TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 20:55
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Z tej głębi - ja. Wielki Czwartek

Z tej głębi - ja

wielki czwartek

Czasami pytany, skąd pochodzę, odpowiadam po prostu, że z największej dziury w Europie. I nie jest to jakiś akt braku szacunku dla mojego rodzinnego Strzelina, ale stwierdzenie faktu, że mamy tam w kamieniołomach granitu największe wyrobisko na kontynencie. W sumie całkiem porządna dziura. W tych kamieniołomach pracował mój śp. tato i śp. brat i ostatni brat, który mi pozostał, też pracuje w tych kamieniołomach. Dobrze, że ja jestem księdzem, bo kto wie... W sumie, czasami zastanawiam się, co oni czuli, kiedy patrzyli w tę głębię, dzięki której przecież funkcjonowała nasza rodzina. A oni, bracia i tato, większość życia tam przepracowali. Ich zawodowe życie i nasze utrzymanie w tej granitowej głębi. No właśnie. A moje życie, moje powołanie, moje szczęście, moja miłość, w zupełnie innej głębi, tam w Wieczerniku, na tym stole, gdzie Jezus ustanowił Eucharystię i kapłaństwo. A Wielki Czwartek? O mój  Boże...

Pewnie, że nie zawsze tak było. Choć od początku, czyli odkąd pamiętam, był to ulubiony dzień Świętego Triduum. Najpierw był ulubiony bo, bo wiadomo, najkrótszy. W Wielki Piątek już się trochę dłużyło, a Wigilia Paschalna, no co Wam będę mówił? Po wstąpieniu do seminarium rzeczy zaczęły się zmieniać, ale będę szczery, nie na tyle jeszcze, aby w tych świętych obrzędach doszukiwać się jakiejś miłości, albo serce własne do nich przytulać. To były ciągle RYTUAŁY, chociaż wtedy już przynajmniej rozumiałem ich znaczenie, to znaczy potrafiłem wyjaśnić na przykład, dlaczego zostawiamy puste tabernakulum, a Jezusa w Eucharystii przenosimy do ołtarza adoracji, mądrząc się przy tym i poprawiając każdego, kto śmiał nieliturgicznie nazwać tenże ołtarz „Ciemnicą”. I w Wielki Czwartek bardzo lubiłem zwijać obrus z ołtarza po zakończonej liturgii. Zawsze się spieszyłem, aby z innym klerykiem zrobić to szybciutko, kiedy jeszcze ludzie byli w kościele, żeby mogli zobaczyć, jaki ja jestem mądry i jak ja wszystko wiem, co i jak. Tak, przyznaję bez bicia, że zanim jeszcze byłem klerykiem zupełnie świadomym, ku czemu zmierzam, przez jakiś czas bycie klerykiem polegało głównie na robieniu wrażenia, zwłaszcza na dziewczynach. 

Potem Wielki Czwartek szczególnie naznaczył moją drogę do kapłaństwa w momencie, kiedy na piątym roku seminarium znalazłem się, chciałbym powiedzieć na zakręcie, ale tak naprawdę wylądowałem... poza tą drogą. Ktoś stwierdził, że ja się do kapłaństwa nie nadaję i owego roku siedziałem cichutko w domu, czekając, aż ktoś inny da mi znak, że może jednak pozwoli mi udowodnić, że się nadaję. I tak siedziałem w tym swoim Strzelinie z tymi jego kamieniołomami, cicho jak trusia, niczym apostołowie przed Zesłaniem Ducha Świętego w Wieczerniku. Tyle, że ja z obawy nie przed Żydami, a przed pytaniami znajomych, dlaczego nie jestem w seminarium i z jakich przyczyn nie chodzę w sutannie. I właśnie w Wielki Czwartek, co za przypadek ;-) nasz obecny biskup senior Stanisław dał mi znać, że on ze mną zaryzykuje, a niejaki ksiądz Edward wówczas we Wrocławiu, a dzisiaj, co za przypadek ;-), nasz biskup diecezjalny, pozwolił mi udać się w ten święty dzień do parafialnego kościoła w sutannie. W tamten dzień po raz pierwszy miałem pewność, że to musi być miłość. 

