TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 11:04
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Bo on tam jest

Bo on tam jest

Mount everest

Tak odpowiedział na pytanie o sens wspinania się na Mount Everest George Mallory w 1923 roku, podczas prelekcji w Nowym Jorku związanej ze zbiórką funduszy na kolejną wyprawę. Najprawdopodobniej słowa te były rzucone na odczepne, może w wyniku zmęczenia, niemniej przeszły do historii himalaizmu. A trzeba powiedzieć, że „on tam jest”, czyli stoi w Himalajach od około sześćdziesięciu milionów lat, a właściwie to nawet nie stoi, tylko „wędruje” na północny zachód o 3 do 7 mm rocznie (według innych badań nawet 27 mm) i choć jest wyższy niż 21 budynków Empire State Building ustawionych jeden na drugim, ciągle rośnie o około 4 mm rocznie! Mount Everest przez Tybetańczyków jest nazywany Czomulungmą, czyli „Matką wszystkich śniegów”, a przez Nepalczyków Sagarmathą, czyli „Matką Świata”, albo „Czołem Nieba”. Gwoli prawdy, pierwszy zdobywca nazwał go również „skurczybykiem” i to w bardzo łagodnym tłumaczeniu. Właśnie minęło sześćdziesiąt lat od tego wydarzenia.

Jeszcze trochę historii. W 1865 roku góra zostaje nazwana Mount Everest na cześć George’a Everesta, szefa pomiarów geodezyjnych w Indiach w latach 1823-43, z woli jego następcy, choć on sam sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu. W 1885 roku Clinton T. Dent prezes Klubu Alpejskiego sugeruje w swojej książce „Powyżej linii śniegu”, że wspinaczka na Everest jest możliwa i wyobraźnia wielu alpinistów zaczyna pracować na podwyższonych obrotach. Choć już w roku 1904 Francis Younghusband otrzymał zgodę od Dalajlamy na brytyjską wyprawę w Himalaje, dopiero w 1921 roku wyruszyła pierwsza ekspedycja, w której uczestniczył m. in. Mallory. Na sukces trzeba było poczekać jeszcze ponad 30 lat. 

1953: nie tylko śmierć Stalina

Wyprawa z 1953 roku, której kierownikiem był pułkownik Armii Brytyjskiej John Hunt, była dziewiątą z kolei próbą Brytyjczyków i wiązała się z nią poważna presja: za rok pozwolenie na zdobywanie uzyskali Francuzi, a na rok 1955 Szwajcarzy. Brytyjczycy mogli więc liczyć na kolejne pozwolenie dopiero w 1956 roku z poważnym ryzykiem, że Mount Everest nie będzie już szczytem dziewiczym. Oprócz kierownika w wyprawie wzięło udział 13 innych członków, korespondent „The Times”, ponad 20 Szerpów i 362 tragarzy. Na pierwszy atak na szczyt Hunt zaproponował Toma Bourdillona i Charlesa Evansa, którzy wspierając się tlenem wyruszyli z VII obozu na wysokości 7440 metrów 26 maja, ale zawrócili z wysokości 8750 metrów. Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay wyruszyli jako druga para 27 maja i dwa dni później o 11.30 stanęli na szczycie Czomulungmy, gdzie zostawili między innymi mały krzyżyk. Po zejściu Nowozelandczyk Hillary zwrócił się do swojego przyjaciela George’a Lowe, wypowiadając słynne zdanie „George, załatwiliśmy skurczybyka”, nie zdając sobie sprawy, że za pośrednictwem BBC pozna je cały świat. Wiadomość o sukcesie dotrze do Londynu 2 czerwca 1953 roku, czyli w dzień koronacji Elżbiety II. Ciekawostką jest, że Hillary zrobił zdjęcie Tenzingowi na szczycie, a jednocześnie nie zgodził się, aby Szerpa zrobił to samo dla niego. Cóż, wtedy nie było Facebooka ani Twittera...

