TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 25 Sierpnia 2025, 16:49
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Więcej niż droga

Więcej niż droga

droga

Jeśli ktoś nigdy nie był na pielgrzymce, nie szedł choćby jeden dzień w słońcu i deszczu, śpiewając, modląc się, śmiejąc i płacząc - nie zrozumie pielgrzymów, którzy dla większości są niezłymi dziwolągami lub szaleńcami.

„Intencja” - to słowo jest kluczem podczas każdej rozmowy z pielgrzymami, niezależnie od ich wieku. W większości przypadków to właśnie jest motywacją do wyruszenia, dla młodej kobiety z dzieckiem na ręku z grupy krotoszyńskiej były to rodzinne problemy, dla których nie widziała rozwiązania. Dla dwóch młodych dziewczyn z pielgrzymki radomskiej była to prośba za bliskie osoby. - Jeśli jest intencja pojawia się także pewność, że Bóg da potrzebne siły i środki, żeby przebyć tę drogę. Poza tym pielgrzymka jest też umocnieniem, „naładowaniem akumulatorów” i odpoczynkiem - mówi Marta. Wiele osób podkreśla właśnie te ważne intencje, które sprawiły, że wyruszyli od Józefa do Maryi na piechotę. Ale nie zawsze tak jest. - Kiedy miałam szesnaście lat, nie było innego sposobu, żeby wyrwać się z domu, bo nadopiekuńczy rodzice nie pozwalali na żadne wyjazdy, obozy, kolonie, a i z pozwoleniem na pielgrzymkę początkowo było ciężko. Mama przekonywała mnie, że przecież równie dobrze można modlić się w domu, w kościele i w swoim miejscu zamieszkania podejmować jakieś umartwienia. Na szczęście w końcu się zgodziła i początkowo była to świetna zabawa, mimo sporego trudu. Nowi ludzie, nowe doświadczenia religijne, wieczorne czuwania, tak wzruszające, życzliwość gospodarzy i niepewność dotycząca miejsca noclegu, która była dla mnie po prostu ciekawą przygodą - opowiada Anna. - Jasna Góra nie była natomiast dla mnie miejscem niedostępnym i upragnionym, bo bywałam tam z rodzicami dosyć często jako dziecko. Nie miałam jakichś szczególnych intencji. Dopiero po kilku latach zaczęłam dostrzegać, że moje życie zaczyna się zmieniać, że coraz bardziej świadomie przyjmuję sakramenty i zaczynam dostrzegać rolę wiary w swoim życiu. Wcześniej była ona bezrefleksyjna, chodziłam co niedzielę z rodzicami na Mszę św., ale nie za bardzo wiedziałam, po co. Od pielgrzymek wszystko się zaczęło, później znalazłam wspólnotę i staram się, jak mogę żyć wiarą na co dzień - dodaje, dziś trzydziestoletnia, kobieta. Dlatego właśnie każdy powód jest dobry, żeby zdecydować się na tę wędrówkę. Nigdy nie wiadomo, jak to się może skończyć, jak i kiedy zaowocować. Znam pewnego księdza, który przez większość swojego życia żyje pielgrzymką, chodził pieszo na Jasną Górę jako nastolatek, chodził jako kleryk, potem ksiądz, a dzisiaj jako przewodnik jednej z grup. Za każdym razem, kiedy kogoś spotyka, pyta, czy był na pielgrzymce, a jeśli nie, to czy nie chciałby pójść. Namawia także rodziny swoich pielgrzymów do pokonania choćby jednego etapu, co nigdy jakoś mnie nie przekonywało, zawsze miałam wrażenie, że to takie oszukane pielgrzymowanie, podczepiam się na końcówce, biorę flagę, albo krzyż i udaję, że jestem pielgrzymem, ale w tym roku zobaczyłam, po co to jest i dlaczego ma sens. Jeśli ktoś spróbuje przejść choć kilka kilometrów, poczuje atmosferę pielgrzymki, zje posiłek z pielgrzymami, porozmawia z nimi i przekona się, że to całkiem normalni, dobrzy, pełni wiary i marzeń ludzie z różnymi troskami, to istnieje pewne prawdopodobieństwo, że za rok, może dwa też sam spróbuje przeżyć drogę od Józefa do Maryi, a może i nawet od Maryi do Józefa także.

