TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 07:30
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Wiosna Kościoła

Wiosna Kościoła

O przeżywaniu religijności we współczesnych czasach, nowych zasadach formacji przyszłych kapłanów, w tym potrzebie prowadzenia etapu propedeutycznego w seminariach duchownych, a także o posłudze wśród osób zakażonych koronawirusem opowiada ks. dr Piotr Kot, rektor WSD w Legnicy i przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych.

Od kilku lat słyszymy o kryzysie wiary, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Z czego to wynika?
Ks. dr Piotr Kot: Trudno powiedzieć. Młodzież zawsze wyprzedzała epokę. Wydaje mi się, że szybko o tym zapominamy. Choć z pewnością druga połowa XX wieku była czasem ożywionej wiary, poszukiwania w Kościele pokoju, prawdy, trwałych wartości. Obecnie widzimy, że wśród młodzieży panuje nowa mentalność, ale na razie nie potrafimy tego zdefiniować. Nie możemy jednak wpadać w pesymizm, bo to jest nastrój obcy chrześcijaństwu. Mnie zawsze urzekało to, co mówił św. Jan Paweł II. Papież żył w trudnym świecie: rewolucja obyczajowa‘68, zimna wojna, socjalistyczne „bojówki” na uczelniach i w szkołach. Każde czasy mają swoją biedę. Karol Wojtyła wyszedł z komunizmu, zza żelaznej kurtyny, wszedł do Europy zlaicyzowanej i patrząc na Kościół mówił: „Widzę wiosnę Kościoła”. Gdzie on ją widział? W konkretnych ludziach, takich jak ks. Franciszek Blachnicki, Chiara Lubich, Matka Teresa z Kalkuty, Kiko i w innych, którzy tworzyli żywe wspólnoty, otwierali się na prawdę Ewangelii, próbowali naśladować Chrystusa.

A więc uważa Ksiądz, że zawsze możemy dostrzec „wiosnę Kościoła”?
Tak. Ks. Józef Tischner mawiał, że odkąd Chrystus pokonał śmierć, żaden optymizm nie jest w Kościele przesadą. Patrząc na Kościół trzeba dostrzegać ludzi, którzy codziennie wyznają wiarę w Jezusa Chrystusa i przyjmują z odpowiedzialnością Jego słowo i Ducha. Ale to można zobaczyć tylko wtedy, gdy patrzy się bez uprzedzeń i z uwagą. Zawsze są osoby, które traktują wiarę na serio i dzięki niej budują trwałe i kochające się małżeństwa, tworzą parafie na peryferiach wielkich miast, służą ludziom ubogim i poturbowanym przez los. To są ci, których papież Franciszek nazywa „świętymi klasy średniej”. Ich jest – według papieża – bardzo dużo. Tacy ludzie to wiosna Kościoła, bo w nich jest po prostu życie.

Zdaniem Księdza z religijnością w Polsce nie jest aż tak źle?
Religijność i wiara to dwie różne sprawy. Twierdzę, że w Kościele w Polsce jest jeszcze spora grupa ludzi, którzy żyją w głębokiej relacji z Jezusem. Ale są też osoby obojętne religijnie: to są ludzie ochrzczeni, którzy jednak nigdy nie przeczytali Ewangelii i nie spotkali żywego Pana. Są też wśród nas osoby, które się mocno pogubiły. Nie chcę zamykać oczu na problemy Kościoła. Teraz przeżywamy czas, gdy ciemne strony życia chrześcijan odsłaniają się z dużą mocą. To pokazuje, że my – grzesznicy – nie zawsze potrafimy właściwie korzystać z mocy i łaski chrztu. Zauważamy, że w tym naszym organizmie coś nie działa, że są przestrzenie martwe, do których nie dotarło światło Ewangelii, światło słowa Bożego. Pomimo tego twierdzę, że Kościół dalej ma żywotną siłę, bo ma w sobie Ducha Bożego. Zauważmy, ile w tym czasie wyrasta kaplic adoracji Najświętszego Sakramentu. W Legnicy, gdzie mieszkam, w ostatnich pięciu latach powstały cztery takie miejsca, w tym jedna kaplica wieczystej adoracji. Widzimy też duży renesans grup biblijnych, w których wierzący na różne sposoby szukają prawdy w słowie Bożym.

Czy młodzi mężczyźni, którzy wybierają kapłaństwo mają świadomość służby w trudnych dla Kościoła czasach?
Klerycy zgłaszają się do seminariów z większą świadomością tego, co ich czeka. Przychodzą w okolicznościach trudnych, jeśli chodzi o przekaz medialny. Codziennie na portalach internetowych czytamy informacje, które pokazują Kościół w najciemniejszych barwach. Dołączają do tego niektórzy katoliccy publicyści, którzy oprócz kreślenia katastroficznych wizji nie proponują żadnego lekarstwa. Tymczasem ci młodzi mężczyźni, pociągnięci przez Jezusa, przychodzą do seminarium i mówią: „Chcemy oddać się do dyspozycji Kościoła, żeby w świecie była głoszona Ewangelia”. Ciekawy jest fakt, że aktualnie odchodzących z seminarium w pierwszych latach jest coraz mniej. Kiedy rozmawiam z kandydatami to widzę, że zgadzają się na przeżycie w jakiejś mierze ofiary Jezusa. Oni nie idą do euforycznego Kościoła młodych, który gromadził się na Światowych Dniach Młodzieży. Mają pragnienie, by upodobnić się do Jezusa. Chcą swoje życie ofiarować innym. To są dla mnie dobre sygnały.

