Czy Ameryka się opamiętała?
Pewnie do wyborów w Stanach Zjednoczonych trzeba się będzie odnieść w jakiejś szerszej wypowiedzi, ale dzisiaj chciałbym chociaż w kilku słowach podzielić się pierwszymi, luźnymi refleksjami. Czy cieszę się, że wygrał Donald Trump? Muszę udzielić wypowiedzi wymijającej, ale oddającej moje szczere pragnienia i w konsekwencji wielką radość: ja się bardzo cieszę, że nie wygrała Kamala Harris. Że nie wygrała opcja, która jest odpowiedzialna za całą tę polityczną poprawność, „kulturę” genderyzmu i proaborcyjną cywilizację śmierci. Dla mnie to jest najważniejszy efekt tych wyborów, ponieważ nie sądzę, żeby Trump był pod tym względem gorszy. Swoją drogą Trump jest uznawany za seksistę, ponieważ wyrażał się w sposób obsceniczny o kobietach (i zgoda, tak nie wolno). Ale czemu nie są uważane za seksistowskie i czemu nie są potępiane choćby platformy z półnagimi kolesiami klepiącymi się po pośladkach podczas niektórych „manifestacji równościowych”? No to jest właśnie jedno z wielkich „zwycięstw” rewolucji, której najświeższą (jeśli można tak powiedzieć) twarzą jest Kamala Harris.
Muszę się wam od razu do czegoś przyznać. Cały powyższy akapit jest plagiatem. Fakt, że plagiatem samego siebie, bo to są moje słowa, które napisałem osiem lat temu, z tym że ówczesną kandydatkę partii Demokratycznej Hilary Clinton zastąpiłem obecną Kamalą Harris. Trzeba by jeszcze dopisać do listy niepodzielanych przeze mnie „wartości”, których twarzą jest pani Kamala Harris wokeizm i BLM, które pauperyzują współczesną kulturę. A poza tym wszystko się zgadza. No może nie wszystko. Bo drugie zwycięstwo Trumpa i to w sposób tak bezdyskusyjny, jest jeszcze ważniejsze niż to pierwsze, bo oznacza, że nie jesteśmy na równi pochyłej wiodącej ku „wspaniałemu nowemu światu” liberalnej szczęśliwości, od której nie ma odwrotu. Okazuje się, że świat może się jeszcze opamiętać i to jest najpiękniejsza wiadomość z tych wyborów płynąca. Może jednak to nie jest zawsze tak, że jeśli polityk obiecuje coś, czego oczekują zwykli ludzie kierujący się rozumem i zdrowym rozsądkiem, to jest populistą (faszystą), którego należy otoczyć kordonem bezpieczeństwa, natomiast polityk, który proponuje wywrócenie do góry nogami systemu wartości i podporządkowuje wszystko absurdalnym nieraz ideologiom jest wizjonerem, którego ciemny lud może i nie rozumie ale ma go w ciemno popierać?
Wracając do Trumpa. Jednym z ostatnich aktów jego pierwszej prezydentury było proklamowanie, jak czynił co roku, Narodowego Dnia Świętości Życia na 22 stycznia 2021. Trump napisał: „Każde ludzkie życie jest darem dla świata. Każdy człowiek, urodzony czy nienarodzony, młody czy stary, zdrowy czy chory, jest stworzony na święty obraz Boga. Wszechmocny Stwórca daje każdemu człowiekowi wyjątkowe talenty, piękne sny i wspaniały cel. W Narodowym Dniu Świętości Ludzkiego Życia świętujemy cud ludzkiej egzystencji i odnawiamy nasze postanowienie budowania kultury życia, w której każdy człowiek w każdym wieku jest chroniony, ceniony i kochany (…). Od pierwszego dnia urzędowania podejmowałem historyczne działania mające na celu ochronę życia niewinnych w kraju i za granicą. (…) W ONZ dałem jasno do zrozumienia, że globalni biurokraci nie powinni atakować suwerenności narodów, które chronią niewinne życie. Zaledwie kilka miesięcy temu nasz naród dołączył do 32 innych krajów, podpisując Deklarację Genewską, która wzmacnia wysiłki na rzecz zapewnienia kobietom lepszej opieki zdrowotnej, ochrony całego życia ludzkiego i wzmocnienia rodzin”. Był pierwszym prezydentem, który wziął udział w Marszu dla Życia, wstrzymał dotacje dla aborcyjnej sieci klinik Planned Parenthood, a na forum ONZ wspierał wszelkie działania pro-life Stolicy Apostolskiej. Z mojego punktu widzenia pierwsza kadencja Trumpa nie była zła. Z punktu widzenia Amerykanów cztery lata Bidena były znacznie gorsze, więc oto mamy znowu Trumpa. Patrzę na tę drugą kadencję z nadzieją.
ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!