TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:24
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czy warto się trudzić?

Piesza pielgrzymka

Czy warto się trudzić?

Krok za krokiem. Krople potu delikatnie łaskoczące czoło. Niemożność ucieczki przed doskwierającym słońcem. Spuchnięte ręce. Ciężar plecaka spoczywającego na plecach, który po kilku kilometrach samoistnie, wbrew wszelkim obowiązującym prawom fizyki zwielokrotnia odczuwany ciężar.

Obtarcia, odciski, pęcherze, nadwyrężone mięśnie. Nieustanny ból jakieś części ciała, jakby moje ciało bało się, że mogę o nim zapomnieć. Tylko dlaczego okazuje to w tak dotkliwy sposób? Spanie na podłodze, burczenie w brzuchu, jeden prysznic na stu ludzi i wiele innych niedogodności. Przez to wszystko przechodziłam już sześć razy, jakie więc motywy każdego roku skłaniają mnie do podjęcia trudu pielgrzymowania na Jasną Górę?

Syndrom współczesnego człowieka - czyli wszelki trud niewskazany

Wspominam te wszystkie trudności będąc w kościele na inauguracyjnej Mszy Świętej otwierającej pielgrzymkę. Mimowolnie nasuwają mi się natrętne pytania: „Po co ja tu jestem? Mogłabym przecież teraz jeszcze spać w wygodnym łóżku. A na dobrą sprawę nic by się nie stało, jakbym pojechała do Częstochowy pociągiem. Mam przecież zniżkę na bilet.’’ Z tak głębokiego letargu pokus, rozważania propozycji wycofania się, wyrywa mnie jakiś głos. Ciepły głos staruszki o pogodnym obliczu, która niepewnie się do mnie uśmiecha, patrzy jakby z podziwem, oczyma pełnymi łez. Po chwili wyznaje łamiącym się głosem, że 17 razy była na pielgrzymce. Kolejne słowa nie docierają do mnie, bo za bardzo skupiłam się na jej głębokich oczach. Dostrzegłam, że wyrażały szacunek do mnie i podziw, że jestem właśnie w tym miejscu, że mi się chce. Od tej chwili wszystkie wcześniejsze rodzące się wątpliwości zniknęły. Pozostało po nich wyłącznie zawstydzenie i wyrzuty sumienia, jak mogłam zwątpić w sens pielgrzymowania.

Ale to jest dopiero początek tego, co Pan Bóg dla mnie przygotował. Bo gdyby przecież racje bytu miały wyłącznie te niedogodności, o których wspominałam nie byłoby chętnych na tego typu formę pobożności. Tymczasem rok w rok ludzie z całej Polski „poświęcają’’ swój wakacyjny czas i wyruszają w spiekocie słońca i strugach deszczu na szlak. Podejmują wyzwanie dotarcia do Matki. Jak bardzo niedorzecznie musi wydawać się to ludziom przesiąkniętym filozofią współczesnego świata, którzy tak często szczęście utożsamiają z brakiem podjęcia wysiłku. A jednocześnie, jaką dogłębną tajemnicę musi to dla nich stanowić? Te rzesze ludzi idące w jednym kierunku udowadniają, że istnieje coś głębszego, niż to, co lansuje współczesny świat. Wielkość i dobroć Boga przewyższa wszelkie nasze wyobrażenia.

Pielgrzymka - szkołą zaufania i pokory

Trud, jaki każdy pielgrzym musi sobie zadać, zdaje się oczyszczać serca. Każdy krok to przekraczanie granic własnego bólu. Ile to razy w mojej głowie pojawiała się myśl: „Nie dam rady, za chwilę usiądę na środku drogi i zacznę płakać.’’ A jednak zaraz potem pojawiała się myśl: „Wielka jest moja słabość, ale jeszcze większa moc Boga’’. Nie dam rady ja, da radę Bóg. Człowiek, który wyrusza na pielgrzymi szlak licząc wyłącznie na własne siły będzie musiał pogodzić się z szybkim powrotem niedotarłszy do wyznaczonego celu. Pielgrzymka nauczyła mnie zaufania do Boga i udowodniła, że nie ma rzeczy niemożliwych. Doskonale odzwierciedla to przykład 78-letniej pani, którą rodzina chciała „wydziedziczyć’’ za infantylny, niebezpieczny pomysł pielgrzymowania w jej podeszłym wieku z tak zaawansowanymi schorzeniami. Nie zdołali jednak wyperswadować tego ryzykownego pomysłu zdeterminowanej babci, która przecież obiecała, a jeśli obiecała to na kolanach a dojdzie. Rodzina myślała, że babcia nie jest świadoma własnej niesprawności, tymczasem ona doskonale zdawała sobie sprawę z własnym ograniczonych możliwości, dlatego właśnie zaufała Panu. I doszła, bo nie liczyła na własne siły, wiedziała że sama jest człowiekiem słabym. Świadomość własnej bezsilności pozwala oddać się w ręce Boga. A On nigdy nie zawodzi.

