TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 20:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 323

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 323

- I powiem ci szczerze, że wtedy przez chwilę zupełnie nie wiedziałem co mam powiedzieć... - zakończył Mateusz swoją opowieść.
- No ale co zrobiłeś? Wyszedłeś? - Maciej chciał wiedzieć jak zakończyła się wizyta w mieszkaniu chorego chłopca.
- Jakoś niezręcznie próbowałem podtrzymać rozmowę, ale chłopak jak wbił te swoje smutne oczy w ścianę, tak już ich nie chciał oderwać, więc coś tam powiedziałem na pożegnanie, zapewniłem, że będę się za niego modlił i wyszedłem. Zszedłem na dół i wyszedłem na zewnątrz. Poczułem w sobie jakąś taką bezsilność i spojrzałem w pokryte ciężkimi chmurami niebo. I wyobraź sobie, że dokładnie w tym momencie pojawił się krótki przebłysk słońca, zupełnie niesamowity i nieoczekiwany, bo niebo sprawiało wrażenie, że nie przejaśni się minimum kilka dni. Wiesz, ja nigdy nie proszę Boga o znaki, nigdy! Ale czasami interpretuję pewne rzeczy właśnie jako znak od Niego i tak to wtedy przyjąłem. Zupełnie się nie zastanawiając i nic nie planując po prostu odwróciłem się na pięcie i wszedłem ponownie na klatkę schodową i biegiem po schodach prosto do mieszkania tego chłopaka. Nic sobie nawet nie układałem w głowie co mu powiedzieć, po prostu wiedziałem, że mam wrócić i dać mu ten promień nadziei. Musiałem się spieszyć, bo miał przyjść fizjoterapeuta, więc nie było czasu na obmyślanie strategii. Po prostu otworzyłem drzwi i walę prosto do niego do łóżka. Chłopak najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, które szybko przemieniło się w wyraźną niechęć. Zapytał czego zapomniałem, a ja na to, że przecież ja tu jestem pierwszy raz. Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, a ja wyciągnąłem rękę i mówię „Ksiądz Mateusz jestem. A ty?” A on do mnie „A ja nie. To znaczy jestem Mateusz, ale nie ksiądz. Chociaż, może kiedyś nawet mi takie niedorzeczne rzeczy chodziły po głowie... Księdza też pan Władek przysłał? Bo już tu jeden był dzisiaj... To ilu was tam jeszcze czeka pod drzwiami?” Wiesz, jak zaczął żartować to zrozumiałem, że warto było wrócić. Myślę, że w pewien sposób chłopak mnie wystawił na próbę. Chciał się przekonać, czy choć trochę mi będzie na nim zależało, czy też poddam się od razu. Całe szczęście, że Pan Bóg dał mi ten znak. Posiedziałem u tego mojego imiennika jeszcze z godzinę – zakończył Mateusz.
- A fizjoterapeuta? - przypomniał sobie Maciej.
- Wcale nie przyszedł tego dnia - odparł Mateusz. - Widać wszystko miał Pan Bóg dobrze zaplanowane - dodał od razu.
- Mówisz, jakbyś przynajmniej tego chłopca uzdrowił - Maciej czasami lubił przebić balon mateuszowej egzaltacji, ale tym razem trafił kulą w płot.
- Oj, uważaj z kpinami, bo powiem ci, że nie, nie uzdrowiłem go, ani Bóg też nie, przynajmniej na razie. Ale dzień później poszedłem do niego z kilkoma dziewczynami z grupy młodzieżowej. No i kiedy dzisiaj rano napisałem mu esemesa, z pytaniem jak się czuje i czy mam do niego wpaść popołudniu, odpisał mi, że czuje się dobrze i że nie muszę przychodzić, bo - uwaga, uwaga - Magda ma wpaść! Magda to jedna z tej grupki. I jeszcze napisał, że „ona wpada tu codziennie”. I taką dodał ikonkę z wielkim uśmiechem i kciukiem do góry. Nie jest to uzdrowienie, ale nadzieja jest. Nie sądzisz? - zapytał Mateusz z uśmiechem.
- Ty, jak to jest, że tobie ciągle się zdarzają takie rzeczy: znaki, drugie szanse, nawrócenia... Czasami wydaje mi się, że mi ściemniasz, bo mi się nic takiego nie zdarza. Nawet na kolędzie jak mnie ktoś nie przyjmował od mojego pierwszego roku, tak mnie nie przyjmuje po dziś dzień. Jak mi się ktoś obrazi i przestanie chodzić do kościoła, to już nie wraca. I tak dalej, i tak dalej. Ostatnio przyszła mi taka pani, żeby jej wypisać coś tam dla syna, bo coś tam, on nie może, zapracowany, wyjechany, kombinuje kobieta, jak koń pod górę. Niby jest, ale go nie ma, ma być chrzestnym, ale też jest ojcem i będzie chrzcił swoje dziecko, ale najpierw będzie chrzestnym, tylko nie ma ślubu, ale tu nie mieszka, bo od lat za granicą, ale jednak chce tutaj otrzymać zaświadczenie, bo właściwie to on tu mieszka, ale nie może sam przyjść, no bo przecież za granicą. Rozumiesz coś z tego? - przerwał na chwilę swój wywód Maciej i spojrzał na Mateusza pytająco.
