TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 02:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca 272

 

- Nie ukrywam, że trochę jestem na ciebie wkurzony – powiedział Maciej, który zupełnie niespodziewanie pojawił się u Mateusza niespełna dwie godziny po tym, jak ten zakomunikował mu, że jednak nie pojadą razem na tygodniowy wypoczynek w drugim tygodniu ferii.
- I naprawdę jechałeś specjalnie prawie dwie godziny, żeby mi o tym powiedzieć? Chyba nie jest tak trudno zrozumieć, że mój wikariusz Dawid ma ojca w szpitalu i pomyślałem, że to będzie właściwy gest z mojej strony, jeżeli umożliwię mu wolne już po operacji ojca, a nie żeby swoje wolne przesiedział w szpitalu – tłumaczył spokojnie Mateusz robiąc sobie i przyjacielowi herbatę.
- Tak. Specjalnie po to przyjechałem, bo skoro nie zobaczymy się w ferie, to pewnie znowu minie kilka miesięcy. A poza tym gest jak najbardziej szlachetny z twojej strony, ale mnie trochę wystawiłeś w ten sposób. Wiesz, że ja nie lubię nigdzie sam wyjeżdżać, tu się różnimy dość poważnie, i odwołujesz nasz wspólny wyjazd na trzy dni przed feriami, kiedy ja już mam wszystko zorganizowane, zastępstwo, itd. - Maciej najwyraźniej miał dość głębokiego focha. Albo po prostu zależało mu na wyjeździe z przyjacielem, bo odkąd Mateusz przeszedł do Pomyśla widywali się naprawdę rzadko.
- Przepraszam – bąknął Mateusz.
- No, to teraz od razu mi lepiej, bardzo ci dziękuję – sarkastycznie skomentował Maciej, a Mateusz nie wiedział, co odpowiedzieć.
- No dobra. Przyjechałem nie tylko po to, żeby ci powiedzieć, że jestem wkurzony – po dłuższej chwili milczenia zagaił pojednawczo Maciej.
- Musiałem wykonać niejedno salto mortale, ale udało mi się wszystko odkręcić i zamienić na pierwszy tydzień ferii. To znaczy, że znalazłem zastępstwo i zmieniłem rezerwację hotelu na pierwszy tydzień. Niestety w tym najbardziej atrakcyjnym cenowo nie było już miejsc, ale znalazłem inny, też nie najdroższy i mam tylko potwierdzić. I nie musisz mi dziękować – zakończył Maciej z uśmiechem wygodnie rozkładając się w fotelu. Sięgnął po kubek z herbatą i przyglądał się reakcji Mateusza, która jednak była odmienna od tej jakiej oczekiwał. Mateusz był wyraźnie zmieszany.
- Maciej, przepraszam, ale ja w pierwszym tygodniu ferii też nie mogę wyjechać – wykrztusił wreszcie.
- Jak nie możesz? - Maciejowi tak gwałtownie wierzgnął na fotelu, że aż mu się rozlała herbata. - Przecież mówiłeś, że zamieniliście się na ferie, więc rozumiem, że ty masz wolne w pierwszym tygodniu...
- No mam wolne, niby, ale zorganizowaliśmy taką jednodniową pielgrzymkę i mamy cztery autobusy ludzi. Nie mogę nie pojechać, bo to wszystko mój pomysł – tłumaczył się Mateusz.
- Ty jak coś wymyślisz, to naprawdę już nikt inny nie może tego zrealizować, co? - Maciej kręcił głową z niedowierzaniem. - No cóż wrócimy dzień wcześniej – westchnął na koniec i spuścił głowę.
- Ale ta wycieczka nie jest w sobotę, tylko w czwartek – Mateusz powiedział to prawie szeptem i aż się skulił w sobie w oczekiwaniu na reakcję Macieja.
- W czwartek? No ty jesteś niepoważny... I co na to twoi wikariusze, pewnie byli przeszczęśliwi, co? - wyraźnie szydził Maciej nie mogąc uwierzyć, że cała jago misterna układanka znowu się rozsypała.
- No szczególnie się nie cieszyli, jak im zakomunikowałem, ale ja wybrałem taki dzień, żeby nie był w konflikcie z innymi rozrywkami proponowanymi dla dzieci przez szkoły, czy dom kultury – tłumaczył się Mateusz.
