TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 10:23
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Częstochowa nigdy nie zawodzi

Częstochowa nigdy nie zawodzi

Również w tym roku ze wszystkich stron Polski i nie tylko, setki tysięcy osób wyrusza na pielgrzymi szlak, który prowadzi
do Częstochowy, na Jasną Górę, do Matki. Oprócz szczególnej obecności Maryi istotnym elementem pielgrzymowania jest zawsze doświadczenie wspólnoty i przyjaźni.
Przygotowując się do pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, na którą za kilka tygodni wyruszę z moimi parafianami, chciałbym dzisiaj napisać o doświadczeniu przyjaźni i spotkania z Maryją w Częstochowie, które było moim udziałem kilka dni temu. Chodzi o specyficzne przyjaźnie i specyficzną Częstochowę.
Kapłani u Matki
Specyficzność przyjaźni polega na tym, że wszyscy jesteśmy księżmi, razem przygotowywaliśmy się do kapłaństwa w seminarium i razem byliśmy święceni 23 lata temu. Część z nas w diecezji kaliskiej i większa część w archidiecezji poznańskiej. Staramy się utrzymywać kontakt mimo parafialnych obowiązków, a właściwie realizować słowa św. Jana Pawła II, który przyjął nas na audiencji niedługo po naszych święceniach i powiedział do nas: „Trzymajcie się razem”. No to się słuchamy i trzymamy się razem. Razem też często wyjeżdżamy na wakacje, zwłaszcza że jeden z nas ks. Tomasz, od lat pracuje w watykańskiej dyplomacji i gdzie go poślą, tam nas zaprasza. Obecnie pracuje w misji watykańskiej przy ONZ w Nowym Jorku. A Częstochowa też jest specyficzna ponieważ znajduje się w... Stanach Zjednoczonych. Tak naprawdę miejscowość nazywa się Doylestown, ale ze względu na znajdujące się tutaj, prowadzone przez paulinów, sanktuarium Matki Bożej z kopią jasnogórskiej Ikony wszyscy nazywają je Amerykańską Częstochową. Nie była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, ale pobyt był wyjątkowo pouczający i przyjemny. Przede wszystkim ze względu na towarzystwo, ale również dlatego, że po raz pierwszy doświadczyłem przyjemności być oprowadzanym przez jednego z paulinów, a konkretnie ojca Bartłomieja, który o Amerykańskiej Częstochowie wie wszystko. I tutaj na marginesie taka uwaga: jeśli macie możliwość odwiedzić jakieś miejsce, to dobrze jest, aby was ktoś oprowadził, ale musi to być osoba kochająca to miejsce. Tak jest w przypadku ojca Bartłomieja.
Polacy wszędzie potrzebują Maryi
Pora na przypomnienie historii Amerykańskiej Częstochowy. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Kongres Polonii Amerykańskiej szacował liczbę mieszkających w USA Polaków na ponad sześć milionów i chyba nie trzeba wspominać, że zwłaszcza wśród tych, którzy pamiętali jeszcze ojczyznę była wielka tęsknota za krajem i głód wszystkiego, co z Macierzą łączyło, bądź o niej przypominało. I te uczucia doskonale rozumiał o. Michał Zembrzuski, który do Ameryki przybył w roku 1951. Ojciec Michał przez wiele lat przebywał na Węgrzech, czyli tam, gdzie zakon paulinów powstał. Następnie przeniesiony został do Rzymu i wreszcie do Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, celem jego przyjazdu do USA było otwieranie nowych domów zakonnych, ponieważ istniała groźba całkowitego ich zamknięcia, zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech. Warto zacytować jego wspomnienia: „W pierwszym roku po przybyciu do Ameryki widziałem, że Polonia się szybko amerykanizuje. Jej organizacje, parafie, szkoły i instytucje kurczą się. Czułem potrzebę czegoś, co zjednoczyłoby Polonię. Czegoś, co by przypominało o jej szlachetnej przeszłości, tradycji, kulturze, i tego bogactwa duchowego, jakie dała światu i Ameryce. Moją myślą było narodowe sanktuarium - centrum religijno-kulturalne, które by mogło każdego przyciągnąć”.
Od samego początku o. Michał chciał połączyć trzy cele: religijny, historyczny i patriotyczny. Myślę, że każdy, kto dzisiaj wejdzie do bazyliki, natychmiast to dostrzeże. Bo w Amerykańskiej Częstochowie można umocnić nie tylko ducha, ale i przypomnieć sobie historię Polski, a także Stanów Zjednoczonych, bo ważne jest poznać historię tych, którzy nas przyjmują i do tej historii też trzeba mieć szacunek. My naszą wizytę rozpoczęliśmy oczywiście od Mszy Świętej w kaplicy Obrazu, ale po obiedzie (paulini są niesamowicie gościnni) mogliśmy wszystko pozwiedzać, wsłuchując się w opowieści o. Bartłomieja.
