Jak się emancypowały kobiety?
Słowa takie jak feminizm, emancypacja, równouprawnienie i idee jakie
ze sobą niosły, zrobiły w ostatnich mniej więcej 200 latach zawrotną
karierę. Tylko że na początku kobiety pod ich sztandarami walczyły o coś zupełnie innego niż obecnie.
„Dziewczyny za kierownice w PKM Katowice!” - takie hasło kampanii rekrutacyjnej pojawiło się, by zachęcić kandydatki do pracy w tym przedsiębiorstwie. Jak uzasadnili organizatorzy skierowali ją do kobiet, ponieważ chcieli pokazać, że praca kierowcy autobusu jest również zajęciem dla pań. Wtedy w katowickim przedsiębiorstwie pracowało około 500 kierowców, w tym 29 kobiet. Według opinii PKM Katowice panie powodują mniej wypadków, jeżdżą ostrożniej i płynniej. Mam nadzieję, że to główny powód zabiegania o zatrudnienie kobiet jako kierowców autobusów, a nie promowany obecnie „na siłę” parytet płci. Widząc takie ogłoszenie pierwsze emancypantki i sufrażystki pewnie ze zdziwienia otwierałyby szeroko oczy jak to możliwe. One walczyły bowiem o zwiększenie udziału kobiet w życiu publicznym, zapewnienie im dostępu do szkół średnich i wyższych, o poszerzenie ich aktywności zawodowej. Do tego jeszcze podobno chciały składać przysięgę małżeńską taką samą jak mężczyźni.
Akademia bez kobiet
Na początek zajrzymy do Francji za czasów Marii Skłodowskiej-Curii, której przedstawiać szczególnie nie potrzeba. Przypomnę tylko, że przyszła Noblistka z siostrą Bronisławą zdecydowały się na studia w Paryżu, Sorbona bowiem przyjmowała kobiety od 1867 roku. Bronisława była starsza, pojechała do Paryża jako pierwsza, a Maria w kraju zarabiała pieniądze na pokrycie kosztów studiów siostry. Gdy Bronisława zdobyła dyplom, wówczas jej siostra w 1891 roku przyjechała do Paryża. Była niezwykle zdolna, otrzymała licencjaty z fizyki z pierwszą lokatą i z matematyki z drugą lokatą. We Francji zaczęła myśleć o doktoracie, przyjęła oświadczyny Piotra Curie i skromny ślub cywilny wzięli w 1895 roku.
Dlaczego panny Skłodowskie nie studiowały na przykład w Warszawie? W XIX wieku kobiety nie mogły studiować na ziemiach polskich. Na uczelni krakowskiej na wydziałach uniwersyteckich z wyjątkiem studiów na wydziałach teologicznym i prawa było to możliwe od 1900 roku. Studentki jednak były traktowane z nieufnością. Co semestr musiały uzyskać zgodę na przedłużenie studiów, a na niektórych zajęciach siadać w ławkach z napisem „Miejsce dla pań”. Także za granicą życie studentek nie było usłane różami. Przykład - rektor Cambridge miał prawo aresztować studentkę, która wyszła wieczorem sama na ulicę. Z kolei we Francji wybuchł skandal kiedy po śmieci męża Maria Skłodowska-Curie zgłosiła swoją kandydaturę do Francuskiej Akademii Nauk. Miała jednego kontrkandydata i przegrała w głosowaniu, chociaż była już trzykrotną laureatką Akademii Nauk w Paryżu i na swoim koncie miała Nagrodę Nobla. Przeciwko przyjęciu Skłodowskiej - Curii do Akademii przemawiało to, że nie była Francuską i na dodatek była kobietą. Z drugiej strony chwilę później Maria wywołała skandal, ale już niezwiązany ze światem nauki. Chodziło o jej romans z żonatym fizykiem Paulem Langevinem. Potem było o niej głośno w 1911 roku, gdy przyznano jej drugą Nagrodę Nobla z chemii za odkrycie polonu i radu, wydzielenie czystego radu i badanie właściwości chemicznych pierwiastków promieniotwórczych. To był pierwszy przypadek przyznania tej nagrody po raz drugi, w dodatku w innej dziedzinie wiedzy.
Polska przysięga
Podobno wśród marzeń pań do XX wieku była przysięga małżeńska taka sama, jaką składali mężczyźni. Przysięga narzeczonej miała brzmieć wtedy tak: „Ja N biorę sobie ciebie N za małżonka i ślubuję ci miłość, wiarę, uczciwość i posłuszeństwo małżeńskie, a iż cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci”. Słowa o posłuszeństwie miał „wyrzucić” dopiero papież Pius XI w 1928 roku. Tak o nieposłuszeństwie piszą dziennikarze w różnych artykułach i autorka książki „Chłopki”, którą udostępniła mi redakcyjna koleżanka. Była tym faktem delikatnie mówiąc bardzo poruszona.
