TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 04 Listopada 2025, 19:13
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ciągle te wątpliwości

Ciągle te wątpliwości

Kto stoi niech baczy, aby nie upadł, czyli kryzys jest zawsze tuż za rogiem, ale nie do niego należy ostatnie słowo.

Pamiętam, jak kiedyś moja przyjaciółka zadzwoniła do mnie z informacją, że jedno z jej dzieci nie zamierza przyjąć sakramentu bierzmowania, czym ona – było nie było – katoliczka, starająca się wychować swoje dzieci zgodnie z obietnicą, którą złożyła Bogu najpierw kiedy przyjmowała sakrament małżeństwa, a potem kiedy przedstawiała dzieci do chrztu świętego, była załamana. I u swojego przyjaciela księdza szukała porady, co ma w tej sytuacji zrobić. 

Złożyliśmy obietnicę

Zanim pójdziemy dalej chciałbym żebyście zwrócili uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, właśnie wam przypomniałem, że wychowanie dzieci w wierze nie jest jakimś tam widzimisię czy kaprysem, ale konsekwencją obietnicy, jaką złożyliście Panu Bogu. I tak mi się wydaje, że jak się coś Panu Bogu obieca, to nie można sobie tego odpuszczać z byle powodu. Czasami kiedy oglądam jakiś film sensacyjny, patrzę na różnych detektywów, śledczych, policjantów czy innych funkcjonariuszy, jak oni nie mogą spać, bo szukają na przykład zaginionego czy porwanego dziecka, to się zawsze zastanawiam, jak to jest, że nam księżom tylu ludzi się „gubi”, a my śpimy bez najmniejszych problemów. Podobnie jest często z katolickimi rodzicami, których dzieci wybierają drogi daleko od Boga, a oni wzruszają ramionami: „jak sobie pościele, tak się wyśpi” i spokojnie zasypiają noc w noc. Nie mówię, żeby od razu się dręczyć każdej nocy, ale warto pamiętać, że coś obiecaliśmy i coś zawalamy, no i trochę wysiłku włożyć, żeby dotrzymać obietnicy, a przecież chodzi przede wszystkim o dobro naszych dzieci. 

Druga sprawa to fakt, że moja przyjaciółka zwróciła się po pomoc do księdza. Nie do koleżanki, która być może by ją „uspokoiła”: nie ma się czym przejmować, moje dzieciaki też do kościoła nie chodzą i nic złego się nie dzieje, takie mamy czasy. Zwróciła się do księdza, któremu powinno zależeć na tym, aby jej pomóc, ale też mogłaby się zwrócić do osoby świeckiej, jednakże nie pierwszej lepszej, ale takiej, która żyje wiarą i ma doświadczenie w katolickim wychowaniu dzieci. Bo czasem naprawdę trzeba pozwolić sobie pomóc. I warto tej pomocy szukać, zaraz do tego wrócimy. A teraz jeszcze słówko o księżach „przyjaciołach rodziny”. Często się zdarza, że rodziny chętnie zapraszają takiego księdza na swoje śluby, chrzty i Pierwsze Komunie, ale niestety niechętnie dzielą później z takim przyjacielem swoje problemy z wychowaniem dzieci w wierze. Czasami, bo się wstydzą, że nie dają rady, a czasami bo ci księża to wcale nie tacy przyjaciele, ale po prostu się ich zna z dawnych czasów, a niekoniecznie się ma przekonanie do swojego proboszcza (czasami się go wcale nie zna, bo po co, skoro mam księdza przyjaciela?). W każdym przypadku warto z takich księży skorzystać, kiedy nie wiemy jak sobie poradzić z problemami z wiarą naszych pociech młodszych i starszych (a czasami z naszą własną wiarą). W końcu prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie, prawda?

Nigdy nie przestajemy się uczyć

Wróćmy do mojej przyjaciółki, której syn postanowił nie przyjąć sakramentu bierzmowania, martwiąc tym swoją mamę. Ogólnie rzecz biorąc stwierdził, że z tym Jezusem to jemu to wygląda na jakąś ściemę i on nie chce w to dalej brnąć. W taki sposób chłopak wyraził swoje wątpliwości i o tym dzisiaj chcemy porozmawiać. Bo musimy sobie zdać sprawę, że o ile historyczności Jezusa z Nazaretu nikt dzisiaj nie poddaje w wątpliwość, nawet ateiści, to jednak większość spraw które Go dotyczą, na przykład to, że jest Bogiem, przyjmujemy „na wiarę”. A tam gdzie mówimy o wierze, nigdy nie ma pewności, więc będą się pojawiać wątpliwości. I u nas, i u naszych dzieci. W związku z tym warto wiedzieć, jak sobie z nimi radzić i pierwszą podpowiedź mamy w tytule tego akapitu: trzeba się ciągle uczyć. Dzisiaj można powiedzieć każdy zawodowiec musi się nieustannie dokształcać: prawnicy, nauczyciele, mechanicy, hydraulicy, no po prostu wszyscy, którzy nie chcą pozostać w tyle i dobrze wykonywać swoją profesję: lubicie księdza, który czyta kazania z jakichś starych pożółkłych kartek? No właśnie. Dopiero jak pójdą na emeryturę to już mogą sobie odpuścić. 

