Zakochani w Różańcu
„Prośby miłującego serca, w modlitwie różańcowej u stóp Maryi wylane, nie zostaną bez skutku. W wieczności dopiero dowiesz się, ile zdziałałeś przez tę świętą, cudowną modlitwę”– tłumaczyła jedna ze świętych. Wyjaśniła przy tym, jaką ma receptę na skuteczny Różaniec.
Przeglądając na różnych portalach fotografie wspomnianej przed chwilą świętej, czyli matki Urszuli Ledóchowskiej zobaczymy uśmiechniętą założycielkę urszulanek szarych. Ten uśmiech stał się jej znakiem firmowym, została nawet nazwana „apostołką uśmiechu”. Bo dla niej uśmiech i dobroć były wiarygodnym świadectwem więzi z Chrystusem. Jej drugim znakiem rozpoznawczym był różaniec. Na zdjęciu zrobionym w Petersburgu w 1907 r., trzyma go w dłoni. Różaniec zobaczymy też na portrecie bł. ks. Władysława Demskiego, namalowanym już po jego beatyfikacji. Artysta przemyślał to dokładnie, bo historia śmierci ks. Władysława opowiada nam, jak ważny jest różaniec.
Zawsze przy sobie
Św. Urszula to pierwsza Polka beatyfikowana na ojczystej ziemi przez Jana Pawła II i potem kanonizowana w 2003 r. Julia Maria Ledóchowska urodziła się 17 kwietnia 1865 r. w Austrii jako jedno z dziewięciorga dzieci Antoniego Augusta Ledóchowskiego i Józefiny z domu Salis-Zizers z pochodzenia Szwajcarki. Jak podaje Vatican News: „Pomimo pobytu na obczyźnie, dzieci państwa Ledóchowskich znały doskonale historię Polski i jej tradycje. Szczególny nacisk kładziono jednak na przekazanie im żywej wiary”.
Jako 17 - latka Julia wróciła z rodziną do Polski i cztery lata później zdecydowała się na wstąpienie do urszulanek w Krakowie. Z siostrami wyjechała do Petersburga, a kiedy władze wydaliły ją z Rosji, udała się do Skandynawii. Z kolei w 1920 r. „petersburskie” urszulanki wróciły do Polski i osiedliły się w Pniewach koło Poznania, gdzie utworzyły Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Urszulanki zwane były od koloru habitów szarymi. „Urszula Ledóchowska przez całe życie spieszyła z pomocą potrzebującym i troszczyła o zbawienie swoich wychowanków. Wyrosła w patriotycznej rodzinie, ani na moment nie przestała też służyć swojej ojczyźnie” (Vatican News). Zmarła 29 maja 1939 r. w Rzymie, obecnie pochowana jest w Pniewach.
Po śmierci matki Urszuli znaleziono w jej biurku rękopis zatytułowany: „Testament bardzo kochającej Matki”. W nim jedną z próśb poświęciła Matce Bożej: „Kochajcie to, co Maryi jest miłe, a więc kochajcie Różaniec. Nie tylko odmawiajcie Różaniec słowem, ale odmawiajcie go życiem całym, wprowadzając w życie cnoty Maryi, jakie w tajemnicach różańcowych nam są przedstawione. Niech Wasze odmawianie Różańca będzie gorącym aktem miłości ku Maryi, będzie zachętą do cnoty, będzie rachunkiem sumienia co do wierności w naśladowaniu Maryi, będzie prośbą o świętość na wzór świętości Maryi! Miejcie zawsze różaniec przy sobie: i we dnie, i w nocy, nie opuszczajcie go nigdy. Niech on będzie wiernym Waszym przyjacielem, łańcuchem przykuwającym serca Wasze do serca Matki naszej w niebie” - podkreśliła urszulanka. Było to jakby przypomnienie tego, co realizowała w swoim życiu i co związane było z modlitwą różańcową.