W 2006 roku zrobiło się ponownie głośno o Hillarym, kiedy bardzo krytycznie wypowiedział się o niezorganizowaniu pomocy dla himalaisty Davida Sharpa, który zmarł na Evereście: „Myślę, że całe to nastawienie do zdobywania Everestu stało się naprawdę straszne. Ludzie chcą tylko dostać się na szczyt. Pozostawienie człowieka cierpiącego na chorobę wysokościową pod skałą było wielkim błędem, jakby uchylić kapelusza, powiedzieć „Dzień dobry” i pójść sobie dalej. Dzisiejsi himalaiści nie zrobią niczego dla innych, którzy mogą znaleźć się w kłopotach i niestety nie dziwię się, że potrafią zostawić kogoś pod skałą na pewną śmierć. Ich jedynym priorytetem jest zdobycie szczytu, dobro kolegów z zespołu jest na drugim planie”. 

Dylematy moralno-etyczne coraz częściej pojawiają się w związku z kolejnymi himalaistami, którzy na zawsze pozostają w okowach lodu.

Polska złota era

To oczywiście lata osiemdziesiąte poprzedniego stulecia, antycypowane słynnym wejściem na Mount Everest Wandy Rutkiewicz, jako pierwszej Europejki i trzeciej kobiety w historii, 16 października 1978 roku. Pamiętamy słowa Jana Pawła II, który dokładnie w tym samym dniu został wybrany Następcą Świętego Piotra, skierowane do Wandy Rutkiewicz: „Dobry Bóg tak chciał, abyśmy tego samego dnia zaszli tak wysoko”. Kolejnym wielkim polskim sukcesem było pierwsze w historii zimowe wejście Leszka Cichego i Krzysztofa Wielickiego 17 lutego 1980 roku. W tym samym roku górę zdobył również Jerzy Kukuczka, pierwszy polski i drugi w historii zdobywca wszystkich ośmiotysięczników. Niestety, z Everestem łączy się również jedno z najtragiczniejszych wydarzeń, które w pewien sposób zakończyło tę „złotą erę” 29 maja 1989 roku. Na zachodniej grani sześciu polskich alpinistów spadło z lawiną i tylko jeden z nich Andrzej Marciniak, wówczas trzydziestolatek i nowicjusz, przeżył. Nawet słowa najsłynniejszego himalaisty świata Włocha Reinholda Messnera, który pomagał w akcji ratunkowej Marciniaka: „Polacy zginęli, bo byli najlepsi”, nie mogą być pociechą, zwłaszcza dla żon i dzieci naszych alpinistów. Po cudownym uratowaniu Andrzej Marciniak przez lata nie rozmawiał z żoną o górach, a jednak siedem lat później przyjmuje propozycję wyprawy na Annapurnę, która kończy się sukcesem. Jednak góry upomniały się o niego: 7 sierpnia 2009 roku podczas wspinaczki na Pośredniej Grani w Tatrach (w Tatrach!) odpadł z dużym blokiem skalnym i zginął.   