Pielgrzymka - nauka miłości

Na pielgrzymim szlaku najpełniej realizuje się przykazanie miłości, poświecenie dla drugiego człowieka, ofiara z samego siebie. Jakże trudno jest zmagając się z własnym zmęczeniem, czasami głodem, być serdecznym dla innych, oddać ostatnie ciastko. Ile to pokus przychodzi, gdy ma się w plecaku jedną czekoladę i perspektywę jeszcze kilkugodzinnego marszu, aby nie podzielić się, zjeść potajemnie. A jednak ręce mimowolnie wyciągają owy skarb w podarunku. I wysiłek opłaca się, bo za chwilę ktoś inny częstuje. Pielgrzymi z pełną mocą przekonują się do zasadności twierdzenia, że ofiarując coś komuś, otrzymujemy dwa razy więcej.

Pielgrzymka - przyspieszony kurs życia

Pielgrzymka jest odzwierciedleniem życia. W ciągu kilkudniowego marszu doświadczamy całej gamy uczuć, które towarzyszą nam również w codzienności. Uświadomienie sobie naszych reakcji w trudnych sytuacjach pozwala nam lepiej siebie poznać. Pielgrzymi szlak nie zawsze jest łatwy i przyjemny. Podobnie jak w życiu musi nam towarzyszyć świadomość, że będą pojawiać się kryzysy, zwątpienia, cierpienia, trudności. Ale w konfrontacji z tymi wszystkimi trudami człowiek może kształtować swój charakter, a po deszczu zawsze świeci słońce. Z pewnością trasa pielgrzyma uczy cierpliwości i wytrwałości. Pielgrzymka przypomina nam więc, że każdy kiedyś dojdzie, a radość jest tym większa, im trudniejsza była dla nas droga.

Pielgrzymka - spotkanie z drugim człowiekiem

Bardzo inspirujące są spotkania z ludźmi, ich perypetie życia, które opowiadają jednym tchem, mogłyby posłużyć za niejeden dobry scenariusz filmowy. Trudne dyskusje z doświadczoną kobietą, która pełna goryczy pyta, dlaczego niektórzy księża postępują tak niemoralnie. Prośba matki, która prosi o modlitwę za jej dzieci, które oddaliły się od Boga i nie chcą mieć nic wspólnego z Kościołem. Rozmowa z babcią, która wie, że wkrótce odejdzie z tego świata, ale wciąż jak mantrę powtarza: „Czego to się smucić, gorycz zje człowieka, a nic z tego.’’ Szczere wyznania matki 5-letniego Michałka urodzonego z niedotleniem mózgu wymagającym ciągłej rehabilitacji, wstawania w nocy co trzy godziny. A jednak, gdy patrzy się na ofiarną miłość matki w konfrontacji ze szczęśliwym chłopcem, to dostrzega się w tym wszystkim głęboki sens. Rozmowa ze zwyczajnym pijakiem. Najpierw o kilometrach, nazwach miejscowości noclegowych, ale w końcu zdobywa się na odwagę, by przejść na głębszy wymiar rozmowy i zapytać:"Chce się tak pani iść?’’

Po mojej szczerej odpowiedzi, że nie zawsze, że przychodzą momenty kryzysowe, ale jestem przeświadczona, że to ma głęboki sens i daje mi to poczucie szczęścia. Pijaczek dochodzi do stwierdzenia, „Tak rzeczywiście, coś tam musi być.’’ Jest to dowód na to, że każdy człowiek zadaje sobie pytania egzystencjalne, dowód, że rzeczywiście Ktoś nad tym wszystkim czuwa, że każdy ma zasiany w sercu duchowy pierwiastek. A my jako pielgrzymi możemy stać się szczególnym narzędziem ewangelizacyjnym w ręku Pana Boga.

Ostateczny cel

Nie należy zapominać, że sama droga nie jest celem samym w sobie. Wszystkie konferencje, modlitwy, śpiewy, spotkania z drugim człowiekiem, wszystkie ofiary, trudy mają doprowadzić do tego najważniejszego spotkania człowieka z Bogiem. Wszystkim zastanawiającym się nad możliwością wyruszenia pielgrzymim szlakiem, gorąco polecam taką formę pobożności. Najtrudniejsza w tym wszystkim wydaję się być sama decyzja. Jeśli już ktoś się zdecyduje musi mieć świadomość, że mogą się dziać różne dziwne rzeczy, bo pielgrzymka jest takim miejscem, w którym człowiek „narażony’’ jest szczególnie na działanie Boga. A On lubi przecież nas zaskakiwać, obdarowując zdecydowanie hojniej, niż na to liczymy.

Agnieszka

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!