Czas narodzin
Agnieszkę obudził ze snu dźwięk sms-a, którego przysłała Marta. „Wstawiaj wodę na kawę. Musimy pogadać. Będę za 5 min.” Za zamkniętymi drzwiami pokoju Marta postanowiła zdjąć maskę ciągle grzecznej i wesołej dziewczynki, od razu chciała opowiedzieć przyjaciółce, co ją trapi.
Kiedy Marta zadzwoniła do domofonu drzwi mieszkania otworzył Bartek, starszy brat Agi. Za zamkniętymi drzwiami pokoju Marta postanowiła zdjąć maskę ciągle grzecznej i wesołej dziewczynki, od razu chciała opowiedzieć przyjaciółce, co ją trapi.
- Aga, kiedy Johnny zaśpiewał wczoraj o tym wakacyjnym flircie, przemyślałam kilka spraw i … słowa tej durnej piosenki obudziły we mnie na nowo wspomnienia, które są jak jątrząca się rana, a o których nie mówiłam, bo po pierwsze absolutnie nie ma się czym chwalić, a po drugie najprościej w świecie chciałam zapomnieć. Ale to niemożliwe. Tam miedzy Zagrzebiem a Zadarem wydarzyło się coś jeszcze.
- Coś, o czym ja jeszcze nie wiem?
- Dokładnie tak, ale bądź cierpliwa, już niedługo, postaram się to złożyć w całość - Marcie trzęsły się ręce i chyba trochę głos.
- Doskonale znasz tę historie, jak to ja zapoznałam Šime. Wiesz, że wpadliśmy na siebie nieoczekiwanie, kiedy spadł mi z balkonu ręcznik, a jemu wpadł na głowę, bo akurat tędy przechodził. Wiesz, że umiał mnie zagadać, ja się trochę pośmiałam, wygłupialiśmy się przy każdym „przypadkowym” spotkaniu i tak się oboje zakręciliśmy. Przeleżeliśmy poranki na plaży, wieczorem wychodziliśmy do klubów, nocą kąpaliśmy się w morzu. Czułam się taka wolna, radosna, kochana! I to wszystko dzięki niemu – dziewczyna zawiesiła głos.
- Halo, Ziemia do Marty! Mówiłaś już o tym kilkadziesiąt razy! To przecież nic strasznego zresztą. O co więc chodzi? – Aga ciągle jeszcze nie mogła pojąć, w czym tkwi sedno.
- Te dwa tygodnie to nie było jak wyjazd grupy oazowej. W niedzielę nie byliśmy nawet w kościele. Trudno oprzeć się temu, co przyjemne. I tak wylądowaliśmy razem w łóżku. Ja i Šime, którego znałam całe osiem dni.
Agę zamurowało. Całkiem niedawno – ho, ho, ze cztery lata temu – razem wsłuchiwały się w przekonywujące rekolekcyjne argumenty niezawodnego księdza Marka, że „miłość”, że „czystość”, że „niewinność” … Niejedną bójkę, głównie ze sobą, obie już stoczyły, żeby sprostać tym wymaganiom. Spojrzała Marcie w oczy, a ta zakończyła opowieść głosem osiłka, który znów poniósł klęskę.
- I jestem w ciąży. Od trzech miesięcy.
***
Historia, o której tu mowa, wydarzyła się w zeszłe wakacje i teraz, kiedy mały Daniel ma już sześć miesięcy i wszyscy nad nim dosłownie skaczą, dużo łatwiej jest o niej opowiedzieć. Tylko przyjaciele wiedzą jednak, jak trudno było poradzić sobie z wszystkimi przeciwnościami losu przez ten jeden, niezwykle długi rok. Marta od razu odrzuciła myśl o aborcji, była katoliczką, ale pomysł o oddaniu do adopcji długo krążył w jej głowie. Sporo trwało, zanim wyperswadowali jej tę myśl, obiecując pomoc w każdym momencie od tej znamiennej chwili. Chociaż, jakie prawo mieli wtrącać się i mądrzyć na temat, który jakże bardzo był im jednak odległy?
Jej mama wpadła w jeszcze większe rozgoryczenie niż normalnie, z czasem jednak reszcie rodziny po prostu udało się ją „urobić”. Marta, zaciskając niejednokrotnie zęby postanowiła wypić piwo, którego nawarzyła, ale tylko ona jedna wie, w ilu wypadkach było to wszystko ponad jej siły. Jakoś jednak przetrwała.
A Šime? Wiadomość o posiadaniu syna niezmiernie go zaskoczyła, aczkolwiek nie podjął żadnych kroków, aby go poznać. Nie wysłał Marcie długiego, wzruszającego, ani nawet pocieszającego listu, do którego włożyłby pierścionek, wyznając miłość. To słowo rzucał zresztą tylko na wiatr, pozbawił je dogłębnego znaczenia, zgniótł jak kartkówkę z kolejną dwóją. Stać go było tylko na krótki mail na fecebook’u, że jednak jest mu przykro, że tak stać się nie powinno, że obowiązki pilota wycieczek trzymają go w ojczyźnie. Umieścił też w tym, jakże krótkim, liście o cztery słowa za dużo – „Mogę postarać się o pieniądze.” Właśnie tej nieodpowiedzialności za błędy Marta najbardziej nie mogła mu wybaczyć.
Z całym swoim bardzo dobrze prosperującym biurem podróży to właśnie Šime z nich dwóch jest teraz ubogi – ubogi o doświadczenie bycia ojcem. To Aga pierwsza czuła kopanie maleństwa, które próbowało dać znać o sobie jeszcze z innego świata. To Johnny użyczył samochodu, kiedy stary, poczciwy fiat jej mamy zastrajkował. To Karol, jako że mieszka najbliżej Marty, przynosił jej po pracy ciasteczka z kremem, a nawet zamawiał pitę, ścigając się z czasem w porze zamykania knajp. Dyżury przy jej niemożliwie zmiennych nastrojach pełnili na zmianę i nigdy nie pozwalali Marcie nie śmiać się dłużej niż dwie minuty. Właśnie Marta miała być super kochającą Mamą, a Tatą był każdy z nich po trochu.
***
Kiedy przyszedł czas narodzin i ogromne bóle dały się we znaki, Marta pytała Boga, czy bóle obecne, przeszłe i zapewne jeszcze przyszłe mogą być pokutą za grzech. Czy Pan wybacza od razu, czy trwa to latami. Ale On spojrzał na nią tylko swoim Boskim Obliczem, uśmiechnął się łagodnie, wzniósł rękę do błogosławieństwa, prawie identycznie jak na tym obrazku, przy którym jej babcia wymodliła już niejedną łaskę dla swoich dzieci i wnuków. Zdawał się mówić „Bądź spokojna dziecię moje, ja jestem z tobą. Patrz w moje pełne miłości i miłosierdzia serce, jakie mam dla ludzi, a szczególnie dla grzeszników”.
- Marta! Masz syna! – krzyknął do niej Bartek, jako że to on miał to szczęście trzymać ją wtedy za rękę. I to właśnie on przyniósł jej pierwsze kwiaty. Ale to już zupełnie inna historia.
Lidia Wojtkowska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!