TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 17:44
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - 212

Jasna i ta druga strona księży(ca) - 212

Mateusz miał właśnie otworzyć drzwi i wejść do sali na wikariatce, gdzie mieli zaplanowane spotkanie rady parafialnej, kiedy dobiegły do niego ożywione głosy siedzących już w środku członków rady. Trochę go to zdziwiło, bo zwykle przed spotkaniem panowała niemal grobowa cisza. Od kiedy zaczął wysyłać na adresy mailowe porządek spotkania, prawie zawsze jego radni zdążyli się wcześniej „okopać” na swoich pozycjach odnośnie treści, które mieli dyskutować, a często i solidnie pokłócić, w związku z czym, przed spotkaniem panowała grobowa cisza, a niektórzy czuli się obrażeni. Czasami Mateusz zastanawiał się, czy może nie zrezygnować z tego antycypowania tematów spotkań, o ile mu było wiadomo był jedynym w dekanacie, który to robił, a kto wie, może i w całej diecezji. Ale ostatecznie zawsze dochodził do przekonania, że lepiej niech się wykłócą wcześniej, a poza tym w ten sposób miał doskonały barometr nastrojów w parafii, bo radni oczywiście zawsze zdążyli przedyskutować tematy w rodzinie, w pracy, a nawet czasami w barze. I kiedy na przykład wszyscy byli jednoznacznie przeciwni jego pomysłom, Mateusz wiedział, że nie ma sensu nawet zaczynać. I przyjmował to jako swoisty sensus fidei, czyli zmysł wiary, ale takiej praktycznej, swojej parafii. Wycofywał się z pomysłu, albo wkładał go do zamrażarki. Już raz się tak zdarzyło, że po dwóch latach sami radni wyciągali na światło dzienne jego wcześniejsze pomysły, które wcześniej kategorycznie odrzucali. Tak było na przykład z Roratami. Kiedy on chciał je zrobić rano, mało go nie zabili śmiechem. A w tym roku sami zapytali, czy nie warto spróbować. Dlatego też Mateusz ufał swoim parafianom i reprezentującym ich radnym. Ale tak ożywionej dyskusji już dawno nie słyszał i raczej nie była to nawalanka. Przez chwilę ciekawski diabeł próbował go nakłonić, by posłuchał odrobinę pod drzwiami, ale tym razem szlachetna część jego charakteru zwyciężyła, a może po prostu Anioł Stróż się włączył, w każdym razie szybko nacisnął klamkę i wszedł do środka.

- A nad czym tak dyskutujecie, że ojcowie synodalni mogliby wam pozazdrościć żarliwości? - zapytał z uśmiechem. - A, byłbym zapomniał, niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

- Na wieki wieków - szybko odpowiedział Maliński, a za nim inni. - Proboszczu, dobrze, że ksiądz jest, bo mamy taką fajną dyskusję. Franek, opowiedz Proboszczowi.

- Bo widzi Proboszcz, jechałem samochodem do roboty, i jak raz słuchałem radia. I tam taki jeden, nie wiem czy ksiądz, czy nie ksiądz, opowiadał o tych dwóch ostatnich świętych, co to ich papież Franciszek teraz kanonizował. Wie ksiądz, te rodzice świętej Tereski - tłumaczył Franciszek Waligórski, cały podekscytowany i chyba szczęśliwy, że znalazł się w centrum uwagi, bo zwykle był raczej milczący.

- Tak, tak! Chodzi pewnie panu o Ludwika i Zelię Martin, papież kanonizował ich na zakończenie Synodu w Rzymie. I co tak pana zaintrygowało? - zapytał Mateusz siadając przy stole.

- O właśnie, Ludwik i Zelia! Wiedziałem, że on to coś jakby płyn do naczyń, ale za żadne skarby sobie nie mogłem przypomnieć, jak ona się nazywała, myślałem, że Celina - Franek lekko się zaczerwienił i zamilkł.

- No żeś mówił Cepelia - wtrącił się Maliński.

- Dajmy już spokój, w końcu to dość trudne imię - Mateusz szybko uciął dyskusję, bo widział, że Maliński chciał trochę się z Franka pośmiać, bo Franek miał inne zdanie, niż stary kowal, prawie we wszystkim. Szlachetność w Mateuszu tym razem przegrała i nie powstrzymał się od pstryczka w kierunku Malińskiego. - Każdy może się pomylić... pamięta pan, panie Maliński, jak mi pan powiedział, że syn ma w komputerze mikroba?

- No bo miał! - uniósł się Maliński.

- O, dalej pan nie pamięta! - uśmiechnął się Mateusz. - Bo to się nazywa wirus - zakończył, a wszyscy wybuchnęli śmiechem, Franek najgłośniej.

- Już ja się Proboszczowi odgryzę - zarzekał się nie tracący rezonu Maliński i właśnie takiej reakcji spodziewał się po nim Mateusz, w przeciwnym wypadku nigdy by sobie nie pozwolił żartować ze starszego już pana. Ale taki właśnie był Maliński, potrafił się śmiać z siebie samego.

- No dobra, wracamy do pana Franciszka. Co z tą Zelią? - Mateusz próbował wrócić do tematu, który tak rozpalił jego radnych.

