TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 16 Kwietnia 2024, 19:56
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga księży(ca) - odc. 310

Jasna i ta druga księży(ca) - odc. 310

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w leżącą w kącie łazienki wagę, ale ostatecznie nie odważył się na nią wejść. Doskonale czuł, a mówiły mu to zwłaszcza obciążone ponad miarę kolana, że ma nadwagę, ale wolał nie wiedzieć dokładnie jak wielką. Wyszedł z łazienki i zamknął drzwi. Jednak ciągle się zastanawiał i w końcu doszedł do wniosku, że lepiej nie udawać i stanąć z prawdą twarzą w twarz. Zdecydowanym krokiem wszedł ponownie do łazienki, zdjął buty i stanął na wadze. Jednak na wyświetlaczu nie pojawił się żaden komunikat. Najprawdopodobniej bateria wyczerpała się, ponieważ od kilku lat wagi nie używał. 

- Panie Boże, chyba nie chcesz, żebym się załamał - sapał pod nosem Mateusz, nie bez wysiłku zawiązując sznurówki u butów. Pomyślał, że absolutnie musi zacząć więcej się ruszać, inaczej będzie musiał poinformować swoją starą przyjaciółkę Anię, że stał się w pełni amerykańskim księdzem. To było wiele lat temu, kiedy na ulicach Rzymu szli za olbrzymim osobnikiem ubranym na czarno, który chyba przypadkiem jedną nogawkę spodni miał włożoną w skarpetkę. Wyglądał bardzo pociesznie, a kiedy go wyprzedzili, okazało się, że był to ksiądz, sądząc z akcentu, Amerykanin. Wtedy po raz pierwszy Ania powiedziała mu, że ma się pilnować, aby nigdy nie stał się „amerykańskim księdzem”. Zwykle kiedy się słyszeli przez telefon, Ania pytała go o to, a on zawsze się chwalił, że jeszcze mu do tego daleko. Cóż, teraz z Anią nie widział się dobrych kilka lat, ani jej nie słyszał - strasznie głupio mu się zrobiło, kiedy zdał sobie sprawę jak wiele czasu minęło - ale gdyby zapytała go o to dzisiaj, pewnie musiałby się przyznać, że powoli się „amerykanizował”. Jeszcze chwilę pomedytował nad sytuacją, a następnie kolejny raz ściągnął buty i zamienił je na sportowe adidasy. Nie był wariatem, aby po kilkuletniej przerwie porwać się na bieganie, ale postanowił wybrać się na porządny długi spacer. Od czegoś trzeba zacząć.

Po jakimś kwadransie, kiedy był już chyba poza terenem swojej parafii, napotkał parę młodych ludzi z dzieckiem w wózku.

- Dzień dobry - powiedziała do niego dziewczyna. - Prawda, że piękna pogoda na spacer?

- Dzień dobry, szczęść Boże - odpowiedział Mateusz zatrzymując się przy wózku. - Pogoda cudowna. Pewnie państwo tego nie lubią, ale taki rozkoszny bobas zawsze prowokuje, żeby go chwycić za rączkę, albo uszczypnąć w policzek.

- Ależ proszę go szczypać, on to bardzo lubi, a nam to wcale nie przeszkadza. A pan to zdaje się ksiądz, tak? - zapytał mężczyzna odsłaniając zadaszenie wózka, aby ułatwić dostęp do dziecka.

- Zgadza się, ksiądz Mateusz, jestem tu proboszczem od kilku lat  Mateusz wyciągnął rękę najpierw w kierunku kobiety.

- Jagna - przedstawiła się dziewczyna. - A to mój... przyszły mąż.

- Zbyszek - przedstawił się mężczyzna i mocno uścisnął dłoń Mateusza. - A ten gentleman w wózku to Orestes.

- Orestes? Ojej! Wokół tego bohatera jest tyle krwi i morderstw, że chyba bałbym się dać dziecku takie imię - uśmiechnął się Mateusz, przypominając sobie co nieco z mitologii greckiej o Orestesie, który mszcząc śmierć ojca zabił własną matkę.

- Szczerze mówiąc, to nie interesuje nas tak bardzo pochodzenie imienia, ale podoba nam się. Akurat co do imienia dla chłopca oboje byliśmy zgodni i póki co, Bóg nam dał chłopca - odpowiedziała Jagna. - A tak w ogóle, to jak się ksiądz pewnie domyślił, nie mamy jeszcze ślubu, no i Orestes nie jest jeszcze ochrzczony. Wygląda na to, że mieszkamy w księdza parafii, więc dobrze się składa, że się spotkaliśmy.

- Też się cieszę - odparł Mateusz. - Od jak dawna tu mieszkacie?

- Jakieś cztery miesiące, właściwie od kiedy urodził się Orestes - poinformował Zbyszek.

- No to według prawa kanonicznego wszystko w porządku. Zapraszam do kancelarii i wszystko sobie ustalimy - powiedział Mateusz.

- Nie będzie nam ksiądz robił problemów, że takie imię mało święte? - zapytała jeszcze Jagna z cieniem niepokoju na twarzy.

- Nie. Co prawda osobiście jestem głęboko przekonany, że imię jest bardzo ważne i w jakiś sposób ma wpływ na całe życie dziecka, ale nigdy nie toczę wojen z rodzicami w tej sprawie. Co najwyżej zachęcam, aby dziecko jednak miało też jakiegoś świętego patrona - wytłumaczył Mateusz.

