Aby dojść do Pacanowa
Odnaleźć w sobie dziecko nie oznacza tupania nogą walcząc o swoje, ale radość z małych rzeczy, podążanie za marzeniami, ciągłe odkrywanie czegoś nowego i postrzeganie świata w radosnych barwach.
Pewien amerykański pisarz i ilustrator książek dla dzieci, Theodor Seuss Geisel, znany jako dr Seuss, autor „Kota w kapeluszu” czy Grincha, który ukradł Święta, powiedział kiedyś, że „dorośli to przeterminowane dzieci”. Natomiast niemal dwa tysiące lat wcześniej Pan Jezus ostrzegł nas wszystkich: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim”. I właśnie gdzieś pomiędzy tymi dwoma sentencjami leży geneza naszego tegorocznego cyklu wakacyjnego, w którym chcemy zaproponować szlak śladami bajek. Jak się okazuje, nasze letnie cykle to były zawsze propozycje dla dorosłych i nie ma co ukrywać, że dzieci mogły się nudzić, jeśli rodzice czy dziadkowie podczas wakacji posłuchali sugestii „Opiekuna”. W tym roku chcemy to odwrócić o 180 stopni. Tymi, którzy mają mieć prawdziwy ubaw, będą tym razem dzieci, a my, starzy będziemy się nudzić. Ale czy aby na pewno? Na to pytanie każdy będzie musiał odpowiedzieć sobie sam. Bo może się okazać, że dziecko w nas wcale nie jest przeterminowane, a podróż do bohaterów dzieciństwa może przynieść wiele nieoczekiwanych wrażeń.
Co na pierwszy ogień? Nasi czytelnicy dobrze wiedzą, że sam siebie uważam za homo bardziej viator niż sapiens, a więc za kogoś absolutnie kompatybilnego z osobnikiem zwanym Matołkiem (czyli też nie bardzo sapiens), który błąka się po całym świecie. A ponieważ Koziołek Matołek został wymyślony przez pana Kornela Makuszyńskiego, do którego żywię nieustanną sympatię i wdzięczność, Pacanów zaś usytuowany jest niedaleko Kielc, czyli w rodzinnych stronach mojego ojca, mowy nie było, żeby ktoś inny udał się do Europejskiego Centrum Bajki im. Koziołka Matołka. Tam więc rozpoczniemy naszą podróż śladami bajek.
Najpierw do Pana
Samochodem ode mnie do Pacanowa to dobre cztery godziny jazdy, ale skoro ktoś lubi podróżować, to jest to bułka z masłem. Zwłaszcza, że pogoda piękna, a jadąc w strony ojca ciężko o ojcu nie myśleć. Więc jadę, a wspomnienia ożywają. To jest zresztą naprawdę dobra okazja, aby wracając do bajek i dzieciństwa, zrobić sobie mały rachuneczek sumienia z relacji z tymi, którzy nam w tym dzieciństwie towarzyszyli, bez względu na to, czy oni jeszcze żyją, czy może są już po drugiej stronie światła.
Swoje refleksje w tym temacie zachowam dla siebie, a was prowadzę prosto do... bazyliki! Tak, tak, Pacanów to niewielkie miasteczko, ale ma bazylikę, a jednocześnie sanktuarium Pana Jezusa Konającego. Nie wiem, czy na co dzień jest otwarta, ale pewnie tak, ja akurat trafiam na prace malarskie w kościele, więc drzwi są otwarte na oścież.
Kościół pw. św. Marcina w Pacanowie, dziś znany jako sanktuarium Jezusa Konającego, erygowany został na przełomie lat 1109-1118 przez biskupa krakowskiego Maura. Szczególny kult krzyża poprzez nabożeństwa piątkowe rozpoczął się w 1615 roku, kiedy to umieszczono figurę Pana Jezusa ukrzyżowanego, przeniesioną ze spalonego kościoła przyszpitalnego. A skąd tam trafiła? Według legendy Wisłą płynęły trzy figury przedstawiające ukrzyżowanego Chrystusa: pierwsza zatrzymała się w pobliżu wsi Mogiła koło Krakowa – ta znajduje się obecnie w klasztorze cystersów, druga została w Pacanowie, trzecia zaś dotarła do Warszawy, gdzie dziś możemy ją oglądać w archikatedrze.
