TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 04:31
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

2000 lat w kryzysie

2000 lat w kryzysie

Zacznę od wątku osobistego z tak zwanego życia. Właśnie jesteśmy na autokarowej pielgrzymce do Grecji „Śladami św. Pawła”. Poranek w hotelu w Macedonii. Po porannej toalecie zastanawiam się czy założyć koszulę z koloratką, czy zwykłego t-shirta. Za t-shirtem przemawia przekonanie, że w końcu jestem na wakacjach, jest gorąco a wszyscy uczestnicy naszej wyprawy doskonale wiedzą, że jestem księdzem.

Z drugiej strony jest niedziela, Dzień Pański, Klimek nie wygłupiaj się, zakładaj kapłańską koszulę z koloratką, a jak ci tak gorąco, to masz tę niebieską z krótkim rękawem. Na szczęście wygrywa ta druga opcja. Na szczęście, bo podczas śniadania podchodzi do mnie grupa Polaków, którzy nocowali w tym samym hotelu, z zapytaniem i jednocześnie z prośbą, bo skoro jestem księdzem, to na pewno będziemy dzisiaj celebrować Eucharystię i oni bardzo by chcieli w niej uczestniczyć, bo to dla nich jedyna szansa, jeśli to oczywiście możliwe. Okazało się możliwe, bo Eucharystię mieliśmy w planie z rana w tym samym mieście. I cztery dodatkowe osoby mogły być w niedzielę na Mszy. Dlatego, że miałem strój duchowny. Gdybym siedział na śniadaniu w t-shircie na pewno by nie podeszli.

Drugi temat z naszej okładki. Chodzi o obecność księdza na sportowym obozie dla dzieciaków. Obóz nazywa się „Boskie Wakacje”, ponieważ oprócz zajęć sportowych jest tam „element Boski” - modlitwa i Msza Święta. Dla tych dzieciaków obecność pośród nich fajnego księdza jest fundamentalna. Oprócz „Boskich Wakacji”, na kampusie odbywają się równolegle zajęcia dla kilku grup, które wybrały program bez elementów Boskich, niektóre z tamtych dzieciaków też chętnie przystają z księdzem (dla pełni obrazu - niektórzy „dla beki” śpiewają „Barkę” o wiadomej godzinie - takie rzeczy też się dzieją) i to jest kolejny dowód, że odpowiednia obecność Kościoła i jego najbardziej charakterystycznych reprezentantów - księży - jest ciągle bardzo potrzebna. Jeszcze jeden argument możecie znaleźć w tekście o nawróceniu amerykańskiego aktora, o którym piszę w rubryce medialnej.

Chodzi mi jeszcze raz o kryzys Kościoła i chrześcijaństwa. Chciałem napisać „rzekomy”, ale potem musiałbym poświęcić resztę tekstu na tłumaczenie się, a wolę ją przeznaczyć na zacytowanie publicysty, Jarka Jareckiego, który pisze z pozycji człowieka, który daru wiary nie otrzymał. Posłuchajcie: „Chrześcijaństwo upada od momentu, gdy Paweł z Tarsu położył podwaliny pod jego istnienie i przetrwanie. Upada od wewnątrz i jest obalane z zewnątrz. Lokalnie i globalnie, odkąd stało się religią światową. Jest podzielone, wręcz poszatkowane, ale jakoś tam trwa w instytucjach i ludzkiej świadomości. Mechaniczne czy duchowe, albo choć jako spuścizna czasów minionych. Od czasu do czasu pojawia się chęć jego ostatecznego unicestwienia lub sprowadzenia go do roli skansenu. Jego ostateczny kres, przynajmniej lokalnie, miał już miejsce wielokrotnie i zawsze wiązał się z masowym przelewem krwi. Poza tym ruchy mające za cel obalenie porządku chrześcijańskiego zawsze przy pierwszej nadarzającej się okazji przeczyły hasłom, pod którymi zawładnęły świadomością tłumów i zawsze w ostatecznej formie przyjmowały i przyjmują sekciarski, ściśle religijny format. Zupełnie tak, jakby z samej natury ludzkiej wynikała konieczność powielania tego schematu. Doskonale widać ten mechanizm na przykładzie rewolucji francuskiej, gdy władza polityczna przeszła w ręce prawników, zawodowych polityków, dziennikarzy i innych podobnych mądrali. Abstrahując od rzezi jaką prawie natychmiast udało się im wywołać, warto zwrócić uwagę na dwa charakterystyczne fakty. Pierwszy jest taki, że hasła o wolności, równości i braterstwie momentalnie wykorzystano do podzielenia społeczeństwa na myśliwych i ofiary, bezpośrednio adresując swój przekaz do plebsu, który za nic miał uzasadnienia polityczne i moralne. Druga rzecz, bardzo istotna, to fakt, że obalając Kościół, natychmiast próbowano stworzyć nowy”.

Tyle Jarecki. Czy to oznacza, że w Kościele wszystko jest gites i tylko źli ludzie chcą go zniszczyć? Oczywiście, że nie, bo w Kościele nigdy nie było wszystko gites, zawsze było jest i będzie wiele do zrobienia. Ale uważam, że mamy wszystkie karty w naszej dyspozycji i chciałbym, żebyśmy trochę uważali na to nieustanne podkreślanie, jaki to syf mamy w Kościele, jakby już w nim nic dobrego i Bożego nie zostało, a zwłaszcza żebyśmy byli ostrożni w przyjmowaniu recept na rozwiązanie naszych problemów, które przychodzą z zewnątrz.

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!