100 metrów modlitwy
Rozmowa z ojcem Pawłem Wyszkowskim, oblatem, świadkiem prześladowań, odrodzenia Kościoła na Ukrainie i wydarzeń na kijowskim Majdanie.
Nie jest Ojciec zawodowym kierowcą, a jednak codziennie pokonuje samochodem sporo kilometrów. Czym Ojciec zajmuje się na Ukrainie?
O. Paweł Wyszkowski: Już od ponad roku jestem Superiorem Delegatury Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie i w południowej Rosji. Do Delegatury należy 37 oblatów, którzy znajdują się w 11 placówkach zakonnych (10 w Ukrainie i 1 na Kaukazie w Rosji). Służą oni w ponad 20 parafiach. Dlatego często muszę podróżować, aby ich odwiedzać, a między domem we Lwowie i domem w Piatigorsku na Kaukazie jest ponad trzy tysiące kilometrów.
Pochodzi Ojciec z Baru, kiedy pojawiła się myśl, by zostać kapłanem?
W dzieciństwie. U nas nie było wielu kapłanów. Kiedy nabożeństwa odprawiano bez udziału księdza to w momencie, gdy powinno być przeistoczenie ludzie płakali. Chciałem, aby mieli największe szczęście - Jezusa Chrystusa. U nas do 1991 roku prawo zabraniało dzieciom do 18 roku życia nawet wstępu w progi kościoła. Mimo tego w każdą niedzielę mama prowadziła mnie polnymi drogami do świątyni oddalonej o 5 kilometrów. A gdy już nie mogłem iść, brała mnie na plecy i niosła. W kościele po kryjomu chowano nas, dzieci, w ławkach. Gdy gromadziliśmy się pod zamkniętymi drzwiami kościoła i nadchodziły władze, rodzice chowali swe dzieci w krzakach, żeby nie zabrano ich do domu dziecka. Pamiętam, jak podczas procesji na Wszystkich Świętych władze rzucały na nas szkło, kamienie, wyrywały świece i biły nimi ludzi po głowach. Było ciężko, ale wytrwaliśmy, gdyż rodzice uczyli, że za wiarę trzeba cierpieć. Kiedy często naśmiewano się ze mnie w szkole, gdy kazano mi klękać przed klasą, nauczycielami i odmawiać pacierz, śpiewać pieśni religijne, leżeć krzyżem, gdy bito i mówiono: „Ty nigdy księdzem nie będziesz” - biegłem do drzwi kościoła, aby popatrzeć na Chrystusa. On był moją siłą, szczególnie wtedy, gdy miałem 11 lat i na apelu szkolnym w dzień Bożego Narodzenia nazwano mnie „wrogiem narodu” i za karę zabrano kurtkę, bo poszedłem na Pasterkę. Musiałem wracać do domu 5 kilometrów w zimie tylko w koszuli. Gdy już traciłem przytomność, zamarzałem, pamiętałem, że warto wierzyć w Boga, skoro tylu ludzi umarło za Jego królestwo. Bóg pomógł mi przeżyć. Przypadkowo ktoś znalazł mnie przysypanego śniegiem. Spędziłem osiem miesięcy w szpitalu. Do dziś nie słyszę na jedno ucho.
Jak wygląda obecnie sytuacja Kościoła na Ukrainie?
Kościół na Ukrainie przetrwał mimo inwigilacji, tortur, mordów i dziesiątek lat zsyłek, dzięki silnej wierze w czasie prześladowań. Dziś rozwija się, głosi słowo Boże i udziela sakramentów. Struktury Kościoła na Ukrainie, czyli odnowione diecezje katolickie, istnieją od 23 lat. W latach 80. na Ukrainie było oficjalnie zarejestrowanych zaledwie 200 parafii rzymsko-katolickich, obecnie jest ich ponad tysiąc. Najlepszy przykład to nasza parafia Trójcy Przenajświętszej w Obuchowie, 20 km od Kijowa. To młode miasto, które powstało w latach 70. ubiegłego stulecia. Nigdy w nim nie było Kościoła katolickiego. Kiedy 16 lat temu oblaci zaczynali tam swoją posługę, zaledwie jedna rodzina przychodziła na Eucharystię. Obecnie jest ponad 120 osób.
Co może Ojciec powiedzieć o życiu codziennym parafii?