- No z nią to akurat nic, ale chodzi o tego jej męża Ludwika. Bo w tej audycji mówili, że on miał mały warsztat, już nie pamiętam, czy jubilerski czy zegarmistrzowski, ale mniejsza o to - tłumaczył Franek.

- Zaraz, zaraz, to oni wtedy mieli już zegarki? Kiedy oni żyli? - wtrącił się niedowierzająco Maliński.

- Mieli, mieli, to przecież druga połowa dziewiętnastego wieku - uspokoił go Mateusz.

- Że też ty Maliński nie dasz się spokojnie wypowiedzieć... - Franek łypnął okiem na starego kowala. - W każdym razie ten, co to opowiadał o tym św. Ludwiku powiedział, że on dostał od swojego spowiednika zgodę, żeby mógł mieć interes otwarty w niedzielę do południa, bo wie ksiądz, konkurencja była, a że oni mieli dużo córek i żeby im pomóc, to niby ten spowiednik pozwolił. I tu właśnie mamy problem. Czy spowiednik może pozwolić na takie łamanie przykazania? Ale to nie koniec, bo ten co prowadził audycję, to stwierdził, że mimo tego pozwolenia, to jednak Ludwik postanowił uświęcić Dzień Pański i nie pracował. I tu też mamy problem, bo skoro spowiednik mu pozwolił, to chyba powinien pracować, a jak mu się nie chciało w niedzielę pracować, to po co w ogóle głowę zawracał... No i jeszcze następna kwestia wynikła, czy Proboszcz na przykład pozwoli, żeby mój szwagier został chrzestnym, bo zdaje się, że on nie powinien - zakończył Waligórski i zapadła grobowa cisza, a oczy wszystkich wbite były w Mateusza. Przez chwilę pomyślał, że to prawie tak, jak kiedy Pan Jezus skończył czytać ze zwoju Księgi w synagodze i oczy wszystkich były w nim utkwione. Ale zaraz zdał sobie sprawę, że jednakże Pan Jezus doskonale wiedział, co odpowiedzieć, podczas gdy on szczerze mówiąc nie wiedział zbyt wiele o rodzicach św. Tereski. Trochę czasu do namysłu dał mu jeszcze Maliński, który nie omieszkał wtrącić swoich trzech groszy.

- Mało tego, Proboszczu, Franek mówi że w tym radiu powiedzieli, że ten Ludwik to po śmierci żony zwariował, bo mu wszystkie córki poszły do zakonu. To znaczy nie wiem, czy dlatego, że poszły do zakonu, no ale się chłop załamał i zwariował. Potem chyba wyzdrowiał, no ale został świętym. Ja se myślę, że dla mnie to też jest najprostsza droga do świętości, bo z moją starą to idzie zwariować - spointował Maliński przy ogólnej wesołości.

- Panie Maliński, ten Ludwik to został świętym, POMIMO tego, że miał jakieś załamanie psychiczne, a nie DLATEGO że je przeszedł - tłumaczył ze śmiechem Mateusz. - No, ale jak pan widzi, dla Boga nie ma nic niemożliwego, więc i dla pana jest jakaś szansa. A wracając do pytania pana Franciszka. To pierwsza sprawa wydaje mi się dość jasna. No ilu ludzi, jak musi kosić w niedzielę, to kosi? Czasami są takie sytuacje, że nie da się powstrzymać od roboty w niedzielę i Pan Bóg nas za to na pewno nie potępi. Nie wiem, jak to wyglądało w przypadku św. Ludwika, bo przecież to było na spowiedzi, więc nie wiemy czy prosił, czy nie prosił, ale jak wielu ludzi musi pracować w niedzielę, to pewnie i w jego przypadku mogła być taka konieczność, a zrezygnowanie z niej świadczy, że gość naprawdę ufał Bogu bezgranicznie, nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć. I pamiętajcie, że w Ewangelii nie ma frajerów. Powiem więcej, niektórych takich, których świat nazywa frajerami, Jezus nazywa błogosławionymi, więc ostrożnie z takimi sądami - zakończył Mateusz.

- No, a co z moim szwagrem? Może być chrzestnym? - zapytał jeszcze Franek.

- A skąd wątpliwości, co z nim nie tak? - zapytał Mateusz.

- No bo on się ożenił z taką kobietą, co była po rozwodzie i nie ma ślubu kościelnego - odparł Franek.

- To sam pan widzi, że nie może, wszystko jasne.

- No, ale właśnie jemu jeden ksiądz powiedział, i to chyba na spowiedzi, dlatego mi się zaraz z tym Ludwikiem skojarzyło, żeby na razie poszedł po zaświadczenie na świadka, a nie na chrzestnego i będzie niby świadkiem, bo świadkiem może być, a jak już tę Komunię dadzą rozwodnikom, a on nawet nie jest rozwodnikiem, to wtedy jakby się przerychtuje na chrzestnego, nie?

- Wątpię, żeby tak jakiś ksiądz powiedział, ale jeśli jakiś powiedział, to...

Jeremiasz Uwiedziony

Ilustracja Marta Promna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!