Dotrzeć do wielu, przyjąć wszystkich
Ale wracamy do historii, bo warto zapytać, dlaczego o. Michał zdecydował się na taką, a nie inną lokalizację. W jednej z rozmów, która miała miejsce w 2002 roku na Jasnej Górze w Częstochowie, mający wówczas 94 lata o. Michał powiedział: „Podpowiadano mi, że powinienem wybrać Chicago. Ale ja nie chciałem. Wielokrotnie bywałem w tym mieście i miałem pewną orientację, wiedziałem, że właściwie jest tam ciasno - były tam wszystkie zakony i zgromadzenia, a Polaków jedynie ok. miliona. Ja wybrałem miejsce między Nowym Jorkiem a Filadelfią. Zakreśliłem w wybranym punkcie okrąg na 200–300 km i okazało się, że do mojego kościoła może przyjść nawet 4 miliony Polaków. Dlatego powiedziałem: Doylestown - tu Polska, tu Częstochowa, tu paulini” .
Wiemy już, dlaczego akurat to miejsce, ale przecież nikt ziemi nie rozdawał za darmo, a więc posiadłość trzeba było wykupić. I tutaj pojawia się bardzo ciekawy aspekt tej historii, który uzmysławia nam, że żaden człowiek nigdy nie jest tak do końca stracony. Otóż znaleziono atrakcyjny teren nad rzeczką o powierzchni 38 akrów obok wspomnianego Doylestown w Pensylwanii. Jest rok 1953, władza diecezjalna wyraża zgodę, trzeba tylko znaleźć 49 tysięcy dolarów. I właśnie wtedy Opatrzność Boża posłużyła się niejakim Karolem Zdebelem, byłym paulinem, który miał wówczas 91 lat i ofiarował 30 tysięcy dolarów. Wreszcie 6 listopada 1953 roku Stolica Apostolska wydała akt erekcyjny, który pozwolił na założenie klasztoru, a tym samym na przeszczepienie zakonu paulinów na ziemię amerykańską. Uzyskano również pozwolenie od administracji państwowej i w ten sposób wszystkie kwestie formalne były załatwione.
 
Zaczęło się w skromnej stodole
Pierwszą budowlą, która powstała na zakupionym terenie, była kaplica utworzona w stodole, którą otwarto 26 czerwca 1955 roku. Jej oficjalna nazwa brzmiała kaplica Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown. Ta kaplica stoi do dziś, znajduje się za olbrzymim cmentarzem i w dalszym ciągu sprawuje się tam Eucharystię. Jak nam opowiedział ojciec Bartłomiej, jest ona szczególnie lubiana przez czarnoskórych Amerykanów pochodzenia portorykańskiego. Często w niej się modlą leżąc krzyżem i ojciec Bartłomiej też się tego od nich nauczył. Ciekawostką jest fakt, że w jej ołtarzu głównym wisi kopia obrazu jasnogórskiego wykonana przez częstochowskiego artystę malarza Bolesława Rutkowskiego, która nie bez perypetii i przeszkód ze strony urzędników została przywieziona z Polski. Obraz przedstawia Matkę Boską Jasnogórską w sukience i do takiego wizerunku przyzwyczaili się wierni, których zaskoczył później widok Ikony bez sukienek.
A wracając do historii sanktuarium, jeszcze w roku 1955 dokupiono sąsiednią posiadłość uzyskując w sumie powierzchnię 80 akrów. Przez kolejne lata upiększano pierwotną kaplicę, ale jednocześnie przygotowywano się do budowy nowej bazyliki, którą projektował polski inżynier Jerzy Szeptycki z Los Angeles. Budowla, nie przypominająca tej z Częstochowy, wykonana z żelaza i betonu miała stanąć przed rokiem 1966. Jej głównymi elementami dekoracyjnymi są dwa olbrzymie witraże (największe na terenie USA) przedstawiające historię katolickiej Polski i historię Kościoła katolickiego w USA. Nad głównym ołtarzem umieszczono płaskorzeźbę Trójcy Świętej i oczywiście kopię Jasnogórskiej Ikony. Świątynia jest dwupoziomowa, a kościół podziemny nosi imię św. Stefana patrona Węgier, gdzie powstał zakon paulinów, którzy zamieszkali w nowym klasztorze w październiku 1966 roku. 16 października odbyła się wielka uroczystość poświęcenia kościoła z udziałem m.in. prezydenta Lyndona Johnsona.
Która Matka Boża najważniejsza?
