Za dusze muzyków
Muzyczne Zaduszki, podobnie jak wieczerza wigilijna, czy święcenie pokarmów na Wielkanoc, dziś coraz częściej kojarzą się z tradycją, a nie z autentyczną wiarą i przeżywaniem religijności.
Właściwie nie ma miasta, które nie organizowałoby jakiegoś koncertu na przełomie października i listopada nazywając go „Zaduszkami” jazzowymi lub muzycznymi. Pamiętam, że w jednej z książek ojciec Jan Góra opowiada, jakie wątpliwości budziło w nim organizowanie Poznańskich Zaduszek Jazzowych właśnie w dominikańskiej parafii, jak obawiał się, żeby nie był to zwykły koncert, ale prawdziwa modlitwa. Znany Dominikanin pozbył się wątliwości, kiedy zobaczył, jak muzycy się modlą śpiewem i grą, jak wspominają swoich zmarłych kolegów i jak żyją nadzieją zagrania z nimi w życiu wiecznym.
Najpierw w Krakowie
Najdłuższą tradycję mają Krakowskie Zaduszki Jazzowe, które odbywają się od 1954 roku. Powstały właściwie przypadkiem, z chęci wspólnego spotkania i zagrania wielu muzyków jazzowych, dla których często Dzień Zaduszny był jedynym wolnym terminem. Najpierw muzycy spotkali się w sali gimnastycznej jednej ze szkół i urządzili sobie jam session, która nie miała formy koncertu, później był klub „Helikon”, czy Krakowska Filharmonia. Po siedmiu latach festiwal zyskał poziom międzynarodowy. W 1968 roku z przyczyn politycznych doszło do zamknięcia „Helikonu” i Zaduszek nie było. W następnym roku ówczesne władze miasta nie pozwoliły na organizację festiwalu bez podania przyczyn. Mimo to w tym czasie odbyły się klubowe imprezy jazzowe, które w tajemnicy przed władzą i publicznością nazwano Zaduszkami. W artykule Wiesława Siekierskiego na oficjalnej stronie Krakowskich Zaduszek Jazzowych można przeczytać, że: „Domyślano się, że festiwalowi zaszkodziła nazwa, kojarząca się (niesłusznie zresztą) z obchodami religijnymi. W 1970 roku wznowiono festiwal pod bezpieczną nazwą Krakowski Festiwal Jazzowy, ale i tak powszechnie nazywano go Zaduszkami.” W następnych latach w okresie Zaduszek znani jazzmani z całej Polski przyjeżdżali do Krakowa i wspólnie grali, często w prywatnych mieszkaniach. Andrzej Kurylewicz, Krzysztof Komeda, Jerzy Matuszkiewicz, Andrzej Trzaskowski, Jan Ptaszyn Wróblewski przyciągali wielu wielbicieli jazzu na jam session. Dopiero od 1987 roku do tego wydarzenia dołączyła zainicjowana przez Jana Budziaszka Msza św. jazzowa w intencji zmarłych muzyków, która jednak jest tutaj tylko jednym z elementów kończących festiwal. Oficjalnie do programu została ona wpisana w czasach postkomunistycznych i do dzisiaj ma miejsce w bazylice ojców dominikanów na ulicy Stolarskiej. Niektórzy zastanawiają się dzisiaj, czy formuła najstarszego tego typu festiwalu w Polsce nie wyczerpała się, czy przetrwa on skoro znajduje coraz mniejszy oddźwięk zarówno wśród współorganizatorów, jak i wśród melomanów.
Za dusze
Zupełnie inaczej wygląda historia powstania Poznańskich Zaduszek Jazzowych, które co prawda mają o wiele krótszą historię, jednak mają dużo więcej wspólnego z prawdziwym sensem takich spotkań, jakim powinna być modlitwa za zmarłych muzyków i wspominanie tych, którzy odeszli już do Pana. Idea uwielbienia Boga i modlitwy muzyką oraz śpiewem za pomocą utworów tych osób, których nie ma już wśród żywych zainspirowała Leopolda Twardowskiego i ojca Tomasza Nowaka OP – organizatorów projektu „Poznańskie Wielbienie”. Pierwsze Poznańskie Zaduszki Jazzowe miały miejsce 6 listopada 2002 roku w kościele ojców dominikanów, do którego wspomnieni dwaj panowie zaprosili muzyków, nie tylko jazzowych. To spotkanie to przede wszystkim Msza Święta w intencji zmarłych muzyków, kompozytorów i instrumentalistów. Zupełnie inny jest także późniejszy koncert, podczas którego muzycy nie wykonują własnych utworów, ale korzystają z bogactwa pozostawionego przez zmarłych przyjaciół i kolegów po fachu. Jak piszą organizatorzy Poznańskich Zaduszek Jazzowych: „Ideą przewodnią koncertu zaduszkowego jest wyśpiewywanie i wygrywanie dźwięków, by uczynić z nich modlitwę i w imieniu zmarłych prosić o zmiłowanie”. W 2011 roku jubileuszowe X Poznańskie Zaduszki Jazzowe odbyły się w niesamowitych wnętrzach katedry poznańskiej, a od 2013 roku mają one miejsce w poznańskiej farze przy Starym Rynku.
Z natchnienia Bożego
Od 1957 roku odbywają się także Zaduszki Muzyczne w Siedlcach, od 1961 roku w Bydgoszczy, a od 1994 roku w Opolu, ale to nie jedyne miasta szczycące się organizacją tego typu koncertów. W wielu miastach organizacją Zaduszek Muzycznych zajmuje się zakon ojców dominikanów, w Warszawie choćby na ulicy Freta i na Służewie, a także w Lublinie, czy Rzeszowie, no i oczywiście we wspomnianym Poznaniu. Okazuje się, że tradycja organizowania Zaduszek Jazzowych przeniosła się także za granice Polski. Od 2006 roku odbywają się one w Toronto, gdzie grają znani polscy jazzmani. Zainicjowała je polsko-kanadyjska wokalistka i kompozytorka Ola Turkiewicz, która wystąpiła na nich obok znanego gitarzysty Jarosława Śmietany.
Jedno jest pewne – jeśli jakaś inicjatywa powstała z natchnienia Bożego – przetrwa. Modlitwa za zmarłych muzyków, o miłosierdzie Boże dla ich dusz jest inicjatywą ze wszech miar słuszną i chwalebną, tym bardziej, że wielu z nich miało dość „skomplikowane” relacje z Panem Bogiem i taki właśnie przede wszystkim charakter powinny mieć kulturalne wydarzenia organizowane w listopadowy czas pod nazwą Zaduszek. A jeśli przy tym odbędzie się długie, muzyczne, jazzowe (więc spontaniczne) uwielnienie Stwórcy i Dawcy wszelkich talentów muzyką i śpiewem nic nie stoi na przeszkodzie, aby Jazzowe Zaduszki stały się ulubionym wydarzeniem muzycznym chrześcijan ;-).
Anika Djoniziak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!