TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 22:38
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 322

Jasna i ta druga strona księży(ca) odc. 322

- No słucham – powiedział chłopiec, który mógł mieć około 19-20 lat. Przez chwilę mierzył Mateusza wzrokiem, który nie był szczególnie napastliwy, ale też i życzliwości w nim nie było. Kiedy już jego ciekawość co do fizjonomii Mateusza została zaspokojona, skierował wzrok w ścianę. - No słucham, rozumiem, że ksiądz, oczywiście razem z Panem Jezusem, chcieliście mi coś zakomunikować.
- W sumie... - rozpoczął Mateusz, który zaczął żałować, że dał się namówić na tę wizytę panu Władysławowi i nie miał pojęcia, jak nawiązać jakiś bliższy kontakt. - No dobra, rozumiem, że sytuacja jest nietypowa, dla mnie też. Wiem na pewno, że nie chcę być intruzem...
- No ale właśnie ksiądz jest intruzem. Kolęda była przedwczoraj, moje drzwi były zamknięte, co było znakiem, że nie życzyłem sobie obecności księdza, a dzisiaj ksiądz się wślizguje podstępem, bo pielęgniarka zostawiła otwarte drzwi dla fizjoterapeuty, który zaraz przyjdzie i wybawi mnie z tej niezręcznej sytuacji. Więc tak, sytuacja jest nietypowa, ale nie dla księdza, a dla mnie. Po co ksiądz tu wszedł? - chłopiec spojrzał na Mateusza.
- Pan Władysław, który mieszka piętro wyżej poprosił mnie, abym przychodził do niego z sakramentami w każdą pierwszą sobotę miesiąca począwszy od dzisiaj. Byłem więc wcześniej u niego, a on poprosił mnie o przysługę, a mianowicie żebym wszedł do ciebie. Powiedział mi, że drzwi będą otwarte – wyjaśnił Mateusz myśląc, że jako intruz może już sobie pójść. I pewnie by poszedł, gdyby nie odpowiedź mężczyzny, która go zaskoczyła.
- No tak, mogłem się tego domyśleć – powiedział a jego twarz rozpromieniła się uśmiechem. - Kochany pan Władziu, zawsze się martwi o innych. A wie ksiądz, że mu zostało kilka tygodni, maks kilka miesięcy życia?
- Nie, nic takiego nie wiem, nawet córka, która była u niego podczas kolędy nic nie mówiła – Mateusz chwilowo odłożył zamiar natychmiastowego pozbycia się statusu intruza.
- Bo ona nic nie wie. Nie wiem, czy w ogóle ktoś z rodziny wie. Pan Władek ma doskonałe rozeznanie w swoich dzieciach. Kocha je, ale żal mu, że zupełnie nie przejęły jego charakteru i systemu wartości. Oprócz tej córki co ją ksiądz widział, ma jeszcze trzech synów, wszyscy za granicą. Przyjeżdżają najwyżej raz w roku. Żal im pieniędzy. Oszczędzają. Więc pan Władeczek doszedł do wniosku, że jak im powie o chorobie, to pewnie poczują się w obowiązku, żeby przyjechać od razu, no a potem na pogrzeb znowu. No i wie ksiądz, podwójny wydatek. Władeczek nie chce ich na to narażać. Zwłaszcza, że na pewno by mu dali do zrozumienia, ile ich to kosztowało.
- Kiedyś jako ksiądz posługiwałem w jednej parafii i miałem tam taką parafiankę, która mi się spowiadała, że o nic nie prosi swoich dzieci, bo wie, że i tak by jej nie posłuchali i w ten sposób by mieli grzech. Więc ona, żeby ich od tego grzechu uchronić o nic ich nie prosiła – powiedział Mateusz.
- To niesamowite jak rodzice potrafią się znihilizować dla dzieci - pokręcił głową chłopiec.
- A twoi rodzice? - z rozpędu zapytał Mateusz.
- Dokładnie nie pamiętam, bo zginęli w wypadku jak miałem sześć lat – odpowiedział.