Jednak gdy chodzi o wiarę, nigdy nie można sobie odpuścić. Trzeba się ciągle formować, przede wszystkim dla siebie, ale też i dla swoich dzieci, bo prawda jest taka, że wielu młodych ma problem z wiarą, ponieważ ich rodzice, no nie chcę ich obrażać, ale po prostu są nooo… niedouczeni. Pozostańmy na tym eufemizmie. Wiele wątpliwości w wierze bierze się z braku elementarnej wiedzy religijnej, braku ciągłej formacji, lektury, konfrontacji, słuchania i pytania. Jeśli czytasz ten artykuł to znaczy, że ci zależy i to jest dobry znak. Bo jeżeli ktoś przechodzi kryzys wiary, ma poważne wątpliwości, to znaczy że przestały mu wystarczać dotychczasowe odpowiedzi i trzeba szukać dalej. Ks. Jan Frąckowiak, który napisał świetną książkę „Wiara. Podręczny przewodnik”, przytacza w tym kontekście słowa św. Augustyna, który modlił się, aby potrafił znaleźć Boga, a znalazłszy, nigdy nie przestawał szukać. I te słowa dotyczą każdego z wierzących. 

Nie zatrzymywać się na kawałkach

To jest druga sprawa, którą podkreśla ks. Jan w swojej książce. Bo bardzo łatwo jest się zgorszyć Panem Bogiem, Biblią, chrześcijaństwem, swoim proboszczem czy swoją parafią, jeśli zatrzymamy się tylko na jakimś wycinku, na małym kawałeczku. Większość herezji (czyli błędów w wierze) bierze się właśnie z brania części za całość (pars pro toto), ale i wiele wątpliwości bierze się właśnie z tego, że patrzymy wąsko, fiksujemy się na jednej rzeczy, zamiast spojrzeć szeroko, a najlepiej całościowo. I tak widzimy Boga, który karze śmiercią w Starym Testamencie, Jezusa, który wywala handlarzy ze świątyni, ale już nie widzimy, że ten sam Jezus umiera za wszystkich, również tamtych handlarzy. Widzimy dziwne fakty w historii Kościoła, czy problem pedofilii dzisiaj, albo zakazy etyczne, które nam nie pasują i zapominamy o wszystkim innym i nawet nie próbujemy pójść głębiej. I czasem dziecko strzeli rodzicowi takim kawałeczkiem w oczy i rodzic staje bezradny i często przyznaje dziecku rację, bo sam też się fiksuje na jednym kawałku. A to powinien być zaledwie punkt wyjścia do rozmowy, do wspólnego szukania zrozumienia i jak najszerszego poszerzenia pola widzenia. Bo Kościół to nie tylko kontrowersyjne (a często po prostu nie zrozumiane i rozważane anachronicznie) wydarzenia w historii i nie każdy ksiądz jest pedofilem, a za każdym zakazem etycznym stoi jakieś dobro, którego ten zakaz chroni. Ale o tym trzeba wiedzieć i o tym trzeba rozmawiać. 

Trzymać się Kościoła

Wiem, wiem, z tym punktem jest najgorzej, ale jeśli popadamy w wątpliwości co do prawd wiary, to musimy pamiętać, że one nie są z tego świata, a w związku z tym nie możemy w tych sprawach być sami dla siebie drogowskazem. Pozwólcie, że przytoczę tutaj słowa wspomnianego już ks. Jana Frąckowiaka: „Przed nami wielu myślących i świątobliwych chrześcijan miało te same pytania co my. Modlili się, uczyli i szukali. I wiele już odkryli, dlatego my nie musimy za każdym razem zaczynać od początku. Możemy po prostu posłuchać tego, co oni mają nam do powiedzenia. Ich głębokie odpowiedzi znajdują się w duchowym skarbcu Kościoła. Bo właśnie Kościołowi powierzono depozyt wiary, czyli święte treści, które mają być bezpiecznie i bez skażenia przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dlatego jeśli nie chcemy się pogubić, powinniśmy nasze poszukiwania w wierze prowadzić zawsze wewnątrz tej wspólnoty wiary i w zgodzie z tym, czego nauczają jej pasterze. Nie należy wychodzić ani na centymetr poza ich nauczanie – nawet gdy nie wszystko nam się podoba – ponieważ w przeciwnym przypadku jesteśmy zdani na samych siebie, jak rozbitek, który wypadł za burtę. Trzymanie się Kościoła we wszystkim jest gwarancją, że się nie pogubimy, nawet jeśli wielkie Boże sprawy nie mieszczą się nam w głowie. Trzeba nam zaufać autorytetowi Kościoła, który tę drogę z powodzeniem wskazuje od dwóch tysięcy lat – nawet jeśli poszczególni ludzie Kościoła nie zawsze sami tą drogą przez życie wiernie idą”. Święty Augustyn szczerze wyznał: „Nie wierzyłbym Ewangelii, gdyby nie skłaniał mnie do tego autorytet Kościoła katolickiego”. Mocne, ale prawdziwe. 

Ok, na koniec przyznam się wam, że minęło już sporo lat, a syn mojej przyjaciółki nadal nie przyjął bierzmowania. Bywa i tak. Ale jego rodzice się nie poddają. Ja też. Modlimy się, rozmawiamy i nie tracimy nadziei. 

ks. Paweł

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!