TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 17:26
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca 265

- No mów! - powiedział Maciej kiedy już usiedli w fotelach przy kominku.
- Dawno u ciebie nie byłem – odpowiedział Mateusz rozglądając się dookoła, jakby chciał przypomnieć sobie gościnny pokój Macieja, albo sprawdzał co się zmieniło.
- Bardzo dawno! Wiedziałem, że tak będzie. Kiedyś jak się było wikariuszem, to się w żartach mówiło do kolegów proboszczów, że między nimi a nami zionie głęboka przepaść. A teraz muszę powiedzieć, że między nami skromnymi proboszczami ze wsi, a wami proboszczami z miasta z trzema wikariuszami przepaść zionie jeszcze większa – ironizował Maciej. - Co się z tobą dzieje? Przecież masz trzech wikariuszy, powinieneś mnie odwiedzać przynajmniej raz w tygodniu...
- Na razie się przyglądam i parafii i wikariuszom, ale obiecuję, że się ogarnę i wrócimy do naszych spotkań... Nawet częściej, niż jak byłem w Strzywążu, zobaczysz! - uspokajał go Mateusz, który jednak wiedział, że przyjaciel ma rację. Zupełnie się wyłączył z kontaktów w tych ostatnich kilku miesiącach. - Ale, z drugiej strony, to nie rozumiem czemu ty mnie nie odwiedzisz? Odległość dokładnie taka sama, nie?
- Nie zaczynaj, dobra? Wiesz, że ja jestem domatorem, a po ostatnim złamaniu nogi, chyba źle mi się zrosły kości i podczas jazdy prawa noga mi drętwieje. Powiem ci szczerze, że jak naprawdę nie muszę gdzieś jechać, to nie jadę. Raz mi tak noga zdrętwiała, że nie mogłem przełożyć stopy z gazu na hamulec, dasz wiarę? Dzięki Bogu jakoś powoli udało mi się zwolnić zjechać na bok i zadławić silnik... Starość bracie postępuje – całkiem poważnie tłumaczył mu Maciej.
- No dobra, jak się masz po drodze zabić, to lepiej do mnie nie przyjeżdżaj. Ja się ogarnę, myślę że po kolędzie powinno być już lepiej. Już wiem! Kupiłeś telewizor! - wykrzyknął tryumfalnie Mateusz, który wreszcie odkrył, co się zmieniło, a właściwie co przybyło w mieszkaniu jego przyjaciela.
- Nie kupiłem, tylko dostałem od parafian na piętnastą rocznicę pobytu w parafii – sprostował Maciej.
- To już piętnaście lat minęło? - zdziwił się Mateusz.
- Ano tak. I tak sobie myślę, czy to już nie jest czas na zmianę. Wiesz, za pięć lat mi stuknie sześćdziesiątka i kto mnie wtedy zechce?
- Przecież nie masz się żenić, tylko zmienić parafię, po sześćdziesiątce też można – zaśmiał się Mateusz.
- Można, ale ja znam siebie. I czuję, że albo teraz poproszę o zmianę, albo już się tutaj będą ze mną męczyć do emerytury – powiedział stanowczo Maciej. - Ale co my tu o mnie gadamy? Przecież to ty masz jakąś zagwozdkę. Dawaj, mów, o co chodzi!
- Przyszedł do mnie facet, a właściwie to zaprosił mnie do kawiarni i powiedział, że ma potrzebę odpokutowania. Że chce coś zrobić dla parafii, dla naszego kościoła, a z tego co mówił, to musi być bogaty - powiedział Mateusz patrząc na reakcję przyjaciela.
- Jak bogaty? - zapytał Maciej.
- Chyba bardzo, ja wiem z osiem cyfr na pewno... Co ty robisz? - zapytał Mateusz widząc jak kolega podrywa się z fotela.
- Nie mam wizytówek, ale napiszę ci moje namiary, dasz temu panu. Skoro ty nie wiesz jak go zagospodarować, to niech wpadnie do mnie... Żartuję! - wybuchnął śmiechem Maciej i wrócił na swoje miejsce. - No i jaki masz z tym problem?
- Przede wszystkim on z dwie godziny mi opowiadał o sobie, strasznie poplątany życiorys, wiesz? On jest może parę lat starszy ode mnie, ale zdążył się załapać do partii, chyba już nie do PZPR, ale do jakiejś pierwszej lewicy, która się tam wtedy wykluła i był bardzo antyklerykalny. Tępił podobno wszelkie przejawy wiary, religijności, a co najciekawsze tuż przed tym wziął ślub kościelny ze swoją dziewczyną, z którą chodził od przedszkola. I jak potem wstąpił do tej partii, to on sam mówił, że jakby diabeł w niego wstąpił. Rozwalił wszystko, co miał do tej pory, żona szybko się z nim rozwiodła, ojciec mu zmarł, bo nie mógł patrzeć, co się z synem porobiło. I to szaleństwo trwało kilka lat zaledwie, ale zdążył wielu ludziom napsuć krwi... On mówi, że on wtedy naprawdę uwierzył w tę ideologię i tam mieli go za takiego wiesz, bulteriera, kogo chcieli wykończyć, to tego Piotra na niego nasyłali. Aż raz przyszedł do siedziby i zanim wszedł do sali, gdzie mieli mieć zebranie, zobaczył poniewierający się na podłodze obrazek z Matką Bożą. Dokładnie taki sam, jak jego rodzice mieli w sypialni nad łóżkiem, tylko oczywiście znacznie mniejszy. Coś go