TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 08 Października 2025, 22:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czas radości

Czas radości

Dla Anny wypełniło się to, co najważniejsze: ujrzała swego syna w zdrowiu i pomyślności. Była to dla niej wielka radość, którą podkreśliła znamiennymi dla Hebrajczyków słowami: teraz mogę umrzeć. Nie oznaczało to zniechęcenia do życia, czy chęci jego zakończenia, ale spełnienie najgłębszych pragnień, tak jak gdyby to, co najważniejsze w życiu spełniło się i nie trzeba było czekać na cokolwiek innego.

Słowom Anny towarzyszyły łzy. Stanowiły wyraz wielkiego wzruszenia. Za niedługą chwilę dołączył do niej Tobiasz ojciec. Niewątpliwie wyszedłby na spotkanie syna jako pierwszy albo przynajmniej wraz z żoną, ale nie pozwoliło mu na to zdrowie. Utykał na jedną nogę. To opóźniło chwilę powitania, ale była ona równie serdeczna. Cieszył się z jego powrotu. Cały czas ufał, że Bóg tak poprowadzi sprawę powierzoną młodzieńcowi, jak i jego podróż, w sposób przemyślny i nie zawiódł się. Nie spodziewał się jednak, że teraz czeka go coś znacznie większego niż ponowne spotkanie z synem oraz zwrot pieniędzy powierzonych opiece krewnego. O tych ostatnich syn Tobiasza nawet nie wspomniał. To trochę go zaskoczyło. Jeszcze większe zdziwienie wzbudziły w nim następne wydarzenia. Owe rzeczy były dla niego niedostrzegalne. Odczuwał jedynie coś na swej twarzy i słyszał słowa syna. Nie mniej nie rozumiał niczego z tego, co się działo. Tymczasem Tobiasz młodszy zbliżył się do ojca z żółcią ryby, po czym dmuchnął w jego oczy, a następnie dotknął go i wezwał, by ufał. Ojciec nie wiedział, czy owo wezwanie dotyczy jedynie ufności Bogu, czy też zaufania synowi. W tej sytuacji zdał się na obu.

Wybawienie

Syn Tobiasza nawet nie czekał na odpowiedź ojca, lecz natychmiast przystąpił do działania. Nałożył mu wskazane przez Rafała lekarstwo na oczy, a po chwili ściągnął z nich bielmo. W tej samej chwili światło przeniknęło oczy ślepca i rozproszyło ciemność, której był poddany. W jednych chwili zobaczył otaczający go świat, stojącego przed nim syna. Ogarnęła go przeogromna radość. Faktem stało się to, o czym marzył, lecz czego nie spodziewał się otrzymać. Znów mógł widzieć.

Natychmiast rzucił się na szyję synowi. Łzy radości płynęły po jego policzkach. Nazwał chłopca światłem swych oczu. Bo jak oczy mogą widzieć dzięki światłu, tak on mógł przejrzeć dzięki temu, co uczynił jego syn. W tym wszystkim dostrzegał niezwykłe działanie Boga. Dlatego natychmiast wzniósł hymn uwielbienia dla Wszechmogącego. Wzywał wszystkich, ludzi i aniołów, by wraz z nim wielbili Pana stworzenia. To prawda, Bóg go doświadczył. Zesłał nań ciężkie utrapienie. Poddał próbie. Ale oto dziś przyszło wybawienie. Zdjął z niego boleść. Pozwolił mu widzieć. I nie chodziło tylko o wzrok. Sławił Boga za to, iż ujrzał swego syna powracającego szczęśliwie z trudnej misji, jaką mu powierzył. Nie zawiódł się na swym dziecku, a tym bardziej na Bogu. Tak nauczył się ufności względem Boga w najtrudniejszych chwilach. Jednocześnie przekonał się, że to co przez całe życie przekazywał synowi, zaowocowało. Jego trud nie poszedł na marne. Może też pojawiło się w nim jeszcze jedno: przeczucie, związane z jego wiekiem i bliską śmiercią. Ludziom wydaje się, że ona zamyka im oczy na zawsze i wypełnia je ciemnością, odbierając radość życia. Ale tak nie będzie. Pojawi się Ktoś, kto zedrze z ludzkich oczu bielmo śmierci i przywróci im światło życia.

