Walka o dom i zdrowie dwójki dzieci
Pani Grażyna jest pogodną i energiczną osobą. Nie narzeka, za wszystko dziękuje i cieszy się drobnymi rzeczami. Choć sama wychowuje czwórkę dzieci, z których dwoje poważnie choruje, myśli też o tym, żeby wszystkim się dzielić.
- Kiedy dostajemy jakieś ubrania, od razu patrzę, które będą pasowały na moje koleżanki, albo ich dzieci - mówi pani Grażyna i uśmiecha się, choć jej sytuacja wcale nie jest wesoła. Razem z nastoletnimi dziećmi mieszka ona w dwóch wynajętych, niewielkich pokojach z malutką kuchnią i łazienką, ale tak naprawdę jakiś czas temu nie było tam ani kuchni, ani łazienki, ani pokoju dla dzieci - wszyscy musieli się zmieścić w jednym pomieszczeniu. - Muszę najpierw powiedzieć, że właściwie całe miasteczko pomagało mi szukać mieszkania, ludzie podpowiadali, rozpytywali o różne możliwości, to było niesamowite - mówi kobieta. Kuchnia z łazienką oraz mały pokój powstały z pomieszczeń gospodarczych, w pomieszczeniach była wilgoć, grzyb, bo dach przeciekał - obecnie udało się go trochę uszczelnić. Ogrzewanie całego domu jest bardzo prowizoryczne, a gospodyni marzy o prawdziwym centralnym ogrzewaniu, bo obecny piec bardzo dymi i trzeba przy nim czuwać właściwie całą dobę. Na podłodze w kuchni jest goły beton. - Łazienkę pomogli zrobić wolontariusze na początku tego roku, bo tak naprawdę łazienki nie było. Ktoś przyniósł trochę płytek, skądś znalazła się terakota na podłogę, farba. Komuś niepotrzebna była już stara wanna. Pewien pan, zupełnie za darmo, położył część płytek i nauczył moich synów, jak to robić. Resztę zrobili, zresztą nie tylko w łazience, synowie z kolegami, często trzynasto-, piętnastolatkami. Ostatnio pewna osoba podarowała nam węgiel, który można powiedzieć, uratował nam życie - opowiada samotna matka. Podobnie, dzięki dobrym ludziom udało się zrobić hydraulikę, podłączenie do kanalizacji, prowizoryczne ogrzewanie, okno do jednego z pomieszczeń podarował miejscowy ksiądz. Pani Grażyna marzy o wyremontowaniu jeszcze jednego pokoju, który znajduje się w tym domu, ale do tej pory był graciarnią, do której nawet nie dało się wejść. Obecnie został częściowo uporządkowany, ale na suficie jest wilgoć i grzyb (podobnie, jak na korytarzu), bo dach nad tą częścią domu nie został uszczelniony. Pani Grażyna może długo opowiadać o życzliwych sąsiadach i mieszkańcach miasteczka, czy pobliskiego większego miasta, którzy pomogli jej stworzyć dzieciom dom. Mimo wszystko wymaga on jeszcze ogromnych nakładów pracy i środków finansowych, a warunki w nim daleko odbiegają od takich, w których powinny wychowywać się nastolatki. Dzieci pani Grażyny mają wiele talentów, nie tylko do nauki, ale także muzycznych, a znajomi dobrowolnie pomagają im je rozwijać i starają się, by ich mama nie musiała na to wydać ani grosza.
Jednak dom to nie jedyne zmartwienie tej dzielnej kobiety - jej dwie córki zmagają się z poważnymi chorobami. Najmłodsza (12 lat) ma padaczkę odporną na leki i depresję, a poza tym musi przyjmować leki przeciwmigrenowe na silne bóle głowy, natomiast najstarsza córka (18 lat - mieszka u koleżanki, żeby mieć bliżej do wymarzonej szkoły) choruje na astmę i alergie pokarmowe, które zmuszają ją nie tylko do wyeliminowania z diety glutenu, ale także laktozy i kilku innych składników odżywczych. Jak wiadomo, żywność uwzględniająca taką alergię, jest bardzo droga, nie wspominając o lekach na astmę, czy padaczkę i depresję dla młodszej córki. - Kiedy Karolinka była w szpitalu, w Poznaniu, jeździłam do niej stopem, bo nie mam samochodu. Nie było to łatwe, ale przecież obiecałam dziecku, że będę i zawsze udało mi się dojechać. Podobnie zresztą było, jak jeszcze pracowałam, też często do pracy jeździłam stopem. Teraz mam świadczenie opiekuńcze na młodszą córkę, bo musi być pod stałą opieką, ale uzyskanie go nie było łatwe i podejrzewam, że teraz znowu mogą być problemy. Staram się dorabiać robiąc różne ozdoby świąteczne, okolicznościowe, które wielu osobom się podobają. Czego nie sprzedam, to rozdaję - podkreśla pani Grażyna. Kiedy skończy się okres świadczenia na chore dziecko, pani Grażyna zostanie tylko z alimentami (300 zł na dziecko), z których będzie musiała przez dwa (przy sprzyjających okolicznościach) miesiące utrzymać dom, siebie i czwórkę dzieci. Od dłuższego czasu starsza córka, jak i jej mama potrzebują okularów (córka ma dużą wadę wzroku), ale brak funduszy nie pozwala na ich zakup.
Pani Grażyna często powtarza podczas naszej rozmowy, że chce przede wszystkim podziękować wielu osobom, w tym także dzieciom, koleżankom, kolegom i przyjaciołom swoich dzieci, którzy tak bardzo im pomagają bardzo skromnie, ale aktywnie żyć. - Jest wiele takich cudownych osób, które same mają źle, chorują, brakuje im pieniędzy, mogłyby machnąć ręką na wszystko, a jeszcze pomagają innym - podkreśla pani Grażyna i nieśmiało przyznaje, że choć jedzenia ma „na styk” lubi dla koleżanek i ich dzieci coś upiec i podarować. Wszystkim, co ma dzieli się też z dwoma psiakami, które przywitały mnie w jej mąłym domku. Ta pogodna, dzielna matka przyznaje jednak, że miewa takie dni, kiedy kładąc się spać marzy o tym, żeby już się nie obudzić; żeby skończyły się wszystkie problemy, ale wtedy zawsze pomaga jej wiara i Biblia, która zawsze jest „pod ręką”, jak mówi pani Grażyna.
Tekst Anika Djoniziak
Chcesz pomóc/wesprzeć?
Wszystkich, którzy chcą pomóc pani Grażynie zachęcamy do wpłacania dowolnych kwot na nasze konto,
koniecznie w tytule przelewu z dopiskiem: POMOC DLA GRAŻYNY
Dwutygodnik Diecezji Kaliskiej ,,Opiekun”
ul. Widok 80-82, 62-800 Kalisz
Bank Pekao SA. nr konta:
20 1240 1314 1111 0000 1822 4775
?
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!