ulgą – uśmiechnął się Mateusz.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz? - ze śmiertelnie poważną miną zapytał go Maciej nieruchomiejąc w fotelu.
- Czego nie rozumiem? - tym razem Mateusz spojrzał na kolegę pytająco.
- No, jak on to mógł odebrać! – Maciej użył tonu, jakby mówił o oczywistościach. - Ty pomyślałeś, że to znak dla ciebie, że będziesz biskupem, ale on mógł pomyśleć, że pytasz go o znak dla niego. Że straci biskupstwo - tłumaczył Maciej. - Dlatego nie wdał się w pogawędkę z tobą. Ty chciałeś zażartować, a on mógł się przejąć.
- Aleś teraz wymyślił – dość niepewnie skomentował Mateusz. - Wiesz co to jest poczucie humoru? W kurii też mają, jakbyś nie wiedział. I wiesz co? Zaskoczę cię może, ale biskupi też.
- Skoro tak twierdzisz... - Maciej wcale nie czuł się przekonany.
- Na pewno teraz będą mnie w kurii unikać, jak przesądni ludzie czarnego kota – wyśmiał go Mateusz. - A wracając do kwestii Waldka, o którym chciałem porozmawiać z szefem. Mówiłem ci, że byliśmy u Waldka z Robertem i wydało nam się, że coś z nim niedobrego się dzieje. Potem pojechałem jeszcze raz sam, ale go nie zastałem, no i dlatego w ogóle pojechałem wczoraj do kurii. Niestety, miałem pecha, bo ks. biskupa nie było, ma teraz mnóstwo spotkań. Ale przekazałem jego kapelanowi, że chciałem porozmawiać o koledze kapłanie, który chyba ma jakiś trudny czas, oczywiście bez podawania personaliów. Potem jeszcze trochę pogadałem z kilkoma kolegami, którzy od niedawna zasilili szeregi kurialne... Ty! I wiesz co? Oni wcale tam się nie pałętali po korytarzach, a i tak ich ksiądz biskup jakoś namierzył... Cuda panie, co? Cuda... - Mateusz nie chciał przepuścić okazji do skomentowania przesądów kolegi.
- Czyli w sumie to nic nie załatwiłeś, tylko przestraszyłeś pomocnego i to był ten wielki dzień? - Maciej nadal trzymał się swojej narracji przemilczając żartobliwy komentarz Mateusza.
- No właśnie, biedny pomocny... - Mateusz kiwał głową z politowaniem. - Ale tak naprawdę najlepsze nastąpiło, kiedy już z kurii wyszedłem...
- Czyli jednak przyznajesz mi rację, że w kurii nic dobrego się nie zdarza? - wtrącił się ponownie Maciej.
- Wyobraź sobie, - Mateusz zupełnie zignorował pytanie kolegi - że popołudniu ksiądz biskup sam do mnie zadzwonił, żeby się dowiedzieć o kogo chodzi i co się dzieje. Wszystkiego wysłuchał, a potem powiedział, że osobiście się tym zajmie, że zna ludzi, którzy mogą pomóc, gdyby chodziło o depresję, no i w ogóle, tylko na podstawie tego co mu powiedziałem, już miał kilka alternatywnych działań w pogotowiu. I wiesz, bynajmniej nie zaczął mówić, że trzeba go zabrać z parafii, czy coś w tym stylu. Nawet wielu kolegów Waldka myśli, że to jest pierwsza rzecz do zrobienia, a ksiądz biskup chce spróbować innych możliwych działań. Naprawdę byłem pod wrażeniem. Najpierw dlatego, że tak poważnie podszedł do sprawy, a potem dla jego kompetencji. Rozmawialiśmy blisko godzinę i ani przez chwilę nie miałem poczucia, że się niecierpliwi, czy że marnuję jego czas. I jak na początku trochę się zastanawiałem, czy to dobry pomysł, aby iść z tym do biskupa, tak w tej chwili mam przekonanie, że sprawa Waldka jest w naprawdę dobrych rękach.
- To tylko trzeba się cieszyć – chyba po raz pierwszy podczas tej rozmowy Maciej zachował całkowitą powagę.
- I powiem ci szczerze, że od razu pomyślałem, że skoro ksiądz biskup tak ochoczo podchodzi do prezentowanych mu problemów, to powinienem mu też powiedzieć o tobie, jak się męczysz i marnujesz w tej małej wiosce...
- Ani mi się waż! - Maciej aż się zerwał z fotela na samą myśl o zmianie.

 Jeremiasz Uwiedziony
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!