Odkąd jestem kapłanem w Wielki Czwartek wpatruję się w ten ołtarz i widzę w nim głębię większą, niż w naszych strzelińskich kamieniołomach, choć zaręczam Wam, że i tam w głowie się kręci. I wiem, że jam jest z tej głębi. Wiem, że cokolwiek jest w moim życiu dobrego i szczęśliwego, to tam właśnie ma początek i choć wielu mi nie wierzy, albo może nawet nikt mi nie wierzy, ale odkąd Jezus wybrał mnie do ustanowionego podczas Ostatniej Wieczerzy kapłaństwa i przez posługę moich grzesznych rąk i ust przez moc Ducha Świętego staje się obecny na ołtarzu w Eucharystii, ja wiem, że innej, większej i lepszej godności i szczęścia dla mnie nie ma, w kapłaństwie zostałem obdarzony taką godnością, że ponad nią nic. Po prostu nic. Nic tutaj. Bo co będzie Tam, to mnie po prostu brakuje wyobraźni, po prostu nie mieści się w łepetynie, bo skoro Bóg tutaj dał mi wszystko, a Tam ma być jeszcze lepiej, więcej i pełniej...

Gdyby wszyscy wierni mieli świadomość, że w Eucharystii celebrujemy miłość Boga do człowieka, miłość Boga, który dał się ukrzyżować i zmartwychwstał i dokładnie z tym obcujemy podczas Mszy Świętej, nikogo by nie trzeba było namawiać do uczestnictwa. Gdyby wiedzieli, że słowa w prefacji (czyli modlitwie, którą kapłan śpiewa, bądź recytuje przed wspólnym śpiewem „Święty, Święty, Święty...”): „i my wraz z chórami aniołów i świętych śpiewamy” oznaczają DOSŁOWNIE nasze wejście w Niebo, w niebiańską liturgię z udziałem aniołów, którzy widzą Boga twarzą w twarz i my też w przeistoczeniu WIDZIMY Boga twarzą w twarz, to czyż nie chcieliby pobyć w tym Niebie? Czy ktoś chciałby wówczas marnować czas na inne rzeczy, choćby na czymś co się nazywa FACEBOOK, gdyby wiedział i wierzył, że ma nie booka, ale BOGA FACE TO FACE?

Pobyt w Italii dostarczył mi jeszcze jednego elementu do refleksji. Otóż w Italii, niemal w każdym domu normalnie na stole nie ma obrusa, zakłada się go tylko na posiłki. Nie wiem, może w Polsce też tak jest, ale u nas tak nie było. Jakiś obrus czy cerata były na stole przez cały dzień. A w Italii to stanowiło część celebracji posiłku, to zakładanie obrusu i ściąganie go po obiedzie, czy kolacji. Jeden z moich kolegów księży mówi, że bardzo lubi celebrować Eucharystię u sióstr, zwłaszcza jak po Mszy św. jest „micha”, czyli śniadanie (w przypadku porannej Mszy oczywiście). Tak sobie zawsze myślę, kiedy ściągam obrus po liturgii wielkoczwartkowej, że ten gest oznacza, że nie będzie „michy”. Że bez Jezusa, i uwaga, O RANY!, bez kapłana nie będzie „michy”! Że bez Jezusa i kapłana można umrzeć z duchowego głodu! I jak sobie pomyślę, że Bóg mnie w to „karmienie” świata zaprosił i mną się posługuje... 

Następujący później Wielki Piątek, bez sprawowania Mszy Świętej jest niezwykle wymowny. Żałuję wówczas każdego dnia, w którym pozbawiłem się przywileju sprawowania Eucharystii! Bo zobaczcie mądrość Kościoła, który prawem kanonicznym nakłada na nas księży obowiązek celebrowania Liturgii Godzin, czyli brewiarza każdego dnia, ale nie nakłada na nas obowiązku celebrowania Mszy Świętej! Bo to jest nasz przywilej, aby czynić to na pamiątkę Chrystusa. 

W tym roku, w maju stanę się pełnoletnim kapłanem, stuknie mi osiemnastka, co oznacza, że sprawowałem w swoim życiu przynajmniej 6570 Mszy Świętych (gdyby policzyć jedną na dzień, a przecież w ile niedziel było ich więcej). I z każdą kolejną Eucharystią bardziej czuję, że Bóg mnie kocha i wstydzę się, że ja kocham tak ułomnie. I z każdą kolejną Eucharystią czuję się bardziej „porwany” przez tę głębię, której tu na ziemi nigdy nie zrozumiem do końca. I rzucam się w tę głębię, a tam, w przeciwieństwie do strzelińskich kamieniołomów, nie ma dna, nie ma końca. 

ks. Andrzej Antoni Klimek


Msza Wieczerzy Pańskiej

Ty chcesz mi umyć nogi?