Można sobie pomyśleć, że wszystko poszło bardzo łatwo. Już od 1964 roku był na terenie klasztoru cmentarz narodowy, dzisiaj największy cmentarz polski w Stanach Zjednoczonych, powstały budynki ośrodka polonijnego, dom pielgrzyma, muzeum z biblioteką, ale trzeba też pamiętać, że sanktuarium miało również swoje trudne chwile. Długi, które zostały zaciągnięte na rzecz prowadzenia budowy, okazały się zbyt duże, aby można było je spłacać i istniało realne zagrożenie likwidacji nowo powstałej świątyni. Pomoc finansowa wiernych z decydującym wkładem Rycerzy Kolumba uratowała sanktuarium i miało miejsce uroczyste spalenie obligacji dłużniczych. Na głównych drzwiach bazyliki, gdzie uwiecznione są najważniejsze wydarzenia z dziejów sanktuarium jest również obraz przedstawiający tę symboliczną ceremonię.
Z ważnych wydarzeń warto jeszcze odnotować poświęcenie nowego ołtarza i kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w dolnym kościele, które miało miejsce 26 sierpnia 2001 roku. Na terenie całego sanktuarium mamy więc aż trzy kopie jasnogórskiej Ikony. Ojciec Bartłomiej opowiada nam, że często ludzie pytają go, który obraz z tych trzech jest najważniejszy. A on odpowiada niezmiennie, że najważniejszy jest ten czwarty, a widząc zdumione spojrzenia, dopowiada: „Ten, który zobaczysz po śmierci w niebie”. Ten czwarty obraz miał już okazję zobaczyć o. Michał Zembrzuski, którego wielkie wizjonerskie plany zostały zrealizowane i spotkały się z wielką aprobatą Polonusów. Zmarł on 16 stycznia 2003 roku w święto paulińskiego zakonu Matki Bożej Królowej Pustelników. Ale jego dzieło żyje, a paulini w dalszym ciągu je rozwijają i rozbudowują. Podczas naszego pobytu trwały prace przy budowie windy do górnej bazyliki.
Wokół Matki zawsze dużo się dzieje
Z oprowadzenia nas po terenie sanktuarium przez ojca Bartłomieja pozostały mi w pamięci jeszcze trzy szczegóły. Pierwszy dotyczy wizyty prezydenta Ronalda Reagana z małżonką, który wypowiedział piękne słowa o Polakach delektując się przy okazji plackami ziemniaczanymi. Całą sytuację uwiecznił odpowiedni pomnik. Kolejny szczegół to również pomnik św. Jana Pawła II, który po raz pierwszy w amerykańskiej Częstochowie był jeszcze jako kardynał już w 1969 roku. Pomnik został odsłonięty i poświęcony 28 października 2001 roku, a więc jeszcze za życia Papieża. Jak nam opowiedział o. Bartłomiej Jan Paweł II miał powiedzieć, że nie lubi całego tego stawiania mu pomników, ale akurat ten mu się podobał.
I jeszcze jeden może nie szczegół, bo chodzi o wielki, wysoki na 12 metrów krzyż ze stali nierdzewnej wzniesiony na cmentarzu. Ojciec Bartłomiej powiedział nam, że stawiano ten krzyż z zupełnie innymi przesłankami, ale sytuacja uległa zmianie, po terrorystycznym zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku 11 września 2001 roku. Ojcowie natychmiast podjęli decyzję, aby właściwie gotowy już krzyż poświęcić ofiarom tej tragedii. I zaledwie pięć dni po zamachu, czyli 16 września miało miejsce poświęcenie krzyża pamięci - Memorial Cross - na znak solidarności z narodem amerykańskim. Był to chyba pierwszy pomnik, jaki powstał dla upamiętnienia 11 września i wszyscy podziwiali, że tak pokaźny monument powstał tak szybko.
Podsumowując naszą wizytę w Amerykańskiej Częstochowie trzeba powiedzieć, że dla nas przyzwyczajonych do ciągłej obecności pielgrzymów na Jasnej Górze, tutejsze sanktuarium okazało się oazą spokoju, słyszeliśmy nawet komentarze, że już dawno aż tylu księży nie odprawiało Mszy razem, co oznacza że większa ilość pielgrzymów jest tu tylko w dni świąteczne. Ale dwie rzeczy są dokładnie takie same, jak w Polsce: oblicze kochającej Matki i gościnność ojców paulinów. Dobrze, że nasi rodacy w USA mają swoją Jasną Górę. A przy okazji: okazuje się, że wzgórze na którym stoi tutejsze sanktuarium znane było wcześniej jako miejsce, w którym Indianie palili ogniska. Jakby przygotowując tę górę, by jaśniała.
Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!