Comunione
Kiedy zakończył się nasz parafialny festyn rodzinny, a właściwie kiedy zakończyliśmy sprzątanie i porządkowanie po festynie, a warto dodać, że miał on miejsce w niedzielę, czyli w dniu, w którym i bez festynu mamy co robić w parafii (dzień wcześniej w sobotę było bierzmowanie, a trzy dni wcześniej uroczystość Bożego Ciała), około godziny 22.00 skierowałem kroki ku plebanii z jednym, jedynym marzeniem: wziąć prysznic i zmyć z siebie całodniowe, a może nawet całotygodniowe zmęczenie, a przede wszystkim zapach dymu z grilla i paść na łóżko. Drzwi do plebanii były otwarte i w kuchni świeciło się światło, ale nie było w tym nic dziwnego, bo przez cały festyn parafianie, którzy pomagali w organizacji festynu, korzystali z naszego zaplecza kuchennego. Tym co mogłoby wydawać się dziwne był fakt, że przy stole siedziało trzech księży i nie byli to nasi wikariusze (jeden z nich dołączył do nas później) i w najlepsze konsumowali produkty z naszej plebanijnej lodówki ;) I wiecie co? Bardzo się z tego ucieszyłem, w końcu prysznic nie zając, a im nie przeszkadzały moje nieszczególnie wyrafinowane walory zapachowe.
Jeszcze godzinę siedzieliśmy razem przy stole, bo ten stół należy do wszystkich moich braci kapłanów, tak samo jak do mnie. Podobnie lodówka i jej zawartość. Kiedy z nich korzystają, nawet bez zapowiedzi i pytania, to ja czuję prawdziwą radość i satysfakcję, bo jestem częścią wspaniałej wspólnoty (nie mówiąc o tym, że tak samo traktuję ich lodówki ;) Nie jest ta wspólnota perfekcyjna, wręcz przeciwnie, mocno poobijana - rzeczywiście przez tę godzinę przy stole głównie „reformowaliśmy” Kościół hierarchiczny - ale to jest nasza wspólnota. I w niej chcemy być. Taki był niespodziewany i piękny wspólnotowy finał niedzieli, która swoją drogą była w całości świętowaniem wspólnoty - w tym wypadku - parafialnej.
Nie wiem, jak się potoczą losy synodalności, wygląda na to, że może być dobrze, zwłaszcza że papież Leon wydaje się mieć jej swoją wizję, która na pierwszy rzut oka jest mi bliższa od Franciszkowej, a na pewno jest bardzo odległa od niemieckiej, którą uważam wręcz za niebezpieczną. Bez względu na to jak będzie, mam przekonanie, które się pogłębiło w ciągu ostatnich kilku dni, że musimy postawić na wspólnotę, na wspólnoty, na wspólnotowość. Wbrew tym wszystkim i temu wszystkiemu, co próbuje nas podzielić, zarówno jako duchowieństwo i Kościół, jak i jako naród, tylko po to, aby potem nas rozgrywać i nami manipulować, musimy zrozumieć, że wspólnoty chciał Pan Jezus, że wspólnota jest zgodą na różnorodność i na słabość innych i moją. I we wspólnocie ze słabości mamy się podnosić i możemy to uczynić, bo nie liczymy tylko na własne siły, ale też i na tych, którzy są w niej z nami. A ostatecznie na Tego, do którego św. Piotr powiedział: „Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”. W języku włoskim COMUNIONE to zarówno Komunia Święta, jak i wspólnota, szkoda, że w języku polskim tak nie jest.
Rozpoczynamy wakacje. W naszym dwutygodniku w cyklu wakacyjnym chcemy wam zaproponować ciekawe miejsca, które znajdują się na terenie diecezji, z których części powstała nasza, kaliska, a więc nie są zbyt odlegle. Zawsze znajdziecie tam jakiś kościół jubileuszowy, aby każdy wyjazd mógł mieć też skutki na wieczność, ale też inne atrakcje godne odwiedzenia i poznania. I można tam pojechać samemu, aby poszukać wytchnienia od zgiełku codzienności, ale jakże wspaniale byłoby zaplanować taki wypad wspólnie z innymi: krewnymi, przyjaciółmi, sąsiadami, kolegami z pracy, czy braćmi i siostrami ze wspólnoty. Może warto? A potem napisać list do „Opiekuna” z waszymi wrażeniami. Podzielić się. Co wy na to?
ks. Andrzej Antoni Klimek
Redaktor naczelny
aaklimek@opiekun.kalisz.pl
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!