TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 19:45
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - 217

Jasna i ta druga strona księży(ca) - 217

To nie był najlepszy dzień tegorocznej kolędy. Wydawało się, że wszyscy jakby się zmówili, aby zafundować mu trudne chwile. Co prawda, w miarę upływu lat Mateusz zauważał w sobie oznaki swoistego dojrzewania i jego emocje nie były już tak rozchwiane, jak to bywało, kiedy był młodym księdzem i przez jedną głupią uwagę czy cierpką krytykę, zwłaszcza niezasłużoną, potrafił niemal wpaść w depresję i kilka dni nie spać, a z drugiej strony najdrobniejsza nawet pochwała wprowadzała go w nastrój euforii, niemniej jednak, kiedy przykrości czy brak zrozumienia przytrafiały się w dłuższej serii, nadal mocno go to bolało i nie zawsze potrafił to zamaskować. Dzisiaj miał stosunkowo długą trasę kolędową, ponad 40 rodzin do odwiedzenia i skumulowały się chyba wszystkie trudne sytuacje. A przecież jeszcze wczoraj w rozmowie z Maciejem, gdy ten skarżył się, że już ledwo daje radę z kolędą, Mateusz śmiał się z niego twierdząc, że jemu w tym roku idzie znakomicie i wcale nie czuje zmęczenia, ani też ciężaru trosk, które ludzie na niego przerzucali.

- A ja już nie mogę - stękał Maciej. - Pamiętasz, jak ci mówiłem parę lat temu, że wprowadziłem podczas kolędy zwyczaj czytania Pisma Świętego?

- Oczywiście, że pamiętam i sam się zastanawiam, czy i u mnie tego nie wprowadzić - Mateusz odpowiadając przyjacielowi odczuł wręcz lekkie ukłucie w sercu, bo szczerze mówiąc, po prostu zapomniał o tym pomyśle, a rzeczywiście myślał o tym od dłuższego czasu. Niestety, chyba myślał za długo, bo kiedy nadszedł czas kolędy, zupełnie mu to wyleciało z głowy.

- No więc to już czwarty rok, jak mamy ten zwyczaj - tłumaczył dalej Maciej - ale nie wiem, czy będę kontynuował.

- Dlaczego? - zdziwił się Mateusz.

- Wprowadź, to zobaczysz... Na początku była nieufność. W wielu mieszkaniach nikt nie chciał czytać, a ja się tego nie spodziewałem. W jednym mieszkaniu pytam: „To kto czyta Pismo Święte?” A jeden gość mi odpowiada: „Ten, co to wymyślił”. No i mi podsuwa Pismo Święte. Co miałem zrobić? Biorę tę Biblię, otwieram, a tam człowieku taki drobniutki druk, że nic nie mogę odczytać, bo nie wziąłem okularów do czytania. Obciach, jak nie wiem. I takich sytuacji było sporo. No ale plus był taki, że właściwie po tych czterech latach w każdym domu jest Pismo Święte, bo wcześniej nie wszędzie tak było. Od drugiego roku już się wszyscy mniej więcej przyzwyczaili, więc było już lepiej, a teraz stało się już taką rutyną, że zaczynam się zastanawiać, czy może jednak na kilka lat tego nie przerwać, a potem może znowu powrócić. Nie powiem, w niektórych domach ta lektura spowodowała całkiem głębokie dyskusje, ale niestety potem byłem ciągle w niedoczasie, nieraz kolęda kończyła się grubo po akceptowalnej porze, właściwie w nocy. Więc jednym to wydaje się niepotrzebne, a inni chcieliby z kolędy zrobić krąg biblijny... A w tym roku jestem jeszcze chronicznie chory, więc męczy mnie ta kolęda niemiłosiernie. No i jestem tu już tyle lat, że sytuacje są do bólu przewidywalne. Wiesz, u mnie na wsi, to nie ma wielkiej rotacji mieszkańców, więc wchodzę do domu i wiem, co powiedzą. Kto się zapyta o ogrzewanie w kościele, kto będzie próbował namówić mnie na zmianę godzin Mszy w niedzielę, kto będzie chciał toalety na cmentarzu, komu dzwony nie dają spać i tak dalej, i tak dalej...

- Widzę, że naprawdę masz doła - podsumował Mateusz. - A ja w tym roku czują się świetnie! Właściwie mam już z górki, a wcale nie jestem jakoś zmęczony. No i, nie wiem, może dlatego, że jestem dopiero kilka lat w Strzywążu, ale nie widzę jakoś tej powtarzalności i przewidywalności, a tam gdzie jest, to mnie raczej nie męczy - mówił Mateusz jeszcze wczoraj. A dzisiaj męczyło go wszystko. Albo raczej wyglądało na to, że on wszystkich męczył. Zaczęło się od tego inżyniera około 11.30 rano.

- Dwie godziny czekam na księdza! - krzyczał. - Specjalnie wziąłem sobie wolne w pracy na godzinę, bo zapowiedział ksiądz, że kolęduje od dziewiątej, a przychodzi dopiero teraz!

- Ja naprawdę zacząłem o dziewiątej zgodnie z zapowiedzią i idę po kolei. Proszę się nie denerwować, to chyba logiczne, że nie mogę być w każdym domu o dziewiątej - starał się wytłumaczyć Mateusz i wkładał w tę wypowiedź całą serdeczność, na jaką było go stać.