- Chłopie, jak robisz wyjazd za darmo, to wszystkie inne rzeczy nie wytrzymują konkurencji, oni się powinni do ciebie dostosować, a nie odwrotnie... - Maciej zawsze był mocno krytyczny wobec polityki Mateusza, który zawsze chciał szukać niszy, w którą mógłby się ze swoim przekazem i propozycjami wbić, nie stawiając dzieci i rodziców przed koniecznością wyboru. W sumie Maciej miał rację, bo koniec końców tych wyborów i tak musieli dokonywać i niestety, nie wybierali za często propozycji kościelnych.
- No dobra! - westchnął Maciej. - Plan A nie wypalił, plan B też nie. Czas na plan C.
- Widzę, że bardzo ci zależy na tym wyjeździe – Mateusz spojrzał na niego z uwagą, jakby chciał sprawdzić czy wcześniej czegoś nie przeoczył.
- Muszę wyjechać. Muszę się oderwać na kilka dni od moich parafian, bo się wkurzyłem – wyjaśnił Maciej.
- Co się stało? - Mateusz po raz pierwszy odkąd przyjaciel wszedł do jego mieszkania wreszcie usiadł w fotelu.
- Najpierw poszło o parafialną grupę Caritas. Od lat próbuję taką grupę stworzyć i to ciągle się nie udaje, albo umiera śmiercią naturalną po kilku tygodniach. No to zrobiłem taki dzień skupienia na początek Wielkiego Postu, żeby podkreślić potrzebę jałmużny. Dużo ludzi przyszło. Była liturgia Słowa, powiedziałem konferencję, wytłumaczyłem, że na świecie jest tyle biedy, że dla wszystkich, którzy chcą pomagać na pewno jej wystarczy. Wyświetliłem prezentację z różnymi obliczami biedy. A potem dość długa adoracja. W rozważaniu mówiłem o obliczu Jezusa w potrzebujących. Potem w ramach błogosławieństwa przeszedłem z monstrancją z Najświętszym Sakramentem i zbliżyłem się do każdego osobiście, z Panem Jezusem na kilkanaście centymetrów od ich twarzy. No i wiesz wszyscy byli wzruszeni, że taka piękna adoracja, że Jezus na nich spojrzał z bliska, a oni na Jezusa. Ochy i achy. A jak potem zachęciłem do zaangażowania w parafialne koło Caritas, to przyszli i powiedzieli, że u nas nie ma biednych, bo iluś tam gospodarzy szuka ludzi do pracy i nie ma ani jednego. Więc skoro wszyscy pracują, to mają na chleb i nie ma biednych. I żebym już dał spokój z tym Caritasem, bo u nas nie potrzebny! I koniec. I to była pierwsza rzecz, która mnie rozczarowała mocno. A druga wydarzyła się w niedzielę. Wiesz, była zbiórka na misje, tylko że ja w poprzednią niedzielę zupełnie zapomniałem, żeby ją zapowiedzieć. A musisz wiedzieć, że u mnie składka niedzielna jest słabiutka, nie wystarcza na pokrycie bieżących kosztów funkcjonowania parafii, zawsze trzeba coś kombinować. I raz czy drugi w prywatnych rozmowach, kiedy ktoś poruszał temat, bo na przykład był w innym kościele i opowiadał mi, że księże, tam prawie sam papier do koszyka leciał, a u nas ciągle złotówka albo i mniej, to ludzi tłumaczyli, że u nas to taka tradycja, że idąc do kościół bierze się tą złotówkę na tacę i już. No więc jak zapomniałem ogłosić, to myślałem że na dodatkową zbiórkę prawie nic nie dadzą. I wiesz co? Mimo, że nie ogłosiłem, to i tak na tę dodatkową zbiórkę było więcej niż na tacę! – Maciej dramatycznie zawiesił głos.
- No rozumiem, ale czemu cię tak to wnerwiło? - zdziwił się Mateusz.
- Bo ja zawsze myślałem, że oni tak mało dają na tacę, bo nie mają więcej przy sobie, a okazuje się, że oni po prostu myślą, że parafia nie zasługuje, albo nie potrzebuje! Na coś innego mogą dać więcej, ale na swoją parafię nie. I strasznie mi się smutno zrobiło, bo ja od lat nie biorę sobie tego, co mi się należy z prawa kanonicznego, żeby domknąć budżet... Ale wiesz co? Nie chce mi się już o tym gadać ani myśleć, bo im więcej myślę, tym bardziej mi przykro. I właśnie dlatego musimy gdzieś wyjechać! Muszę od nich odpocząć! - zakończył swój wywód Maciej.
- No to jaki jest plan „C”? - zapytał Mateusz.?

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!