TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Lipca 2025, 15:16
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z miłości do św. Józefa

Z miłości do św. Józefa 

- Lubię podkreślać, że św. Józef jest supermanem. Bo jeśli Bóg wybiera sobie spośród wszystkich mężczyzn na świecie ziemskiego opiekuna dla swojego Syna, to wybiera najlepszego - podkreśla w rozmowie autorka scenariusza Aleksandra Polewska - Wianecka. 

Pani Aleksandro, jesteśmy już po premierze filmu, do którego napisała Pani scenariusz. Znamy już fabułę, poznaliśmy historie bohaterów, ale chciałabym jeszcze wrócić do momentu, kiedy wszystko się zaczęło. Proszę powiedzieć, czym dla pani było to „wyjątkowe zlecenie”?
Pewnego dnia zatelefonował do mnie Przemek Wręźlewicz z „Rafael Film”, powiedział, że proponują mi napisanie scenariusza do filmu o św. Józefie Kaliskim i zapytał, czy jestem zainteresowana. Z „Rafaelem” współpracowałam już wtedy od ponad 10 lat jako autorka książek. W pierwszej chwili byłam przede wszystkim oszołomiona. Nie jestem scenarzystką, ale bardzo chciałam spróbować. Pomyślałam, że w najgorszym wypadku się nie uda i tekst zostanie odrzucony. Dostałam stos podręczników dotyczących tego, jak pisze się scenariusze i rzetelnie je przestudiowałam. Był też moment, w którym myślałam, żeby się wycofać, bo obawiałam się, że zadanie mnie jednak przerośnie. Wtedy jednak zaczęłam się modlić do św. Józefa o pomoc. Nie odmówił. Zbierałam materiały, pisałam, wysyłałam mailem tekst do „Rafaela”, później zgodnie z sugestiami z Krakowa, poprawiałam, zmieniałam, przebudowywałam. W końcu usłyszałam: „Ola, jest ok.” Ponieważ jednak, jak już wspomniałam wyżej, nie jestem zawodową scenarzystką i w dodatku to był mój debiut na tym polu, powiedziano mi, że scenariusz zostanie przełożony na język filmowy przez zawodowca. Okazał się nim Dariusz Regucki, który „Opiekuna” wyreżyserował i który zaprosił do współpracy nad scenariuszem Bartosza Geislera. 

Scenariusz napisany to jedno, ale jego przełożenie na język filmu, to drugie, czy bardzo reżyser tutaj ingerował tworząc poszczególne sceny, czy też cały film?
Dariusz i Bartosz wnieśli pewne zmiany do fabuły i dopisali warstwę dokumentalną filmu. Poza tym stworzyli oni dodatkową postać – panią redaktor Radia Calisia, która pomaga Robertowi przy prowadzeniu „Kwadransu ze św. Józefem”. Całkowicie niemal został zmieniony wątek dotyczący cudu w Dachau. 
Postacie bohaterów, ukazywały bardzo różne historie życia, skąd czerpała Pani inspirację dla każdej z nich? Bo to, że wydarzyły się one naprawdę, to już wiemy. Czy któraś z postaci była pani bardziej bliższa?
Dużo by mówić! Postać ks. Eryka, dachauowczyka budowałam w oparciu o historię ks. Edmunda Bartosiaka, dawnego proboszcza parafii w Nekli. Tak się złożyło, że był on wujem mojego dobrego znajomego, który opowiadał mi o jego uwięzieniu w Dachau. Mój znajomy mówił mi, że był człowiekiem bardzo pogodnym i niezwykle oddanym ludziom. Że Dachau go nie złamało, ale nauczyło cenić wolność, życie i drugiego człowieka. Rodzinie Kordeckich dała początek inna, prawdziwa rodzina z którą się zetknęłam, która przeszła przez trudy, jakie są przedstawione w filmie i która nie tylko nadal istnieje, ale jest też szczęśliwą rodziną. Kordeccy np. wykonują inne zawody, poszczególni członkowie tej rodziny nie są w niczym podobni do pierwowzorów. Robert Kordecki ma dużo ze mnie. Nie tylko to, że jest dziennikarzem, który kocha swój zawód, ale także to, że zdecydowanie zbyt często bywa lekkoduchem. Marcin, zła miłość Dominiki, był wzorowany na prawdziwej postaci z mojego życia, czyli na niezwykle urokliwym, acz niezwykle pozbawionym empatii mężczyźnie. Tacy mężczyźni zwykle się nie zmieniają, ale ich urok niezmiennie pozostaje nieodparty. 