- Przykro mi, to musiało być straszne – wyszeptał Mateusz.
- Było. Myślałem, że najstraszniejsze co mi się mogło przydarzyć w życiu. A okazało się, że nie - powiedział chłopiec.
- Nie śmiem pytać, ale... co było straszniejsze? - Mateusz nie mógł się powstrzymać.
- A jak ksiądz myśli, ja tak z lenistwa sobie leżę w tym łóżku w sobotę o 12.00?
- Pewnie nie... - stwierdził Mateusz.
- Ano nie. Choroba, i co w niej najpiękniejsze, w sensie tragedii greckiej oczywiście, nikt nie wie co za jedna... A w konsekwencji nikt nie wie jak ją leczyć. Więc jestem królikiem doświadczalnym. Badają mnie, konsultują się, wożą po szpitalach, próbują różnych kuracji, a ja po każdej czuję się gorzej. Nawet nie mógłbym wstać i pójść zamknąć drzwi wiedząc, że ksiądz tu znowu grasuje... W czwartek poprosiłem pielęgniarkę i zamknęła. Ale dzisiaj nie wiedziałem - znowu spojrzał na Mateusza, ale tym razem jakoś życzliwiej, więc mimo że słowa nie brzmiały przyjaźnie, Mateusz nawet nie pomyślał, żeby wstać i sobie pójść.
- Bo my czasami działamy z zaskoczenia – uśmiechnął się Mateusz.
- Czyżby? Wszystko bym o was powiedział, ale nie że potraficie zaskoczyć. Jesteście tak przeraźliwie przewidywalni. Gdyby nie pan Władek nigdy by się ksiądz tu nie pojawił. Ale już ja się z nim policzę.
- Okay, ale skoro już jestem, to może jakoś mnie wykorzystasz – powiedział Mateusz.
- Od wykorzystywania to raczej wy jesteście – riposta była wyjątkowo mocna.
- Nie chcę wchodzić w ten wątek, bo naprawdę nie przyszedłem tutaj, żeby gadać o księżach. Myślę, że znacznie bardziej pożyteczne będzie porozmawiać o tobie – Mateuszowi coraz bardziej zależało, aby dowiedzieć się więcej o tym młodym mężczyźnie, którego imienia jeszcze nie znał.
- Ach tak? A ja właśnie chciałbym pogadać o księżach – ożywił się chłopak.
- Skoro tak chcesz, to proszę bardzo – Mateusz rozłożył ręce.
- Okay. To może zaczniemy od tego księdza, który miał ze mną religię w szkole średniej?
- Jasne. Nie wiem czy go znam, coś z nim było nie w porządku? - zapytał Mateusz.
- Nic z tych rzeczy, o których teraz pełno w mediach. Ale tak, bardzo z nim było nie w porządku. Bardzo! Przychodzi chłopak wychowany przez babcię, bo rodziców, jak już ksiądz wie, stracił w wieku sześciu lat. Chłopak jest zdolny, ale ze wsi, no i bardzo wierzący, wiele lat ministrantury. Nawet beznadziejna katechetka w szkole podstawowej, która jedyne co miała do powiedzenia na religii, to o grzechach księży i Kościoła nie osłabiła jego prostej wiary. Nawet ksiądz, który uczył religii w gimnazjum i większość czasu na lekcji przeznaczał na dyskutowanie o samochodach, ich wyposażeniu, tuningu i takich tam. Fakt, znał się, dla niektórych kolegów był cool. A ja się trzymałem tego, co mi przekazała babcia. Ale ten w liceum to była totalna porażka. Mnie tam było trudno, nie miałem odpowiednich narzędzi, żeby dać świadectwo, żeby się chociaż nie krępować z moją wiarą. I tak bardzo liczyłem na te religie. No ale nasz ksiądz nam powiedział, że religia to ma być quality time. Czas o wysokiej jakości. Bez stresu. Jeżeli ktoś chce odrobić inne lekcje, proszę bardzo. Jeżeli ktoś nie przyjdzie, nie ma problemu. Ale jeżeli