- No ale rok temu był ksiądz parę minut po dziesiątej, a teraz ponad godzinę później - nie dawał za wygraną inżynier.

- Ale pewnie pan wie, że mamy dwie nowe rodziny po drodze, którym trzeba było założyć kartoteki...

- Łe tam, po co wam te papiery? Chyba tylko po to, żeby potem nie dopuszczać do bycia chrzestnym, albo coś w tym stylu - inżynier stawał się nieprzyjemny, a Mateusz na końcu języka miał słowa: „To na przyszłość może lepiej, żeby się pan nie zwalniał na kolędę”, ale wiedział, że tak nie można i zrobił wszystko, żeby się opanować i uspokoić.

- Niekoniecznie dlatego, ale oprócz tej kartoteki, która tak pana drażni, z nowymi mieszkańcami, którzy właśnie się do nas przeprowadzili, trzeba też zwyczajnie chociaż chwilę porozmawiać...

- A inni niech czekają! - przerwał mu ponownie inżynier.

- Chyba nie uda mi się pana przekonać, że inaczej się nie dało -  westchnął zrezygnowany Mateusz. - Pomodlimy się?

- Jak ksiądz chce... - powiedział z ostentacyjną obojętnością w głosie inżynier, więc Mateusz zaczął modlitwę i po jej zakończeniu raz jeszcze przeprosił, zostawił obrazek i wyszedł.

- Z Panem Bogiem - powiedział jeszcze Mateusz i ponieważ odpowiedzi nie było, poszedł dalej. Myślał, że to będzie tylko taki pojedynczy epizod, a tymczasem w kolejnym mieszkaniu dostało mu się za to, że kropelki wody święconej wpadły komuś do oczu.

- Zwariował ksiądz? Niech siebie ksiądz popryska - powiedział mu pewien starszy mężczyzna, więc Mateusz dla rozładowania sytuacji rzeczywiście się pokropił wodą święconą, ale i tak atmosfery to nie rozładowało. Potem była para, która mu oznajmiła, że co prawda mieszkają tu od lat, ale ich parafią jest parafia Brzegi.

- No nie, moi drodzy, tu jest wasza parafia, ale rozumiem, że chodzicie do kościoła w Brzegach, nie ma problemu - odpowiedział z uśmiechem.

- Nie! To nigdy nie będzie nasza parafia! Nasza parafia jest w Brzegach! - powiedziała pani z taką stanowczością, jakby parafia w Strzywążu wyrządziła jej wielką krzywdę, no i Mateuszowi przyjemnie się nie zrobiło.

- Rozumiem, ale mam nadzieję, że czasem do nas też zajrzycie... Nowy kościół jest coraz bliższy ukończenia, a w starej Magdalence odrestaurowaliśmy też ambonę - powiedział Mateusz pojednawczo.

- Nie! Nasza parafia jest w Brzegach! - raz jeszcze powtórzyła pani, a Mateusz zrezygnowany postanowił zmienić temat.

- No dobrze, to zostawiam wam obrazek ze św. Michałem Archaniołem, niech chroni od wszelkiego zła, tutaj widać, jak zabija smoka...

- A nie ma ksiądz czegoś ze św. Barbarą? Bo nasza parafia w Brzegach to jest pod wezwaniem św. Barbary - stwierdziła gospodyni.

- Kotku, zaprosimy naszego księdza proboszcza, żeby on też poświęcił dom, to nam przyniesie coś ze św. Barbarą - wtrącił się w rozmowę mąż, a Mateusz całą swoją siłę woli skierował na fakt, że to pewnie przynajmniej czterdziestoletnie małżeństwo ma dla siebie jeszcze tyle czułości.

- To wspaniałe, że państwo są dla siebie tacy czuli, dzisiaj się to rzadko zdarza - skomentował z uśmiechem kierując się ku drzwiom wyjściowym.

- No wie ksiądz, skoro się pobraliśmy w naszym kościele parafialnym, to nie może być inaczej - usłyszał jeszcze słowa pani domu Mateusz i pomyślał, że o cokolwiek by nie zapytał i tak usłyszałby coś o parafii w Brzegach. Takich incydentów było jeszcze kilka, a odwiedzając ostatnie mieszkania i domy Mateusz musiał uważnie kontrolować czas, żeby zdążyć na wieczorną Mszę Świętą. W ostatnim domu został przyjęty przez panią Zosię z małą Oliwką, ponieważ mąż i tatuś był w pracy. Przez cały czas modlitwy mała Oliwka bardzo intensywnie wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Kiedy Mateusz skończył modlitwę, zbliżył się do mamy z dzieckiem, pogłaskał dziewczynkę po główce i uszczypnął delikatnie w policzek.

- A co ty się tak we mnie wpatrujesz, Oliwko, no powiedz, czemu się tak we mnie wpatrujesz? No co mi powiesz? Potrafisz już mówić? - wypytywał Mateusz delikatnie muskając różowiutkie policzki nieustannie wpatrującej się w niego dziewczynki.

- No co mi powiesz? Nic mi nie powiesz? - droczył się z dzieckiem.

- Tata! - wypaliła wreszcie dziewczynka i to mu wynagrodziło wszelkie uszczypliwości całego dnia. Może nawet się zarumienił?   

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!