Pacanowski kościół na przestrzeni wieków odwiedzali święci i królowie m.in. św. Kinga, król Stefan Batory oraz król Zygmunt III Waza. Swoje najgorsze chwile przeżywał podczas drugiej wojny światowej, ale szybko podniósł się ze zgliszcz, jak zresztą wielokrotnie wcześniej w swej długiej historii. Co ciekawe, kaplica Cudownego Pana Jezusa zawsze ocalała. Oprócz wspaniałego krzyża w bazylice (kościół jest nią od roku 2008 za sprawą papieża Benedykta XVI) jest też czczona bł. Marianna Biernacka, która podczas II wojny światowej zginęła za swoją brzemienną synową i jest patronką matek, teściowych, wdów i niewiast oczekujących potomstwa. Dlaczego akurat tutaj? Bo proboszcz tej parafii, który wcześniej przez wiele lat pracował na Białorusi i tam zetknął się z jej kultem, postanowił przeszczepić go do parafii w Pacanowie. Patronka bardzo na czasie. I tutaj też może jakiś mały rachuneczek sumienia z relacji rodzinnych? Mam na myśli teściowe, synowe...
Potem do Koziołka
Jeśli byłyby ze mną jakieś dzieci, to pewnie już by się niecierpliwiły, że miał być Koziołek Matołek, a my ciągle w jakimś kościele... OK! Już się przemieszczamy! Tutaj zresztą nigdzie nie jest daleko. Po drodze można zahaczyć o Rynek, gdzie na ratuszu dumnie prezentuje się scena z koziołkiem podkuwanym przez miejscowego kowala, czyli niechybnie jednego z braci Kóz, bo jak pewnie wiecie całe nieporozumienie z podkuwaniem kóz w Pacanowie wynikało z faktu, że w tej miejscowości kowalami byli bracia o nazwisku Koza. Więc w Pacanowie Kozy (bracia kowale) kują... A teraz już prosto do Europejskiego Centrum Bajki im. Koziołka Matołka! Jak możemy przeczytać na stronie internetowej tego obiektu i przekonać się później na własne oczy, jego nowoczesna bryła z przysadzistymi basztami na pierwszy rzut oka przypomina pierwsze dziecięce budowle, czyli babki z piasku. Pomiędzy nimi ciągnie się nowoczesny wielofunkcyjny obiekt, o powierzchni 1750 m2, zawierający m.in. baśniową ekspozycję, Bibliotekę Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej z czytelnią i księgarnią, Kino „Szkatułka” na 50 miejsc, salę teatralną dla 150 widzów i dwie sale warsztatowe. Ekspozycja to blisko 800 metrów kwadratowych multimedialnego, interaktywnego „Bajkowego Świata” – do którego dzieci wjeżdżają zaczarowanym pociągiem, a potem wędrują przez baśniowe krainy mając za przewodniczkę: Dzwoneczka, Czerwonego Kapturka lub Królewnę Śnieżkę.
Cały budynek otacza kompleks tematycznych ogrodów prezentujących bogactwo i różnorodność świata roślinnego. Przed wejściem znajduje się ogród traw. Ogród jest oczywiście zaczarowany i kryje w sobie różne dziwy np. gruszę wierzbolistną, dzięki której można zobaczyć słynne „gruszki na wierzbie”. Ogrodowe ścieżki prowadzą do miejsc odpoczynku: altan, kawiarenki przy kole młyńskim i amfiteatru nad stawem.
Europejskie nie tylko z nazwy
Coraz częściej w nazwach różnych obiektów w naszym kraju pojawia się słowo „europejski”, ale ciągle jeszcze jest ono używane na wyrost. Jednak nie tutaj. Europejskość jest i w organizacji, i w zawartości. Wszystko jest zorganizowane naprawdę na wysokim poziomie (włącznie z napisami i informacjami w dwóch językach - polskim i angielskim), odwiedzających jest bardzo dużo i dlatego warto wcześniej zarezerwować bilety, bo bez tego wejście do niektórych atrakcji może się okazać niemożliwe, albo trzeba będzie długo czekać. „Bajkowy Świat”, Mały Teatr, Kraina Soria Moria mają ograniczoną liczbę osób, które jednocześnie mogą z nich korzystać. Grupy liczą zaledwie 15 osób i jest to podyktowane dbałością o wysoką jakość usług i dobry kontakt dzieci z animatorami i przewodnikami. Natomiast do Parku Edukacyjnego Akademia Bajki spokojnie można zakupić bilety również w kasie z uwagi na dużą przepustowość atrakcji.
