TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 12:04
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Co powiem Mamie?

Co powiem Mamie?

Pamiętam takie sytuacje, nieliczne wprawdzie, ale jednak się zdarzały we wczesnej młodości, kiedy wracałem do domu i po drodze zastanawiałem się, co powiem mamie. Albo dlatego, że byłem spóźniony, albo nie zrobiłem tego, o co prosiła, albo w ogóle byłem nie tam, gdzie powinienem być. Jakoś tak to u nas było, że trzeba się było wytłumaczyć mamie, tato w sprawy dyscyplinarne wkraczał dopiero, jak go mama wtajemniczyła. I czasem to była naprawdę krótka droga do domu i trzeba było na szybko coś wymyślić. Szczerze się przyznaję, że nie zawsze była to prawda. Ale zawsze było to zamyślenie szczere i nie tylko chodziło o to, żeby uratować własną skórę, ale żeby jednak mamy nie zasmucić, tym bardziej, że na pewno już się dość martwiła.

Kiedy czytacie te słowa mam nadzieję być już u Mamy na Jasnej Górze. I na zastanowienie się co jej powiedzieć miałem całych pięć dni. Wystarczająco dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć. Ale kiedy piszę te słowa, jeszcze nie wyruszyłem na trasę i nie mam czasu na myślenie o tym, co będzie na Jasnej Górze, bo trzeba się zająć sprawami, które trzeba domknąć przed wyjściem, a potem innymi, o które trzeba zadbać, żeby w ogóle dojść. Ale trochę już się zaczynam przygotowywać do tej rozmowy.

Pielgrzymka kojarzy mi się zawsze ze słynnym Orzechem z wrocławskiego duszpasterstwa Wawrzyny, z którym chodziłem na swoje pierwsze pielgrzymki, a którego już nie ma pośród nas. Na obrazku, który otrzymali wszyscy uczestnicy radosnej ceremonii pogrzebowej (tak, tak, radosnej, proszę nie poprawiać) były takie słowa: „Nigdy wam tego nie mówiłem, ale wymyśliłem legendę o swoim powołaniu. Maryja rozmawia z Panem Jezusem i prosi, żebym został księdzem. On odpowiada: „Matko, to jest zły pomysł”. Ale ona tak naciska, że w końcu Syn ustępuje. I staje za mną, żebym dał radę. Byłem maryjny najpełniej, jak umiałem...” Ja też staram się być maryjny z całych sił, ale ciągle jeszcze chyba słabo mi to wychodzi, bo nie potrafię przyciągnąć do niej choćby moich parafian. Co z tego, że proponujemy wiele form duchowości maryjnej, skoro tylko nieliczni pragną z nich skorzystać i jestem przekonany, że to nie wina tych obojętnych, ale moja, bo nie potrafię przekazać swoim życiem, kim jest Maryja i jak bezpieczną drogą jest do Jezusa. 

Świetnie to ujął św. Ludwik Grignon de Montfort mówiąc że nabożeństwo do Maryi „jest drogą krótką, prowadzącą do Jezusa Chrystusa: najpierw dlatego, że nie można na niej zbłądzić; następnie droga ta jest radośniejsza i łatwiejsza, a więc idzie się po niej o wiele szybciej. Żyjąc w poddaństwie i w zależności od Maryi, w krótkim czasie postąpimy dalej, aniżeli przez całe lata żyjąc w samowoli i opierając się na własnych siłach. Napisano wszak, że człowiek posłuszny i oddany Matce Bożej opiewać będzie zwycięstwa odniesione nad wszystkimi nieprzyjaciółmi. Prawda: nieprzyjaciele będą się starać przeszkadzać mu w postępie, zmuszać go do odwrotu, czy doprowadzić do upadku, ale opierając się na Maryi, z Jej pomocą i pod Jej kierunkiem – nie upadnie, nie cofnie się, a nawet się nie opóźni, lecz będzie ku Chrystusowi postępował krokiem olbrzyma, tą samą drogą, którą - jak napisano - Jezus krokami olbrzyma przyszedł do nas w krótkim czasie”.

Będę się musiał przyznać, że moje kroki nie mają nic z kroków olbrzyma, a często po prostu drepczę w miejscu, nawet jeśli idę do Częstochowy. Nie żeby ona tego nie wiedziała, bo wyobrażam sobie, że cały czas staje za mną, jak za Orzechem, żebym dał radę, ale pewne rzeczy trzeba głośno wypowiedzieć. Prawda jest też i taka, że nie zawsze robiłem to, o co prosiła, a wiem dokładnie, o co prosiła: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn”. Tyle razy powtarzam innym to, co mówi jej Syn, ale bynajmniej nie zawsze sam czynię to, o czym On mówi. Ileż to razy moje mówienie to bezwstydne: „weźmy się i zróbcie”. Ona potrafiła być Matką i pierwszą Uczennicą, a ja nie potrafię być księdzem nauczycielem i choćby ostatnim uczniem. 

To tyle bym miał na początek. Podczas trasy wiele jeszcze myśli się ułoży. Ale i tak jestem dziwnie pewien, że dialog będzie podobny do tego syna marnotrawnego z miłosiernym ojcem. Powiem jej, że nie jestem godzien być jej dzieckiem, z nadzieją na ten sam finał, co w ewangelicznej przypowieści. 

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!