TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 16 Kwietnia 2024, 06:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wymowne milczenie

Wymowne milczenie

Święta Bożego Narodzenia dla wielu były czasem wpatrywania się w żłobek. Co mówił nam mały Jezus? Nic. Noworodek przecież nie potrafi mówić, a Bóg, choć narodzony w niezwykły sposób, przeszedł normalną drogę człowieka – od pieluch i płaczu na każdą okazję zaczynając. I jak każdy człowiek dopiero miał nauczyć się mówić, by na krzyżu przemówić po raz ostatni przed śmiercią.

„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” - napisze później do Hebrajczyków św. Paweł. Bóg mówił do narodu wybranego przez tysiąclecia posługując się tymi, którymi sam chciał. Aż nadszedł ten wyjątkowy dzień, kiedy uczynił swoją mowę ludzką. Dosłownie. Już nie były to wizje i proroctwa dane nielicznym, nie był już to powiew Ducha, czy odwiedziny Bożego posłańca – Bóg się wcielił i odtąd miał używać tego, co sam stworzył – krtani, strun głosowych, przepony, aby do nas mówić. Tak po prostu. Oczywiście wtedy, gdy już się tego nauczył. Ale czy rzeczywiście dopiero wtedy? Czy Jego obecność po zwiastowaniu i po urodzeniu niczego nie mówiła tym, w których życiu się zjawiał? Patrząc na Maryję, Józefa, Elżbietę, Symeona i innych, o których mówi Biblia, można dostrzec, że Jego milczenie było niezwykle wymowne; że mówił samą obecnością.

Czasem żalimy się, że Bóg do nas nie mówi; że nie pozwala się usłyszeć. Z drugiej strony możemy spotkać się z zarzutem niewierzących, że nadużywamy stwierdzenia: „Bóg mi powiedział”, gdyż Bóg, który jest Istotą duchową, według nich nie może mówić. Św. Łukasz natomiast przekazuje nam słowa Jezusa: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”. Zanim jednak zaczniemy wsłuchiwać się w to, co Bóg mówi, warto zatrzymać się na milczeniu, gdyż jest ono niezbędne. Do tego zachęcają nas Ojcowie Kościoła, a betlejemska szopa jako miejsce wypełnione ciszą stanowi dobrą do tego okazję.

Św. Ignacy Antiocheński w Liście do Kościoła w Magnezji pisał: „Natchnieni Jego łaską mieli moc przekonać tych, co wątpili, że Bóg jest jeden i że objawił się nam przez Jezusa Chrystusa, swojego Syna. On to jest Jego Słowem wychodzącym z milczenia, On też  we wszystkim podobał się Temu, który Go posłał”. Milczenie poprzedza Słowo. Słowo jest w pewien sposób przeniknięte milczeniem. Dzięki temu Słowo nas nie „zagaduje”, ale stwarza przestrzeń dla naszej odpowiedzi, ponieważ nie może Ono pozostać bez reakcji z naszej strony. Przypomina o tym Izajasz: „tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, 11). Można jednak odrzucić Słowo, o czym mówi Jan w Prologu (J 1, 11). Wprawdzie jest to odpowiedź odmowna, ale pokazuje ona, że wobec Słowa nie można pozostać obojętnym. Z drugiej strony, nie jest sprawą łatwą przyjąć to Słowo, zawierzyć Mu. Można być bardzo blisko Boga, można często przebywać w świątyni, można być nawet kapłanem i można jednocześnie niedowierzać Słowu. Spotkało to Zachariasza, który następnie, dzięki dziewięciomiesięcznym rekolekcjom w milczeniu, mógł uwielbić Boga hymnem, którym teraz Kościół modli się każdego ranka. Tak go to Słowo i milczenie ,,przeorało”, że po narodzinach Jana zawołał: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela”. Może jest to nadinterpretacja, ale nie wyobrażam sobie, żeby Zachariasz te słowa wybełkotał, wymamrotał – on raczej je wykrzyczał. Jak ten czas musiał zweryfikować jego życie – zarówno jego kapłańską posługę, jak i rolę pełnioną w rodzinie. Przecież przez 9 miesięcy nie odzywał się do Elżbiety. Postać Zachariasza obrazuje to, o czym pisze Maria Campatelli w Lekturze Pisma z Ojcami Kościoła: „Dla każdego, kto wkracza w świat biblijny, fundamentalnego znaczenia nabiera owa przestrzeń równowagi pomiędzy milczeniem a słowem, pomiędzy tym, co zakryte a tym, co objawione”. 

Zachariasz jedynie powątpiewał Słowu, natomiast może Ono budzić także zdecydowany sprzeciw. Dzieje Apostolskie przybliżają nam męczeńską śmierć św. Szczepana. Tutaj także pojawiają się ci, o których Łukasz pisze „niektórzy z synagogi”, zatem to również byli ludzie świątyni, być może stający każdego dnia przed Bogiem. Jednak wobec Słowa „zawrzały gniewem ich serca” i „zgrzytali zębami” na Szczepana, który mówił im o Jezusie Chrystusie. Ich sprzeciw był tak wielki, że nie dali sobie ani chwili na refleksję, nie pozwolili sobie na komfort słuchania, ale „podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem” (Dz 7, 57). Okazuje się, że miejsce, jakim jest świątynia, daje możliwość pozytywnej odpowiedzi, ale nie jest jej gwarantem. Każdy bez względu na to, czy stoi blisko ołtarza, czy woli pozostawać obok wyjścia, może „zatkać sobie uszy” i „ukamienować” Słowo; może uczynić Je martwym zanim w ogóle gdziekolwiek Ono upadnie.  Natomiast Bóg pragnie, abyśmy wsłuchali się w to Słowo, by było tak blisko nas, że już bliżej się nie da. Dlatego z czułością od wieków powtarza nam to pierwsze przykazanie: „Słuchaj”. Słuchanie otwiera na Słowo, które jest źródłem życia, o czym przypomina nam Kościół, gdy pochyla się nad pierwszym fragmentem Ewangelii wg św. Jana: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1, 12-13). Słowo rodzi w nas nowe życie – piękne, przynoszące dobre owoce.

Nasze milczenie ma jeszcze inną pozytywną stronę – pozwala przyjąć w pokorze, że Bóg zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Trafnie ujmuje to Campatelli: „Wielka chrześcijańska tradycja, chcąc przekazać, jak mamy odnosić się do Boga w prawdzie, nie przenosząc na Niego naszych idoli, spaczonych wyobrażeń czy obsesji, zawsze podkreślała, że nie możemy Go pojąć”. Zawsze będzie towarzyszyła nam pokusa, by sprowadzić Boga do naszych wyobrażeń, ale cisza pełna zachwytu nad tym, co nas przerasta, może być skutecznym antidotum. Bo Bóg jest Bogiem nie do pojęcia.

Warto choć odrobinę (albo i więcej) tej ciszy dobiegającej z szopy przenieść do swojego życia – by wsłuchać się w Słowo, w bicie serca Boga, w tajemnicę wcielenia, która nie kończy się 6 stycznia, ale uobecnia się w każdej Eucharystii.

Katarzyna Strzyż

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!