Bałkańska Mozaika
Półwysep Bałkański to kraina niezwykle różnorodna i piękna. Bajeczne góry, krystalicznie czyste jeziora i rzeki, zjawiskowe wybrzeże. Wszystko to skupione na niewielkim stosunkowo obszarze. Także ludzie jakby w odpowiedzi na to niezwykłe zagęszczenie cudów przyrody postanowili pomieścić na tym terenie wiele narodów, religii i kultur.
O Półwyspie zwykło się mówić „Bałkański Kocioł” – miejsce, gdzie wszystkie te kultury mieszają się tworząc nieraz iście wybuchową miksturę. Patrząc na historię tego regionu rzeczywiście można by się z takim porównaniem zgodzić. Moim zdaniem jednak trafniej byłoby porównać Bałkany do przepięknej, wręcz surrealistycznej mozaiki, w której z pozoru niektóre elementy nie pasują do siebie. Poznanie Bałkanów z tego punktu widzenia jest jak podziwianie niezwykłego dzieła sztuki, które wciąż na nowo odkrywa przed widzem swój niejednoznaczny sens.
Albanię i Macedonię łączy bardzo wiele. Wspólna granica, wielkie jezioro nad którym oba te kraje leżą, te same góry, liczne mniejszości narodowe. Wszystko to jednocześnie te państwa dzieli. Myślę jednak, że nade wszystko stanowi o ich tożsamości.
Macedonia to maleńki kraj w sercu Półwyspu, leżący nad dwoma wielkimi, krystalicznie czystymi jeziorami – Szkoderskim i Ochrydzkim. Problemy tego państwa zaczynają się już od samej nazwy i są efektem sprzeciwu Grecji wobec nazywania tej bałkańskiej republiki Macedonią. W celu uspokojenia Grecji na forum ONZ Macedonia oficjalnie została przyjęta jako Była Jugosłowiańska Republika Macedonii. Jakby na przekór kłopotom zewnętrznym, Macedonia radzi sobie chyba najlepiej ze wszystkich krajów z charakterystyczną dla tej części Europy mieszanką narodowości i religii wśród swoich obywateli.
W Tetovie, gdzie większość stanowią Albańczycy, język albański jest równoprawny z macedońskim, więc nawet tutejszy uniwersytet prowadzi wykłady w tym języku. Albańczycy są muzułmanami i właśnie dla podziwiania zupełnie wyjątkowych skarbów kultury muzułmańskiej przyjechaliśmy do Tetova.
Padał deszcz i było wyjątkowo chłodno jak na wrzesień, kiedy dotarliśmy przed „Malowany Meczet”. Chyba jedyny taki na świecie (muzułmanie nie ozdabiają w ten sposób swoich świątyń). Od razu ktoś nas zaprosił do środka, nie zważając że jako kobiety nie miałyśmy chust na głowach. Wyszlifowane tysiącami modlących się schody i posadzki przed wejściem, lśniły dodatkowo od deszczu i wydawały się odbijać niezwykłe ceglasto czerwone kolory budowli. Gdy tylko nacieszyliśmy się pięknem meczetu i ruszyliśmy w dalszą drogę zaczepiła nas śliczna Albanka i zaproponowała, że oprowadzi nas po mieście. Była muzułmanką i muzykiem, nie nosiła chusty na głowie i chętnie opowiedziała nam o jeszcze nie tak dawno toczących się na tych terenach walkach Albańczyków o oderwanie się od Macedonii. Tamte wydarzenia odeszły już na szczęście do przeszłości, ale wciąż nie wszyscy muzułmanie są traktowani tak samo. Słuchając opowieści tamtej dziewczyny dotarliśmy do muzułmańskiego klasztoru. Oczywiście ani sunnici, ani szyici, ani żaden z innych głównych odłamów Islamu nie zakładają klasztorów. W Tetovie żyje mniejszość muzułmańska – Bektaszyci, a w klasztorze bektaszyccy mnisi – Derwisze.
W tym właśnie klasztorze spędziliśmy tamtą noc słuchając o ich historii i zasadach religijnych. Mimo że do dzisiaj są dyskryminowani nawet przez miejscowych muzułmanów, zachowali swą odrębność i wartości. Tu kobiety nie zakrywają włosów, muezin nie wzywa na pięciokrotną modlitwę. Tu każdy modli się indywidualnie a najbardziej wtajemniczeni mnisi wprowadzają się w trans i tańczą – to właśnie tak zwani „wirujący derwisze”.
