TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 07:08
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Aby się Bogu podobała, nie nam

Aby się Bogu podobała, nie nam

Mam kolegę księdza, który z powodu pewnych życiowych turbulencji ostatecznie wylądował w Austrii jako proboszcz niewielkiej parafii (a nawet dwóch). Swego czasu go odwiedziłem, nie mówił wówczas jeszcze zbyt dobrze po niemiecku.

Jeśli ktoś go zastępował podczas wakacji, zwykle jakiś ksiądz z Polski, to jednym z podstawowych warunków było to, że musiał po niemiecku mówić jeszcze gorzej ;) Kazania czytał z kartki, przynajmniej w tamtych czasach, dzisiaj to się na pewno zmieniło i jakby to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało jakoś ofensywnie albo niesprawiedliwie, sprawował swoje obowiązki w sposób bardzo minimalistyczny, tylko to co było konieczne. Pomimo tych wszystkich deficytów był akceptowany i lubiany przez swoich austriackich parafian. Ponieważ dość mocno mnie to ciekawiło, chciałem zrozumieć, czym mój kolega zaskarbił sobie uczucia wiernych w parafii, bo sam byłem przez lata proboszczem jako obcokrajowiec i wiem, że nie jest łatwo, a myślę też, że w Austrii pewnie jeszcze trudniej niż w Italii. I wreszcie w pewnej rozmowie odkryłem sekret mojego kolegi. Otóż okazało się, że w odróżnieniu od swojego poprzednika, a także innych austriackich proboszczów sąsiednich parafii mój kolega po prostu odprawia Mszę Świętą zgodnie z Mszałem Rzymskim, nie wymyśla sobie prefacji, czy słów Konsekracji, normalnie spowiada udzielając rozgrzeszenia formułą sakramentalną, nie wmawia ludziom, że to co mówią na spowiedzi to nie są grzechy. Innymi słowy, że ważne są dla niego słowa, które wypowiada na Mszy Świętej podczas modlitwy nad darami: „Przyjmij nas Panie stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym. Niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą Panie Boże, aby się Tobie podobała”. Sprawował liturgię tak, żeby się podobała Panu Bogu, podczas gdy bardzo wielu innych kapłanów starało się przypodobać ludziom, albo samym sobie. Żeby im się ta ofiara podobała, nawet jeśli miała coraz mniej wspólnego z ofiarą, Mszą Świętą i liturgią. 

Z kolei z własnego doświadczenia pamiętam pewną kobietę, Dunkę jeśli dobrze kojarzę, którą spotkałem na Camino w Hiszpanii. Spotkaliśmy się w którymś ze schronisk tuż po tym, jak sprawowałem tam Eucharystię (w Hiszpanii naprawdę ciężko o otwarty kościół) i ona poinformowała mnie, że kilka dni wcześniej uczestniczyła we wspaniałej Mszy Świętej. Zaciekawiony zapytałem, na czym polegała wspaniałość tej Mszy i ona mi wyjaśniła, że integralną częścią liturgii był dyskurs Nelsona Mandeli... Można by jeszcze wspomnieć o popielniczkach na ołtarzu Mszy sprawowanych na francuskich plażach, czy dzieciach w Holandii przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej w przebraniu za ulubione warzywa, czyli jako marchewki, ogórki i pomidory... Ale jestem przekonany, że ludzka pomysłowość w dostosowywaniu Mszy Świętej do oczekiwań i pragnień wiernych, albo do osobowości i ekspresyjności celebransa poszła znacznie, znacznie dalej. Dlatego bardzo się cieszę, że w obliczu utrzymywania się przeróżnych nadużyć liturgicznych, Dykasteria Nauki Wiary w nocie Gestis verbisque potwierdza, że słowa i elementy ustanowione w zasadniczym obrzędzie każdego sakramentu nie mogą być zmieniane, ponieważ wtedy sakrament nie zaistnieje.

Kardynał Victor Fernández, prefekt dykasterii, wyjaśnił że przyczyną powstania dokumentu było „mnożenie się przypadków, gdy zaszła konieczność stwierdzenia nieważności sprawowanych sakramentów”, ze zmianami, co „doprowadziło z kolei do konieczności odnajdywania osób, których to dotyczyło, w celu powtórzenia obrzędu chrztu lub bierzmowania, a znaczna liczba wiernych słusznie wyraziła swoje oburzenie”. Jako przykład podano zmianę formuły chrztu, np. „Ja ciebie chrzczę w imię Stwórcy…” oraz „W imię taty i mamy… my ciebie chrzcimy”. Okoliczności te dotyczyły również pewnych kapłanów, którzy, „będąc ochrzczonymi przy użyciu formuł tego typu, odkryli z bólem nieważność swoich święceń oraz sakramentów sprawowanych do tej pory”. Kardynał wyjaśnia, że „podczas gdy w innych obszarach duszpasterskiego działania Kościoła jest dużo miejsca na kreatywność”, to w obszarze sprawowania sakramentów taka kreatywność „przekształca się raczej w pragnienie o charakterze manipulacji”. Na zakończenie kard. Fernández przypomina, że „od nas, szafarzy, wymaga się siły do przezwyciężenia pokusy czucia się właścicielami Kościoła” oraz że „wierni mają z kolei prawo do przyjmowania sakramentów w taki sposób, w jaki rozporządza nimi Kościół”. Cieszę się, że inkluzywność, której wielkim propagatorem jest kardynał Fernández, ma jednak granice. I dobrze, że one zostały przypomniane.

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!