Jeśli chodzi o mój pobyt, to na miejscu byłem o 10.30 w czerwcowy dzień powszedni i udało mi się nabyć bilet do „Bajkowego Świata” na seans rozpoczynający się o 11.15. Dlatego najpierw poszedłem do Akademii Bajki (park zabaw z małym ZOO), która jest na świeżym powietrzu i tam można się „wybiegać”. Tak sobie myślę, że to jest dobra intuicja w przypadku odwiedzin z dziećmi: dać im najpierw okazję do wyszalenia się, a potem już „spacyfikowane” zabrać na któryś z seansów. W „Bajkowym Świecie”, nie chcę za bardzo spojlerować, wybieramy się w podróż przez świat europejskich bajek, najpierw w specjalnym pociągu, a potem pieszo. Muszę przyznać, że dzieciaki, z którymi załapałem się na wspólny seans, świetnie się bawiły, choć ze znajomością bajek z mojego dzieciństwa nie było u nich najlepiej, co jednak im nie przeszkadzało, bo nasza przewodniczka, księżniczka świetnie sobie z tym radziła. Podczas podróży mogliśmy obejrzeć losowo wybraną bajkę i nam się trafiły przygody Reksia (dzieci w tym „kinie” oglądały bajkę leżąc na pufach).
Innym seansem, którego ja nie widziałem jest Kraina Soria Moria, czyli interaktywna wystawa – opowieść oparta na fińskim systemie edukacji, nawiązująca do skandynawskich tradycji bajarskich, łącząc świat baśni, legend i podań krajów Północy z najnowocześniejszą technologią ekspozycyjną. Zwiedzający „Sorię Morię” zostają zaproszeni do udziału w kilkustanowiskowej grze – historii o dramatycznej narracji. Pamiętajcie, żeby zarezerwować wcześniej bilety oczywiście na różne godziny, aby dobrze wykorzystać wszystkie możliwości. W międzyczasie zawsze można wrócić do Akademii Bajki albo zjeść posiłek czy wypić kawę.
Ja natomiast utknąłem na dłużej w czytelni Biblioteki z literaturą dziecięcą i młodzieżową, gdzie mogłem powrócić do książek z dawnych lat w pięknych nowych wydaniach. Naprawdę ciężko było się stamtąd wyrwać. I proszę sobie wyobrazić, że właśnie w tej czytelni otrzymałem telefon od koleżanki z klasy ze szkoły podstawowej informujący mnie, że szykuje się spotkanie po latach. Przeterminowane dziecko jakim jestem, zostało obdarowane w tym miejscu naprawdę wielką dawką emocji.
Pisarz lojalny wobec dzieci
Wracając do samochodu na parkingu zatrzymałem się jeszcze chwilę przy tabliczce z nazwą ulicy: Kornela Makuszyńskiego. Trudno nie napisać choć kilku słów o człowieku, który uczynił pięknym moje dzieciństwo i którym Pan Bóg się posłużył, aby wzbudzić we mnie dwie z najważniejszych pasji mojego życia: zamiłowanie do lektury i do podróży, które pozostały mi po dziś dzień. Choć z „dzisiejszych pozycji” bywa krytykowany za seksizm, mizoginizm, i antysemityzm, a za „jedynie słusznej władzy” po wojnie skończył w niełasce, bo mógł mieć „zły wpływ na młodzież” dla mnie pozostanie na zawsze twórcą takich hitów jak „Koziołek Matołek” „Szatan z siódmej klasy”, „Awantura o Basię”, „Szaleństwa panny Ewy”, „Panna z mokrą głową”, „Przyjaciel wesołego diabła” czy „Wyprawa pod psem”, których bohaterowie są po prostu dobrzy, a przy tym łobuzerscy i lekko postrzeleni. Takich lubię najbardziej. Zresztą taki był sam ich autor, dwa razy usuwany ze szkół, do których uczęszczał: za pierwszym razem jedenastoletni Kornel wyleciał z gimnazjum za taki oto wierszyk, komentujący postawę... księdza zabraniającego uczniom ślizgania się po zamarzniętym jeziorku:
„Na próżno jędza
w przebraniu księdza
z lodu nas spędza.
W pierwszej b klasie
w zimowym czasie
nikt mu nie da się!”.
Nie wiem czy ów ksiądz Kornelowi przebaczył, ja natomiast jako przedstawiciel kategorii zapewniam, że nie czuję się dotknięty ;)
A gdzie na Mszę?
Skoro już nam się tutaj pojawił ksiądz to warto jeszcze nadmienić o możliwościach uczestnictwa we Mszy św., gdyby nasza wyprawa przypadła w Dzień Pański. Najbliżej do wspomnianej na początku bazyliki pacanowskiej. W niedzielę są tu Msze o godz. 7.30, 10.00, 12.00 i 16.00, a w dzień powszedni o 7.00 i 18.00. Jeśli czasu wystarczy to polecam wyprawę na Święty Krzyż (75 km od Pacanowa), sanktuarium na Łysej Górze, gdzie czczone są właśnie relikwie Krzyża Pana Jezusa. Oj i tutaj byłoby wiele do napisania, bo miejsce wspaniałe. Sprawdźcie sami.
Tekst i zdjęcia ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!