Żegnam cię mój świecie
Tylko w domu, we własnym łożu i w obecności rodziny umieranie było godne. Bicie kościelnego dzwonu, a także głośny lament kobiet to był znak, że śmierć zapukała do czyjegoś domu. Jak kiedyś podchodzono do śmierci, co to jest śmiertnica czy giezło tego wszystkiego dowiecie się z artykułu.
Śmierć jest zawsze wstrząsem. Sprawia ból najbliższym. Wywołuje dotkliwe poczucie pustki, a czasami wzbudza grozę. W tradycji polskiej zachowały się liczne, powszechnie znane wierzenia o śmierci.
Śmierć dociera wszędzie
W dawnych czasach wierzono, że śmierć dociera wszędzie, że wędruje po całym świecie, a chętnie odpoczywa na cmentarzach, gdzie chowa się w pieczarach grobowych, opuszczonych cmentarnych kaplicach i kostnicach. Mówiono, że przysiada na rozstajnych drogach i przydrożnych mogiłach. Śmieć przychodzi po wszystkich ludzi. Może przenikać przez ściany i najgrubsze mury.
Według wierzeń i baśni ludowych śmierć ukazuje się ludziom w ostatniej godzinie życia i to ona decyduje, czy człowiek ma umierać spokojnie, lekko i szybko, czy też będzie konał długo, w męce i trwodze. Powszechna była świadomość nieuchronności śmierci. Ludzie wiedzieli, że śmierć jest nieprzekupna i prędzej czy później dostanie każdego człowieka, wykonując wyrok Boży, zgodnie z którym doczesne życie człowieka musi się skończyć.
O tym jak ważny musiał być dla ludzi ostatni moment życia świadczy opisana przez Władysława Reymonta historia żebraczki Agaty, która każdy grosz zdobyty podczas swojej tułaczki ciułała na pochówek, na pierzynę i pościel przeznaczoną na godzinę konania.
Umierać to tylko w domu
Ludzie zarówno bogaci, jak i biedni umierali w domu. Kiedyś uważano, że zgon w innym miejscu narusza majestat śmierci, zakłóca porządek zwyczajów i ceremonii związanych z umieraniem. Okropna wydawała się śmierć w szpitalu, bo tam ludzie umierali oderwani od swoich bliskich. Śmierć w szpitalu uważano za upokarzającą. W szpitalach i przytułkach umierali nędzarze i bezdomni. Tylko śmierć w domu, we własnym łożu i w obecności rodziny była godna. Umierając w domu ludzie mogli pożegnać się z najbliższymi, pobłogosławić ich i udzielić ostatnich napomnień. Odwiedzanie ciężko chorych i konających należało do obowiązków ostatniej posługi. Wszyscy uważali to za swoją powinność, za chrześcijański obowiązek, od którego nie wolno się uchylać. Do obowiązku odwiedzania umierającego poczuwały się nawet osoby skłócone, ponieważ w obliczu zbliżającej się śmierci trzeba było wybaczyć sobie wzajemnie wszelkie urazy, winy i krzywdy. Starano się także zapamiętać ostatnie słowa umierającego i traktowano je jako przesłanie.
Zgodnie z wiarą ludzie umierali pojednani z Panem Bogiem. Zawsze do osoby umierającej wzywano księdza, aby udzielił ostatnich sakramentów: spowiedzi, wiatyku i namaszczenia olejami świętymi. Na przyjęcie kapłana sprzątano izbę, myto chorego, zakładano mu czystą koszulę i pościel, narzucano na łóżko białe prześcieradło. Stół nakrywano białym obrusem, stawiano krzyż lub święty obraz, kropidło, wodę święconą i zapalano świece. Rodzina, a często też sąsiedzi modlili się i czuwali przy chorym aż do jego śmierci. Należało przy tym zachować skupienie, powagę, nie rozmawiać i głośno nie płakać, aby umierający mógł odejść w spokoju. Odmawiano modlitwy za konającego, prosząc Boga i świętych, a najczęściej św. Barbarę, patronkę dobrej śmierci, o zmiłowanie i dobrą śmierć, dzwoniąc przy tym lekko dzwoneczkiem loretańskim, zwanym dzwonkiem św. Barbary, aby dusza odeszła już z tego świata. Zdarzało się, że posyłano kogoś z rodziny do wikariusza lub kościelnego, aby uderzył w kościelny dzwon, wierząc, że to nakłoni duszę do opuszczenia ciała. Konającemu wkładano do rąk zapaloną gromnicę – symbol pojednania z Bogiem, a także wkładano mu w pościel i pod koszulę poświęcone zioła.
Śmiertnica do trumny
Dopiero po stwierdzeniu zgonu rodzina z płaczem i lamentem klękała przy łóżku. Jeśli śmierć nastąpiła w nocy, budzono wszystkich domowników, także małe dzieci, nakazywano im natychmiast wstać z łóżek i ubrać się. Przez następne noce aż do pogrzebu nikt z domowników nie powinien spać w domu, a na pewno w izbie, w której spoczywał zmarły. Uważano, że sen w pobliżu zwłok może wywołać śmiertelną chorobę. Z tego samego powodu budzono i zmuszano do powstania bydło leżące w oborze, budzono pszczoły w ulach.
