TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Sierpnia 2025, 13:02
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wokół porozumienia z 1950 roku

Wokół porozumienia z 1950 roku

Przy okazji sporów związanych z podpisaniem i wykładnią słynnego dokumentu ujawniło się, że chcący uniknąć zaliczenia go do klasy politycznej Prymas Wyszyński zaprezentował się jednak jako polityk i mąż stanu najwyższej próby. Paradoksalnie, dzięki temu, że za najważniejszą dla siebie rzecz uznał by być wiernym pasterzem Kościoła.

Janusz Zabłocki, do połowy lat 50. dziennikarz i polityk związany z PAX i osobiście z Bolesławem Piaseckim, a po przełomie 1956 roku parlamentarzysta katolickiego koła poselskiego Znak, komentując w swojej książce „Prymas Stefan Wyszyński. Opór i zwycięstwo” znaczenie Porozumienia Episkopatu z rządem, przyjmuje ocenę, według której dokument ten stał się triumfem Prymasa, odniesionym dlatego, że Stefan Wyszyński nie przyjął narzucanych mu przez drugą stronę reguł gry, ale konsekwentnie trzymał się ugruntowanych zasad.
Prymas zwyciężył, nie dlatego, że okazał się lepszym, bardziej przebiegłym i zręcznym niż komuniści politykiem, ale właśnie dlatego, że nim nie był, że trwał w zadeklarowanej w orędziu do wiernych z okazji ingresu w 1949 roku postawie odżegnywania się od polityki i skupiał wyłącznie na swoim duchowym i pasterskim powołaniu, którego myślą przewodnią była biskupia dewiza Soli Deo.

Prymas odnowicielem polskiej polityki
Spostrzeżenia Zabłockiego są tylko częściowo słuszne. Można byłoby się z nimi zgodzić, gdyby uznać, że polityką jest to wszystko, co w historycznym sporze z Prymasem Wyszyńskim realizowała i reprezentowała strona komunistyczna i cała o wiele starsza i szersza niż ideologia marksistowska tradycja pojmowania i traktowania publicznej aktywności jako brudnej, cynicznej gry o władzę, w której dozwolone są wszelkie niegodne, amoralne posunięcia i za coś naturalnego uchodzi niedotrzymywanie umów. Jeśliby tak pojmować politykę, to Prymas oczywiście nie mógłby żadną miarą być politykiem, a tym bardziej politykiem skutecznym, osiągającym zwycięstwa. Jednak gdyby politykę postrzegać, zgodnie z jej klasyczną, arystotelesowską definicją, jako szlachetne dążenie zmierzające do urzeczywistnienia wspólnego dobra, to jasne stałoby się, że Ks. Prymas wcielając na polu działalności publicznej istotne i powszechne wartości, jak najbardziej politykiem się okazał i to politykiem najwyższej miary, przenikliwym, dalekowzrocznym i lojalnym mężem stanu. Właśnie on politykę ,,rehabilitował”, przywracał jej poważanie, godność i prestiż, restytuował ją w sensie chlubnej i nieodzownej domeny ludzkiej aktywności, przynależnej do sfery ducha i szeroko rozumianej kultury.
W sierpniu 1981 roku na murach gmachu sądu w Kaliszu pojawiło się namalowane czarną farbą wezwanie: ,,Przywrócić godność prawu”. W duchu podobnym do wyrażonego w tych słowach apelu-protestu, w powojennych warunkach zawłaszczenia świata polskiej polityki przez kolaborantów i agentów obcego reżimu Prymas odnawiał wartość zaangażowania w budowanie politycznej wspólnoty i przypominał, co znaczy być obywatelem państwa, które musi kiedyś odzyskać wolność. W świetle zasad, w perspektywie tego, co Józef Piłsudski, (nie będący wszakże dla Stefana Wyszyńskiego punktem odniesienia) nazwał kiedyś imponderabiliami, to Prymas był politykiem prawdziwym, politykiem najwyższych lotów, na miano zaś polityków nie zasługiwali jego komunistyczni kontrpartnerzy i adwersarze, którzy politykę kompromitowali odmawiając przestrzegania uczciwych i przejrzystych jej reguł.
Różnica stylów w uprawianiu działalności politycznej między Prymasem a komunistami dalej zresztą pozostaje aktualna, a tym samym ważna, ponieważ model przedstawiony przez komunistów znajduje wciąż licznych propagatorów i naśladowców, których z pewnością jest zawsze więcej niż zwolenników opcji zaprezentowanej przez Prymasa. Można powiedzieć, że model czy też wzorzec ,,komunistyczny” wręcz dominuje, bezwzględnie rządzi wszędzie tam, gdzie uprawia się bez przerwy cyniczne, taktyczne gierki, brutalnie walczy się o władzę, pieniądze i wpływy oraz odmawia posłuchu wobec racji własnego państwa oraz racji rozumu.