Życie parafii to szukanie sposobów dotarcia do tych, którzy nie znają Chrystusa, a więc oblaci idą do szpitali, więzień i prowadzą domy dziecka. Nie ma katechezy w szkołach, ale przy parafiach jest katechizacja dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy zbliżają się do sakramentów świętych. Zdarza się, że duszpasterz ma jedną lub kilka parafii dojazdowych, czasami oddalonych od siebie więcej niż 50 kilometrów. Kiedy w poprzednich latach dojeżdżałem do parafii w Niżynie i Pryłukach, to robiłem więcej niż 400 kilometrów dziennie, aby dotrzeć do ludzi ze słowem Bożym.
Moi rodacy uważają, że kapłan lub siostra zakonna, którzy przybyli z obcego kraju, muszą naprawdę żyć Chrystusem. Dzięki ich pomocy garną się do Kościoła. Po upadku systemu komunistycznego na Ukrainie panuje kryzys, nie tylko moralny, przejawiający się w odarciu człowieka z wszelkich wartości ludzkich, ale także materialny. Wielu łudzi nie otrzymuje pensji, a w niektórych rodzinach spożywa się jedynie jeden obfity posiłek na dwa dni. Często pensja wystarcza tylko na chleb. Mimo tych wielkich trudności bytowych Kościół rozwija się, powstają nowe świątynie, klasztory, salki katechetyczne i domy dziecka.
Parafie są niewielkie, a jednak udało się odbudować część zniszczonych przez władze komunistyczne kościołów.
Jest to możliwe, dlatego że należymy do Kościoła. On jak dobra matka nigdy nie pozostawia swoich dzieci umierających z głodu. Organizacje kościelne na Zachodzie, szczególnie w Niemczech, Italii, Irlandii i Stanach Zjednoczonych, pomogły nam w budowie kościołów w 20%, a czasem w 50%. Są świątynie, które w 40% powstają dzięki pomocy z Polski. Przyjeżdżamy do polskich parafii, by głosić kazania i zbieramy datki pod kościołami. W tym momencie pragnę wyrazić słowa uznania dla ks. prałata Michała Milewskiego, który ma ogromne serce i niejednokrotnie mogłem być w jego parafii NMP Królowej Polski w Ostrowie Wielkopolskim i w parafii Matki Bożej Częstochowskiej u ks. kanonika Zdzisława Gościniaka. Chciałbym podziękować parafianom i wszystkim za wsparcie. Wybudowaliśmy już siedem kościołów, odbudowaliśmy pięć zniszczonych. Obecnie trwają trzy budowy. Dodam, że choć parafie są małe, to mimo ogromnej biedy, wierni potrafią nazbierać 10% potrzebnych pieniędzy.
Jak ukraińskie władze reagują na działania Kościoła?
My cieszymy się, że nam nie przeszkadzają. Przez ostatnie kilkanaście lat Kościołowi nie zostały zwrócone świątynie katolickie, ale dla nas ważne jest to, że nie ma prześladowań, jak kiedyś. My, oblaci odprawiamy nabożeństwa w kościołach w Kijowie, Lwowie, Piatigorsku w Rosji, które po dziś dzień są zamienione na sale organowe.
Czy na terenach, do których Ojciec dociera mieszkają Polacy?
Ukraina jest wielkim krajem. Kiedyś jedna diecezja kamieniecko - podolska była tak duża, jak cała Polska. Tu do Kościoła katolickiego należą Polacy, Ukraińcy czy Rosjanie. Zresztą sama misja Kościoła jest zawarta w jego nazwie: „katolicki”, to znaczy powszechny. Kościół katolicki na Ukrainie nie jest odbierany wyłącznie jako Kościół polski. Większość Polaków jest na Zachodniej Ukrainie, na przykład w kościele św. Marii Magdaleny we Lwowie Msze Święte są odprawiane wyłącznie w języku polskim, ale w Kijowie są po polsku, ukraińsku, hiszpańsku i rosyjsku. Na Krymie w większości po rosyjsku.
Na Ukrainie, gdzie jeszcze nie tak dawno za przyznanie się do Chrystusa czekały prześladowania, powstało Katolickie Centrum Medialne. Czym ono się zajmuje?
