TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 13:29
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Zobaczyli i uwierzyli?

Zobaczyli i uwierzyli?

Czasami wydaje nam się, że ludzie, którzy żyli w czasach Jezusa jak Apostołowie mieli łatwiej, by uwierzyć w Niego i Jego zmartwychwstanie. Argument – bo oni Go widzieli. Jednak tak naprawdę potrzeba było czegoś więcej. Podobnie jak w przypadku żyjącej w XX wieku św. Edyty Stein, Żydówki i ateistki.

Wiara w zmartwychwstanie to podstawa wiary chrześcijan, bo jak napisał św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”. A jakie były pierwsze reakcje kobiet i uczniów Jezusa na wieść o tym, że zmartwychwstał? To przecież niemożliwe, że On żyje. Widzieliśmy albo słyszeliśmy - umarł na krzyżu, został złożony do grobu. Kiedy kobiety usłyszały od nieznanego młodzieńca przy grobie, że ich Nauczyciel wstał z martwych i mają przekazać uczniom i Piotrowi wiadomość: Jezus idzie przed nimi do Galilei i tam Go spotkają, ich pierwszą reakcją były strach i ucieczka. Natomiast Apostołowie być może myśleli - to tylko kobiety, czyli nie są wiarygodne. Natomiast Jezus nie zostawił Apostołów i uczniów samych z tymi wątpliwościami, przychodził do nich. Te zjawienia się Chrystusa po Jego zmartwychwstaniu nazywamy chrystofaniami od greckich słów: Christos - Chrystus, Mesjasz oraz fainomai - pokazywać się, objawiać się. Chrystofanie były realnymi faktami, wydarzeniami. Jezus pojawiał się niespodziewanie i tak naprawdę nikt nie był przygotowany na spotkanie z Nim. Jego przyjście nie było reakcją na pragnienie ujrzenia Go przez kogokolwiek, inicjatywa w chrystofanii zawsze należała do Boga - stwierdził biblista ks. bp Kazimierz Romaniuk. Dodał także, że „Choć rzeczywistość tych chrystofanii nie ulega wątpliwości, to jednak nie ma pewności co do ich miejsca, liczby, kolejności i okoliczności zewnętrznych”. To nie było w przekazach najważniejsze, bo najważniejsze, że zmartwychwstały Jezus spotykał się z różnymi ludźmi. By uwierzyli potrzebny był dar wiary dany od Boga, decyzja człowieka o jego przyjęciu i do tego jeszcze zewnętrzne „znaki”.

Światłość i głos z nieba

Pierwszą historię związaną z chrystofanią i zapisaną w Piśmie Świętym wbrew pozorom nie znajdziemy w Ewangelii, ale w pismach św. Pawła, który po raz pierwszy spotkał Chrystusa dopiero po Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Wtedy miał jeszcze na imię Szaweł, wtrącał chrześcijan do więzień i brał udział w ich zabijaniu, jak w przypadku św. Szczepana. O spotkaniu z Jezusem napisał już po swoim nawróceniu w Dziejach Apostolskich i Pierwszym Liście do Koryntian. Bibliści podkreślają, że najstarsza, oparta na jeszcze wcześniejszych przekazach, relacja o chrystofanii znajduje się właśnie w tym liście.

Według niej Jezus ukazał się najpierw Kefasowi, czyli Piotrowi, wielu innym, a na końcu św. Pawłowi „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż 500 braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim Apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli” (1 Kor 15, 3-11) - napisał św. Paweł. On sam na początku nie wiedział, kto mu się ukazał, widział najpierw światłość, słyszał głos z nieba, który mówił: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”, a na pytanie: „Kto jesteś, Panie?” usłyszał odpowiedź: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić” (por. Dz 9, 3-19). Tak rozpoczęła się droga Pawła do wiary i bycia Apostołem. 

Łamanie chleba

Wśród tych, którzy spotkali się ze zmartwychwstałym Jezusem była Maria Magdalena. Św. Marek napisał w Ewangelii, że Chrystus ukazał się jej jako pierwszej (por. Mk 16, 9), ale Apostołowie jej nie uwierzyli. Natomiast św. Jan w Ewangelii przekazał bardziej szczegółową relację (por. J 20, 1 – 18). Maria Magdalena po przyjściu do grobu zobaczyła odsunięty kamień zamykający grób, więc zawiadomiła Piotra i Jana, że w grobie nie ma ciała Jezusa. Ewangelista nie kryje, że dotąd, to znaczy do momentu zobaczenia pustego grobu i znalezienia w nim płócien pogrzebowych, uczniowie nie rozumieli Pisma, które mówiło o zmartwychwstaniu. Dopiero kiedy uczniowie sami zobaczyli pusty grób i leżące płótna pogrzebowe uwierzyli, że Jezus powstał z martwych. Oni wrócili do domu, ale Maria Magdalena została przy grobie, wtedy przyszedł Jezus i skojarzył się jej z ogrodnikiem. Rozpoznała Go dopiero, gdy odezwał się do niej, a dokładnie - wypowiedział jej imię; Mario. To był moment kiedy otworzyły się jej oczy. To wypowiedzenie imienia było bardzo osobistym wezwaniem, tak jest zawsze w relacji Boga do człowieka.