ktoś ma pytania, chce się czegoś dowiedzieć, to mu odpowiadał: a co tam u was na wsi internetu nie ma? Wygugluj sobie. Ja już wtedy miałem początki mojej choroby, choć nikt nie miał pojęcia co to jest, to się zresztą do dzisiaj nie zmieniło, i tak bardzo potrzebowałem jakiegoś wsparcia, dobrego słowa... Moje ruchy zaczynały być niezdarne, koledzy się ode mnie odsunęli, spróbowałem znowu poprosić go o rozmowę. Mówiłem mu, że tylko w Bogu pokładam nadzieję i pytałem, czy dobrze robię. A on do mnie z wyrzutem, żebym się wziął za siebie, zapisał na jakąś siłownię, a nie mazgaił się jak dziewczyna. A ja się wcale nie mazgaiłem, szukałem tylko jakiegoś wsparcia, utwierdzenia mnie w zaufaniu Bogu. Naprawdę tego potrzebowałem. I nie dostałem. Nie dostałem nic. Jednego dobrego słowa. I stwierdziłem, że coś tu jest nie w porządku. Jeśli ksiądz nie widzi sensu w zaufaniu Bogu, to może ja rzeczywiście uległem jakiemuś zaczadzeniu. Wtedy też zmarła mi babcia. Nie miałem już nikogo. Ale miałem osiemnaście lat, znajomi pomogli sprzedać dom babci i kupić to mieszkanie. I tak już tkwię tutaj trzy lata. Jest mi ciężko, ale o jedną rzecz jestem lżejszy. Ja już wam nie wierzę. Jeśli chodzi o moje życie i doświadczenie, to jako ludzie Kościoła zmarnowaliście każdą szansę, która mnie dotyczyła. Trzech katechetów, którzy nie potrafili w żaden sposób wykorzystać wielkiej szansy, jaką był powrót religii do szkoły. Tak żeście o tym mówili, prawda? Gdy o mnie chodzi, to trzy szkoły i jedno wielkie rozczarowanie, porażka. Nic mi nie daliście, niczego mnie nie nauczyliście. Mało tego. Pozwoliliście, abym stracił to, co miałem. Ja nie wiem jak było w innych szkołach, ale mi chodzi o moje życie. Jedno jedyne, które mam. Kiepskie, naznaczone chorobą, ale kiedyś chociaż myślałem, że jest jeszcze inne lepsze, gdzie nie będę chory. Ale już tak nie myślę. Nie miałem wsparcia. Nikomu nie zależało, żeby we mnie moją wiarę pielęgnować. Widzi ksiądz, w przeciwieństwie do licznych kolegów, którym rodzice kazali chodzić na religię, mi nikt nie kazał. Ja chciałem chodzić na religię, cieszyłem się, że będę mógł podyskutować, pospierać się, ale też wzmocnić moją wiarę. Dostać argumenty. Ale nie dostałem absolutnie nic. Nawet czułem się zwalczany i przez kolegów, i przez księdza, że im wszystkim psuję quality time na lekcjach religii. Aha, to się jeszcze nazywało comfort zone! No i ja im tę strefę komfortu psułem. Więc postanowiłem, że nie będę psuł. I wszystko we mnie zgasło. Nie myślę o życiu wiecznym, wydaje się, że nawet nie wszyscy księża w nie wierzą. A to tutaj mam przechlapane. I nie chcę się z wami smęczyć. Zmarnowaliście wszystkie szanse. I nikt nigdy nawet nie próbował poprosić czy zaproponować kolejnej – zakończył swój wywód chłopak.
- Chciałbym powiedzieć, że może właśnie ja chcę poprosić o taką szansę, no ale uczciwiej będzie powiedzieć, że pan Władek chciał dać Kościołowi jeszcze jedną szansę – powiedział Mateusz patrząc na chłopaka.
- No właśnie, pan Władek. A ksiądz nawet nie zapytał, jak mam na imię – chłopak znowu wbił wzrok w ścianę.

Jeremiasz Uwiedziony

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!