Katolickie Centrum Medialne w Kijowie powstało w 2001 r. w celu informowania społeczeństwa o przebiegu pielgrzymki Jana Pawła II do Kijowa i Lwowa oraz przekazywania wiadomości o Kościele katolickim na Ukrainie i w świecie. Obecnie stawia sobie za cel promowanie wartości chrześcijańskich w naszym kraju i jest podzielone na trzy działy. Pierwszym z nich jest Agencja Informacyjna, która zajmuje się codziennym wysyłaniem przez internet wiadomości o Kościele i świecie w języku ukraińskim. Każdy, kto tylko ma dostęp do internetu, może zalogować się na naszej stronie www.catholic-media.org.ua. Jest to sposób dotarcia do mediów na Ukrainie. Drugim ramieniem naszego Centrum jest dziecięce czasopismo „Vodograj” (Wodospad), czyli kolorowy miesięcznik wychowaczo-katechetyczny rozprowadzany w parafiach katolickich. To samo czasopismo wychodzi w języku rosyjskim i rozprowadza się je w republikach byłego Związku Radzieckiego. Wychodzi też czasopismo dla najmłodszych. Trzecim dziełem Centrum jest telewizja Przedwiecznego Słowa EWTN. To całodobowa telewizja kablowa nadawana w 24 większych miastach Ukrainy.
Kiedy słyszy się informacje docierające z kijowskiego Majdanu, nie sposób nie zadać pytania: co dalej z Ukrainą?
Odpowiedź na to pytanie zna tylko Bóg. Dla mnie ciekawy jest następujący fakt: w uroczystość Niepokalanego Poczęcia 8 grudnia ponad dwadzieścia lat temu rozpadł się Związek Radziecki. Również 8 grudnia ubiegłego roku został zburzony pomnik Lenina na głównym placu w Kijowie. Pragnę tylko przypomnieć słowa, które swego czasu powiedział ks. kardynał August Hlond, a powtarzali ks. kard. Stefan Wyszyński i Jan Paweł II: „Zwycięstwo jeśli przyjdzie, to przyjdzie przez Maryję”.
Jak na obecną sytuację reaguje Kościół katolicki?
Już od przeszło trzech miesięcy słowo „Ukraina” budzi w sercu Europy troskę, nadzieję i niepokój. Rozgrywające się u nas wydarzenia, od samego początku są przejawem pragnienia ludzi, aby żyć inaczej, lepiej i godniej. Słowo „majdan” znaczy: podwórze, dziedziniec. Używane z przydomkiem „euro” stało się symbolem walki o nasz kontynent. Ale szczerze mówiąc, nie walczymy o Europę gdzie panuje ideologia gender, gdzie tak często społeczność zapomina o Bogu, lecz kierujemy się w stronę Europy, aby tam zaszczepiać inne wartości.
Protestujący w Kijowie wybrali scenariusz pokojowej rewolucji za przykładem Gene Sharpa – walczyć nie stosując broni. Jednak po długim oczekiwaniu coś poszło nie tak: radykalna grupa protestujących przerwała milczenie władz, rozpoczynając siłową walkę na ul. Hruszewskiego prowadzącej do dzielnicy rządowej. Posypały się koktajle mołotowa, kamienie, palące się opony, autobusy z jednej strony i gumowe kule, woda z hydrantów z drugiej strony. Tylko od czasu od czasu krótka przerwa – czas na porozumienie. Barykadę protestujących i tarcze wojsk wewnętrznych dzieli przestrzeń 100 metrów. Jest to miejsce, gdzie mogą przebywać tylko duchowni, którzy modlą się tak za jednych, jak i drugich, którym ufają obydwie strony konfliktu. Właśnie na tych 100 metrach szukają porozumienia. To właśnie osoby duchowne wprowadzają tutaj ludzi próbujących nawiązać dialog z wojskiem, proszą o zgaszenie opon, ponieważ dym truje młodych żołnierzy, proszą o zakręcenie hydrantów z wodą lejącą się na protestujących. Trzeba przyznać, że to nietypowe miejsce dla dialogu, pokoju i dla Boga. Kościół rzymsko-katolicki z innymi wyznaniami na Ukrainie ciągle wszystkich namawia do tego, aby zapełniać te 100 metrów między barykadami modlitwą i postem.
rozmawiała Renata Jurowicz
Ojciec Paweł Wyszkowski, oblat - urodził się w 1975 r. w Barze na Ukrainie. Od 1992 roku należy do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Studiował w Misyjnym Wyższym Seminarium Duchownym w Obrze (Polska). Obronił doktorat z teologii w Rzymie. Pracował jako duszpasterz, misjonarz i formator na Ukrainie. Był sekretarzem w Nuncjaturze Apostolskiej na Ukrainie, dyrektorem Katolickiego Centrum Medialnego w Kijowie, rzecznikiem prasowym Konferencji Episkopatu Ukrainy. Inicjator powstania na Ukrainie „Radio Maria”, „Telewizji Wiekuistego Słowa” EWTN, czasopisma dla dzieci „Vodograj” i „Vodograjczyk”. Autor ponad 10 książek. Od 2012 r. Superior Delegatury Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Ukrainie i w południowej Rosji.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!