Jak przyciągnąć młodych do Kościoła?
Papież Franciszek często mówi, że dla współczesnego człowieka istotne są czułość i bliskość. Młody człowiek do Ewangelii najczęściej dociera przez świadectwo rówieśnika, niekoniecznie zaś przez podziwianie obrazów średniowiecznych świętych. Sądzę, że w sali, gdzie są młodzi, możemy postawić gablotę z relikwiami świętych, a oni nawet na to nie spojrzą. Ale jak kolega lub koleżanka zacznie opowiadać o tym, co w ich życiu zmienił Jezus, to będzie cisza jak makiem zasiał. Mówię to jako praktyk. Sam jestem w Ruchu Światło-Życie i od wielu lat prowadzę grupy oazowe. Młody człowiek nie pójdzie do wspólnoty, która patrzy na niego interesownie. On musi poczuć, że jest ważny, potrzebny. Budujmy razem wspólnoty! To nie musi być jedynie grupa w salce przy parafii. To może być wspólnota, która spędza czas w górach, w wolontariacie, na ciekawych projektach. A w tym niech pojawi się podprogowo przekaz ewangeliczny. Przykładem na to, co wyrasta z takich rzeczy, jest chociażby projekt „Całkowite oddanie Panu Bogu”, który zrealizowali młodzi z jednym z młodych kapłanów. Dotarli z przekazem rzeczywiście na krańce świata. Tysiące ludzi teraz to ogląda w Internecie.

Podczas Sesji Formatorów Seminaryjnych w Kaliszu dyskutowano o organizacji etapu propedeutycznego w seminariach. Jaki jest cel tego etapu?
Był taki okres w historii Kościoła w Polsce, gdy formacja ludzka w dużym stopniu dokonywała się w rodzinie, domu i szkole. Polska była krajem kulturowo chrześcijańskim. Tym, co kształtowało codzienne życie, było w dużej mierze zakorzenione w wartościach ewangelicznych. Teatr, kino, lektura – tam w większości dominowała kultura wyższa, mająca wiele wspólnego z chrześcijaństwem. To wszystko oddziaływało na młodych ludzi i powodowało, że kandydaci, którzy zgłaszali się do seminariów, byli w większości odpowiednio ukształtowani. Tymczasem reformy, które miały miejsce w Polsce od lat 90. ubiegłego wieku, doprowadziły do potężnych przemian mentalnościowych. Zauważamy, że od kilku czy kilkunastu lat do seminariów zgłaszają się kandydaci z deficytami w sferze dojrzałości ludzkiej i duchowej. Są osoby, które mają wiarę zaczątkową, a czasami nie znają treści wiary. Zobaczyliśmy w Kościele, że na początkowym etapie formacji, zanim kleryk zamieni się w poważnego studenta teologii, zanim zostanie wdrożony w wysokie formy życia wewnętrznego, musi wszystko w sobie uporządkować i scalić. Etap propedeutyczny został wprowadzony jako odpowiedź na potrzeby osobowościowe i duchowe kandydatów do kapłaństwa. Jest to czas bez studiów filozoficzno-teologicznych, natomiast wypełniony zajęciami warsztatowymi, podczas których kształtujemy kompetencje potrzebne do dalszej formacji. Klerycy nabywają umiejętności dojrzałego funkcjonowania we wspólnocie, budowania relacji realnych, a nie tylko wirtualnych. Chcemy młodego człowieka wprowadzić na taki etap dojrzałości w wierze, żeby mógł z większą świadomością ponowić decyzję. Dopiero po etapie propedeutycznym przychodzi czas na właściwą formację ku kapłaństwu.

Czytałam, że posługiwał Ksiądz osobom zakażonym koronawirusem. Czy podzieli się Ksiądz tym doświadczeniem?
To było na początku pandemii w 2020 roku. W Wielką Sobotę zadzwoniła do mnie s. Alicja, Franciszkanka Rodziny Maryi, która była pielęgniarką w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym prowadzonym przez Caritas Diecezji Legnickiej w Jeleniej Górze i zapytała, czy nie przyjechalibyśmy pomóc, ponieważ zostało tylko kilka osób do posługi przy obłożnie chorych. Na piętrze z Covidem, gdzie było 25 osób leżących, pozostały trzy siostry zakonne i dwie osoby świeckie. Biskup wyraził zgodę i wraz z pięcioma klerykami w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego pojechaliśmy, aby pomagać. Trafiliśmy na różne oddziały. Spędziliśmy tam ponad miesiąc. Dla mnie najważniejsze były sakramenty i Eucharystia, którą celebrowałem każdego dnia na korytarzu pomiędzy chorymi. Dbaliśmy o to, żeby ludzie mieli lekarstwa, odpowiednie posiłki, opatrunki. W taki sposób przeżyliśmy okres wielkanocny. To było niezwykłe doświadczenie. Pan dał nam łaskę, żeby przeżyć coś z Jego misji. On nas zaprosił na tę drogę. To był czas, który mocno scalił wspólnotę seminaryjną. Zobaczyliśmy, że Ewangelia nie jest jedną z wielu książek. Stała się w nas życiem, codziennym chlebem.

Rozmawiała Ewa Kotowska-Rasiak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!