skłoniło, żeby się schylić i go podnieść. I w tym momencie usłyszał rozmowy kolegów, którzy na niego oczekiwali w tej sali. Okazało się, że mówili o nim. Śmiali się z niego, z jego ideowości, żarliwości. Jeden czy drugi wręcz stwierdzili, że ledwie wytrzymują, żeby mu się w twarz nie roześmiać, ale że jeszcze kilka lat i jak wszystko pójdzie po ich myśli, to idą w biznesy i nie będą musieli więcej przy takich durniach, jak on, udawać. I on wtedy wszedł do tej sali z tym obrazkiem w dłoni. Chciał udać, że niczego nie słyszał. Ale jeden z nich powiedział w sposób wulgarny, żeby wyrzucił ten obrazek. I Piotr wówczas zupełnie bezwiednie uniósł ten obrazek do ust, ucałował go z szacunkiem i wyszedł bez słowa. Wtedy jedyne co wiedział na pewno, to że już nigdy nie wejdzie w politykę. A ponieważ nagle zaczął mieć mnóstwo czasu to się rzucił w biznes. Przyznał się uczciwie, że choć pierwszego miliona nie ukradł, to poszczęściło mu się, bo jeden z nomenklaturowych właścicieli sprywatyzowanego przedsiębiorstwa przewozowego w pewnym momencie stwierdził, że ma dość użerania się z pracownikami, ubezpieczeniami i tym wszystkim i krok po kroku oddawał mu w ajencję poszczególne działy swojego przedsiębiorstwa. Chciał już tylko pieniądze. Mniejsze, ale bez żadnej roboty i stresu. A upatrzył sobie właśnie Piotra, bo jak powiedział, w partii przez wiele lat to on widział może pięciu takich, co uwierzyli w idee. Wśród nich był Piotr. No i od tego przedsiębiorstwa się zaczęło, a że gość ma smykałkę to szybko zaczął różnicować swój biznes i dzisiaj sam dokładnie nie wie ile ma tych spółek, bo niektóre właśnie kupuje, a inne są w trakcie sprzedaży, albo konsolidacji, czyli łączenia. W międzyczasie ożenił się, ma syna. No i dwa miesiące temu z inicjatywy pierwszej żony otrzymali też stwierdzenie nieważności pierwszego małżeństwa. I teraz pan Piotr chce wziąć ślub kościelny, najpierw chce zrobić kurs przedmałżeński i poważnie się zastanawia, czy nie wrócić do naszej parafii. Ma kilka nieruchomości, w tym domów, i jak mówi, od jakichś pięciu lat, po kilku seriach dobrych rekolekcji, regularnie chodzi do kościoła co niedzielę, tylko nigdy dwa razy pod rząd do tego samego. Właściwie to może się pokazać w tym samym kościele raz na miesiąc albo półtora. Nieraz jeszcze rzadziej. Ja na przykład wcale go z kościoła nie kojarzę, chociaż mówi, że dwa razy był na mojej Mszy, kilka razy gdy odprawiali wikariusze. No ale teraz chce wziąć ślub i jak powiedział, chce być w jakiejś parafii. Konkretnie w naszej – zakończył opowieść Mateusz.
- A co z tą potrzebą ufundowania czegoś do kościoła? - zapytał Maciej ze śmiechem.
- No ma ją, znaczy się taką potrzebę ma, ale rozumie, że najpierw musi się uwiarygodnić w moich oczach, no i trochę krzywd naprawić, co wyrządził ludziom – wyjaśnił Mateusz.
- Sprawdziłeś go gdzieś? - zapytał Maciej.
- Przecież wiesz, że ja nikogo nie sprawdzam i uważam...
- ...że każdemu trzeba dać szansę – wtrącił mu się Maciej. - Wiem. Czyli wiesz co robić. Bo chyba pan milioner Piotr nie będzie pierwszym, któremu nie dasz szansy, co? - wybuchnął śmiechem Maciej wstając z fotela.
- Masz teraz Mszę? - zapytał Mateusz.
- Tak. I wiesz co? Dołącz się do koncelebry, bo dzisiaj mamy specjalne błogosławieństwo dla dzieci. Niech zobaczą jakąś inną twarz – poprosił Maciej.
- Bardzo chętnie... Jak myślę o tym Piotrze i jego skomplikowanym życiu, to normalnie mam potrzebę pogadać z dziećmi. Wszystko jest proste i oczywiste. Kocham dzieci! Dawaj idziemy! A z jakiej okazji to błogosławieństwo.
- Kilka lat temu zaginął tu właśnie 13 listopada sześcioletni chłopiec i nigdy się nie odnalazł. Co roku modlimy się za niego, a jednocześnie oddajemy dzieci pod szczególną opiekę Aniołów Stróżów, no i błogosławię je. Mówię ci więcej ludzi niż na Pasterce albo Rezurekcji. Ludzie martwią się o swoje dzieci... Ale nawet nie wiedzą, że najbardziej je tracą, kiedy siedzą w domu przy swoich komputerach i smartfonach - westchnął Maciej i poszli do kościoła.
Ludzi było rzeczywiście mnóstwo, a tylu dzieci Mateusz nie widział nigdy w swojej trzy razy większej parafii miejskiej. Z wielką radością kładł dłonie na ich głowach i prosił Boga, żeby zachował w nich dzieci nawet wtedy, kiedy będą dorosłymi ludźmi. Ale żeby nie byli już wtedy dziecinni.

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna
?

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone?

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!