Żyję dzięki Świętemu Józefowi
Możemy mieć jakieś plany, nadzieje, wyobrażenia, ale tak naprawdę, to wie tylko Bóg. Jednak ja wiem jedno, Matka Najświętsza wraz ze swym Świętym Małżonkiem, św. Józefem, nie pozostawi nas samych. Może będzie to nie tak, jak my sobie wyobrażamy, jak byśmy chcieli, ale będzie najlepiej dla nas, co docenimy po jakimś czasie.
Już od kilkunastu lat jestem pilotem/przewodnikiem, głównie grup pielgrzymkowych, zagranicznych. Wiodącymi kierunkami, na których prowadziłam grupy, były szlaki Ziemi Świętej Izraela, Jordanii, Egiptu, ale i europejskie maryjne (Fatima, Lourdes, La Salette). Nie były mi obce szlaki do Italii, Santiago de Compostela czy do Gruzji, Armenii. Jednak głównym kierunkiem, w ostatnich (przedpandemicznych czasach) była Ziemia Święta Izraela i Jordanii. Żyłam (i nadal próbuję żyć) tylko dzięki oprowadzaniu grup. Wielokrotnie przez tych kilkanaście lat przekonałam się, co znaczy ufać Panu Bogu, że „On mój los zabezpiecza”. Ziemia święta Izraela to tygiel, to ziemia, utrwalona przez nas w mediach, jako ziemia wojny. Wiele razy słyszałam od wielu ludzi słowa: „że pani tam się nie boi jeździć, przecież tam jest tak niebezpiecznie”. I kilka razy zdarzyło mi się doświadczyć odwoływania grup, bo mocno medialnie ukazywane było to, że wybuchła kolejna wojna. Z tego względu, praca pilota/przewodnika w Ziemi Świętej, to była praca piękna, ale bardzo nieprzewidywalna, bo zawsze mogło się zdarzyć odwołanie grup, a co za tym idzie, brak środków na zapłacenie choćby kosztów utrzymania działalności gospodarczej, czy rachunków.
Nadszedł taki moment, kiedy borykałam się z utratą grup na dłuższy czas, kiedy zastanawiałam się, czy może nie trzeba by znaleźć innej pracy, ktoś podpowiedział mi, że jeżdżę po świecie, a pod bokiem (mieszkam w Kaliszu) mam św. Józefa i u niego powinnam prosić o wstawiennictwo związane z pracą. Mądrych ludzi zawsze trzeba słuchać i tak też zrobiłam. Nie musiałam długo czekać na efekty modlitwy, ale i pewnych wyrzeczeń. Bo uważam, że oprócz modlitwy, trzeba też coś od siebie ofiarować (jakiś trud, post, umartwienie) Przedwiecznemu. Przede wszystkim, Pan Bóg pokazał mi, że chce, bym nadal prowadziła grupy do Ziemi Świętej, ale i nie tylko. Wróciłam też do pilotowania grup po Polsce do Gietrzwałdu, czy Ludźmierza. Tak więc odczułam w tym, nie tylko ingerencję św. Józefa, ale i Matki Najświętszej (chyba w ten sposób chciała mnie Matka Boża przygotować, by po jakimś czasie, już w pandemii, oddać się jej w bezgraniczną niewolę). Przekonałam się też, że tam, gdzie działa św. Józef, jest też obecna Maryja.
Przyszedł rok 2019, kiedy to bardzo przybyło mi pracy. Nie pamiętałam w swojej kilkunastoletniej pracy pilota, bym miała tyle grup, albo, by mijać takie tysiące ludzi w Ziemi Świętej… Każdej grupie też dawałam świadectwo, jak działa św. Józef, każda grupa dowiadywała się, szczególnie w Nazarecie, gdzie znajduje się kopia naszego Cudownego Obrazu św. Józefa kaliskiego, że jestem z miasta, w którym tak niesamowicie działa ten milczący Święty.
Podobnie intensywnie, z dużą liczbą grup, zapowiadał się rok 2020… Jeszcze do czasu zamknięcia nas w domach, w marcu 2020, zdążyłam czterem grupom pokazać ziemską Ojczyznę Pana Jezusa. Dziś mogę to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć - Pan Bóg mój los zabezpieczył! Zabezpieczył przede wszystkim, w sensie materialnym, bo nie musiałam się lękać, jak przeżyję, nagle nie mając pracy. Właśnie, kolejne słowa z Pisma Świętego – „Nie lękaj się”, jakże mocno ich doświadczyłam, że są prawdą, która wyzwala, która daje pokój serca…
Później jednak przyszło wielkie oczekiwanie na to, co dalej. Mijały miesiące, w Polsce, owszem, otwierane były kolejne sektory gospodarki, ale turystyka stała. Papież Franciszek ogłosił Rok Świętego Józefa. Kolejny raz Pan Bóg zesłał mi człowieka, który doradził mi, bym przyłożyła się i przygotowała do takiego, powiedzmy, bardziej profesjonalnego, oprowadzania po Kaliszu. (Robiłam to wcześniej, ale sporadycznie, bo nie miałam na to czasu, gdyż większość z niego spędzałam poza granicami Polski). Ech, Pan Bóg posługuje się ludźmi w naszym życiu i ja kolejny raz się przekonałam, że to przyniosło kolejne piękne owoce. Swoją przygodę pokazywania pielgrzymom przybywającym do Kalisza, do Narodowego Sanktuarium św. Józefa, miałam rozpocząć, nomen omen, 19 marca 2021. Tak, grupa z południa Polski specjalnie chciała tu przyjechać na odpust św. Józefa. Niestety, w ostatniej chwili, z dnia na dzień, grupa musiała zrezygnować, bo wprowadzono kolejne obostrzenia. Jednak wtedy powiedziałam do organizatorki wyjazdu, że mówimy sobie „do zobaczenia”, a nie „żegnaj”, bo św. Józef działa w Kaliszu od kilku wieków, więc w stosownym czasie na pewno się spotkamy. Tak też się stało. Ta odwołana w marcu grupa, przybyła do Kalisza na Boże Ciało i ona właśnie była początkiem mojej przygody ukazywania miasta kolejnym pielgrzymom przybywającym do sanktuarium. Jak to sama określałam, kolejni chętni do poznania naszego prastarego miasta, spadali mi z Nieba, niespodzianie, jakby przypadkiem… Zresztą, okazało się też, że dzięki św. Józefowi, nie tylko było mi dane spacerować po Kaliszu, ale nawiązując kontakty z niektórymi organizatorami, mogłam kolejne ich grupy prowadzić do innych miejsc w Polsce, w większości do miejsc związanych z kolei z Matką Bożą, choć nie tylko.