Szukając informacji na ten temat natrafiłam na artykuł ks. Przemysława Śliwińskiego. Nie będę tu przytaczać go w całości tylko meritum tego, do czego doszedł studiując księgi i dokumenty w językach polskim i łacińskim. „Po pierwsze Pius XI nie dokonał w Kościele żadnej zmiany przysięgi małżeńskiej. Rytuał przez niego zatwierdzony trzy lata wcześniej (w 1925 roku), w rozdziale 7 - jeśli chodzi o treść i przebieg sakramentu małżeństwa - jest niemal kopią poprzedniego z 1908 roku i wszystkich wcześniejszych” – pisze ks. Śliwiński dodając, że nie było w niej „posłuszeństwa małżeńskiego”.Skąd więc to posłuszeństwo w przysiędze małżeńskiej kobiet opisywane przez wielu? To fake news czy prawda? „Przysięgę z ślubowaniem posłuszeństwa małżeńskiego wprowadzili polscy biskupi do polskiej wersji potrydenckiego Rytuału rzymskiego. Nie miała ona odpowiednika w łacińskiej, uniwersalnej wersji rytuału, nie znalazłem jej pełnego odpowiednika w innych krajach” - czytam w artykule. Po prostu Stolica Apostolska zezwalała na „narodowe” wersje przysięgi dostosowane do tradycji danego kraju. Podobnie potem zatwierdziła nową, polską wersję przysięgi we wrześniu 1928 roku już bez słów o posłuszeństwie i zaczęła ona obowiązywać 1 stycznia następnego roku.
Dyskryminacja w Kościele?
Źródłem tego „posłuszeństwa” w pierwszej przysiędze były słowa św. Pawła z Listu do Efezjan: „Żony niechaj będą poddane mężom swym, jako Panu. Albowiem mąż jest głową żony, jako Chrystus jest głową Kościoła”. Niektórzy obecnie uważają, że nie powinno się ich nawet czytać w Kościele, bo ich zdaniem świadczą o dyskryminacji kobiet.
Natomiast tak je tłumaczy ks. Śliwiński, pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment: „Św. Pawłowi nie chodzi o patriarchalne rozumienie „poddaństwa” jako absolutnego podporządkowania, lecz oddanie w wolności swego życia i szczęścia w ręce drugiego, dar z siebie. Zanim Paweł skieruje do kobiet wezwanie, aby były poddane swoim mężom jak Panu, mówi do wszystkich małżonków: Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej. Poddanie oznacza tutaj oddawanie - w wolności - swojego życia i szczęścia w ręce drugiego. Wezwani są do tego zarówno żona, jak i mąż, kobieta i mężczyzna. W czasach, kiedy powstaje List do Efezjan, jest to czymś wyjątkowym”.
Wtedy były to słowa wręcz rewolucyjne, bo jak przypomniał ks. Śliwiński, w starożytności kobieta, podobnie jak dzieci i niewolnicy, uznawana była za własność głowy domu - mężczyzny. Kiedy wchodziła w związek małżeński, tylko od niej wymagano czystości, wierności i oddania się domowi. Tymczasem „św. Paweł akcentuje wzajemność i wolną wolę: brak tu jednostronności, tak charakterystycznej dla małżeństw starożytnych. Wzajemne poddanie to nic innego, jak naśladowanie pełnego miłości wzajemnego daru z siebie, którym jest Trójca Święta”.
Głosami pań
Na koniec jeszcze o prawie do głosowania i zaskakującej historii zza oceanu z tym związanej. W Polsce prawa wyborcze dla kobiet wprowadził „Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego” podpisany przez Piłsudskiego 28 listopada 1918 roku. Natomiast inaczej było w USA. Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych przyznająca prawa wyborcze kobietom, weszła w życie prawie dwa lata później, 18 sierpnia 1920 roku. Panie w USA od razu wzięły sprawy w swoje ręce, ale chyba nie spodziewały się, że taki będzie efekt ich decyzji. Mam tu na myśli wybór prezydenta w 1928 roku, którego masowo poparły, podobno był atrakcyjniejszy i przystojniejszy niż kontrkandydat. Jedno jest pewne, rzeczywiście gdyby nie głosy kobiet Herbert Hoover by nie wygrał i nie zdobył Białego Domu. - W tym roku kobieta po raz pierwszy zagłosowała samodzielnie. Odtąd będzie czynnikiem, który trzeba będzie brać pod uwagę na każdym etapie wielkiej kampanii. To ona w dużej mierze zadecydowała o zwycięstwie Hoovera - powiedział jeden ze sztabowców Hoovera, wspominając zwycięstwo republikanów.
W zamian kobiety oczekiwały, że Hoover stanie się rzecznikiem równouprawnienia, ale tak się nie stało. Na dodatek niektórzy mówią o nim: jeden z najgorszych prezydentów w historii USA. Wszystko przez to, że siedem miesięcy po objęciu przez niego Białego Domu zaczął się Wielki Kryzys, z którym nie umiał sobie zupełnie poradzić. Banki upadały, a bieda była tak wielka, że ludzie stali w kolejkach po zupę. Czy tego spodziewały się głosujące na niego kobiety?
Renata Jurowicz
zdjęcie: Library of Congress
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!