Kiedy zacząć i kiedy będzie za późno?Miura

W roku 2010 na Mount Everest wdrapał się trzynastoletni Jordan Romero stając się tym samym najmłodszym zdobywcą „skurczybyka”. Gdy zaś chodzi o nieco „starszych” himalaistów, to chyba właśnie dla uczczenia sześćdziesiątej rocznicy pierwszego zdobycia Mount Everestu, 23 maja tego roku szczyt najwyższej góry świata osiągnął osiemdziesięcioletni Yuichiro Miura z Japonii i jest on obecnie najstarszym człowiekiem, który tego dokonał. Widać, że panu Miurze bardzo zależy, aby ten szczytny tytuł zachować (nawiasem mówiąc, czy może być bardziej zasadne użycie słowa „szczytny tytuł” niż w tej sytuacji? Chyba nie ;-), ponieważ już dziesięć lat temu, jako siedemdziesięciolatek wszedł na Everest po raz pierwszy. Kiedy jego rekord został pobity Yuichiro poprawił swój rezultat w wieku 75 lat wracając na szczyt również w Księdze Guinnessa (gdzie w tym samym roku zdetronizował go 76 – letni Bahadur Sherchan) i teraz po pięciu latach jeszcze podbił poprzeczkę! Oprócz klasyfikacji najstarszych na Evereście Miura szczyci się (też nam tutaj słówko pasuje jak ulał ;-) jeszcze jednym prymatem: 6 maja 1970 roku jako pierwszy zjechał na nartach z Mount Everestu, a dokładnie z South Col, który znajduje się na wysokości ponad 8000 metrów pokonując w linii pionowej prawie 2000 metrów w 2 minuty i 20 sekund. To jego osiągnięcie zostało udokumentowane w filmie „Człowiek, który zjechał na nartach z Everestu” w roku 1975, a film ten zdobył Oscara jako pierwszy film dokumentalny z dziedziny sportu. Chociaż trudno w to uwierzyć, te niesamowite osiągnięcia z ostatnim włącznie, najprawdopodobniej nie są jeszcze ostatnim słowem dziarskiego staruszka z Tokyo. Co nam pozwala snuć takie przypuszczenia? Otóż  podczas swoich wspinaczek Yuichiro nosi zawsze w kieszeni zdjęcie swojego ojca Keizo, który zmarł w wieku 101 lat. Cóż, taki wiek w Japonii nie jest szczególnie rzadki, ostatnio moja przyjaciółka Miyuki poinformowała mnie o śmierci swojej babci, która przeżyła 100 lat, mimo że mieszkała w Fukushimie, gdzie jak pamiętamy jeszcze do niedawna funkcjonowała elektrownia atomowa, a takie sąsiedztwo raczej życia nie przedłuża. Tym co pozwala nam przypuszczać, że Yuichiro jeszcze nas czymś zaskoczy jest więc nie tyle długowieczność jego ojca co fakt, że Keizo Miura mając 99 lat zjechał na nartach z... Mount Blanc we Francji! Coś musi być w tych górach...

najmlodsza

A może jednak 30 lat wcześniej?

Na samym początku wspomnieliśmy George’a Mallory’ego i na zakończenie warto wrócić do pytań, które dręczą wielu miłośników gór, ale i historyków. Czy rzeczywiście Hillary i Norgay byli pierwszymi, którzy postawili stopy na najwyższym szczycie Ziemi? A może jednak już niemal trzydzieści lat wcześniej dokonali tego Mallory i Irvine? Z całą pewnością Mallory był pierwszym Europejczykiem, który postawił stopę na zboczu Everestu w 1921 roku. Uczestniczył w drugiej wyprawie brytyjskiej w 1922 r. i w kolejnej, tragicznej dla niego w 1924 r. Na swojego partnera do ataku na szczyt wybrał młodego Andrew Irvine’a. Wyruszyli 8 czerwca i nie wrócili. 

Kiedy w 1999 roku Conrad Anker odnalazł ciało Mallory’ego, z osobistych rzeczy stwierdził obecność kompasu, wysokościomierza, a także starannie zwiniętych listów od żony Ruth Mallory. Brakowało tylko jednego elementu: zdjęcia małżonki, które Mallory na pewno miał przy sobie i zamierzał zostawić je na szczycie. Nie odnaleziono również ciała drugiego uczestnika wyprawy Irvine’a, który powinien mieć aparat fotograficzny, a w nim, być może, zdjęcia ze zdobycia szczytu... Nie można więc z całą pewnością wykluczyć, że dwaj Anglicy nie zdobyli szczytu 8 czerwca 1924 roku. A może tylko Mallory? Ale też chyba nigdy nie będziemy mogli tego potwierdzić. 

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!