- No i nasz Orestes ma i to nie byle jakiego, bo św. Franciszka - uśmiechnął się Zbyszek. - Po moim nieżyjącym już, ale fantastycznym dziadku, który pewnie by mnie za uszy wytargał za to, że nie mamy jeszcze ślubu.

- I miałby rację - skwitował ze śmiechem Mateusz. - To zapraszam do mnie i życzę udanego spaceru.

- I nawzajem - odpowiedziała Jagna, a Zbyszek skinął głową. Następnie podciągnęli ponownie daszek na wózku, aby ochronić dziecko przed słońcem i ruszyli w swoją stronę, a Mateusz powoli zawrócił w kierunku plebanii. Myślał jeszcze przez chwilę o tej młodej rodzinie. Kiedyś ludzie żyjący bez ślubu raczej unikali kontaktu z księdzem, a dzisiejsi młodzi zupełnie się tym nie przejmowali. Nawet jeśli mieli świadomość, że to co robią nie jest właściwe. I jak teraz im pomóc? Jak ukazać im piękno sakramentalnego związku, w którym daje się siebie nawzajem z całą przyszłością włącznie, zapraszając do tej wspólnoty Jezusa, jeżeli oni są szczęśliwi bez tego, albo tak im się wydaje. W przypadku Jagny i Zbyszka wydawało się, że będą chcieli wszystko uporządkować, więc być może będzie szansa, aby ich poprowadzić, ale przecież ile jest par, które zupełnie nie są tym zainteresowane. Mało tego, niektórzy uważają, że skoro bez ślubu jest super, to ewentualny ślub może to popsuć. Podobnie jak w przypadku kobiety, która kilka dni temu była przekonana, że w tygodniu chodzi się tylko na Mszę, której intencję się zamówiło, tak i dzisiaj Mateuszowi błąkała się po głowie myśl o potrzebie katechizacji dorosłych. Kiedy wikariusze wrócą z urlopów, będą musieli to przedyskutować. Bo katechizacja dorosłych musi być bardzo dobrze przygotowana, a oni być może zostaną na parafii tylko we trzech.

***

W sobotni poranek Mateusz znowu postanowił wyjść na długi spacer. Pogoda była zachęcająca, a w parafii nie miał żadnych zajęć aż do wieczornej Mszy Świętej. Tym razem postanowił przebrać się w dres, może akurat uda się przebiec choć kilka krótkich odcinków. Po czwartkowym spacerze nie odczuwał żadnych problemów, organizm reagował dobrze. Jeszcze w korytarzu zrobił kilka przysiadów, wyciągnął klucz z zamka i otworzył drzwi. Ku swojemu olbrzymiemu zaskoczeniu przed drzwiami, najwyraźniej z zamiarem naciśnięcia dzwonka, stali odświętnie ubrani Zbyszek i Jagna z dzieciątkiem, równie galowo wyglądającym.

- Szczęść Boże, księże Mateuszu, zgodnie z umową meldujemy się na chrzest - powiedział uśmiechnięty Zbyszek.

- Ale, kochani, to nie funkcjonuje w ten sposób... - Mateuszowi opadły ręce. - Prosiłem, żebyście przyszli do kancelarii, ustalilibyśmy datę konferencji przedchrzcielnej, datę chrztu, porozmawialibyśmy o świadkach, czyli chrzestnych, bo to muszą być odpowiednie osoby - tłumaczył Mateusz.

- A wydawało nam się, że księdzu też zależy, żeby nasze dziecko ochrzcić - Jagna nie potrafiła ukryć rozczarowania. - W szpitalu, nawet pielęgniarka chrzci dziecko i nie umawia się na żaden termin.

- Ale to w wypadku zagrożenia życia dziecka - rozkładał ręce Mateusz.

- Niech się ksiądz nie irytuje - powiedział spokojnie Zbyszek. - Dzwoniliśmy na telefon parafialny, ale nikt nie odpowiadał, numeru komórki nie mamy. Dzisiejszy dzień wydawał nam się piękny. Sprawdziliśmy w Internecie wszystko, co jest potrzebne. Jesteśmy gotowi. Zaraz przyjdzie chrzestny, mój brat. Będzie miał karteczkę od swojego proboszcza i tę od spowiedzi. Według prawa konieczny jest jeden świadek. My nie mamy ślubu, nie możemy się spowiadać. Jak tylko przyjdzie chrzestny, może ksiądz wygłosić nam konferencję. A potem, jeśli jest ksiądz na tyle elastyczny i ma czas, pójdziemy do kościoła i ochrzcimy dziecko. Mamy dzień wolny. Potem zapraszamy na obiad.

- A pozostali goście będą tak długo czekać? - zapytał Mateusz.

- Nie ma gości. Tylko my. Dziadkowie mieszkają za granicą. Chcemy błogosławieństwa dla naszego dziecka. Jeśli ksiądz może... - prosiła Jagna.

Po półgodzinnej konferencji i wpisaniu danych do ksiąg, udali się do kościoła. Chrzest został udzielony podczas Mszy Świętej. Mateusz dawno nie widział tak szczęśliwych rodziców. Świat naprawdę zwariował.

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna 

CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!