TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 04:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Co dalej z Nadzieją i Nowym Szczęściem?

Co dalej z Nadzieją i Nowym Szczęściem?

Nadzieja umiera ostatnia, a o szczęście trzeba walczyć do końca. Wbrew pozorom nie będziemy jednak zajmować się wartościami, ale urokami natury, która radzi sobie z działaniami człowieka, ale sama też się zmienia. A my możemy tym cieszyć oczy.

Tak naprawdę nigdy nie udało mi się przekonać samego siebie do basenów kąpielowych czy pływackich. I to bynajmniej nie dlatego, że nie potrafię pływać, czy mam jakiś lęk przed wodą. Wręcz przeciwnie. Podobnie jak wszyscy chłopcy z mojego podwórka sam się nauczyłem pływać, szczegółów oszczędzę, bo czytać mogą również ludzie o słabych nerwach i właściwie żadna woda nie budzi we mnie strachu. Czasami ktoś mówi, że umie pływać, ale jak nie czuje dna pod stopami to zaczyna panikować i to wzbudza mój dyskretny uśmiech (najczęściej duchowy, bo nie chcę, aby ktoś odczuł jakiś dyskomfort). I wszystko to (że nie przepadam za basenami, że nie boję się wody i trochę mnie śmieszy, że ktoś umie pływać tylko jak czuje grunt pod stopami) ma jedną przyczynę. A mianowicie Esy. 

Natura sobie radzi

Cóż to są te Esy? Moje rodzinne strony słyną z kopalni odkrywkowych granitu i najlepszym polem zabaw w czasach mojej młodości były właśnie stare wyrobiska, a niektóre z nich były wypełnione wodą. W związku z tym, tak z mojego miasteczka, jak i z okolicznych wiosek latem chodziło się kąpać „na kamyki”, czyli do któregoś z zalanych wyrobisk. Najwspanialszym z nich, największym, a jednocześnie najbardziej niebezpiecznym były właśnie Esy, czyli duże i bardzo głębokie wyrobisko w kształcie litery „es”. Pamiętam, jak siedzieliśmy w domu, bo były wakacje, - byliśmy jeszcze praktycznie dziećmi, - a rodzice szli do pracy i często przed wyjściem mówili: „Tylko nie idźcie na Esy!” „Oczywiście mamo, nie ruszamy się z podwórka” - odpowiadaliśmy, a po kilkudziesięciu sekundach od trzaśnięcia drzwi chwytaliśmy ręczniki i biegliśmy na... Esy oczywiście. Dlaczego rodzice nie chcieli, abyśmy chodzili na Esy? Oczywiście jak w każdym zbiorniku wodnym, można się było utopić, ale Esy miały jeszcze jeden wyjątkowo niebezpieczny wymiar, że trzeba było zejść kilkadziesiąt metrów w dół po ostrych skałach zanim się dotarło do tafli wody. Były też kąpieliskiem nielegalnym i bez żadnego ratownika (przynajmniej oficjalnie, bo wielu kolegów miało uprawnienia). I jeszcze jeden ważny fakt: tam właściwie nie było żadnej płycizny. Od razu było głęboko, bardzo głęboko. Nie wiem na pewno, ale nawet kilkadziesiąt metrów (teraz już wiecie dlaczego trochę się podśmiechuję, jak ktoś mówi, że umie pływać, ale boi się, jak nie ma dna pod stopą – na Esach by nie popływał). Woda była w nich zawsze dość chłodna i przynajmniej w tamtych czasach czysta, czym Esy odróżniały się od innych tego typu zbiorników wodnych, gdzie woda przypominała ciepłą zupę.

Piszę o tym wszystkim nie dlatego, że chcę zachęcać kogoś do ryzyka, czy promować nielegalne kąpieliska, ale dla czystej przyjemności wspomnień z dzieciństwa to po pierwsze. A po drugie, to Esy były wspaniałym przykładem jak natura radzi sobie z terenem wykorzystanym (zdewastowanym) przez człowieka. Czasami lubiłem tam pojechać, nawet jeśli nie było możliwości kąpieli, żeby chociaż kilkadziesiąt minut posiedzieć i popatrzeć. Do morza mieliśmy dość daleko, drogi były nie takie jak dzisiaj, a kilka minut od domu był taki cud natury, która sobie poradziła z wyeksploatowanym przez człowieka wyrobiskiem dając mu drugie życie. Może nie tak lukratywne, ale jakże piękne! Czasami przemknęła przez głowę myśl, że ja się tutaj wygrzewam na słonku, zażywam kąpieli i relaksuję, a kiedyś ludzie tutaj wylewali pot, czasami nawet w pracy przymusowej, niewolniczej, a na pewno zawsze bardzo ciężkiej. Ale nie mamy wpływu na przeszłość. W każdym razie od Esów zaczęła się nie tylko moja umiejętność pływania, ale też zaciekawienie takimi miejscami, gdzie przyroda radzi sobie z ingerencją człowieka.

