Zielony ład nienawidzi samochodów spalinowych, ale żeby krów?
Spędziłem kilka dni w Borach Tucholskich, z czego przez trzy dni poruszałem się siłą własnych mięśni. Dwa dni spędzone na rowerze i jeden dzień w kajakach. Mówię wam, wspaniała sprawa! Wbrew nawet moim własnym oczekiwaniom organizm zareagował całkiem przyzwoicie i mimo braku treningu nie było żadnych zakwasów. I mogłem się cieszyć pięknem natury ile dusza zapragnęła.
A trzeba wam wiedzieć, że ja naprawdę kocham naturę. Bardzo. I w ramach rozsądku chronię ją i dbam jak mogę. Jednakże aby dotrzeć do Borów Tucholskich z południowej Wielkopolski jak najbardziej posłużyłem się pojazdem mechanicznym napędzanym ropą. Udało się dojechać tam i z powrotem na jednym baku. No, ale jeśli tzw. elity europejskie nie pójdą po rozum do głowy, to od roku 2035 nie będzie można używać takich pojazdów, jak mój, albowiem obowiązywać będzie zerowa norma emisji CO2. Czyli już nawet nie hybrydy będą dozwolone, ale tylko i wyłącznie samochody z napędem elektrycznym. To się nazywa Zielony Ład. Ja już pomijam fakt, że ta mania nazywania wszystkiego „ładem” doprowadza mnie do szewskiej pasji, bo to słowo dzisiaj bynajmniej nie kojarzy się z wielce niegdyś szacownym pismem diecezji włocławskiej „Ład Boży”, ale bezwstydnie nawiązuje do masoństwa, którego ja nie jestem jakimś tropicielem, ale nie sądzę, żeby twórcy tych nazw nie wiedzieli, jakie skojarzenia sprowokują. Więc pies drapał nazwę, ale za nią kryje się próba nie tylko likwidacji pojazdów spalinowych (czytaj: tańszych i dostępnych niemal dla wszystkich), ale wręcz ograniczenie wolności. Kiedyś lobby petrochemiczne było tak silne, że skutecznie blokowało próby rozwoju innych technologii napędowych. Dzisiaj najwyraźniej inne lobby wzięło górę, ale przekonanie, że oprócz niewątpliwych wielkich interesów, kryje się za nim olbrzymia dawka ideologii, jest nieodparte. Oczywiście trudno mi powiedzieć, jak się rozwinie przemysł i technologia aut elektrycznych za dziesięć lat, ale na dzień dzisiejszy są one nie tylko bardzo drogie, ale i niepraktyczne. Kiedy czytam, że auta wspaniałych luksusowych marek poruszają się po autostradach z prędkością ok. 90 km/h, bo powyżej tej prędkości ich zasięg drastycznie spada i jest ryzyko, że „nie dociągną” do najbliższego punktu ładowania, to ogarnia mnie pusty śmiech. A jak już się „dowleką”, to muszą się ładować kilkadziesiąt minut. Wspaniale się prezentuje taka podróż, nieprawdaż?
Taka mi przyszła refleksja. Jest wzruszająca scena w filmie „Pod słońcem Toskanii”, gdzie jeden pan opowiada amerykańskiej turystce smutnej, bo jej nikt nie kocha, że kiedyś w Alpach pobudowano tory w takim miejscu, że żaden istniejący wówczas pociąg nie był w stanie tam wjechać. No ale kiedyś ewentualnie taki pociąg powstał i tory już na niego czekały. Wydaje mi się, że dzisiaj mamy podejście odwrotne. Fundujemy sobie panele fotowoltaiczne na dachach i samochody elektryczne, podczas gdy nasza infrastruktura nie jest w stanie ich udźwignąć. Robi się z tego farsa nie mniej żałosna, niż kiedy w „Alternatywy 4” panowie projektujący nowe osiedle, żeby postawić blok tam gdzie im się podobało, „przenosili” znajdujące się tam jeziorko w inne miejsce. Zakończę ten wątek wyrażeniem mojego zdecydowanego protestu przeciw szaleństwom „Zielonego Ładu”.