Tradycja polska i naturalne predyspozycje
Ks. Prymas Wyszyński politykiem stał się z konieczności, podejmując misję rzecznika potrzeb pozbawionego suwerenności, upokorzonego Narodu. Jednak nie znaczy to, że nie czuł się w tej roli dobrze. Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że Stefan Wyszyński był urodzonym politykiem (w podkreślonym tu znaczeniu osoby zdradzającej cechy męża stanu), posiadał naturalne, wrodzone umiejętności i talent przywódcy, którym wyniesienie do godności Prymasa pomogło w pełni się ujawnić, zabłysnąć widocznym światłem.
Skłaniała ku temu rodzima tradycja związana z jego urzędem, nakazująca z perspektywy prymasostwa strzec dobra Rzeczypospolitej jako całości oraz prowadziły osobiste predyspozycje, które wielokrotnie już w życiu Stefana Wyszyńskiego dochodziły do głosu, w szczególności jego zainteresowania społeczne, realizowane na polu naukowym w dziedzinie socjologii, w sensie praktycznym zaś poprzez rozmaite inicjatywy służące ,,socjalizacji” ludzi, budowaniu żywej tkanki społecznej w postaci choćby chrześcijańskich stowarzyszeń czy związków zawodowych organizowanych dla robotników. Było to niebagatelne doświadczenie, do którego Prymas nieustannie się odwoływał, również pod sam koniec życia, w obliczu żywiołowo rozwijającej się „Solidarności”, której działacze szukali u niego porady i wsparcia.

Formacja umysłowa jako argument
W odniesieniu do kwestii Porozumienia z 1950 roku, Zabłocki ma rację o tyle, o ile przekonuje, że Prymas chcąc je osiągnąć kierował się szacunkiem dla zasad, zachował się ,,jak żarliwy kapłan, który potrafił całą nadzieję położyć w Bogu”. Taka postawa bynajmniej nie wyklucza motywów, które byłyby cenne dla dobrego polityka. Prymas istotnie chciał zadośćuczynić wartościom, nie zaniedbać niczego, co miało swoją podstawę w tradycji i nauczaniu Kościoła, co wynikało z jego filozofii i dziedzictwa moralnego i co sam Prymas przyswoił sobie przez lata i uczynił częścią swojej intelektualnej formacji.
Na początku „Zapisków więziennych”, w rozważaniach pod datą 27 września 1953 roku Prymas ks. kardynał Stefan Wyszyński zauważał, że ,,formacja duchowa, którą nam daje Kościół” dostarczyła argumentów przemawiających za zawarciem Porozumienia i stworzyła dla niego odpowiednią atmosferę. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że ,,Kościół wychowuje nas w duchu współdziałania i pokoju społecznego. Zarówno Ewangelia, jak filozofia tomistyczna, filozofia społeczna i prawo publiczne Kościoła, katolicka nauka o państwie i władzy, wreszcie socjologia ogólna, czy też etyka społeczno-ekonomiczna, łącznie z encyklikami społecznymi, wszystko to tworzy swój ciężar gatunkowy, który studiowany przez całe lata daje formację umysłowo-moralną każdemu członkowi Kościoła, wybitnie społeczną”. Prymas sugeruje, że sam dysponuje ową niezbędną formacją i przygotowaniem, i to ona wpłynęła decydująco na kwestię podjęcia rokowań i podpisania układu ze stroną rządową: ,,Ta formacja jest niewątpliwie moim dorobkiem życiowym, który musiał zaważyć na całym trudzie poszukiwania rozwiązań pokojowych”.
Wola i kompetencja młodego jeszcze skądinąd Prymasa Polski przesądziła również o przezwyciężeniu wątpliwości i wahań w łonie Episkopatu, a tworzyli go przecież ludzie tak wybitnego formatu jak sędziwy kard. Adam Sapieha: ,,W każdym razie, w chwili koniecznej decyzji, gdy Episkopat Polski był niezdecydowany, rzuciłem na szalę dyskusji własną formację umysłową, z jej cechami i brakami. I ona zdecydowała w Krakowie”. Opowiadając się zatem za Porozumieniem Prymas Polski okazywał wierność pryncypiom Kościoła: ,,właśnie wychodząc z tych założeń zasadniczych nauki Kościoła, nie można było powiedzieć: nie chcemy porozumienia, bo Kościół zawsze chce porozumienia, nawet wtedy, gdy trzeba czynić ustępstwa”.

Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!