Na podbój Kolorowych Jeziorek

Kiedy w redakcji zrodził się pomysł wakacyjnego cyklu o perłach Dolnego Śląska ucieszyłem się, że będzie okazja powrotu w rodzinne strony. Lista miejsc do odwiedzenia i opisania zawierała kilka obiektów architektury i tylko jeden natury. Od razu postanowiłem, że ja biorę naturę. Kiedy usłyszałem nazwę - Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich – zrobiło mi się wstyd, bo nie wiedziałem o co chodzi. Może już zbyt długo mieszkam poza Dolnym Śląskiem, dość powiedzieć, że nigdy wcześniej tego miejsca nie widziałem. Co w sumie ostatecznie mnie ucieszyło, bo przecież mógłbym zaproponować jakieś Błędne Skały, w których byłem wiele razy, a w ten sposób zobaczę coś zupełnie nowego również dla mnie. I choć jeszcze przed wyjazdem, kilka osób informuje mnie, że w sumie nie warto, ale wolę przekonać się osobiście.

Wieściszowice – tak nazywa się miejscowość w powiecie kamiennogórskim, którą wbijam w samochodową nawigację i jak zawsze staram się wiedzieć jak najmniej o celu mojej podróży. To naprawdę dobra technika. Z jednej strony nie rozczaruję się, bo na nic się nie nastawiam, z drugiej będę zmuszony komunikować się z innymi ludźmi, aby pozyskać informacje. W okolicach Wieściszowic już pojawiają się tablice kierujące do Kolorowych Jeziorek, potem jeszcze trzeba się przedrzeć przez strefę różnych prywatnych parkingów, które kuszą różnymi obietnicami, a to najniższą ceną, a to bezpłatną toaletą czy możliwością biwakowania i grillowania w cenie biletu. Ostatecznie dojeżdżam do ostatniego parkingu usytuowanego tuż przy wejściu do Rudawskiego Parku Krajobrazowego i co warto podkreślić, jest środek tygodnia, a więc na szczęście nie ma tu wielkich tłumów. Jeśli ktoś się obawia, że będzie musiał długo wędrować, aby cokolwiek zobaczyć, to od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości. Pierwsze jeziorka znajdują się niemal tuż przy wejściu do parku. Jest tam również punkt gastronomiczny, więc można się posilić, zanim zdąży się zmęczyć.

Czas, aby powiedzieć kilka słów o pochodzeniu jeziorek, a geneza jest bardzo podobna do wspomnianych wcześniej „esów” z mojego dzieciństwa. Tyle, że tutaj nie chodzi o kopalnie granitu, a pirytu. Ale po kolei. 

Złoto głupców

Znajdujemy się w miejscu, które było jednym z najzasobniejszych w rudy i kruszce metali rejonów w Sudetach. Eksploatowano tutaj rudy żelaza, miedzi, arsenu, złota i innych metali co najmniej od wczesnego średniowiecza. Na obrzeżu Wieściszowic w połowie XVIII wieku odkryto złoża pirytu i w 1785 roku rozpoczęto eksploatację łupków pirytowych. Piryt to minerał żelaza z gromady siarczków, w języku chemii nadsiarczek żelaza, potocznie nazywany złotem głupców ze względu na złotawy, metaliczny połysk. Minerał ten znany od dawna w XVIII wieku był wydobywany dla potrzeb produkcji kwasu siarkowego (dzisiaj odkryto jego możliwości zastosowań w przemyśle hi-tech takim jak chociażby: fotowoltaika, spintronika, katalizatory). Kopalnia, na terenie której znajdują się jeziorka, została zamknięta z przyczyn ekonomicznych w 1902 roku. Chciałbym teraz wyjaśnić tajemnicę tytułu tego artykułu. Otóż kopalnia, na terenie której znajdują się dwa najniżej położone jeziorka, nazywała się Hoffnung czyli.. Nadzieja. Jako druga została uruchomiona kopalnia Neue Gluck, czyli Nowe Szczęście – na jej terenie znajduje się największe Jeziorko Błękitne (albo Szmaragdowe). Najwyżej położone jeziorko znajduje się w wyrobisku Gustaw (najmniej poetycka nazwa).

Jeziorka: hit czy kit?