AAD

Pielgrzymka, na którą tak naprawdę nie planowałam wyruszać, okazała się stratą czasu. Nic nie zmieniło się na lepsze, a w szczególności ja. Nie nastąpiło cudowne przełączenie przycisku z egoizmu na altruizm, z pychy na pokorę itd. Słowa, które słyszałam, w większości chyba się gdzieś upłynniły, wyparowały. Nadal za bardzo nie wiem, kim dla mnie jest Chrystus. Wydaje się więc, że zmarnowałam czas i siły, a także roztrwoniłam zaangażowanie innych w to, żebym mogła na pielgrzymce się znaleźć. Śmiało mogłabym zatem wpisać się w pielgrzymkowej statystyce po stronie minusów. Na szczęście Bóg nie prowadzi statystyk, ale daje doświadczenie. Dlatego w ciągu kolejnych dni mogłam doświadczać, że jestem w stanie przez cały odcinek (i to nie jeden) słuchać Słowa oraz głoszenia i nie jest to mordęgą, ale sprawia, że kilometry mijają niesamowicie szybko. Tak samo działo się, gdy słuchałam świadectwa innych – ich zmagania z modlitwą, relacjami albo z własnym krzyżem, ale także tego, jak Pan Bóg prowadzi człowieka i z miłością, powoli pozwala mu odkrywać prawdę o sobie. Mogłam doświadczyć, jak inni umierają dla siebie nawzajem (także dla mnie) i nie robi to z nich cierpiętników, ale zachowują radość. Nie wiem, czym było dla innych moje małe świadectwo, ale cieszę się, że Pan Bóg stwarzał mi do tego okazje. I dobrze, że „wrzucił” mnie On między takich ludzi, którym często nie jest fajnie w życiu, a pielgrzymka staje się dla nich okazją, by się z tym zmierzyć. Dla mnie była tym właśnie.

Kasia Strzyż

 

Na pielgrzymkę w tym roku poszłam pierwszy raz. I jak na pielgrzymkowego pierwszaka, czuję, że Pan Bóg pozwolił mi wielu rzeczy doświadczyć, poznać różnych ludzi, a to wszystko przez to, że mogłam pielgrzymować z dwoma grupami. Widzę w tym niezwykłą łaskę. Przez czas pielgrzymki doświadczałam wielu słabości, także fizycznych. Wiem jednak, że właśnie wtedy Jezus był najbliżej mnie. Pomocą w momentach trudnych były również intencje, z którymi szłam do Matki i ludzie, którym obiecałam modlitwę, ale także ci, którzy mnie wspierali. Gdybym miała wskazać momenty najbardziej dla mnie niezwykłe, to z pewnością byłaby to każda Eucharystia oraz czuwanie z modlitwą wstawienniczą i sakramentem spowiedzi. Był to dla mnie faktycznie czas CZERPANIA. Tak go odczuwałam. Czułam Boże przynaglenie: „Przyjdźcie i kupujcie, bez płacenia! Dalejże kupujcie!” i w uszach brzmiały mi słowa Jezusa: „Ja jestem wodą Życia!” Doświadczyłam tego, że Pan Bóg NAPRAWDĘ działa w naszej niemocy, bezradności, słabości. Pamiętam jeden z wieczorów, gdy kładłam się spać i wiedziałam, że jutro będę wędrować tylko wtedy, gdy On da mi siły. Sama po całym dniu trudu i bólu już ich po prostu nie miałam. I On te siły dawał, zaskakując mnie swoją hojnością. 
Już w samej Częstochowie doświadczyłam tego, że Maryja jest ciągle tą samą, zatroskaną Matką, której nie są obojętne sprawy naszej codzienności. Jedna z moich próśb została już w Częstochowie wysłuchana. To był dla mnie czytelny znak Jej obecności.
Zrozumiałam jej zwyczajną bliskość na weselu w Kanie. Maryję interesuje całe nasze życie. Nie tylko te momenty szczególne, przełomowe, niezwykłe, ale też te zwyczajne, codzienne zmagania. Tam, na Jasnej Górze, w momencie oczekiwania  na wejście do jej kaplicy poczułam to, o czym wiedziałam od dawna, a co dla kogoś może być banałem, poczułam, że ona jest MATKĄ.