Usłyszałam komentarz, że znowu kobieta została pokazana jako ta „zła”, ta która zdradziła rodzinę dla wygodniejszego życia. Czy chodziło o to, by podkreślić tutaj postawę mężczyzny, który mimo bólu zachował się jak Święty Józef? 
Dominika w moim zamyśle absolutnie nie była „tą złą”. W pierwotnej wersji Dominika była pokazana jako ktoś, kto pracuje ponad miarę z miłości do rodziny, by zapewnić jej jak najlepsze życie. Absolutnie nie chodzi jej o karierę, ona zna swoją wartość jako profesjonalistka, nie potrzebuje potwierdzeń, że jest dobra w tym co robi. (O karierze natomiast marzy Robert.) Pracuje nie tylko w filharmonii, ale też udziela korepetycji, gra na skrzypcach w reklamach itd. Robert jest kochającym mężem i dobrym człowiekiem, ale nie przejmuje się zbytnio pieniędzmi. Wielu jest na świecie takich mężów jak on. Dominika w chwili kryzysu i  ogromnego zmęczenia spotyka mężczyznę, który się w niej zakochuje i jest bardzo bogaty.  Ona mu ulega, bo już nie ma sił dźwigać wszystkiego na swoich barkach. To złożona sytuacja. To nie jest tak, że Robert był w porządku, a ona była zła. Ostateczna wersja Dominiki wyszła spod rąk dwóch panów. A jak wiadomo panowie nie lubią niuansów, zawiłości uczuciowych, komplikowanych relacji i sytuacji. Stąd pewnie w finalnej odsłonie Dominika jest uproszczoną wersją pierwotnej siebie, jednak z filmu wcale nie wynika, że ona zdradziła męża po prostu dla lepszego życia. W filmie widać jak się waha mimo, że Marcin wciąga ją w swoją sieć umiejętnie. Broni Roberta przed Marcinem, mówiąc, że to dobry człowiek tylko niezbyt zaradny. Dominika jest bardzo zmęczona trudną i przedłużającą się sytuacją finansową. Kiedy Jezus pościł i modlił się na pustyni, diabeł przyszedł go kusić dopiero po 40. dniach, wtedy kiedy On był już osłabiony, zmęczony, mówiąc inaczej podatny na pokusy. Dominika też była już wykończona kiedy uderzyła w nią pokusa lepszego życia. Diabeł rzadko przychodzi do człowieka kiedy ten jest silny i gotowy oddać cios.


Wiem również, że powstały dwa scenariusze, jeden z nich został właśnie zrealizowany jako film, a drugi, no właśnie, podobno powstaje z niego powieść. Czy może pani coś zdradzić więcej? 
Pierwszy scenariusz zbudowany był na historii kultu św. Józefa w Kaliszu i jednocześnie na dziejach kaliskiego Placu św. Józefa. Został odrzucony, ponieważ generowałby ogromne koszty w związku z koniecznością stworzenia historycznej scenografii i rekwizytów. Ten scenariusz, którego tytuł brzmiał „Plac św. Józefa”, bardzo podobał się kustoszowi sanktuarium ks. Jackowi Plocie i to zachęciło mnie do przerobienia go na powieść. Zawsze kiedy stoję na Placu św. Józefa nie mogę powstrzymać się od zadawania sobie pytań, co działo się w tym miejscu w dniu, kiedy przywieziono do kolegiaty obraz, który dziś jest tak znany. Jak było kiedy po tym terenie chodził młodziutki ojciec Kordecki – obrońca Jasnej Góry? Czy modlił się przed cudownym obrazem? Pewnie tak. Moją wyobraźnię bardzo też pobudza fakt, że nie wiemy kto jest autorem tego obrazu. Być może historia tego artysty jest bardzo ciekawa, ale my raczej już jej nie poznamy. Dlatego pomyślałam, że napiszę najpierw scenariusz, a potem powieść na zasadzie: a jeśli było tak? Plac św. Józefa to serce Kalisza. Nie byłoby miejsca o tej nazwie, gdyby nie św. Józef. Gdyby ten plac potrafił mówić, nie moglibyśmy pewnie oderwać się od jego opowieści. Do wielu bardzo ważnych faktów z historii sanktuarium i placu już dotarłam. Te fakty są fundamentem książki, reszta to fikcja literacka, ale to jest fikcja, która ma sprawić, że czytelnik zakocha się w Kaliszu św. Józefa, w Placu św. Józefa, tak samo jak ja. Tytuł powieści brzmi „Tajemnice Placu św. Józefa”. Bardzo chcę ją jak najszybciej skończyć. Znajdą się w niej też wątki, które usunięto z filmu.


Jakie miejsce zajmuje św. Józef w Pani życiu prywatnym i zawodowym. Bo na Pani koncie jest wiele pozycji książkowych o świętych, w tym także o św. Józefie. A dodatkowo jest Pani stałą autorką w naszej gazecie „Opiekun”. 
Tak naprawdę to cała moja przygoda ze św. Józefem rozpoczęła się właśnie od gazety „Opiekun” . Jeśli dobrze pamiętam, to w 2009 roku ks. Andrzej Klimek zaproponował bym pisała do „Opiekuna” i tak piszę do dziś, z wielką przyjemnością zresztą. Ponieważ od początku robię też rubrykę dziecięcą i ponieważ chciałam dzieciom pokazać jakoś fajnie św. Józefa, dużo czasu spędzałam nad tą tematyką. Później przyszła propozycja od ks. Andrzeja Latonia, bym napisała książkę dla dzieci o św. Józefie i tak powstała historia o pobycie Świętej Rodziny w Egipcie. Bardzo chciałam, żeby ta książka nosiła tytuł „Święty Supermen”, ale ostatecznie te dwa słowa stały się podtytułem. Lubię podkreślać, że św. Józef jest supermanem. Bo jeśli Bóg wybiera sobie spośród wszystkich mężczyzn na świecie ziemskiego opiekuna dla swojego Syna, to wybiera najlepszego. A najlepszy mężczyzna na świecie, to któż inny jeśli nie superman, prawda? Pewnego razu mojej opowieści o św. Józefie Supermanie słuchał człowiek, który musiał podjąć dokładnie taką decyzję życiową jak filmowy Robert Kordecki. I jego wybór stał się inspiracją do wiodącej historii w filmie. O św. Józefie w moim życiu prywatnym i zawodowym mogłabym dużo mówić, ale redakcja „Opiekuna” musiałaby wtedy poświęcić cały numer na moje opowieści ;-). ■

Rozmawiała Arleta Wencwel- Plata

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!