O przygotowanie zwłok do złożenia w trumnie proszono starszą, doświadczoną w tym osobę, aby z pomocą sąsiadów wykonała pośmiertne zabiegi, a przede wszystkim umyła i ubrała zmarłego. Najstarszym znanym w całej Polsce i powszechnie stosowanym ubiorem była długa biała lniana koszula, zwana giezłem, zgłem, czechłem w Wielkopolsce, śmiertnicą w Małopolsce, kitlem na Śląsku oraz płachta płócienna. Początkowo zmarłych grzebano boso. Później dawano im do trumny uszyte z płótna pończochy. W końcu XIX wieku trumienną koszulę zastąpił odświętny ubiór. Dziewczęta i chłopców, narzeczonych i nowożeńców ubierano w stroje ślubne. Zmarłym pannom rozpuszczano włosy i ubierano je w białe suknie, natomiast mężatkom wyjmowano z uszu kolczyki i zdejmowano ślubne obrączki. Ręce zmarłych oplatano różańcem, wkładano w nie książeczkę do nabożeństwa lub święty obrazek, najczęściej z wizerunkiem Matki Bożej lub świętego patrona. Tak przygotowane ciało układano na ławie, na płachcie lub gołych deskach łóżka, a stamtąd zwykle jeszcze tego samego dnia przenoszono do trumny: białej lub jasnej - dzieci i młodzież, ciemnej – osoby starsze. Do trumny wkładano ziele poświęcone w Boże Ciało lub święto Matki Boskiej Zielnej. Czasami kładziono na piersi zmarłego skibkę chleba, aby mógł posilić się w długiej drodze do wieczności. Niekiedy do trumny wkładano drobne przedmioty, które zmarły lubił za życia, np. chusteczkę, przybory do szycia, tabakierkę, fajkę.
Kościelny dzwon i głośny lament
Gdy zajmowano się pośmiertną toaletą i ubieraniem zmarłego, ktoś z rodziny biegł do księdza, a ten uderzał w dzwon i wtedy cała wioska dowiadywała się o śmierci mieszkańca. Każdy kto usłyszał dźwięk dzwonu przerywał na chwilę swoje zajęcia, robił znak krzyża i odmawiał modlitwę za spokój duszy zmarłego. Dzwonienie za zmarłego w kościołach parafialnych praktykowane było niegdyś w całej Polsce, zarówno w miastach, jak i w wioskach. Według wierzeń bijący dzwon odpędzał złe duchy.
Pierwotną, najstarszą formą zawiadamiania o śmierci był głośny kobiecy lament. Po zgonie żona lub matka zmarłego siadały na progu domu głośno szlochając, a ich płacz i zawodzenie słychać było w pobliskich domach i wtedy już wiedziano, że sąsiad czy sąsiadka nie żyje, a ta smutna wiadomość szybko rozchodziła się po wsi. W późniejszych czasach wiadomość o śmierci przekazywana była ustnie przez wybranych posłańców, np. sąsiada, krewnego, sołtysa. Tradycyjnym sposobem zawiadamiania o śmierci bywało oznaczanie domu, w którym ktoś umarł. Było to rozsypywanie wiór z desek użytych na trumnę, na drzwiach wejściowych wieszano krzyżyki, obrazki święte lub dzwonki z żałobną kokardą. Z czasem wszystkie te przedmioty zastąpiono drukowanymi nekrologami zwanymi klepsydrami.
Stypa w karczmie
Kondukt żałobny udawał się do kościoła na nabożeństwo żałobne, a potem na cmentarz. Miejscem chrześcijańskiego pochówku był początkowo teren bezpośrednio przylegający do kościoła. Potem na cmentarze wydzielano odrębne tereny poświęcone i ogrodzone, który znajdowały się w niewielkim oddaleniu od świątyni.
Ostatnim aktem uroczystości pogrzebowych była stypa, która w przeszłości miała wyraźnie zaduszkowy charakter. Z czasem stała się obiadem złożonym z kilku dań. Elementy zaduszne najdłużej przetrwały w stypach chłopskich, na które zapraszano do karczmy lub domu wszystkich uczestników pogrzebu. Podejmowano ich wódką i różnymi potrawami, których rodzaj i liczba zależały od zamożności gospodarzy. W ubogich domach poczęstunek składał się zazwyczaj z kieliszka wódki, kawałka chleba i czasami – sera. W bogatych wiejskich domach stypa obfitowała w gorące potrawy: gotowane i duszone mięso, dobrze okraszone jagły, kapustę ze skwarkami, dużo pieczywa i wódki. Na wschodzie Polski na stypach pojawiały się potrawy żałobne: bób, groch i mak. Podczas jedzenia wspominano zmarłego i zawsze mówiono o nim dobrze.
Z ostatnią drogą zmarłego związanych było więcej zwyczajów, ale nie sposób opisać wszystkich w tym artykule. Polecam zatem książkę Barbary Ogrodowskiej „Polskie tradycje i obyczaje rodzinne”. Warto sięgnąć po tę publikację.
Ewa Krotowska-Rasiak
Zdjęcia: Wikipedia
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!