Paulina Wielanek

 

Ludzie łatwo popadają w schematy, w rutynę: w domu, w pracy, w szkole, zwłaszcza gdy każdy następny dzień wygląda tak samo. W taki schemat można także wpaść na pielgrzymce, zwłaszcza, gdy kolejny raz spotyka się tych samych ludzi, wiadomo, którędy prowadzi droga, jaka modlitwa teraz będzie odmawiana. To w pewnym sensie daje poczucie bezpieczeństwa, bo wiem co mnie czeka, nic mnie nie zaskoczy, taki błogi spokój. Tym większe było moje zaskoczenie, a przez moment i przerażenie, gdy uświadomiłam sobie, że mój wypracowany schemat pielgrzymki runął. Nikt z moich znajomych, którzy towarzyszyli mi na wcześniejszych pielgrzymkach, nie miał zamiaru iść. Nie miałam także pewnych noclegów, które w ubiegłych latach zawsze na mnie czekały wraz z dobrze znanymi gospodarzami... Czyli jak to teraz będzie? Z kim będę się dzieliła wszystkimi wrażeniami? Ktoś powie, przecież nie o to chodzi, ważna jest droga, a ludzi zawsze można poznać innych. Zgoda. Jednak gdy się ma wejść w nową rzeczywistość, spotkać nowych ludzi, zawsze istnieje ryzyko niezrozumienia, wyobcowania. Może nawet samotności? Nie raz widziałam w grupie osoby, które szły same, po drodze rzadko z kimś rozmawiały, na postojach odpoczywały same, najczęściej gdzieś z boku. Zdarza się i tak. Po chwili, gdy pierwszy szok opadł, przychodziły rozsądniejsze myśli. Przecież będzie mój Bóg. Poza tym na pielgrzymce „wszyscy są po jednych pieniądzach”, złączeni ideą drogi, oswojeni z trudem, odciskami, są wspólnotą. Nawet, gdy jest ktoś nowy, to już z założenia będzie „swój”. Śmiejąc się sama z siebie i swojej początkowej paniki, wyruszyłam w drogę, niby tę samą co zawsze, ale jednak inną. Bóg wie co robi, mieszając nam czasem w planach. To była jedna z bardziej niezwykłych pielgrzymek, jakie do tej pory dane mi było odbyć. Początkową pustkę Bóg wypełnił przede wszystkim cudownymi ludźmi, którzy mimo tego, że wcześniej byli mi znani, ale troszkę zawsze z boku, tego roku dali się poznać lepiej, bo zwyczajnie był na to czas. Wiele razy byłam zaskakiwana, było wiele radosnych chwil, wiele momentów, by odczuć i dać innym poczuć, co znaczy jedność i wsparcie. Poza tym bardziej niż dotąd doświadczyłam, co znaczy służba i poświęcenie dla drugiej osoby. Myślę, że to też nie był przypadek. I takich niby-przypadków było znacznie więcej. To była potężna dawka łaski i Bożej miłości. Na pewno wróciłam inna z pielgrzymki, niż gdy na nią wychodziłam. Taki Boży pomysł na otwarcie moich oczu, do tej pory zamkniętych rutyną.

Natalia

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!