Ostatnia grupa, jaką dane mi było oprowadzać po Kaliszu w kończącym się Nadzwyczajnym Roku św. Józefa, zapadła mi bardzo w sercu. Co ciekawe, pielgrzymi przybyli tu za sprawą tego samego biura (nota bene biura o nazwie „Miriam”, co też mocno odczytuję jako znak), które przysłało do Kalisza pierwszą grupę tego szczególnego roku. Jedna z uczestniczek, po zwiedzeniu sanktuarium, a przede wszystkim po wizycie w kaplicy Pamięci Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego (ufundowanej przez byłych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau), podeszła do mnie i wyznała: „Pani Madziu, mam 75 lat i musiałam dziś tutaj przybyć, do św. Józefa, by się dowiedzieć, że ja żyję dzięki św. Józefowi. Mój tato był jednym z więźniów obozu w Dachau… I teraz wiem, że gdyby nie ta modlitwa wstawiennicza do św. Józefa, mój tato by nie żył i mnie by nie było”. Przeze mnie przeszły ciarki. Było to dla mnie niesamowite, ale i najpiękniejsze zwieńczenie tego roku, który był poświęcony Świętemu Józefowi.
Skontaktowałam się z tą panią, po jej powrocie do domu, bo uznałam, że jej świadectwo życia muszą poznać inni. Pani Jolanta, bo tak miała na imię moja bohaterka, powiedziała mi, że po powrocie opowiedziała tę historię całej swojej rodzinie, by ta miała świadomość, że wszyscy zawdzięczają życie św. Józefowi. Wyznała, że pewnie tato nie miał zielonego pojęcia o tym, że księża, którzy byli jego współwięźniami, że oni zawierzyli swoje życie św. Józefowi, że odprawili Nowennę do św. Józefa, po której nadeszło cudowne wyzwolenie. Wyznała mi, że wie, że musi dawać o tym świadectwo, powiedziała, że może napisze o tym do sanktuarium, bo wie, że jest to winna św. Józefowi. Czy to uczyniła, nie wiem… Ale ja poczułam takie przynaglenie, żeby dając swoje świadectwo, realnego działania św. Józefa w moim życiu, przytoczyć też przykład pani Jolanty z południa z Polski, która pozwoliła mi na upublicznienie jej historii.
Jaki będzie ten obecny rok, tego nikt nie wie. Możemy mieć jakieś plany, nadzieje, wyobrażenia, ale tak naprawdę, to wie tylko Pan Bóg. Jednak ja wiem jedno, Matka Najświętsza wraz ze swym Świętym Małżonkiem, św. Józefem, nie pozostawi nas samych. Może będzie to nie tak, jak my sobie wyobrażamy, jak byśmy chcieli, ale będzie najlepiej dla nas, co docenimy po jakimś czasie. Tylko trzeba zaufać i być cierpliwym… Uważam, że nieustająco warto powierzać się opiece św. Józefa, że nie można ograniczać się tylko do tego, że może w Roku św. Józefa nawiedziliśmy sanktuarium w Kaliszu, zostawiliśmy swoje intencje, uczestniczyliśmy w Eucharystii, przystępując do Komunii św. i już.
Myślę, że warto przybywać tu może każdego roku, by odnawiać swoją więź z tym wielkim, milczącym Świętym, by później żyć jego postawą wobec Zbawiciela na co dzień, czyli w bezgranicznym zaufaniu na wzór Najświętszej Matki i właśnie jego samego, cieśli z Nazaretu. Bo co nam więcej pozostało w tych trudnych, nieprzewidywalnych czasach?... „Nie lękajcie się” i „idźcie do Józefa”… Tego wszystkim, którzy będą czytali te słowa oraz sobie samej, nieustannie życzę. A kto z nas jeszcze nie był w polskim Nazarecie, to powinien to nadrobić, nie zważając na to, czy mamy Rok nadzwyczajny, czy nie, bo św. Józef tutaj jest i czeka... i działa, czego doświadczyłam i nadal doświadczam, za co każdego dnia dziękuję Bogu.
Magdalena Bamberska
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!