Walka wokół religii
Komu są potrzebne, a komu przeszkadzają lekcje religii w szkole, jakie są plusy dotychczasowego rozwiązania i na czym polega absurdalność nowych propozycji ministerstwa edukacji tłumaczy ks. dr Jarosław Powąska, dyrektor wydziału katechetycznego Kurii Diecezjalnej w Kaliszu.
Księże Jarosławie, rozpocznę małą prowokacją: po co komu ta religia w szkole? A może to nawet nie jest prowokacja biorąc pod uwagę, że jakoś nie widzę ani ze strony rodziców, ani ze strony zorganizowanych grup z katolickim rodowodem, wielkich protestów przeciwko pomysłom ministerstwa edukacji odnośnie nauczania religii w szkole...
Ks. Jarosław Powąska: Są tacy, którzy układają swoje życie pomijając religijność, nie interesuje ich ten wymiar człowieczeństwa. Jednakże nie można w pełni żyć europejską i polską kulturą i rozumieć jej język oraz treści z pominięciem jej religijnego wymiaru. Dam przykład. Mój znajomy opowiadał mi, jak na studiach doktoranckich na wydziale historii analizowali z profesorem historii średniowiecza tekst mówiący o śmierci męczennika. Profesor zwrócił uwagę na dość dziwny, jak dla niego, szczegół: ów męczennik przepasał się prześcieradłem. Profesor nie mógł zrozumieć, dlaczego taka prosta czynność znalazła się w opisie męczeństwa świętego. Tymczasem mój znajomy w lot pojął aluzję. Chodziło o to, że ów męczennik chciał upodobnić się do Pana Jezusa, który umywając nogi apostołom przepasał się prześcieradłem.
Jako społeczeństwo nie powinniśmy pozwolić na to, aby liczne nawiązania do religii katolickiej, jakie napotykamy w kulturze, a nawet w codziennym języku, stały się dla nas nieczytelne. Wprowadzanie w świat Biblii i chrześcijańskich odniesień kulturowych to jedno z ważnych zadań, jakie powinna realizować polska szkoła. I nie wystarczy tylko mówić o tym na historii, języku polskim, wiedzy o kulturze. Lekcja religii uzupełnia edukację szkolną, ucząc żyć wartościami religijnymi. Jeśli chcemy mieć solidną tożsamość narodową, nie możemy pominąć religijnego wymiaru w edukacji młodego człowieka. Polska kultura to kultura wyrosła i wykarmiona na chrześcijaństwie.
Czyli nie chodzi, jak sądzą niektórzy, o dodatkowy dochód dla księży, czy też utrzymanie etatów dla katechetów?Lekcja religii jest przede wszystkim dla ucznia. Lekcja religii przeciwdziała negatywnym zachowaniom dzieci i młodzieży. Badacze tego tematu wskazują, że religijność jest silnym czynnikiem chroniącym przed popadaniem w zachowania problemowe. Im bardziej młodzi ludzie identyfikują się z systemem wartości przekazywanym przez religię, w której są wychowywani, tym mniej podejmują zachowań ryzykownych. Stąd postulat, aby osoby i instytucje odpowiedzialne za przekaz wiary i wartości religijnych traktować jako ważne ogniwo pozytywnego potencjału społeczności lokalnej o bardzo wysokiej użyteczności dla profilaktyki problemowej.
I naprawdę uważa ksiądz, że religia w szkole wykorzystała ten potencjał i przekuła go w coś dobrego i trwałego?Lekcja religii jest dłużej obecna w szkole niż była nieobecna. 34 lata funkcjonowania lekcji religii w polskim systemie oświaty pozwoliło na wypracowanie solidnego programu nauczania, podręczników, kadry pedagogicznej i rozwiązań organizacyjnych. Nie bez znaczenia jest także konsensus znaczącej części społeczeństwa w odniesieniu do kształtu organizacyjnego lekcji religii w polskiej szkole. Tylko niewielka liczba obywateli postulowała poważne i radykalne zmiany w odniesieniu do lekcji religii.
To dlaczego obecnie rządzący politycy uważają religię w szkole za problem, który należy jak najszybciej rozwiązać?
Z przykrością stwierdzam, że obecne ruchy Ministerstwa Edukacji Narodowej są pochopne i wynikają z czynników politycznych. Dotyczy to nie tylko postulowanych zmian odnośnie lekcji religii. Pod kierunkiem nowej minister edukacji, pani Barbary Nowackiej, ministerstwo zmieniło w ciągu roku zasady zadawania prac domowych. Podczas prac nad zmianami prawa w tym zakresie nie wzięto w wystarczającym stopniu pod uwagę rozsądnych opinii praktyków, czyli nauczycieli i wychowawców. Post factum okazało się, że potraktowanie wszystkich prac domowych jednakowo i zakazanie ich w szkole podstawowej wcale nie służy dobru ucznia. Niestety rozporządzenie zostało podpisane, a z problemem muszą się zmierzyć nauczyciele i rodzice.