Na fladze Macedonii widnieje słońce. To słońce świeci tak samo na meczety jak i na cerkwie. W Macedonii, w słynnym mieście Ochryd położonym nad bajecznym jeziorem o tej samej nazwie, św. Kliment uczeń św. Cyryla i Metodego udoskonalił pierwszy słowiański alfabet i stworzył cyrylicę, założył też pierwszy słowiański uniwersytet. Liczne zabytki z pierwszych wieków chrześcijaństwa rozsiane u wybrzeży Jeziora Ochrydzkiego wydały mi się bardzo bliskie. Szczególnie zapadła mi w pamięć cerkiew, gdzie swoją pustelnię miał Św. Naum. To tam pilnujący porządku mnich podarował mi zupełnie bezinteresownie maleńką ikonkę z wizerunkiem świętego.
Pustelnia Św. Nauma leży nad jeziorem Ochryd, na samej granicy z Albanią. Przejście tych kilkuset metrów za szlaban nie powinno więc wiele zmienić. Tymczasem już od pierwszych kroków na albańskej ziemi poczuliśmy, że oto wkroczyliśmy w zupełnie inny świat. Okazało się, że na Bałkanach nawet przedstawiciele jednej narodowości mogą różnić się od siebie tak, że łączy ich tylko język.
Właściwie trudno uwierzyć, że Albania leży w Europie. Kraj przez dziesięciolecia odcięty od świata w strasznym reżimie Envera Hodży, po odzyskaniu wolności nie potrafi dopasować się do europejskich standardów państwowości i przypomina trochę kraj afrykański. Pozostałością reżimu jest zrujnowana gospodarka i miliony rozsianych po całym kraju bunkrów, wybudowanych przez szalonego przywódcę w obawie przed wyimaginowanym najeźdźcą. I tak charakterystyczne okrągłe budowle można spotkać do dzisiaj wszędzie – na wysokich przełęczach górskich, plażach, w przydomowych ogródkach.
Historia Albanii pozostawiła na tej ziemi wiele ciekawostek także z dawniejszych epok. Miejscem, gdzie można doświadczyć większości z nich jest miasto Butrint leżące na południu kraju. Ludzie zasiedlali to niezwykle urokliwe miejsce od starożytności do ok. XVII wieku. Miasto położone dogodnie wśród gór, w ujściu rzeki i z widokiem na grecką wyspę Korfu, przez wieki było ważnym ośrodkiem handlowym, a obecnie jest bardzo nietypową ruiną. Obok siebie można podziwiać rzymskie mozaiki, kościoły z rożnych okresów i wiele innych budowli.
Niestety w Albanii nie tylko tak stare miasta z powodu wysiedlenia popadają w ruinę. Wiele mniejszych i większych miejscowości położonych w trudno dostępnych, górzystych częściach kraju zamieszkanych jest już właściwie tylko przez osoby starsze. Młodzi z braku perspektyw w kraju, wyjeżdżają za pracą do bogatszych krajów Europy. Opuszczone przez nich miasteczka choć wyglądają malowniczo, to jednak napawają smutkiem, gdyż widać, że wraz z ostatnimi mieszkańcami wkrótce znikną one z map.
Mimo wszystkich tych trudności Albańczycy to naród wyjątkowo dumny i zazdrosny o swój własny, jakże przecież piękny kawałek ziemi. Trudno się dziwić postawie obronnej wśród ludzi, którzy przez wieki nękani byli przez najeźdźców, a potem przez wiele lat trzymani w sztucznym reżimie. Teraz w obliczu wolności, zmagają się z własnym, trudnym charakterem, pozostając przy tym urzekająco otwartymi i gościnnymi ludźmi o szczerym i bezpośrednim charakterze.
Miłość do własnego kraju łączy zresztą wszystkie narody Bałkanów. Choć z perspektywy Polski trudno zrozumieć wszystkie skomplikowane zależności między krajami, to razem z pięknem natury właśnie one sprawiają, że Bałkańska mozaika jest dla nas wciąż tak intrygująca.
Tekst: Agnieszka Kupaj
Foto: Agnieszka i Błażej Kupaj
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!