Jak już wspomniałem pierwsze Jeziorko Żółte znajduje się zaraz za bramą Parku Krajobrazowego. Wchodzi się do niego przez wykuty w skale otwór. Jego kolor związany jest ze składem chemicznym otaczających je skał wapnia i siarki. Podczas mojej wyprawy było w nim niewiele wody i nie zachwycało szczególnie swoim widokiem. Nieco lepiej prezentowało się znajdujące się tuż obok Jeziorko Purpurowe, które kolor swoich wód zawdzięcza wpływającemu do niego potokowi, a także związków mineralnych, które powstają w wyniku wietrzenia i rozkładu pirytu. Woda jest właściwie roztworem kwasu siarkowego, tak przynajmniej piszą, bo przyznam bez bicia – nie próbowałem ;). Ponieważ w pobliżu znajduje się punkt gastronomiczny, a oba jeziorka, przynajmniej w obecnej chwili, nie porażają urodą, część turystów kończy tutaj swoją eksplorację. Czyli mają w nogach kilkaset zaledwie metrów. Niżej podpisany oczywiście nie należy do tej grupy, więc ochoczo ruszyłem do trzeciego jeziorka w dawnej kopalni Nowe Szczęście. Zanim jednak tam dotarłem po drodze, zatrzymałem się na polance, gdzie były informacje o nietoperzach, które bardzo lubią dawne kopalnie. Ponieważ znajdujemy się na ścieżce edukacyjnej, więc teraz będzie malutka lekcja o nietoperzach. W całej Polsce występuje 25 ich gatunków, a w parku, w którym się znajduję aż 14. Nie spotkałem żadnego (był środek dnia), ale dowiedziałem się, że używają one echolokacji do orientacji w ciemności. Ultradźwięki emitowane przez nietoperza rozchodzą się koliście od jego głowy, odbijają się od przeszkód i wracają do nadawcy. I teraz uwaga, polujący nietoperz szuka zdobyczy emitując od 5 do 10 impulsów na sekundę. Jak zlokalizuje ofiarę (owada) liczba impulsów wzrasta aż do 200 impulsów na sekundę! Co następuje potem? Chyba obiad ;) 

Ja jeszcze głodny nie byłem i doszedłem spokojnie do Jeziorka Błękitnego. Zdecydowanie najpiękniejszego, choć wokół rośnie las świerkowy i nie ma tego księżycowego krajobrazu jak wcześniej. Jest w jeziorze sporo glonów, dzięki czemu ma ono taką, a nie inną barwę, choć dla mnie wyglądało ono bardziej na zielone. Tutaj jest bardzo klimatycznie, skorzystałem ze spokoju, aby odmówić modlitwę brewiarzową. Kątem ucha słyszę, że nie warto iść do czwartego jeziorka, bo daleko. Szczerze mówiąc nie spodziewam się za wiele, bo skoro jeziorka na dole były lekko wyschnięte, to można sobie wyobrazić jak będzie wyglądać coś, co się nazywa Zielonym Stawkiem. Poza tym jak to brzmi, że po Nadziei i Nowym Szczęściu trzeba jeszcze dojść do... Gustawa? Ale dla moich Czytelników nie mogłem odpuścić. Jak się okazało trzeba było przejść jeszcze około półtora kilometra i stawek nie zawiódł oczekiwań, w sumie byłoby trudno. Ale była w nim woda, choć zwykle jest on całkiem wyschnięty. 

Nie chcę wielkiego kopa

Za to okazało się, że całkiem blisko jest do Wielkiej Kopy – czyli najwyższego wzniesienia Rudaw Wschodnich, postanowiłem więc dopisać ten szczyt (871 m.n.p.m) do mojej prywatnej korony szczytów górskich (a mam na niej choćby Kilimandżaro i Górę Kościuszki ;) Przy Zielonym Stawku spotkałem rodzinkę, która zawzięcie dyskutowała, czy iść dalej na Wielką Kopę. Rodzice byli niezdecydowani, jeden synek chciał iść, a drugi powtarzał w kółko: „Nie chcę wielkiego kopa, nie chcę wielkiego kopa...” Ja się nie bałem wielkiego kopa i górę zdobyłem ;) 

Kiedyś na szczycie Wielkiej Kopy była wysoka na 15 metrów drewniana wieża widokowa, ale zniszczono ją po II wojnie światowej. Nie wiem czy można to podciągnąć pod reparacje wojenne, ale ja bym spróbował, niech Niemcy zapłacą i za to, albo chociaż zbudują nową, bo pośród drzew i kamieni nie ma żadnej pięknej panoramy. A przydałaby się. 

Cóż mam powiedzieć na koniec? Hit czy kit? Odpowiem inaczej. Szlak jeziorek w jedną stronę aż do Wielkiej Kopy to niespełna 3,5 kilometra. Lekki spacerek. W górskim powietrzu pośród zieleni. Zawsze warto. Za każdym razem kiedy wreszcie wybiorę się w góry i kończę eskapadę przychodzi mi do głowy włoskie powiedzenie, które chyba nie ma polskiego odpowiednika: prendersi a schiaffi – co znaczy spoliczkować sam siebie. Taką mam właśnie ochotę – wytrzaskać sam siebie po gębie, że robię to tak rzadko! A to mi robi tak dobrze! 

Więc jechać specjalnie na Kolorowe Jeziorka, to może byłaby przesada, choć z drugiej strony jest to jedno z miejsc, które na skutek zmian klimatycznych może kiedyś zniknąć, więc może warto zdążyć zanim to nastąpi. W każdym razie, będąc w okolicy i włócząc się po górach, warto tam wstąpić i przy odpowiednich warunkach pogodowych nacieszyć oczy. Siedmiokilometrowy spacer niemal każdemu zrobi dobrze. A niektórym może da wielkiego kopa! ■

Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!