Jak to możliwe?

Otwarcie oczu Tobiasza otworzyło cały ciąg radosnych wieści. Usłyszeli je, gdy tylko wszyscy weszli do domu. To, że młody Tobiasz szczęśliwie powrócił było dla wszystkich oczywiste. Domyślano się, a raczej miano nadzieję, że przyniósł ze sobą zdeponowaną w Raga majętność. Nic jednak ze sobą nie niósł. Czy zatem coś się nie udało? Zaprzeczył. Cały majątek odzyskał. Nic nie stracono. Czemu zatem nie ma go ze sobą? Odpowiadając wyjawił najważniejszą wiadomość. Jest tak, gdyż wraca z małżonką. Poślubił Sarę, córkę Raguela, kobietę przynależącą do jego rodu. Ona wraz z nim wyruszyła do Niniwy. Pozostawił ją jednak w towarzystwie swego przewodnika Rafała i wyprzedził ich, aby przygotować na jej przybycie tak rodziców, jak i cały dom. Już za chwilę Anna i Tobiasz będą mogli zobaczyć swoją synową, gdyż wraz z całą karawaną zbliża się ona do bram miasta.

Słysząc tak radosną wiadomość Tobiasz zdecydował wyruszyć na jej spotkanie. Jego pojawienie się na ulicy miasta wywołało poruszenie. Nie w tym rzecz, że ten, który nie opuszczał swego domu, wyszedł na ulicę. Przecież po mieście wędrował nie jeden starzec czy ślepiec. To by nie zaskoczyło jego sąsiadów. Ale starzec szedł nie tylko o własnych siłach, ale i bez żadnego przewodnika czy pomocnika, gdyż widział. Jak to możliwe? Tobiasz starszy sam dał wyjaśnienie otaczającym go ludziom. Rzecz zamknął właściwie w jednym zdaniu: Bóg przywrócił mu wzrok. To było najistotniejsze z całej sprawy. Mówił krótko, gdyż nie chciał wdawać się w szczegóły. Spieszył się bowiem na spotkanie synowej. Na dalsze opowieści będzie czas później. Teraz nie można zwlekać.

Błogosławieństwo

Gdy tylko zobaczył Sarę zaraz otworzył usta, by wypowiedzieć nad nią błogosławieństwo. Mówiąc je nazywał ją córką. Witał ją w domu, jej domu. Błogosławił Boga za to, że znalazła się pośród nich. Tymi słowami dał wyraz swej wierze, iż małżeństwo to nie tylko sprawa ludzkich decyzji czy uczuć, czy to samych małżonków czy to ich rodziców lub krewnych. Nie jest to również rzecz ludzkich zwyczajów lub praw. On widział w nim iskrę, przez którą Bóg łączy dwoje ludzi i wprowadza ich w plan, jaki nakreślił dla nich na całe życie. Oczywiście stanie się tak, gdy Mu na to pozwolą. Zgodnie ze zwyczajem Tobiasz błogosławił i ojca Sary wyrażając mu wdzięczność za jej wychowanie. I choć nie wyraził tego słowami, to pewnie w tej chwili myślał również i o jej matce. Nie mniej zwyczaje i kultura, w której żył nakazywały mu być powściągliwym w słowach.

Zaraz też po wypowiedzianym błogosławieństwa nad swym synem i jego małżonką jeszcze raz zaprosił Sarę, by weszła do swego domu. Nie nazywał go własnym, ale jej, by od pierwszej chwili czuła się w nim jak u siebie. Życzył jej również, by cieszyła się w nim zdrowiem, błogosławieństwem i radością. Owa radość stała się szybko nie tylko udziałem Sary, ale i sąsiadów oraz krewnych Tobiasza. ■

Tekst i zdjęcie ks. Krzysztof P. Kowalik
Książka: Śladami Jezusa - wędrówki po Ziemi Świętej

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!