A trzeba wam wiedzieć, że nie tylko ja protestuję, ba! Mój protest to tylko bla, bla, bla, podczas gdy w takiej na przykład Holandii, co to jest wzorem unijnych cnót, na wielką skalę protestują rolnicy. Pojawił się nawet nieprawdziwy news, że zakupili czołg, by blokować ulice. Nie, to nieprawda. Ale traktory mają też potężne i to ich używają do blokowania. Zapytacie pewnie, dlaczego tak protestują, skoro żyją w takim wspaniałym kraju? Otóż, nie zgadzają się na ograniczenie emisji tlenku azotu, które proponuje rząd, czyli znowu kłania się „Zielony Ład”. Rolnictwo przyczynia się do emisji do atmosfery gazów cieplarnianych, a tlenki azotu są uwalniane w dużych ilościach na skutek stosowania nawozów sztucznych. Rolnicy w ramach protestu blokują w całej Holandii wiele centrów, z których dostarczano towary do supermarketów. Organizatorzy zapowiadają kontynuowanie protestu i jego rozszerzenie m.in. o blokowanie dojazdów do lotnisk. Jak donoszą agencje w ubiegłym tygodniu policjanci oddali strzały do rolników blokujących rondo przy wjeździe na autostradę A32 w pobliżu Heerenveen w północnej Holandii. Trzy osoby zostały aresztowane. Holenderska policja przyznała, że „oddano strzały ostrzegawcze i strzały celowane”. Nie wiem do kogo celowali, mam nadzieję, że nie do rolników. Pewien pan Sieta van Keimpema z organizacji European Milk Board przyznał, że celem holenderskiego rządu jest zmniejszenie o 30 proc. liczby rolników i zwierząt hodowlanych (krów mlecznych) i ostrzegł: „Żeby nikt nie odcinał naszych zapasów żywności. Wiemy już, że nie było dobrym rozwiązaniem uzależniać się od zagranicznego gazu. Tymczasem bez gazu można wytrzymać jeden czy dwa dni. Bez jedzenia nie można. To kolejny dowód na to, że propozycja reform jest złym pomysłem. Holandia znajduje się w pierwszej piątce najbardziej zrównoważonych systemów żywnościowych na świecie (źródło: „Nature” - grudzień 2019 r.). Wszelkie przenoszenie produkcji żywności do innych krajów powoduje jeszcze większą emisję, co pogarsza klimat i jest sprzeczne z porozumieniami klimatycznymi”.
Przyznam się wam szczerze, że od dawna podejrzewam, iż poza nielicznymi - przepraszam za słowo - „użytecznymi idiotami”, nikt z wprowadzających te kuriozalne reformy nie myśli o klimacie. Ale co gorsza, moim zdaniem, wygląda na to, że większość z nich wcale nie myśli. Bo ograniczać produkcję żywności teraz, kiedy trwa wojna na Ukrainie i pokazuje jak ulotne potrafią być nasze pewniki odnośnie różnych spichlerzy świata i jaką pułapką potrafi być globalizacja, czyli przekonanie, że wszystko mogę sobie zaimportować skąd mi się podoba, to nie jest krótkowzroczność. To jest głupota. A coraz głośniej słychać, że jeśli uda się zlikwidować branżę rolniczą w Holandii, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby dokonać tego w kolejnych państwach członkowskich, w tym Polsce. Czy mnie by to zdziwiło? No nie wiem. Skoro postanowiono u nas zlikwidować wydobycie węgla i prawie się to udało, to dlaczego nie rolnictwo? A tak przy okazji węgla i embarga na ruski węgiel, to czy coś się u nas w procesie wygaszania kopalń zmieniło? Może by jednak warto nie dobijać tego leżącego na deskach delikwenta? Może nam się jeszcze przydać.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!