Podobne zachowanie zaprezentowało ministerstwo odnośnie wliczania ocen z lekcji religii do średniej ocen uzyskanych przez ucznia. Przypomnę, że w 2007 roku ówczesny minister edukacji podjął decyzję o wliczaniu ocen z zajęć dodatkowych i z zajęć z religii do średniej ocen uzyskanych przez ucznia. Argumentowano, że wysiłek ucznia powinien być doceniony i powinien znaleźć odzwierciedlenie w średniej ocen. Później nie obyło się bez interwencji poselskich i innych działań inspirowanych przez ludzi wrogich religijności, których celem było skreślenie zasady wliczania ocen, ale już tylko z religii, do średniej. Ostatnio przeciwnicy wliczania ocen z religii do średniej argumentowali, że zasada ta dyskryminuje uczniów, którzy nie chodzą na lekcje religii, ponieważ nie mają oni szansy na uzyskanie wyższej średniej. Pojawił się nawet argument, że niektóre programy stypendialne przy przyznawaniu stypendiów biorą pod uwagę średnie ocen. Jeśli uczeń chodzi na lekcje religii to ma szansę na wyższą średnią niż uczeń nie chodzący na taką lekcję. Zwróćmy jednak uwagę, że przeciwnicy wliczania ocen z religii do średniej nie protestują przeciwko wliczaniu ocen z zajęć dodatkowych, których nie ma we wszystkich szkołach, natomiast oceny z lekcji religii są im solą w oku. Takie ustawienie sprawy stanowi dowód na to, że działania przeciwników wliczania ocen z religii do średniej ocen uzyskanych przez ucznia, w tym decyzje obecnej Pani Minister, są podyktowane niechęcią, a nawet wrogością wobec lekcji religii i mają znamiona dyskryminacji uczniów ze względów religijnych.
Wróćmy do nowych propozycji ministerstwa odnośnie lekcji religii, takich jak łączenie uczniów z różnych klas w jedną grupę.
Również tutaj jest mnóstwo wątpliwości. Czy 7-letni uczeń może pracować na lekcji z 9-letnim kolegą pod opieką tego samego nauczyciela? Czy dziecko rozpoczynające dopiero edukację w szkole w pierwszej klasie będzie czuło się komfortowo z uczniem z drugiej lub trzeciej klasy podczas tych samych zajęć w grupie 25-osobowej? Czy uczeń 10-letni może czuć się bezpiecznie w grupie 30-osobowej wraz z 14-latkami? Sądzę, że na powyższe pytania rodzic i każdy, kto zajmował się wychowaniem odpowie: nie. To są warunki niekomfortowe nie tylko dla opiekuna takiej grupy, ale przede wszystkim dla dzieci i młodzieży. A tymczasem jest to nowy pomysł władz MEN-u. Ministerstwo właśnie proceduje rozporządzenie, na mocy którego dyrekcja szkoły będzie mgła łączyć uczniów w zakresie etapów edukacyjnych w wielkie grupy. Tak więc w grupie 25-osobowej będą mogli uczyć się na lekcjach religii uczniowie z pierwszej, drugiej i trzeciej klasy, a w grupie 30-osobowej będą mogli uczyć się religii uczniowie z pozostałych klas szkoły podstawowej i w klasach szkoły ponadpodstawowej. Tego typu pomysły są zwyczajnie głupie, dyskryminujące dla tych, którzy decydują się na chodzenie na lekcje religii. Dodam, że tego typu przepisy, jakie zamierza wprowadzić MEN, mają być stosowane wyłącznie w odniesieniu do lekcji religii.
Czyli mamy do czynienia nie tylko ze złą wolą ale również z brakiem elementarnego zrozumienia zasad dobrej edukacji...
Być może ktoś uzna, że urzędnicy MEN-u nie mają wystarczającego rozeznania i doświadczenia praktycznego formułując tego typu przepisy. Można by przyjąć taki punkt widzenia, jednakże strona kościelna słała pisma, uczestniczyła w spotkaniach w MEN-ie, na których wyjaśniała problemy, jakie spowoduje powstawanie tak liczebnych i zróżnicowanych wiekowo grup uczniowskich. Niestety ze strony obecnych władz MEN-u nie ma nie tylko dialogu, nie ma nawet woli dialogu. Podam przykład. Nauczyciele religii m. in. z diecezji tarnowskiej i z naszej diecezji pisali osobne i różniące się od siebie interpelacje do MEN-u. Reakcją MEN-u był list o jednakowo brzmiącej treści. Oznacza to, że urzędnik MEN-u, który podpisał się pod tym tekstem, wypełnił zadanie: wysłał odpowiedź, którą jednak trudno uznać za ustosunkowanie się do treści listów.
Czyli mamy mur ze strony MEN-u. Ale skoro, jak wspomniałem na początku wydaje się, że nikt oprócz biskupów i kilku kurii diecezjalnych specjalnie się tym nie przejmuje, to może właśnie dlatego MEN pozwala sobie na takie traktowanie...
Uważam, że władze MEN-u odnośnie do postulowanych zmian w organizacji lekcji religii (niewliczanie ocen z religii do średniej, tworzenie grup katechetycznych, a nie wykluczone, że zmniejszenie tygodniowego wymiaru lekcji religii) kierują się obecnie przesłankami politycznymi, a nie dobrem ucznia, wolą rodziców i konstytucjonalnymi zasadami tolerancji i współpracy ze związkami wyznaniowymi. Jeżeli rodzice chcą, by ich dzieci miały szansę na lekcje religii w bezpiecznych i sprzyjających warunkach, nie powinni przyglądać się działaniom MEN-u z założonymi rękami, ale powinni wyrażać swoje zdanie i przekazywać je do wiadomości MEN-u oraz do lokalnych polityków. ■
Rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek
Zdjęcie: IStock
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!