Słowa Ewangelii według Świętego Jana

Było to przed Świętem Paschy. Jezus widząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.
W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, widząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło im się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.
Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?» Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział». Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał».
Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę».
Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy». Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: «Nie wszyscy jesteście czyści».
A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem” i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem». 

Zrozumieć, co uczynił

Podczas Ostatniej Wieczerzy tajemnicę Wielkiego Czwartku św. Jan tłumaczy Jezusowym gestem obmywania nóg uczniom. Zanim Zbawiciel zapanuje z wysokości ociekającego krwią krzyża, najpierw pochyla się do zakurzonych stóp człowieka. On – Pan, Mistrz i Nauczyciel pełni posługę niewolnika. Tak często my toczymy nasze spory o to, „kto z nas jest największy”; walczymy o to, „by nasze było na wierzchu”. A Jezus? „Wstał od wieczerzy [...]. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi”. Piotrowi, Janowi, Andrzejowi… nawet Judaszowi! A przecież nikt z tych uczniów nie był „godny” doskonałej miłości Nauczyciela. Jezus, który służy, uczy innej drogi do wielkości; głębokiego pochylenia się przed bliźnim i służenia mu. Zaskoczenie było tak wielkie, że Piotr wręcz krzyczy: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał” (J 13, 8). Nie czuł się na siłach znieść uniżenia swojego Nauczyciela i Pana. Było ono dla niego naruszeniem sprawiedliwego porządku, którego domagała się zwyczajna uczciwość. Ale Jezus, z naczyniem pełnym wody i prześcieradłem zdaje się pokornie prosić: pozwól mi służyć i pozwól, bym jeszcze raz cię czegoś nauczył: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy mnie nazywacie ‚Nauczycielem’ i ‚Panem’ i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”. W ten sposób Zbawiciel otworzył swoim uczniom drogę do prawdziwej wspólnoty i serdecznej zgody, która pozwala unikać napięć wynikających z ludzkiego egoizmu. Pouczył, w jaki sposób powinny być rozwiązywane konflikty międzyludzkie, wynikające zazwyczaj z chęci zdobycia przewagi nad drugim człowiekiem. Od Wieczernika prawem odniesienia się chrześcijanina do drugiego człowieka nie jest już miłość własna, ale miłość, jaką kocha nas Jezus. Od czasu Ostatniej Wieczerzy chrześcijanie wiedzą, iż wspominanie naszego Zbawiciela (Eucharystia), to także wzajemne umywanie sobie nóg. I chociaż w sensie sakramentalnym gest Jezusowy symbolizuje chrzest, zakładający obmycie, oczyszczenie z grzechów i nowe życie w Duchu Świętym, to jednak umywanie nóg to również caritas - miłość w pięknym i czystym wydaniu. Świadomość konieczności owej miłości doskonałej rosła z Kościołem od samych jego początków. „Ci wszyscy, którzy uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” (Dz 2, 44-45). Gdy Kościół zaczął się rozrastać, wciąż trwało w nim przekonanie, że w autentycznej wspólnocie wierzących nie może być takiego ubóstwa, które spotkało by się z odmową pomocy ze strony braci i sióstr. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus ustanowił Eucharystię – sakrament Miłości. To w tej rzeczywistości zawarł swoją ofiarę krzyżową, ale i z tą rzeczywistością złączył gest umywania nóg. Eucharystia, która nie przekłada się na praktykę miłości doskonałej w życiu codziennym, pozostaje niekompletna. Eucharystia, w której Jezus daje nam pojednanie z Bogiem Ojcem jest także zaproszeniem dla każdego z nas do pojednania się z drugim człowiekiem. Dlatego Benedykt XVI w jednej ze swych homilii na Mszę Wieczerzy Pańskiej zauważył: „Powinniśmy umywać nogi jedni drugim w codziennej wzajemnej posłudze miłości. Lecz powinniśmy umywać sobie nogi także i w tym sensie, że wciąż na nowo przebaczamy jedni drugim. Dług, który Pan nam darował, jest zawsze nieskończenie większy od wszystkich długów, jakie inni mogą mieć wobec nas (por. Mt 18, 21-35). 

Oto wezwanie Wielkiego Czwartku - nie dopuszczajmy, by uraza żywiona do drugiego stała się w naszym wnętrzu trucizną duszy. Nieustannie oczyszczajmy naszą pamięć, przebaczajmy sobie nawzajem z serca, umywając nogi jedni drugim, aby razem udać się na ucztę Boga”.

ks. Marcin Papuziński

Słowo Boże 

Wielki Czwartek  

Wj 12,1-8.11-14; Ps 116B; 1 Kor 11,23-26; J 13,1-15

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!