- Absolutnie nic - odparł Mateusz.
- No to ja zrozumiałem tyle samo. Więc próbuję ustalić fakty. Ale na moje pytania pani mówi, że przecież już mi powiedziała, więc albo jej dam to zaświadczenie, albo ona jednak będzie musiała się zgodzić z tymi wszystkimi, którzy twierdzą, że Kościół tylko uprzykrza im życie i już przestać walczyć o dobre imię Kościoła. Rozumiesz? Ona walczyła o dobre imię Kościoła, no ale chyba już przestanie, bo ja jej uprzykrzam życie. Znasz mnie i wiesz, że mnie się właściwie nie da wyprowadzić z równowagi. Więc uśmiecham się, dziękuję jej za apologetyczne zaangażowanie i jeszcze raz proszę o wyjaśnienie, jak to jest z tym jej synem, jego zamieszkaniem, stanem cywilnym. A pani robi się czerwona na twarzy, wstaje i mówi, że ona wiedziała, że tak się to skończy i jej noga już nigdy więcej i tak dalej. Wychodzi. No to ja też wstaję i idę za nią. Ale ona nawet się w moją stronę nie odwróciła. Poszła prosto do samochodu. I tyle ją widziałem. I wiesz co? Mam takie przeczucie graniczące z pewnością, że już jej więcej nie zobaczę. A kiedy mi się przypomną wszystkie te historie, które mi nieraz opowiadasz, to sobie myślę, że może jakbyś ty był w mojej kancelarii, to ona by pewnie wróciła. Nie mam racji? - zapytał Maciej.
- Nie masz - odpowiedział z uśmiechem Mateusz. - Powiem tak. Ja nie mam twojej cierpliwości i ode mnie wyszłaby jeszcze wcześniej. No i ty chyba jednak masz pamięć selektywną i nie pamiętasz tych wszystkich naszych rozmów, kiedy prawie płakałem ci w rękaw, a ty mnie pocieszałeś. Może masz jakąś andropauzę i wszystko widzisz w czarnych barwach - zażartował Mateusz.
- Może - Maciej jakby nie chwycił żartu.
- No przecież żartowałem - patrząc na przyjaciela Mateusz nie pierwszy raz złapał się na tym, że czasami jest tak bardzo skoncentrowany na swojej historii, że nie potrafi dostrzec humoru czy stanu ducha swojego rozmówcy mimo ewidentnych jego oznak. - Co tam się dzieje?
- Nic, brachu, zima i jej wydatki. Żeby zapłacić za ogrzewanie, w tym roku musiałem wziąć pieniądze z intencji, więc mam zachwianą płynność finansową, a wiesz że tego nie lubię. Wolę czegoś nie mieć, niż mieć długi. Ale czasami się nie da... Założyliśmy te panele fotowoltaiczne w ubiegłym tygodniu, ciekaw jestem, jak to nam się zbilansuje... - mówił Maciej.
- Założyłeś panele i nic mi nie mówisz? - przerwał mu zaskoczony Mateusz.
- No przecież ci mówię. Kiedy niby miałem ci powiedzieć? Nawet dzisiaj jakby Magda nie poszła do tego chorego Mateusza, to pewnie też byś nie przyjechał. Dzięki Magda! - Maciejowi wracał powoli humor.
- No chłopie, przecież ja od pół roku walczę z tymi projektami na termomodernizację, panele, pompy ciepła i tak dalej, i jestem na poziomie projektów, a ty już założyłeś? I kto tu jest skuteczny? - Mateusz naprawdę był zaskoczony i szybko poderwał się z fotela. - Dawaj, idziemy, chcę to zobaczyć - powiedział zakładając kurtkę. Maciej również wstał i ubrał się. Musieli przejść na drugą stronę plebanii, bo tam właśnie od południowej strony zostały zamontowane panele na dachu.
- Trochę to śmiesznie wygląda, nie? - skomentował Maciej.
- Czemu? - zdziwił się Mateusz.
- No, takie stare zabudowania i lśniące nowością panele - odparł Maciej.
- Najważniejsze, żeby była oszczędność - zauważył Mateusz. - Wystarczy tych paneli?
- Mati, ja wiem, że u ciebie jak już zrobią to będzie ferma fotowoltaiczna i będziesz zaopatrywał w energię elektryczną pół miasta, ale u mnie to w zupełności wystarczy. I tak kazałem dołożyć o 1/4 mocy więcej niż mi obliczyli, ale wszystko się okaże. Wiesz, ja tutaj jestem jak królik doświadczalny, bo ludzie na wsi nieufni do nowinek technologicznych i wszyscy czekają na moją opinię. Codziennie mam kilkanaście telefonów z pytaniem „I co proboszczu, opłaca się czy nie?” A ja mam te panele cztery dni - uśmiechnął się do przyjaciela Maciej.
- No, to tu u was wszystko jak dawniej. Kościół niesie kaganek oświaty i postępu. W dobrym tego słowa znaczeniu oczywiście - zastrzegł szybko Mateusz przypominając sobie, że kolega dzisiaj dość łatwo popadający w irytację.
- Tak... A dzisiaj oświatę i postęp niosą ci, co Boga i Kościoła nie lubią i ciekawe dokąd nas to doprowadzi - odparł filozoficznie Maciej.

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!