Dla znudzonych
W różnych pismach i wypowiedziach matki Ledóchowskiej można znaleźć podpowiedzi, jak dobrze odmawiać Różaniec. A więc: „Rozpoczynaj Różaniec aktem serdecznej, dziecięcej miłości ku Maryi (…). Powiedz twej Matce, że ten cały Różaniec ma być właściwie jednym nieustannym: Matko, kocham Cię”. Później w miarę jak przesuwają się przez nasze palce paciorki różańca, mają przesuwać się przed oczyma naszej duszy chwile z życia Maryi i jej Syna – „chwile otwierające dla świata wieczności podwoje. Pamiętaj u stóp Maryi, że Ona jest Królową nieba i ziemi, że chce wszystkim bez wyjątku wyprosić zbawienie – i ty masz Jej w tej wielkiej współpracy w dziele zbawienia ludzkości dopomagać. Nie bądź egoistą w modlitwie, prosząc tylko dla siebie, myśląc tylko o sobie” (św. Urszula).
Mamy więc odmawiać Różaniec nie tylko za siebie, św. Urszula dostrzegała tych, którzy potrzebują modlitwy: „Kochaj i proś, błagaj, dziś nam potrzeba dusz modlących się za tych, którzy się nie modlą. Odmawiaj Różaniec za siebie i za wszystkich - i ufaj. Prośby gorącego, miłującego serca, w modlitwie różańcowej u stóp Maryi wylane, nie zostaną bez skutku”. Wśród wskazań św. Urszuli znajdziemy nawet radę dla tych, którzy są znudzeni modlitwą różańcową: „Jeżeli nudne ci się wydaje nabożeństwo różańcowe, ofiaruj to umartwienie twej ruchliwej natury Matce Boskiej na chwałę. Staraj się z całą dobrą wolą, na jaką tylko zdobyć się możesz, wnikać w treść każdego dziesiątka Różańca. Wszak każdy dziesiątek – to nie tylko te „Zdrowaśki”, jakie ustami szepczesz, ale to wspaniała nauka życiowa, to nauka Chrystusowa, podana ci przez najlepszą Matkę, to wspaniały przykład cnoty, wyjęty z życia Jezusa lub Maryi, to upomnienie macierzyńskie: tak postępuj, a dusza twoja żyć będzie”. To oczywiście tylko kilka z wielu rad urszulanki.
Rzecz zakazana
Jak ważny jest Różaniec pokazał swoim życiem i śmiercią bł. ks. Władysław Demski, który żył mniej więcej w tym samym czasie co św. Urszula, czyli w latach 1884-1940. Jego rodzice państwo Franciszek i Rozalia prowadzili gospodarstwo rolne w Straszewie na Powiślu, do tego oparli swoje życie o dwa filary: wiarę w Boga i miłość Ojczyzny. Władysław przyjął święcenia kapłańskie w 1910 r. we Fromborku. Skierowano go jako wikariusza do pracy w parafiach polskich, natomiast w czasie I wojny światowej wcielono do niemieckiego wojska i trafił do szpitala wojskowego w Królewcu. Jak informuje portal parafii w Inowrocławiu (zwiastowanie.pl), na Warmii ks. Władysław zaangażował się obok pracy duszpasterskiej w działalność m.in. Związku Polaków w Prusach Wschodnich i współpracował z Warmińskim Komitetem Plebiscytowym. Kiedy po plebiscycie, jako opowiadający się za Polską, musiał opuścić rodzinne strony, został przyjęty do archidiecezji gnieźnieńskiej i rozpoczął pracę duszpasterską w Inowrocławiu. Uczył religii jako prefekt w gimnazjum, był nauczycielem języków greckiego i łacińskiego.