Natomiast dwóch uczniów nie należących do grona Apostołów w ten sam dzień wyruszyło do miasteczka Emaus oddalonego o 60 stadiów, czyli około 11 kilometrów, od Jerozolimy. Ich historię opisał dość szczegółowo św. Łukasz (Łk 24, 13 nn). Ewangelia nie wyjaśnia, dlaczego uczniowie nie rozpoznali Jezusa, który przyłączył się do nich w drodze. Obaj nie wierzyli w zmartwychwstanie, choć słyszeli o czym mówiły kobiety i że niektórzy z uczniów zastali grób Jezusa pusty. Ewangelista nie podał, jakich tekstów Pisma Świętego użył Jezus w drodze przekonując uczniów do zmartwychwstania. Ale rozpoznanie nastąpiło, gdy już byli przy stole w Emaus, podczas posiłku. Jak podkreślają bibliści, nie była to Eucharystia, ale zwykły posiłek. Jezus wziął chleb, wysławiając Boga połamał go i podał uczniom. Wtedy Go poznali, a serca uczniów wypełniły się radością i wiarą w zwycięstwo Jezusa nad śmiercią. „Wydaje się, że Ewangelista posuwa myśl, że pełne zrozumienie tajemnic męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa dokonuje się przez Eucharystię. To poznanie Jezusa przekonało uczniów o Jego zmartwychwstaniu, a późniejsze spotkanie z jedenastoma Apostołami i innymi, którzy oznajmili im, że Jezus zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi - Piotrowi, dowiodło, że się nie mylili”.

Książka wybrana na chybił trafił

Zmartwychwstały potrafi niespodziewanie zamienić niedowiarstwo, brak wiary w wiarę. Tak było w życiu Edyty Stein (1891 - 1942), najkrócej można chyba opowiedzieć o niej: Żydówka, która w 14. roku życia stała się ateistką, potem konwertytka, zginęła w obozie koncentratywnym Auschwitz-Birkenau jako karmelitanka s. Teresa Benedykta od Krzyża i kanonizowano ją w 1998 roku. Do tego wybitna filozof i fenomenolog, doceniana przez samego  prof. Edmunda Husserla: „Jeżeli droga kariery uniwersyteckiej miałaby zostać otwarta dla kobiet, to mógłbym na bezwzględnie pierwszym miejscu jak najgoręcej polecić Edytę Stein jako kandydatkę do habilitacji” - mówił o swojej asystentce.

„Jeszcze jako ateistka znalazła u swojego księgarza Ćwiczenia Ignacjańskie. Zainteresowała się nimi wyłącznie jako psycholog. Po ich przejrzeniu zauważyła jednak, że Ćwiczeń nie można jedynie czytać; należy je wprowadzać w czyn. Rozpoczęła więc przy pomocy tej książeczki rekolekcje i skończyła je po 30 dniach z postanowieniem nawrócenia” - zapisały karmelitanki na portalu www.karmel.pl. Potem w połowie 1921 roku Edyta została zaproszona przez przyjaciółkę Jadwigę Martius-Conrad (również filozofa), by spędziła kilka miesięcy w jej domu w Bergzabern. „Po niepowodzeniach z habilitacją (odmawiano jej tego, bo była kobietą i Żydówką), była to okazja na odzyskanie równowagi wewnętrznej. Przyjaciółka zaprosiła ją pewnego dnia do biblioteki, aby wybrała sobie jakąś lekturę. „Sięgnęłam po jakąś książkę na chybił trafił. Nosiła tytuł „Życie św. Teresy z Avila” napisane przez nią samą. Zaczęłam czytać. Urzekła mnie! Czytałam jednym tchem do końca. Gdy ją zamknęłam, powiedziałam sobie: to jest Prawda”. Olśnienie z odkrycia tak długo szukanej Prawdy zmieniło całe jej życie, prowadząc już bez wahań do Kościoła katolickiego” (www.karmel.pl). ■

Tekst Renata Jurowicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!