Po wybuchu II wojny światowej Niemcy aresztowali proboszcza parafii Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu i ks. Demskiemu powierzono tę parafię. Niestety 2 listopada 1939 r. również został aresztowany i z innym księżmi wywieziony do obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Potem w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen został przydzielony na blok 20, znęcał się nad nim blokowy Hugo Kraye. Na skutek bicia i polewania zimną wodą u ks. Władysława pojawiały się choroba nerek i wrzody. Kiedy przeniesiono go na inny blok, był już ciężko chory, ale nadal musiał uczestniczyć we całodziennych karnych ćwiczeniach gimnastycznych.
W czasie kiedy grupa uwięzionych miała zostać przeniesiona do innego obozu, Niemcy zarządzili przegląd przechowywanej w magazynie odzieży więźniów. Musieli oni z daleka rozpoznawać swoje ubranie zwinięte w węzełek. W pewnym momencie „z jednego węzełka wypadła rzecz zakazana - różaniec. Niektóre relacje mówią o krzyżyku lub medaliku; w relacjach są pewne różnice co do szczegółów, wynikające z faktu, że nie wszyscy nawet naoczni świadkowie obserwowali to z jednakowego oddalenia i z tej samej pozycji. Patrzyli przestraszeni, by nie zdradzić się skoncentrowaną uwagą i nie podpaść strażnikowi” (zwiastowanie.pl).
Życie za różaniec
Wtedy esesmani kazali przywołać 56-letniego ks. Demskiego i stojącego obok niego kolegę. „Gdy nadbiegli (w obozie zawsze trzeba było biegać, a nie chodzić), padło polecenie, by ks. Demski podeptał różaniec” (zwiastowanie.pl). Odmówił. Wtedy Niemiec wrzucił różaniec w błoto i kazał mu pocałować, przy tym szydził z wiary w Boga i kapłanów. Ks. Demski pochylił się i wargami odszukał w błocie krzyżyk różańca. Jak wspominają świadkowie, Niemcy zaczęli go bić kijami po głowie, plecach i nerkach, więzień upadł, ale oni bili go dalej. „Gdy potem przy pomocy ks. Gałeckiego i jeszcze jednego więźnia Polaka (ks. Demski – przyp. red.) dowlókł się do baraku, powiedział cicho: Wszystko trzeba ścierpieć i na nic się nie skarżyć. Po południu pojawiła się wysoka temperatura i silne bóle prawej nerki” (zwiastowanie.pl). Przez następne dwa dni ks. Demskiego dalej bito. Był wtorek oktawy Bożego Ciała. Kiedy przyprowadzono go na apel, jego znajomy ks. Roman Budniak usłyszał szept: „Czy dziś oktawa? Prowadziłbym procesję u Grzesia”. Ks. Władysław wspominał o procesji w parafii św. Józefa u przyjaciela ks. Grzegorza Handkego.
Po apelu ks. Władysława zaniesiono pod płot, gdzie konał otoczony księżmi. Esesman zażądał, by ktoś z nich wygłosił przemówienie nad zwłokami. Zmuszał do tego ks. Stanisława Gałeckiego, ten widząc, że ks. Demski jeszcze żyje, wyszeptał formułę rozgrzeszenia. Potem ks. Piotr Gołąb, werbista po niemiecku wygłosił „mowę żałobną”. „Powiedział, że na tego zmarłego kapłana, czeka w domu matka, która odejmując sobie pokarm od ust łożyła na jego wykształcenie. Sądziła, że on będzie radością jej starości. Ona nie straci nadziei na ich ponowne spotkanie u Pana w krainie bez cierpień. - Dość - wrzasnął hitlerowiec i odszedł” (zwiastowanie.pl). Ks. Demski zmarł 26 maja 1940 r. Esesmani widząc jego zmaltretowane zwłoki szydzili: „Oni teraz zrobią z niego męczennika”. Według współwięźniów ks. Demski „umierał, jak starożytni męczennicy chrześcijańscy za wiarę”. Został beatyfikowany w 1999 r. wraz ze 108 męczennikami z czasów II wojny światowej.
Renata jurowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!